środa, 27 sierpnia 2014

" Ukochany Nieśmiertelny "

Starałam się ponad dwa lata o pracę w firmie odzieżowej. Kiedy przyszedł do mnie list polecony z wiadomością o tym, że zostałam przyjęta, skakałam z radości cały dzień. Uświadomiłam sobie, że spełniło się moje marzenie projektantki. Od dziecka fascynowałam się modą, przerabiałam swoje stare ciuchy, kupowałam wszystkie możliwe magazyny i nie byłam ani jeden krok w tyle za nowymi kolekcjami. Nie robiłam tego po to, by się lansować. Nie, po prostu to jest coś co kręciło mnie od zawsze. Moją drugą pasją było malowanie. To mam zdecydowanie po babci. Kiedy byłam małą dziewczynką, uczyła mnie jak trzymać pędzel, jakie farby zmieszać, by wyszedł piękny kolor. I przede wszystkim, bym malowała to, co leży głęboko w mojej duszy. Taka forma wyrażania siebie daje dużo satysfakcji. Możesz pokazać, co naprawdę czujesz w zaledwie kilku kolorach. Mogę też powiedzieć, że od zawsze byłam inna. Czy to dobre słowo? Myślę, że tak. Wierzyłam w duchy, wampiry i inne postacie z mitologii. Oglądając filmy wieczorami zastanawiałam się, jak to jest być nieśmiertelną i piękną. Jak każda małolata marzyłam o spotkaniu wampira, marzyłam o jego pocałunku i spędzeniu z nim wieczności. Teraz jak o tym wspominam, widzę jaka byłam chora. No bo przecież wampiry nie istnieją. Tak samo jak duchy czy wilkołaki. Prawda? Wydoroślałam, ale w pokoju na półce nadal leżą książki. Taki sentyment. Zresztą teraz wampiry są modne. Setki powieści, plakatów, filmów. One nie przemijają, pokazują się tylko w innych odsłonach. Kiedyś wampiry były mrożącymi krew w żyłach bestiami. Wysysały krew z ludzkich ciał, a niektórych przemieniały na swój pierwowzór. Teraz wampiry to przystojniacy, za których tysiące fanek zabiłoby z miłości. Swoją obojętnością, seksapilem budzą najskrytsze pragnienia młodych. Dobrze, że ja mam to już za sobą. Obecnie mam już dwadzieścia trzy lata. Nazywam się Sakura Haruno i nie jestem już taka sama, jak kiedyś...
- Dlaczego się spóźniłaś? Myślisz, że mamy czas na takich niesumiennych pracowników, jak ty? - Stałam z boku i słuchałam jak mój szef wyzywa na nową projektantkę. Z nim nie było łatwo. Jeżeli już się tu pracowało, trzeba było mieć się na baczności. Dla niego liczyła się tylko korzyść majątkowa i nic więcej. Nadęty bufon. Pracowałam tu zaledwie miesiąc, a już miałam go dosyć, ale nie poddam się. Pracuję tu, by coś osiągnąć, a uda mi się to tylko poprzez pracowanie w takiej dobrej firmie.

- Przepraszam, szefie, naprawdę nie chciałam się spóźnić, ale musiałam odwieźć dziecko do przedszkola, nie miałam innego wyboru - tłumaczyła się biedna. O ile wiem, pracowała tu tak samo krótko jak ja i szczerze mówiąc po minie szefa nie widzę tutaj szczęśliwego zakończenia.
- Więc ja też nie mam innego wyboru i zwalniam cię! - Dziewczyna stała jak wryta. Nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała. Bardzo jej współczułam, ale co ja mogłam zrobić? Przyszłam tu tylko po to, by zaprezentować szefowi jak idzie nowa kolekcja, a trafiłam na nieprzyjemne wydarzenie. - Możesz się pakować i szukać innej pracy. - Posłałam jej tylko smutne spojrzenie i ruszyłam dalej za moim pracodawcą w głąb biura. To pomieszczenie zawsze szokowało mnie swoim wyglądem. Zimne, szare ściany dodawały tylko chłodu całemu wyposażeniu. W niektórych miejscach wisiały obrazy z kolekcji letniej i zimowej. Po środku stało wielkie biurko i brązowy, skórzany fotel. Żadnej zieleni, żadnego ciepłego koloru.
- Pokaż jak idzie wam praca nad nową kolekcją. - Wyciągnął rękę po arkusz, który trzymałam. Nieśmiało wyciągnęłam rękę i podałam teczkę z zawartością. Manabu, bo tak nazywał się mój szef, uważnie przeglądał każde zdjęcie. Zatrzymał się na ostatnim, tego właśnie najbardziej się obawiałam.
- To twój osobisty projekt? - odwrócił arkusz w moją stronę i pokazał mi zdjęcie modelki i jej kreację.
- Tak, szefie - odpowiedziałam krótko. Z każdą chwilą napięcie we mnie narastało jeszcze bardziej. Chyba jeszcze nigdy tak się nie czułam. Miałam przed sobą człowieka, od którego zależy moja kariera. Czułam jak ręce zaczynają się pocić. Ostatnio taki stres czułam przed maturą. Z przemyśleń wyrwało mnie chrząknięcie szefa. Spojrzałam na niego uważnie, czekając co ma mi do powiedzenia.- Ten projekt... ma znaleźć się na najnowszym pokazie.
Czy on to naprawdę powiedział? Mój projekt znajdzie się na najnowszym pokazie? Będę stała obok najlepszego projektanta naszej firmy? Moja druga ja właśnie tańczy w moim umyśle jak szalona! Na zewnątrz próbowałam zachować powagę, ale i tak było to trudne z mojej strony.
- Dziękuję, szefie. - Wzięłam od niego arkusz i pognałam do swojej pracowni, gdzie czekała na mnie przyjaciółka.
- Nie uwierzysz! - Rzuciłam arkusz na biurko. Hinata - moja przyjaciółka, stała przede mną i czekała na odpowiedź. - Stwierdził, że mój projekt... ma pojawić się na najbliższym pokazie mody! Jestem taka szczęśliwa!

- Gratulację, Sakura, musimy to uczcić! Co powiesz na wypad do tego nowego klubu Levilla?
- Bardzo chętnie, ale czy ty nie miałaś iść dziś z Tomoe do kina?
- Powiem ci, że wolę iść w czwórkę do knajpki niż męczyć się w kinie na filmie, którego nie lubię.
- Nadal mu nie powiedziałaś, że nie znosisz filmów fantasy? - zaśmiałam się. Hinata usiadła na biurku i z rezygnacją oparła ręce na kolanach.
- Wiesz, że nie chcę sprawiać mu przykrości. Kocham oglądać jego roześmiane oczy. Ale zawsze zmuszam się, by nie zasnąć w tym kinie. Latające wnętrzności jakoś mnie nie pobudzają do życia. - Zaśmiałam się tylko na jej stwierdzenie. Hinata była osobą, która dbała o innych, a nie myślała o sobie. Z Tomoe spotykała się już dobre dwa lata. Szczerze zazdrościłam jej tego związku. Oni ewidentnie byli dla siebie stworzeni. Poznali się na wakacjach. Impreza, spacer po plaży... sceny jak z filmu. Jej życie jest jak dla mnie jedną, wielką bajką. A ja? Czym się mogę pochwalić? Też miałam chłopaka. Spotykaliśmy się od roku. Poznałam go na paintballu. Oryginalnie, co nie? Na początku byłam nim zafascynowana. Zaczęliśmy rozmawiać, potem zabierał mnie na randki, starał się o mnie. A kiedy zostaliśmy parą, urok opadał coraz bardziej. Sama nie wiem dlaczego jeszcze z nim jestem. Może dlatego, że mam nadzieję, że będzie tak jak kiedyś? Nie zdradza mnie, a mimo to nie czuję się pewnie.
- Hej, Sakura! Słuchasz mnie w ogóle? - Słowa Hinaty wybudziły mnie z rozmyśleń.
- Wybacz. Zamyśliłam się, o czym mówiłaś? - Spojrzałam na nią z uwagą.
- Zastanawiałam się w co się ubierzemy na nasze świętowanie.
- Możesz założyć te czarne rurki i tę bluzkę, co ostatnio kupiłaś, bordową. A na nogi szpilki.
- Masz rację, to może fajnie wyglądać. Ty na pewno masz założyć tę koronkową bluzkę i te skórkowe spodnie. - Tak wyglądały nasze przemyślenia. Ja zawsze wiedziałam, co założyć ma Hinata, a ona wiedziała w co ja mam się ubrać. Gdybyśmy robiły to same, zeszłoby nam na tym pół dnia.
- Okej. No to co? Idziemy do domu? Na dziś już wszystko zrobiłyśmy - stwierdziłam. Hinata pokiwała głową, zabrałyśmy wszystkie swoje rzeczy i ruszyłyśmy w stronę domu.
- Rany, Sakura, nadal trzymasz te wszystkie książki i amulety, i coś, co odstrasza wampiry? - Hinata nigdy nie popierała mojego zainteresowania. Teraz już mi przeszło, ale jak mówiłam już wcześniej, to taki mały sentyment. Ususzony czosnek, woda święcona w małych probówkach i mini krzyże. Miałam na to wszystko specjalny pokój.

- Tak. Jakoś nie umiem się pozbyć tych rzeczy. - A tak całkiem poważnie w głębi czuję, że nie mogę tego wyrzucić, bo stanie się coś złego. Wiem, że to sterty bzdur, ale mam to dziwne przeczucie. W końcu każdy stara się słuchać swojej intuicji, prawda?
- Ech... nie mam cię co przekonywać, byś pozbyła się tego, bo i tak mnie nie posłuchasz. W takim razie przebierzmy się i chodźmy na tę imprezę.

Lokal faktycznie był położony na obrzeżach miasta, a dostać się tam można było tylko samochodem. Oświetlenie było marne, ale z każdym kilometrem stawało się ono coraz jaśniejsze. Na miejscu byliśmy zaraz przed rozpoczęciem. Ludzie zbierali się grupkami i ustawiali się w kolejce. Wydawało mi się to całkiem dziwne. Lokal jak na obrzeża był całkiem dobrze wyremontowany. Tylko dlaczego właśnie taki lokal znajduje się na czystym zadupiu? Wokół są same lasy, jedna droga, żadnej komunikacji.

- Wiesz, Sakura, wyobrażałam to sobie całkiem inaczej. - Hinata chwyciła mnie pod ramię. Chłopaki byli cały czas za nami. Ja również muszę przyznać, że nie czułam się tu bezpiecznie. Kiedy staliśmy tuż przy wejściu ochroniarz przewiercił nas swoim spojrzeniem. Chwycił nasze ręce i przybił na nich stempelek z łezką. Zauważyłam jak kącik jego ust podnosi się ku górze, ale mogło mi się wydawać. Mogliśmy wejść. W środku było trochę.. przyjaźniej? Było tu sporo normalnych ludzi. Nawet spostrzegłam znajome twarze. Postanowiłam się wyluzować. Poszliśmy wszyscy do baru, napiliśmy się piwa i ruszyliśmy na parkiet. Muzyka była całkiem dobra do zabawy. Z każdą minutą czułam się pewniej. Tomoe nie pił jako jedyny, prowadził. Wyciągnął najkrótszą zapałkę. Ludzie porywali się w salwach głośnego śmiechu, tańczyli, pili. Ja pognałam w kierunku najbardziej wszystkim znanym - toalety. Przepychałam się przez tych wszystkich ludzi. Gdy byłam już blisko poczułam, jak ktoś potrąca mnie barkiem. Odruchowo pobiegłam wzrokiem w tamtym kierunku. Zauważyłam, jak sprawca również na mnie spogląda. Wyglądał... dziwnie. Tak to chyba jedyne dobre określenie. Jego blada cera tak bardzo kontrastowała z czarnymi oczami i włosami. Skóra wyglądała tak, jakby zrobiona była z porcelany. Czułam na sobie jego wzrok, ciarki zaczęły mi towarzyszyć. Czy to możliwe, że przez jedno spojrzenie człowiek doświadcza takich emocji? Strach, obawa, niezdecydowanie. Ulżyło mi kiedy odwrócił się w swoją stronę i poszedł za kumplem. Ja ruszyłam w miejsce, do którego od początku zamierzałam się udać. Doszłam do lusterka, by poprawić makijaż. Nie siedziałam tam nawet pięciu minut, nagle poczułam jak Hinata łapie mnie za ramiona i krzyczy coś o jakimś morderstwie... dalej toczyło się to jak przez ułamek sekundy. Spanikowana Hinata ciągnęła mnie za rękę znowu przez te tłumy. W mojej głowie kłębiło się mnóstwo pytań. Jakie morderstwo? Dlaczego? Po co? Gdzie chłopaki?  Ludzie krzyczeli, wszyscy uciekali w panice. Słyszałam krzyki, razem z Hinatą chciałyśmy odnaleźć Isao i Tomoe, ale przepychający się ludzie uniemożliwili nam to. Wypychali wszystkich na zewnątrz, nam nie pozostało nic innego jak wierzyć, że odnajdziemy się na zewnątrz.
Cały czas panował chaos. Nie mogłam się uspokoić. Z moich oczu leciały łzy. Hinata nie pozostawała mi dłużna, też płakała. Nie mogłyśmy znaleźć chłopaków. Wszyscy popadli w obłęd. Uciekali nawet do lasu. Natknęła mnie ta myśl. Co jeśli to morderstwo... mam nadzieję, że nic im nie jest.

- Hinata - odezwałam się cicho, ale ona mnie nie słuchała. Szukała, rozglądała się za Tomoe. Cała się trzęsła. Ja pewnie nie wyglądałam lepiej, ale muszę sprawić, by była bezpieczna. Złapałam ją za rękę i pociągnęłam w stronę lasu. Krzyczała na mnie, wyrywała się, nie mogłam jej tam puścić, tam jest niebezpiecznie. W dodatku jeszcze nie przyjechała żadna policja, co znaczy, że morderca jest gdzieś tutaj. Instynktownie spojrzałam na tyły lokalu. Tam stał ten sam mężczyzna. Ten, który potrącił mnie, gdy szłam do toalety. Wiedziałam, że to niemożliwe, była taka panika, biegało tylu ludzi, a ja miałam nieodparte wrażenie, że jego wzrok całkowicie skierowany jest w moim kierunku. Powróciły znajome dreszcze. Czułam, że to dopiero początek...
"Jestem chwilą nieulotną, przeklniesz mnie dwa razy. Nie pozwolę ci się ruszyć, stój jak stałaś, niemo dysząc..."
Otworzyłam szeroko oczy. Moja klatka piersiowa unosiła się i opadała. Słyszałam ten głos, to musiał być on. Czy może ja już zwariowałam? Chciałabym, aby to wszystko było snem, z którego zaraz się wybudzę. HINATA! Zaczęłam się rozglądać na wszystkie strony, szukając jej. Na całe szczęście leżała pod drzewem. Byłyśmy w lesie. To wydarzyło się naprawdę. Nadal nie możemy znaleźć Tomoe i Isao. Otaczały nas drzewa, wokoło nie było nikogo słychać. Czyżby każdy już uciekł? Przecież jeszcze niedawno wszyscy z tego baru pobiegli tutaj, do lasu! To, do cholery, jakim cudem nikogo tu nie ma? I jeszcze to uczucie... jakby ktoś nas obserwował. Musimy stąd jak najszybciej się wydostać, nie mam dobrych przeczuć. Obudziłam Hinatę i pognałyśmy do wyjścia z lasu. Co jakiś czas oglądałam się za siebie. Widziałyśmy już lokal. Roiło się tam od policji, czyli jednak ktoś ich powiadomił. Nie zastanawiałam się dłużej nad tym, podbiegłyśmy do pierwszego lepszego policjanta.
- Co tu się wydarzyło? Szukamy naszych chłopaków, proszę nam powiedzieć, gdzie oni są! - Nerwy mi puściły. Nie myślałam racjonalnie. Znowu zaczęłam się rozglądać i wtedy zobaczyłam coś... czego nie spodziewałam się w każdym innym życiu. Czarnymi kocami nakrywano dwa ciała, zdążyłam zauważyć twarze. - Odepchnęłam policjanta i pognałam w tamtym kierunku. Ludzie próbowali mnie zatrzymać, ale nie dałam się zatrzymać. Dobiegłam co ciał i jednym ruchem zrzuciłam te koce. Nie myliłam się. To byli oni. Opadłam na kolana i z mojego gardła wydał się jeden, ciągły okrzyk cierpienia. Chwilę później poczułam obok obecność Hinaty. Obie oglądałyśmy naszych przyjaciół, bo nimi też byli. W jednej chwili zaczęłam żałować, że nasz związek wyglądał tak, jak wyglądał. Spojrzałam na niego. Był blady, bez cienia iskry życia. Miał zamknięte oczy. Złapałam go za rękę i oparłam głowę na kolanach. Nie mogłam w to uwierzyć. Nagle poczułam silne szarpnięcie z tyłu. To policjanci odciągali nas od ciał. Nie chciałam go puszczać... nie chciałam! Służby zaciągnęły nas do samochodu. Zadawali nam pytania. Kiedy wydawało się, że kończyli ja postanowiłam ich o coś spytać.
- Czy zginęli tylko oni? - spytałam bez cienia emocji w głosie.
- Obecnie szukamy możliwych pozostałych ciał, ale nic na to nie wskazuje, by był ktoś jeszcze. - Zacisnęłam ręce w pięści. To się nie dzieje na prawdę! Z tylu ludzi zginęli akurat Isao i Tomoe? Chłopak mój i Hinaty? To jest dziwne. Nikt inny nie został nawet ranny, do cholery? Jeszcze tego samego dnia wróciłyśmy do domu.

Dokładnie cztery dni temu odbył się pogrzeb. Ekspertyza wykazała, że zginęli od postrzału w klatkę piersiową. Te ostatnie dni były szczególnie trudne. Policja nie znalazła sprawcy, a twierdzą dokładnie, że to musiał być wypadek z użyciem broni. To śmieszne. Lokal nie był wyposażony w kamery, potencjalni świadkowie niczego nie widzieli. Nic nie mogli zrobić. Razem z Hinatą otrzymałyśmy odszkodowanie. To jednak nie uśmierzy naszego bólu. Nie sypiam dobrze. Teraz ten dom wydaje mi się pusty. W dodatku wczoraj w nocy obudziłam się z lękiem. Byłam przekonana, że ktoś mnie obserwował. Teraz, gdy o tym myślę, chcę wierzyć, że to wyobraźnia płata mi figle. Wstałam z łóżka i ruszyłam na dół. Na dole w kuchni urzędowała Hinata. Postanowiłyśmy zamieszkać razem. Weszłam do środka. Gdy ją ujrzałam zdziwiłam się i nie ukrywałam tego.

- Hinata... ty palisz? - W dodatku moje papierosy.
- Od dzisiaj - odpowiedziała krótko. - Na blacie stoi kawa dla ciebie - dodała.
- Dziękuję - odpowiedziałam. Zabrałam kawę i także usiadłam przy stole. Wzięłam pierwszego łyka. Gorąca ciecz delikatnie rozlewała się po moim gardle, dając mu ukojenie. Szkoda, że nie ma leku na obolałe, zdeptane serce. Sięgnęłam ręką po ramę i wzięłam papierosa do ust.
- Myślisz, że to był wypadek? - zapytała mnie. Spojrzałam na nią uważnie. W tej chwili zastanawiałam się czy powiedzieć jej o moich podejrzeniach.
- Chciałabym, żeby tak było, jednak coś podpowiada mi, że ktoś zrobił to celowo.
- Co masz na myśli? - zapytała, nabierając kolejną porcję dymu do płuc. Nigdy bym nie pomyślała, że kiedyś będę oglądała taki obrazek.
- Widzisz, gdy szłam do łazienki po drodze natknęłam się na naprawdę dziwnego typa. Potrącił mnie barkiem, w dodatku tak dziwnie na mnie patrzył. Był blady jak ściana, jego chłód można było wyczuć z daleka. Potem wybuchła panika, a gdy byłyśmy już na zewnątrz ujrzałam go znowu. Stał za lokalem i mogłabym przysiąc, że spoglądał dokładnie w moje oczy. I cały czas mam nieodparte wrażenie, że ...
- ... ktoś cię obserwuje? - dokończyła za mnie. Spojrzałam na nią niezrozumiale. Czekałam na wyjaśnienia. - Też spotkałam dziwnego typka przy barze. Postawił mi nawet drinka. W jego oczach było coś przerażającego, ale jednocześnie pociągającego. Był zbyt... idealny. Potem widziałam jak na mnie spogląda, czułam się dziwnie, ale zignorowałam to. No a kiedy wybuchła ta cała panika, widziałam jak się uśmiecha. To było najbardziej podejrzane i nie przewidziało mi się. On ewidentnie uśmiechał się w moją stronę.
- Dobra, do cholery, to przestaje się robić zabawne. Jestem przerażona.
- Musimy się dowiedzieć, kim oni są. - W swoich słowach nie znalazłam ani krzty zachęty, ale wyjścia innego nie widziałam.
- Jak zamierzasz to zrobić?
- Pojedziemy tam z powrotem...
Policja ewidentnie zwinęła się stąd po drugim dniu. Nie mieli czego szukać. Właściciel baru zamknął interes.

- Od czego zaczynamy? - spytałam. Hinata pierwsze kroki skierowała w stronę baru. Poszłam za nią. Drzwi były otwarte. Za dużo się tu nie zmieniło. Z wyjątkiem powywracanych stołów, wybitych szyb i pustego barku. Czułam tę mroczną aurę. Odruchowo złapałam ręką za mój łańcuszek. Krzyżyk od babci. Gdy miałam go przy sobie, czułam się zawsze trochę raźniej. Nie czułam się tutaj dobrze. Zresztą, czy ktoś by się czuł? Wiedząc, że tu po raz ostatni widziałaś się ze swoim chłopakiem, a teraz go tu nie ma? Chciałabym, aby to wszystko okazało się jednym wielkim snem. Takim, z którego zaraz się wybudzę i będę w ramionach Isao. Wzięłam wolne w pracy. Szef nawet nie zadawał pytań, gdy powiedziałam mu krótko o co chodzi. Hinata zresztą uczyniła to samo. Jeszcze tamtego dnia policjanci mówili, że najprawdopodobniej nie odnajdą zabójców. Mogliby od razu powiedzieć, że nie chce im się szukać.
- Sakura, obawiam się, że niczego tutaj nie znajdziemy. Mam tylko jakiś pierścionek. Pewnie jakaś dziewczyna zgubiła go w popłochu.
- Cóż zostało nam jeszcze jedno miejsce... las.
Było już późne popołudnie. Widok zaczęła otulać jasna szata szarości, by po każdej minucie zmieniać swoją barwę na jeszcze ciemniejszą. Las zaczął wyglądać coraz mroczniej. Szłyśmy bez celu. Nie wiedziałyśmy czego szukamy. Chciałyśmy znaleźć coś, co doprowadzi nas do tych podejrzanych typków. Denerwowała mnie nasza bezradność, nic nie mogłyśmy zrobić.

- To moja wina. - Hinata jakby odczuła moje złe emocje. Uklęknęła na ziemi i zanurzyła głowę pomiędzy kolana. Teraz widziałam tylko jej długie granatowe włosy. Mogłam tylko ją pocieszyć i powiedzieć jej, że to wcale nie jej wina.
- Hinata, daj spokój, nie mogłaś tego przewidzieć. Nikt z nas nie wiedział, że to się stanie. Nawet nie waż się myśleć, że to twoja wina. - Położyłam ręce na jej ramionach. Starałam się dodawać jej otuchy. - Nie możesz się teraz tak załamywać, Tomoe nie chciałby tego. - Słyszałam jak przestała pociągać nosem. Wstała i otrzepała się z ziemi.
- Masz rację, Sakura. Nie chcę by Tomoe widział mnie taką. Możemy wrócić do domu? Nie jestem w stanie na razie... szukać. - Przytaknęłam. I tak prawdopodobnie nic byśmy nie znalazły. Wychodząc z lasu nadal nie mogłam pozbyć się tego dziwacznego uczucia.

Mijał kolejny tydzień. Nadal nic nie znalazłyśmy. W mojej głowie przewijały się myśli. Co jeśli to naprawdę był wypadek? Ale kto, do cholery, nosi ze sobą broń? Może szukamy nie tych osób? Ale co mamy zrobić? Już nie wiemy czego szukać. Od początku nie wiedziałyśmy. Może czas odpuścić? Przyzwyczaiłam się już trochę, że budzę się sama. Nie czułam już ciepła otaczających mnie ramion, nie widziałam jego troski w oczach. Przed oczami przewijały mi się obrazy z przeszłości. Pierwsza randka, wesołe miasteczko, dyskoteki i romantyczne spacery. Wszystko prysło jak mydlana bańka. Tak niespodziewanie mnie opuścił. Żałowałam, że w głębi nie czułam się pewnie w związku. Nie raz zapewniał mnie, że jestem tylko ja. Kurwa! Chce mi się płakać. Jak mam teraz się po tym pozbierać? Nie umiem spokojnie zasnąć. W snach nawiedza mnie moment, w którym zrzuciłam koce i zobaczyłam jego bladą, martwą twarz. To takie trudne. Chciałabym złapać go za rękę, powiedzieć mu jak bardzo go kocham. Teraz muszę z tym poczekać, jak i na mnie przyjdzie pora. Zeszłam na dół. Ogarnęło mnie dziwne uczucie, znowu, ale nie takie jak od paru dni. Poczułam przerażenie. Weszłam do kuchni. Nie... nie mogłam się otrząsnąć. To był tylko delikatny wstęp do czucia się najgorzej w życiu. Moja przyjaciółka, leżała na ziemi z podciętymi żyłami. Zadzwoniłam szybko po pogotowie, musiałam jej pomóc. Tętno słabo wyczuwalne, ale jest. Po paru minutach do domu wbiegli ratownicy. Założyli opatrunki na nadgarstki, podali krew. Pojechali do szpitala, ja razem z nimi. Nie mogłam uwierzyć. Hinata posunęła się do takiego stopnia? Siedziałam z tyłu i obserwowałam ratowników. Po szybkiej interwencji jej stan lekko się poprawił, ale nadal jest źle. Utraciła mnóstwo krwi. Dlaczego to zrobiła? Zastanawiałam się, wiedziałam dlaczego, ale czy pomyślała o mnie? Przecież już straciłam ważną dla mnie osobę. Nie przeżyłabym jeżeli i ją bym straciła. Z tego transu wyrwał mnie ratownik. Podał mi zwiniętą karteczkę.
- Trzymała to w rękawie koszuli. - Podał mi skrawek papieru, a ja zaczęłam czytać.

Sakura, wybacz mi, że tak to kończę. Nie mam już siły. To dla mnie zbyt trudne. Ty wydajesz się podnosić lekko z każdym dniem, ja niestety tak nie potrafię. Cały czas widzę jego uśmiechniętą twarz i wyciągniętą do mnie dłoń. Możesz mój wybór potraktować jako ucieczkę, ale wiesz jak bardzo boję się bólu. Chciałam mieć to już za sobą, nie czuć niczego. Bez względu na to co się stanie, masz przeżyć. Ty potrafisz walczyć, ja nie jestem tak wytrwała. Chcę abyś wiedziała, że bez względu na to co się stanie bardzo cię kocham, jak siostrę, której nigdy nie miałam. Wiem, że to nie jest pożegnanie, bo kiedyś wszyscy się spotkamy i będziemy szczęśliwi. 
                                                                                                                                                                                              Twoja Hinata.

Hinata... co ty zamierzałaś zrobić? Chciałaś mnie naprawdę opuścić? To musi być koszmar. Te wszystkie nasze chwile, te szczęśliwe i te mniej. To wszystko, co razem przeszłyśmy. Szczególnie teraz w tym momencie, ty zamierzałaś mnie zostawić. Samą?

- Nie dam ci odejść! Słyszysz mnie, Hinata? Nie dam ci odejść! - krzyczałam w jej stronę, cały czas trzymając jej delikatną i kruchą dłoń.Na oddziale było sporo ludzi, kiedy ratownicy szybko przewieźli ją na salę obserwacyjną, ja stałam przy oknie i czekałam na cud. Tak minął dzień, teraz siedziałam na siedzeniu. Zegar wybił godzinę trzecią nad ranem. Nie potrafiłam zasnąć, byłam tak bardzo zmęczona, nie wiem jak, ale po chwili poczułam, że zapadam w sen.
Obudził mnie szybki chód lekarzy i pielęgniarek. Otworzyłam powolnie oczy. Sala 107 była otwarta, a z środka słyszałam krzyk lekarza. Wystraszyłam się. Wstałam i weszłam do sali. To co ujrzały moje oczy... ręka Hinaty była cała fioletowa. Opatrunki były przemoczone krwią. Nie mogłam na to patrzeć. Krzyki obijały się echem o moje uszy. Nie mogłam oderwać wzroku od mojej przyjaciółki. W dłoni ściskałam list, który napisała. Nie chciałam wierzyć, że to się dzieje naprawdę. Chcę, aby wróciło moje dawne życie! Lekarz podał jej jakieś lekarstwa. Odwrócił się w moją stronę.
- Podałem jej leki przeciwbólowe. Żyletki musiały być brudne i do rany wdarło się bardzo poważne zakażenie. - Nie wiedziałam, czy to ja świruję, czy ten facet przede mną. - Jeżeli będzie się tak szybko rozprzestrzeniać, będziemy musieli amputować rękę. - Słucham?
- Macie ją wyleczyć! Ona ma być cała i zdrowa, słyszysz mnie, kurwa?! - Złapałam go za ten biały fartuszek. - Jeżeli nie wyzdrowieje, podam was do sądu i nie wygrzebiecie się z tego gówna! - W jego oczach widziałam przerażenie. Puściłam go i weszłam w głąb pokoju. Usiadłam na krześle i pogłaskałam ją. - Hinata, proszę, nie rób mi tego. - Łzy mimowolnie zaczęły płynąć mi po policzkach.
Obudziłam się znowu na korytarzu. Spojrzałam na zegarek. Szósta rano? Czułam się jakby mijała wieczność. Spojrzałam na otoczenie. Wszyscy byli jacyś nadpobudliwi. Spojrzałam na pokój Hinaty. Mam nadzieję, że już niedługo wrócimy razem do domu. Kątem oka zauważyłam jak w moją stronę zmierza lekarz prowadzący Hinatę. Wstałam i czekałam na jego wieści.
- Panno Haruno, nie będę ukrywał. - Spodziewałam się najgorszego. - Może pani tylko czekać... aż Panienka Hinata się wybudzi i zabrać ją do domu.
- Słucham? Przecież wczoraj... - Ale jej wczorajszy stan...

- Wczoraj podaliśmy leki, które jej pomogły. Zakażenie dało o sobie zapomnieć. Oczywiście nie do końca, ale przepiszemy jej specjalne lekarstwa, które pomogą jej w stu procentach dojść do siebie. - Moja reakcja może była zbyt energiczna. Bo gdy rzuciłam się na lekarza, tym razem z radości, upuścił swoją teczkę.
- Dziękuję Panu! Idę się z nią zobaczyć.
Jej ręka faktycznie wyglądała jak normalna.
- Hinata, jeżeli mnie słyszysz, wiedz, że jak się obudzisz to pierwsze co zrobię to sprzedam ci kopniaka w tyłek. - Spojrzałam przez okno, słońce wychodziło, dając o sobie znać. Wszystko budziło się do życia.
- W tyłek? Nie możesz mnie przytulić, jak normalna przyjaciółka?
- Nie, bo gdybyś... zaraz, zaraz! - Spojrzałam w stronę łóżka. Hinata lekko oparła się na szpitalnym łóżku. Uśmiechała się w moją stronę. Łzy, znowu one, leciały potokiem i nie miały zamiaru przestać lecieć. Na moją twarz wstąpił uśmiech. Po raz pierwszy od tych wszystkich dni, poczułam, że znowu żyję. Cząstka mnie znowu zaczęła cieszyć się życiem.
- Hinata! Tak się cieszę, że cię widzę. - Przytuliłam ją. Trwałyśmy tak parę dobrych minut. Kiedy mój uścisk zelżał, nadeszła chwila, która nie należała do najprzyjemniejszych. - Wiesz co próbowałaś zrobić? Chciałaś mnie po prostu zostawić? Wiesz, że gdybyś nie przeżyła musieliby pochować nas razem? Bo ja też bym nie przeżyła.
- Sakura, ja... przepraszam. - Przytuliłam ją raz jeszcze.
- Nigdy więcej tego nie rób, nie zostawiaj mnie. Mam tylko ciebie...
Hinata brała zastrzyki od ponad tygodnia. Jej ręka już wróciła do zdrowia. Zastanawiało mnie tylko jedno. Odkąd wróciłyśmy, Hinata wydaje się jakaś taka zamyślona. Postawiłam przed nią talerz z kanapkami.

- Jedz, musisz nabrać sił - powiedziałam, próbując ją przekonać do jedzenia. Ugryzła kawałek i odstawiła bułkę. Westchnęłam. - Hinata, musimy zacząć żyć dalej. Wiem, że to będzie dla nas trudne, ale minął już prawie miesiąc.
- Ja wiem, Sakura, ale jest coś, co nie daje mi zapomnieć. - Przymrużyłam oczy. Spojrzałam na nią uważnie.
- Co masz na myśli?
- Tamtej nocy, gdy leżałam w szpitalu, wszyscy myśleliście, że jestem całkowicie nieprzytomna, ale ja was po części słyszałam.
- Hinata - położyłam rękę na jej ramieniu - to niemożliwe. Nie mogłaś nas słyszeć.
- Sakura, mówię poważnie. Słyszałam jak kłóciłaś się z lekarzem, słyszałam jak groziłaś mu, że podasz go do sądu. - Odstawiłam kubek z herbatą z powrotem na stół. Słyszała nas? - Wtedy też, w nocy poczułam, jak ktoś przy mnie jest. Nie pamiętam wszystkiego. Poczułam tylko jak dotyka mojej twarzy. Byłam bardzo słaba. Ta osoba mówiła do mnie.
- Hinata, byłam przy tobie cały czas. To musiałam być ja. Coś ci się...
- Sakura, do cholery to był męski głos! - Męski? - Zwracał się do mnie po imieniu i powiedział coś co nie daje mi spokoju.
- Co ci powiedział?
- "Już niedługo zaczniecie nowe życie". - Kurwa. Nasza rozmowa nie trwała długo. Nie wiedziałyśmy, co robić. Mamy zapisać się do psychiatry? Przecież żadna z nas tego nie wymyśliła. Wierzyłam Hinacie. Nie dlatego, że jest moją przyjaciółką i wierzę jej zawsze. Od tamtego dnia dzieje się mnóstwo niewyjaśnionych rzeczy. Spojrzałam na nią raz jeszcze i zauważyłam coś dziwnego.
- Hinata, kiedy skończyło ci się ostatnie opakowanie strzykawek z lekami?- Dwa dni temu skończyłam je brać. A co?
- Nadal masz siniaki po igłach.
- To chyba normalne. Igły pozostawiają lekkie siniaki.
- No tak, ale wtedy w szpitalu nakłuwali cię kilka razy i nie miałaś ani jednego. Pokaż ręce. - Hinata podała mi swoje dłonie. Przyglądałam się uważnie, coś mi tu nie grało.
- Nie masz ran po cięciach.
- To chyba dobrze, nie? - Pokręciłam głową.
- Nie rozumiesz, nie masz nawet blizny. Po cięciach zawsze zostają blizny. Nie ma opcji, aby ich nie było. A twoje nadgarstki wyglądają, jakbyś nigdy nie sięgnęła po... żyletki. - Nie chciałam jej przypominać, ale to naprawdę wydawało mi się dziwne.
- Sakura, nie wracajmy do tego, to chyba dobrze, że wyleczyli mnie najlepiej jak potrafili? - Nie odpowiedziałam na to pytanie. Między nami trwała krępująca cisza. Już dawno tak się nie czułam przy niej.W tym wszystkim był jeden plus - w końcu zaczęła normalnie jeść. Chcę, aby nasze życie wróciło do normalności. Co robiłyśmy, gdy doskwierało nam zdenerwowanie? Ach tak, już pamiętam.
- Może przejdziemy się do kina? Słyszałam, że grają dobry film fantasy. - Uśmiechnęłam się lekko. Przynajmniej próbowałam. Hinata przestała jeść i spojrzała na mnie z politowaniem.
- Dobry żart. Wiesz, że nie znoszę takich filmów. - Prychnęłam przyjemnie.
- Wiem, wiem, tak się tylko droczę. Grają dobry film teraz. Amnezja. O ile pamiętam chciałaś na to iść.
 Tak chciałam. Dziś wieczorem?
- Dziś wieczorem.

- To był najgorszy film jaki w życiu oglądałam.

- Przecież tak bardzo chciałaś go obejrzeć, ale nie przeczę, fabuła oklepana. Laska tracąca wspomnienia i były przyjaciel pomagający jej w ich powrocie i nagle bum! Są razem.
- Przybijaj mnie dalej, następnym razem ja się będę śmiała z twojego wyboru - zaśmiała się.
- Okej, ale nie będziesz się śmiała - odpowiedziałam jej i puknęłam lekko biodrem. Droga do domu prowadziła przez miejski park. Było już ciemno na dworze, ale lampy dodawały nam otuchy. Ten park był największym parkiem w okolicy. Długa droga przed nami do domu. Spojrzałam ukradkiem na Hinatę, starając się jej dotrzymać kroku. Szła lekko zamyślona. Jej włosy powiewały lekko na wietrze. Była naprawdę piękna i mądra. Nie rozumiem dlaczego chciała mnie zostawić, nie dałabym sobie bez niej rady. Nie mam nikogo poza nią.
- Sakura, słyszałaś? - Stanęłam zaraz po niej. Zamrugałam oczami.
- Niczego nie słyszałam, zamyśliłam się. O co chodzi?
- Wydawało mi się jakbym słyszała jakiś... pisk?
- To pewnie tylko koty, jest ich tu pełno. - Wzięłam ją pod ramie.
- Pewnie masz rację, chodźmy. Nie przeszłyśmy nawet dwustu metrów.
- Nie, Sakura, nie daje mi to spokoju, musimy się wrócić. - Spojrzała w moje oczy. Widziałam w nich inną Hinatę. Zaborczą i stanowczą. Kiwnęłam głową i ruszyłyśmy w poprzednie miejsce. Brakowało lamp, były same drzewa, to miejsce nie było jeszcze przystosowane do parku. Drzewa nie były ogrodzone, droga dziurawa i krzywa. Panowała tu zupełna cisza. Dalej szło się w las. Marne światło dawał mi wyświetlacz telefonu. Hinata nagle przystanęła.
- I co, znalazłaś coś? - Nie odpowiadała. Podeszłam bliżej. Jedyne słowo, które przyszło mi do głowy po zobaczeniu tego widoku, to "Kurwa''. Hinata stała jak wryta. Tylko drżące ręce mogły dać do zrozumienia, że nie stoi tu żadna figura woskowa. Skierowałam "latarką" na ziemię. Leżały tam ciała. Dwójki kobiet. Nie były wiele starsze od nas. To musiał zrobić jakiś psychopata... ich ciała wyglądały jak szmaciane lalki. Ponacinane, zakrwawione. Hinata uklęknęła obok jednej z kobiet. Po chwili usłyszałam jak gwałtownie nabiera powietrza do płuc i ręką zakrywa usta. Spojrzałam w tamtą stronę. Szyja tej dziewczyny... była prawie rozszarpana. Do mojej głowy automatycznie wpadło jedno słowo. Wampir. Wiem, że to niemożliwe, ale co innego tak porozrywało człowieka? Odciągnęłam delikatnie Hinatę od tego miejsca.
- Musimy zadzwonić na policję. - Miałam już wybierać numer, gdy nagle usłyszałam trzask łamanej gałęzi. Wystraszyłam się nie na żarty. Odwróciłam się gwałtownie, nikogo nie było. Poczułam, jak Hinata ściska mnie mocno za rękaw.
- Sakura, zobacz. - Wyciągnęła rękę, a ja powiodłam za nią wzrokiem. Ciała tych kobiet... zniknęły.
- Ale... ale jak? - Jak one zniknęły? Kto tu jest? Wampir. Podpowiadał mi mój umysł, ale to nierealne. Wampiry nie istnieją! To bujda na resorach! Usłyszałam kolejny trzask i kolejny. Zaraz zwariuję!
- Kurwa! Pokażcie się! - Jak na zawołanie przed nami stanęła dwójka mężczyzn. Ich ubrania były poplamione krwią, widziałam te uśmieszki skierowane w naszą stronę. Poczułam, jak Hinata staje obok mnie. Nie mam pojęcia dlaczego, ale poczułam przypływ odwagi. Stanęłam przed Hinatą.
- Aż tak wam do śmiechu? - Sięgnęłam do kieszeni, wyciągnęłam małą buteleczkę. Sprawnie jedną ręką wyciągnęłam korek. Kiedy oni zbliżali się do nas, ja posłałam Hinacie znaczące spojrzenie. Wylałam na nie całą zawartość butelki, widziałam, że to działa jak kwas. Ruszyłyśmy szybko w stronę lamp i ludzi. Teraz wiedziałam na pewno, te zioła nie działają na ludzi. Babciu, miałaś rację... Modliłam się, by zdążyć, jednak chyba nie było nam to dane. Jeden z nich zagrodził nam drogę, a drugi w szybkim tempie sprawił, że znalazłyśmy się przyparte pod drzewem.
- Wredna suka. Myślałaś, że takie zioła na nas podziałają? Połaskotałaś mnie tym jedynie. - Wiedziałam, że nie był to świeży napar, ale sądziłam, że uda mi się je bardziej osłabić. Widać, myliłam się. Złapałam Hinatę za rękę. Czy to już nasz koniec? Tak mam zginąć? Z rąk jakiejś wywłoki, w którą nawet już nie wierzyłam?
- Zobaczmy, jak będziesz smakowała. - Ręką naciął mi obojczyk. Widziałam jak jego oczy zrobiły się czerwone. Czyli tak mają zginąć Sakura Haruno i Hinata Hyuuga? Nie tak to sobie wyobrażałam. Widziałam jak jego kły wysuwają się spod zwykłych zębów. Zamknęłam oczy. Czekałam na ból. Czekałam, czekałam. No co jest? Kły szczotkujesz?! Otworzyłam je z powrotem. Wpatrywały się we mnie jego zdziwione, a co ważniejsze, martwe oczy. Spojrzałam na Hinatę, wiedziałam, że widzi to samo co ja. Jej napastnik również nie oddychał. Spojrzałam na ciała tych wampirów. Ich serca... są wyrwane. Nagle ktoś rzucił tymi ciałami. Tak skupiłam się na fakcie tych morderstw, że nie zauważyłam tych którzy nas ocalili. Stali przed nami nic nie mówiąc. Staliśmy całkiem blisko lamp, ale nie mogłam ujrzeć ich twarzy. Zrobili krok w naszą stronę. I wtedy zadałam sobie to pytanie. Co jeśli to też wampiry i próbują nas zabić?
 
- Nie mamy zamiaru was zabijać. - Otworzyłam szeroko oczy. Skąd wiedział... Teraz światła lampy dobrze oświetlały ich twarze. Nie mogłam uwierzyć... to oni. Faceci z klubu! Hinata też najwidoczniej połapała. Jej oczy były pełne przerażenia, moje natomiast ciskały laserami, a przynajmniej chciałabym żeby tak było.

- Skąd mamy mieć taką pewność? Wampirze. - Wiedziałam, że oni są jednymi z nich. Dało się to wyczuć. Nawet nie zaprzeczali.
- Chociażby dlatego, że jeszcze stoicie tutaj żywe - odezwał się tamten drugi. Wpatrywał się w Hinatę swoimi niebieskimi oczami. Nie rozumiem, jesteśmy zranione, a ich oczy są normalnego koloru.
- Potrafimy się powstrzymać przed zapachem krwi. - Czy ten facet czyta mi w myślach?
- Tak. - Kurwa mać, no!
- Możesz mi nie grzebać w głowie? Nie czuję się z tym swojo! - warknęłam w jego stronę.
- Sama otwierasz przede mną umysł.
- Nie martwcie się, niedługo zaczniecie nowe życie. - Zaraz, zaraz te słowa. Spojrzałam na Hinatę. Widziałam po jej twarzy, ona też poznała te słowa...
- To ty... ty byłeś wtedy w szpitalu! - Jej głos zadrżał. Chwyciłam jej dłoń.
- Tak, to ja tam byłem. Nie mogłem pozwolić, by coś ci się stało. Musiałem zobaczyć jak się czujesz, ale gdy zobaczyłem twój stan...
- ... wyleczyłeś ją. - Teraz to było logiczne. Teraz już wiem, dlaczego na nadgarstkach Hinaty nie było nawet śladu po bliznach.
- Czyli to nie leki jej pomogły, tylko ty? A raczej twoja... krew?
- Dokładnie, ale wtedy przyszedłem jeszcze po coś, po moją własność. - Spojrzał uważnie w oczy Hinaty. Nie wiedziałam, o co mu chodzi. Nic nie przychodziło mi do głowy.
- Masz mój pierścień - wyciągnął rękę w stronę Hinaty. - Oddaj mi go. - Hinata sięgnęła do tylnej kieszeni spodni. Kiedy miała mu go przekazać, szarpnęłam za jej rękę.
-  Chyba nie zamierzasz mu tak po prostu tego oddać. - Spojrzałam na nią uważnie, ale gdy ujrzałam jej twarz, a raczej jej oczy. Wydawały się... puste. To nie było jej spojrzenie.
- Coś ty jej zrobił?! - warknęłam w jego stronę. Chciałam mu coś zrobić. Emocje mną zawładnęły zamachnęłam się, by uderzyć go w twarz, jednak zostałam skutecznie i boleśnie zablokowana. Blondyn złapał moją rękę w mgnieniu oka. Jakby przewidział moje ruchy.
- Wybacz, ale to nie z tobą rozmawiam - spojrzał na mnie po czym przeniósł wzrok z powrotem na Hinatę. - To jak będzie, oddasz mi ten pierścień? - Hinata raz jeszcze wyciągnęła rękę, blondyn już szykował dłoń. I wtedy nastąpiło coś czego nigdy bym się nie spodziewała. Wampir oberwał z pięści od śmiertelniczki! Szczęka mi opadła. Ludzie 1:0 Wampiry.
- Puść moją przyjaciółkę. Nie oddam ci tego głupiego pierścienia dopóki nie wyjaśnisz o co tu chodzi.
- Głąbie, nigdy nie umiesz załatwić niczego prosto... - To były ostatnie słowa jakie usłyszałam, potem moje oczy ogarnęła czerń.
Obudziłam się z nie małym bólem głowy. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałyśmy. Wiele nie udało mi się zobaczyć, ponieważ było ciemno. Usłyszałam tylko jęknięcie mojej przyjaciółki. Nawet okna nie mogli wstawić w tej norze?
- Sakura, wszystko dobrze z tobą? - zapytała mnie zatroskana Hinata.

- Nie licząc ostatnich dni, spotkania czterech wampirów i porwania, to wszystko okej - powiedziałam z przekąsem.
- Cieszy mnie bardzo fakt, że nawet w takiej sytuacji trzyma ci się żarcik. - Ona i tak wiedziała, że próbuję zawsze zrobić coś co poprawi nastrój, nawet w takich chwilach jak ta.
- To gdzie my właściwie jesteśmy? - zapytałam. Ledwo widziałam, gdzie siedzi Hinata. Ciemno tu, jak nie powiem gdzie.
- Poczekaj, mam telefon, może uda nam się zadzwonić po pomoc. - Olśniło mnie. - Nie ma opcji, brak zasięgu. - No to teraz czułam, że na serio umarłam...
Nie wiem, ile tu siedziałyśmy, godzinę, dwie, trzy. Czekałyśmy, aż ktoś otworzy w końcu te cholerne drzwi i dowiemy się o co tu chodzi. Przypomniało mi się! Musiałam zapytać o to Hinatę.
- A tak właściwie, to jak udało ci się oprzeć jego urokowi? Dało się zauważyć, że nie byłaś przez sekundę sobą.
- Wiesz, kiedy spojrzał na mnie po raz pierwszy poczułam, że muszę oddać mu ten pierścień. Ale widziałam, kiedy złapał cię za rękę. To zwyczajnie w świecie się wkurzyłam i nagle poczułam się tak, jak wcześniej. Chyba tego nie zauważył i reszta sama poszła. - Zaśmiałam się.

- Tak, ten lewy sierpowy był genialny. - Znajdujemy się w ponurej dziurze, nie wiemy co z nami będzie dalej, ale i tak potrafimy pocieszyć, i rozśmieszyć się nawzajem.
- Sakura, jednak miałaś rację, one istnieją. Zawsze wydawało mi się, że ten okres na kołki i czosnki ci minie. - Hinata, przecież wiesz, że od dłuższego czasu sama w nie nie wierzyłam. Nic nie wskazywało na to, by one istniały. Reszty nie zdążyłam dopowiedzieć, bo usłyszałyśmy trzask otwieranego zamka. Czekałyśmy, aż pojawi się ktoś, kto wszystko nam wytłumaczy. Spodziewałyśmy się tych gości, stop, wampirów z klubu, ale w drzwiach stanęły dwie kobiety. Mimo, że miały na sobie niemodne, białe suknie to i tak wyglądały cudnie. Ten krój był modny pięć lat temu. Ale sądzę, że to teraz jest najmniej ważne. Wyglądały bardzo poważnie, ale na ich twarzach gościły małe uśmiechy.

- Prosimy o wybaczenie panie. Nie chciałyśmy trzymać was w takich niegodziwych dla was warunkach. - ukłoniły się lekko. Czułam się jak w filmie. Właśnie, może to wszystko to jeden film? Ech... kogo ja chce oszukać.
- Nazywam się Kasandra, a to jest Miriana. Przyszłyśmy przygotować panie na spotkanie z panami. - Dobra, teraz to na serio w głowie mi się miesza. Weszły głębiej do pokoju. Czułam się na serio dziwacznie. Wykąpały nas, ubrały, uczesały. Mimo, że nie włożyłabym czegoś takiego nawet na bal maturalny, musiałam przyznać, że suknie były piękne. Dotknęłam materiału. Jedwab? Rany.
Ubrały mnie w dwukolorową suknię. Czarno-niebieską. Była bez ramiączek. Górę miała upiętą gorsetem. Dół sukni był niebieski. Była lekko falowana i pospinana w wielu miejscach. Włosy miałam rozpuszczone, lekko falowane. Hinata miała na sobie ciemnofioletową. Dół miała puszczony długo, aż materiał ciągnął się po ziemi. Była to suknia o długich rękawach, ale z prześwitującym materiałem. Kasandra upięła jej włosy w długiego warkocza.
- Wyglądacie przepięknie, panowie mają dobry gust. - Że kto? Że niby oni kazali nam to ubrać?
- Musimy was zaprowadzić do sali tronowej. - Nie czekały na naszą odpowiedź, tylko puściły nas przodem. Starałam się zapamiętać drogę, którą podążamy, ale odpuściłam po czasie. Tyle tu zakrętów, że mój mózg nie wyrabiał. Dziwiło mnie to, że każda osoba, która przechodziła obok nas kłaniała się w naszą stronę. Co my jesteśmy? Jakieś arystokratki? Chwilę później zatrzymałyśmy się przed ogromnymi drewnianymi drzwiami. Ja bym w życiu nie wstawiła takich drzwi. Ale na czym oni się znają? Nawet zasięgu tu nie mają... Weszłyśmy do środka. Myślałam, że ktoś będzie nam towarzyszył, ale Kasandra i Miriana, nie weszły z nami dalej. Sala była pusta, znaczy na pierwszy rzut oka była pusta. Po lewej stronie rozpościerały się schody, które prowadziły na cztery wielkie... trony? Tak chyba to o to mi chodziło. Na dwóch siedzieli oni. Nie mam pojęcia dlaczego, ale ten z czarnymi włosami nie podpadł mi. Ten blondyn też, ale jemu to bym oczy wydrapała. Na nasz widok wstali i zeszli po schodach. Mieli na sobie coś ala dawne garnitury. Jedno było pewne, mimo że miałam ochotę ich udusić, wyglądali jak bogowie. Spojrzałam na Hinatę. Chyba pomyślała o tym samym, bo na jej bladych policzkach wstąpiły lekkie rumieńce. Hinata, serio? Kiedy stanęli przed nami nie obyło się bez obrzucenia spojrzeniem. Kiedy pierwsze wrażenia mieliśmy za sobą blondyn postanowił rozpocząć rozmowę.

- Na samym początku chcieliśmy was przeprosić za warunki, w jakich byłyście trzymane. Niestety, ta część zamku jest w budowie. - Żeby się tylko nie okazało, że tylko zamek potrzebuje remontu. Spojrzałam na bruneta. On świdrował mnie swoim spojrzeniem takim samym, jak tym w klubie. Znowu przeszły mnie ciarki, ale skutecznie to ukryłam. - Nazywam się Naruto Uzumaki, a to jest...
- Sasuke Uchiha.
- Tak, właśnie. Pozwólcie, że na samym początku opowiemy wam coś, co powinno was zainteresować. - Blondyn rzucił mu spojrzenie, które wydawało się mówić "miałeś mi nie przerywać". Zachciało mi się śmiać.
- Sasuke i ja jesteśmy ostatnimi potomkami naszych rodów. Nasze rodziny zawarły między sobą sojusz po wielu stuleciach walk. Niestety, ostatnia wojna z rodem Douhito i Akasuna okazała się naszą porażką. Ginęło mnóstwo naszych, dzieci utraciły swoich opiekunów, polegli nasi najlepsi stratedzy. Wojna trwała długo. Zbyt długo jak na nasze wojska. Tuż przed wojną w sąsiednich krajach dochodziło do buntów i zamieszek. Ojciec Sasuke wiedział, że wkrótce dojdzie do czegoś poważnego i nie mylił się, dlatego wraz z moją rodziną utworzyli sojusz. Nie było to łatwe, byliśmy wrogimi rodami, ludzie nie potrafili sobie ufać nawzajem, ale sytuacja wymagała takiego rozwiązania. Niedługo potem rozpoczęła się walka. Razem z Sasuke mieliśmy wtedy po cztery lata. Nasi rodzice oddali nas w ręce zaprzyjaźnionych rodów, które potem pomogły nam w walce. Klan Haruno i Hyuuga. - Myślałam, że moje oczy zaraz wylecą. Przecież to chore... - Doskonale zdaję sobie sprawę, że to wydaje się wam nierealne, ale musicie nas wysłuchać do końca. Klan Haruno i Hyuga okazali się być bardzo pomocni w walce. Przez chwilę wydawało się nam, że szala zwycięstwa przechyli się na naszą stronę, ale nasze przypuszczenia okazały się błędne. Klan Haruno i Hyuuga posiadał także swoje dzieci. Z powodu ciągłej walki i zamachu na zaprzyjaźnione klany, nasi opiekunowie postanowili odesłać nas w bezpieczne miejsce, aż do czasu, kiedy wojna się nie zakończy. Odesłali nas do ludzi, swoje dzieci także, jednak były zbyt małe, by o czymkolwiek mogły pamiętać. Po latach wróciliśmy do naszego kraju, by odbudować to, co zostało.
- I czego od nas oczekujecie? Że uwierzymy w te bajki? Może to jeszcze my jesteśmy tymi dziećmi, co? - puszczały mi nerwy. Tego było za wiele, za wiele się wydarzyło w ostatnich dniach.
- Tak, jesteście dziećmi tamtych rodów. Miałyście zaledwie rok kiedy to wszystko się zaczęło, wasze matki odesłały was do ludzi i wymazały waszą naturę. Jesteście z tak samo ważnych rodów jak my. Niestety, nie pamiętacie kim jesteście - odezwał się tamten drugi, Sasuke, o ile dobrze pamiętam.
- Jednak jest jeszcze coś o czym powinnyście wiedzieć. - Top nas bardziej. - Przed wojną przed waszymi jak i naszymi narodzinami ogłoszono połączenie. - Hę?
- Jakie połączenie?

- Nasi rodzice jeszcze przed naszymi narodzinami wybrali nam żony.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - odezwała się Hinata po raz pierwszy od tej całej rozmowy. Blondyn spojrzał na nią i uśmiechnął się w jej stronę pokazując szereg białych zębów. - To, że zostaniesz niedługo moją żoną. A ty, Sakuro, zostałaś przyrzeczona Sasuke. - Że co proszę?! To są jakieś jaja!
- Nie wierzę w żadne wasze słowo! Od trzech tygodni nasze życie uległo całkowitej zmianie. Spotkałam wampiry, z czego nawet już w nie nie wierzyłam, moja przyjaciółka chciała popełnić samobójstwo, widziałam dużo krwi i co najgorsze straciłyśmy swoich przyjaciół i to przez was! - Jedna łza zaczęła spadać po moim policzku. Spotkałyśmy was w tym cholernym klubie, a zaraz potem Tomoe i Isao umarli! I nawet policja nie potrafiła wytłumaczyć jak! Zakładam, że to wszystko wasza sprawka! To wy ich zabiliście, prawda? Bo co? Bo niby miałyśmy zostać przyrzeczone wam i nikt nie mógł wam przeszkodzić? - Sama nie wiem czy to, co mówiłam miało jakikolwiek sens, ale w tej chwili nie obchodziło mnie to.
- Nie zabiliśmy waszych przyjaciół. Choć nie ukrywam, że specjalnie mnie to nie rusza. - Sasuke spojrzał prosto w moje oczy. Zniknął smutek, pojawiła się wściekłość.

- Kurwa, jeszcze jedno słowo, a obiecuje, że zabiję cię w tej chwili! - Po moich słowach na jego usta wkroczył chytry uśmieszek. Wiedziałam, że moje słowa go rozbawiły. Bo co taka ja może zrobić jemu?
- Masz cięty języczek, ale nic nie możesz zrobić. - Zrobiłam pewny krok do przodu, ale Hinata zaraz złapała mnie za rękę.
- Dobrze wiesz, że nie zrobisz mu krzywdy. 
- Tak, ale zawsze mogę spróbować.
- Waszych przyjaciół zabili jedni z podwładnych rodów Douhito. Otrzymaliśmy powiadomienie od naszych, że pojawią się tam, ale całkiem przypadkowo natrafiliśmy na was. Musieli dowiedzieć się, że tam będziecie i dla podsycenia nowego buntu zabili waszych przyjaciół.
- Skąd wiedzieli, że to akurat my? - zapytała Hinata.

- Nie myślcie sobie, że nie byłyście obserwowane, poza tym wyróżniają was wasze włosy. Kiedy was ujrzeliśmy wiedzieliśmy od razu, że to wy. - Wiedziałam, że ten róż zsyła pecha.
- A teraz myślicie, że co? Że od razu uwierzymy wam we wszystkie wasze słowa i zostaniemy? Weźmiemy ślub i co, może jeszcze będziecie oczekiwali dziecka?
- Kiedyś na pewno - odezwał się blondyn. Hinata na te słowa zarumieniła się jeszcze bardziej, nie podoba mi się to.
- Myślę, że na dziś to wszystko. Porozmawiamy potem. - Ja wiedziałam jedno, nie będę rozmawiała. - Strażnicy odprowadzą was do komnat.
- Dlaczego nie możemy być w jednej? - warknęłam.
- Ponieważ macie osobne komnaty - odpowiedział chłodno brunet. Zaraz wyjdę i stanę obok.


Siedziałam na wielkim łożu. Pokój był urządzony w bardzo starym stylu. Wszystko było w kolorach brązu i czerwieni. Nie było tu nawet lampki, tylko wielkie świeczniki. Siedziałam w tej sukni, nie wiedząc co dalej robić. Wstałam i wyszłam na balkon. Musiałam przyznać, że widok zapiera dech w piersiach. Przede mną rozpościerał się wielki ogród. Jego dalekie granice wyznaczały wysokie mury. Środek zapełniony był przeróżnymi rodzajami kwiatów i krzewów. Ścieżki wyznaczały drogę do różnych zakamarków. Kwiaty otaczały również pomniki. Jeden był szczególnie wyróżniony. Przedstawiał aż ósemkę ludzi. Zaniemówiłam. Ci ludzie... a raczej wampiry, czy to rodzice Naruto i Sasuke? Dałabym sobie głowę uciąć, że widzę wielkie podobieństwo. A pozostała czwórka? W głowie mam różne scenariusze. I nawet jeden przychodzi mi do głowy, tylko wydaje się taki nierealny.
- Czyżbyś jednak miała wątpliwości? - wzdrygnęłam się. Nie musiałam zgadywać do kogo należy ten głos.  Słyszałam go już dziś o parę razy za dużo.
- Nie nauczyli cię manier? Puka się - odpowiedziałam z przekąsem. Sasuke się tylko znowu uśmiechnął. Nie znoszę, gdy ktoś tak po prostu ze mnie szydzi!
- To mój zamek, mogę robić co zechcę i to jest moja komnata. - Słucham? Jego komnata? Przesłyszałam się?
- Twoja komnata? To w takim razie ja wychodzę. - Przeszłam obok niego, ale poczułam jak chwyta mnie za ramię.
- Źle się wyraziłem, to jest teraz nasza komnata. - Widziałam w jego oczach niebezpieczny błysk. Nie podoba mi się to ani trochę.

- Że niby mam tu z tobą spać? Mowy nie ma!  - warknęłam.
- Masz cięty języczek. - Odwrócił mnie w swoją stronę. Nie miałam siły, by stawić mu opór. Bezczelny uśmiech wszedł mu na usta. Teraz arogancki dupek, wcześniej chłodny drań. Przyznam się. Zaczynam się bać. Mam nadzieję, że Hinacie nic nie jest. Przyparł mnie do ściany. Zabolało. Był bardzo silny.
- Chyba twój były chłoptaś nie umiał się tobą porządnie zająć. - Dał nacisk  na „były”. - Ale nie martw się, teraz ja się tobą zajmę.- Zacisnęłam ręce w pięści. Nadepnęłam go jak najmocniej umiałam w stopę. Byłam mile zaskoczona kiedy jego uścisk zelżał. Wyrwałam się jakimś cudem i podbiegłam do drzwi. Byłam już prawie u celu, gdy poczułam szarpnięcie za kostkę. Upadłam. Ręką zahaczyłam o kant komody. Rozcięłam sobie łokieć. Spojrzałam na Sasuke. Jego oczy nie zrobiły się czerwone, ale widziałam, że inaczej na mnie patrzy. Chciałam wytrzeć się jak najszybciej, ale nie on nie pozwolił mi na to. Złapał mnie i przychylił moją rękę do swoich ust. Chciałam się wyrwać, ale moje wysiłki na nic się zdały. Czułam jak jego usta łaskoczą moją skórę. To było naprawdę dziwne. Sama nie wiem czy mogę to tak nazwać. Kiedy przestał mogłam powiedzieć, że czułam lekki żal. Sakura, co się z tobą dzieje?!

- Twoja krew jest inna niż wszystkie. - Spojrzał w moje oczy.
- Mam to potraktować jako komplement? - powiedziałam, wyrywając rękę.
- Taka ciepła, taka słodka, taka świeża - mówił jak obłąkany.
Spojrzał na mnie jeszcze raz, tym razem jego oczy lśniły szkarłatną czerwienią. Zbliżał się do mnie. Uciekłam na drugą stronę. Nie gonił mnie. Bawił się ze mną. Krążyłam tak wokół łóżka. Zacisnęłam ręce na poduszkach. Jeszcze przed sekundą widziałam go przed sobą. Poczułam jak jego ręce obejmują moją talię. Spięłam się jak struna. Mam nadzieję, że Hinacie nic nie jest.
- Nie martw się o nią, Naruto się nią zajmie. - Otworzyłam szeroko oczy. Jeżeli jest teraz w tej samej sytuacji jak ja? A co jeżeli jest w gorszej?! Zaczęłam się szarpać, miałam nikłe ogniki nadziei, że jednak uda mi się stąd wydostać.
- Daruj sobie. Dobrze wiesz, że nie masz ze mną szans w twojej obecnej postaci. - Zamarłam. Przestałam się szamotać.
- Jakiej obecnej postaci? - Zaśmiał się. Wziął do ręki kosmyk moich długich włosów i zakręcił je wokół palca.

- Naruto nie potrafi tłumaczyć. Powiem w skrócie. Jesteś teraz zwykłą śmiertelniczką tak jak twoja przyjaciółka, zostałyście nam przyrzeczone jako potomkinie wampirów, więc musicie odzyskać własną naturę. - Nachylił się ku mej twarzy. - A wiesz jaki jest na to sposób? - wyszeptał mi do ucha. Przyjrzałam mu się raz jeszcze. Oczy nadal miał czerwone, trzymał moje nadgarstki bym nie mogła się wyrwać. Nie chciałam poznawać tego sposobu, lecz obawiałam się, że wiem o co chodzi. - Tak dobrze myślisz. - Uśmiechnął się a potem ukazały się jego kły. Koniec żartów, zaczęłam panicznie szukać ucieczki.
- Nie! Zostaw, odejdź! Pomocy! - krzyczałam jakbym była w amoku. Nie wiedziałam, co się dzieje. Złapał moją twarz jedną ręką, drugą cały czas mnie przytrzymywał.
- Spokojnie, to nie będzie bolało - powiedział czule. Ale wiedziałam, ze mówi to tylko dla siebie. Spojrzał w moje oczy. Wpił się w moje usta. Jednym kłem zahaczył o wargę. Czułam w ustach metaliczny smak krwi. Robiło mi się niedobrze, gdy czułam jak wysysa moją krew. To było inne od tego, co czułam wcześniej. Całował łapczywie, trudno było mi złapać oddech. Zszedł z pocałunkami na szyję. Językiem zaczął gładzić moją skórę. Poczułam ciarki na całym ciele. Widziałam, jak przymierza się, by zanurzyć kły w mojej szyi. Czekałam, aż to wszystko po prostu się zakończy.
- Będziesz ze mną na zawsze - szepnął. Zamknęłam mocno oczy, ale nie poczułam ukłucia. Usłyszałam za to jak otwierają się drzwi i do środka wpada kilka wampirów. Naruto wkroczył jako pierwszy i szybko zrzucił ze mnie Sasuke. Szarpali się. Co tu się dzieje? Nic nie rozumiem. Naruto ewidentnie próbował go przytrzymać, ale ten się szarpał. Dopiero przy pomocy strażników udało się im to. Widziałam, jak blondyn patrzy mu głęboko w oczy i wypowiada dla mnie niezrozumiałe słowa. Dopiero po paru sekundach oczy i zachowanie Sasuke wróciły do normy. Strażnicy go puścili, a Naruto podał mu rękę.
- Co się stało? Dlaczego tu jesteś? - Sasuke spojrzał na Naruto, a ja zastanawiałam się czy on na serio nie pamięta tego co zrobił czy udaje.
- Lepiej będzie jeżeli wyjdziesz, wszystko ci opowiem. - Strażnicy wyszli razem z brunetem, ale przed tym posłał mi ostatnie spojrzenie. Został tylko Naruto. Nie wiem dlaczego, ale on wydał mi się bardziej opanowany.
- Przepraszam za jego zachowanie. Nie jadł nic od paru dni - tłumaczył się.
- Jego zachowanie tłumaczysz tym, że nie jadł nic od paru dni?! On chciał mnie zabić!

- Wiesz, tak naprawdę, będąc szczerym, to powinnaś pogodzić się ze swoim przeznaczeniem. Jesteś jedną z nas, tak samo jak Hinata. - Nie mam zamiaru pogodzić się z tym.
- Nawet nie waż się tknąć Hinaty! Rozumiesz?! – Naruto pozostawił moją wypowiedź na lodzie. Kierował się do wyjścia, ale przed tym powiedział mi coś jeszcze.
- Od dziecka interesowałaś się wampirami i innymi potworami. Inni ludzie też, ale tylko ty zawsze byłaś z tego powodu odrzucana. Nie dziwiło cię dlaczego tak jest? – Spuściłam wzrok. Nie chciałam wracać do tych wspomnień. - Ludzie może i są słabi i bezradni, ale wbrew pozorom potrafią wyczuć swoich. Byłaś objęta nieprzyjemną aurą i to ich od ciebie odpychało.

- Nie interesuje mnie przez co byłam odpychana. Chcę chronić Hinatę i razem z nią powrócić do dawnego życia. – Spojrzałam na niego. Liczyłam na to, że może wzbudzę w nim chodź trochę współczucia.
- Przykro mi, ale nie wrócicie już do ludzi. Wasze miejsce jest tu, pośród swoich. Potrzeba wam czasu na poznanie się ze wszystkim. Szczególnie teraz, kiedy wasi przyjaciele zginęli, nie możemy was wypuścić. Szykuje się prawdopodobnie nowy bunt.

- Co ty mi sugerujesz? Że tak po prostu mam porzucić wszystko, co do tej pory udało mi się osiągnąć? Miałam nareszcie pracę, o której marzyłam, miałam teraz stanąć na wybiegu obok najlepszego projektanta naszej firmy! W końcu miało mi się zacząć powodzić…
- Powinnaś dać sobie spokój, do pracy nie wrócicie, zresztą już tam nie pracujecie.
- Dlaczego to robicie? – spytałam. Usiadłam zrezygnowana na łóżku.

- Nie martw się o Hinatę, wbrew pozorom nie jestem taki jak Sasuke. – Starał się mnie pocieszyć? Marnie mu to szło.
- Ale tak czy siak, zamierzasz ją przemienić prawda? By uwolniła swoją naturę, jak to nazywacie. – Chłopak westchnął.

- Zrozum, że taka jest kolej rzeczy. Kiedy już będziecie naprawdę sobą, zrozumiecie jak to jest. Mogę ci zapewnić, że nie zamierzam zrobić jej krzywdy. Zamierzam wytłumaczyć jej wszystko na spokojnie. I nie chcę cię martwić, ale bardziej powinnaś zamartwiać się o siebie. – Zmarszczyłam brwi.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Gdy się skaleczyłaś wszyscy w zamku poczuli zapach twojej krwi. Nawet nie chcę myśleć, co musiał poczuć Sasuke, gdy jej skosztował.
- A skąd wiesz, że jej skosztował?
- Nie wpadłby w taki stan z byle jakiego powodu. – Uśmiechnął się. – Poza tym w sytuacji, w której byłaś można było się tego domyśleć.
- To w takim razie dlaczego mu przerwałeś? Przecież chcecie byśmy stały się takie jak wy. – Blondyn podrapał się lekko po głowie.
- Gdyby wbił się w twoją szyję w takim stanie, nie wiem czy stałabyś się taka jak my. Mógł cię zabić. A zaraz po tobie resztę służby. Musiałem go po prostu uspokoić. A teraz wybacz, na resztę pytań odpowiem ci innym razem. Muszę porozmawiać z Sasuke. – Po tych słowach opuścił komnatę.
Mam bardziej zamartwiać się o siebie? Musiałam wymyślić sposób, jak mamy się stąd wydostać. Wyszłam z powrotem na balkon. Obserwowałam każdą możliwą drogę ucieczki.

- Sakura? – Obejrzałam się w stronę dochodzącego dźwięku. Po drugiej stronie na balkonie stała Hinata. Aż nie mogłam uwierzyć. Była cała i zdrowa.
- Hinata! Nic ci nie jest?
- Nie, wszystko w porządku. A z tobą wszystko dobrze? – Nie wiedziałam czy powiedzieć prawdę, czy skłamać. Niby nic mi nie zdążył zrobić, ale nie czułam się wcale dobrze.
- Wszystko okej, nie martw się o mnie. Hinata, posłuchaj, musimy znaleźć sposób na wydostanie się stąd.

- Wiem, ale musimy to zrobić szybko.
- Dlaczego?

- Podsłuchałam rozmowę dwóch kobiet, które rozmawiały o koronacji. – Nie obijają się.
- Masz jak zejść na dół?

- Nie – odpowiedziała mi zrezygnowana. Cholera! Rozglądałam się uważnie i wtedy wpadł mi pewien pomysł.
- Hinata, musimy zejść po tej ścianie bluszczu. – Widziałam jej zdziwioną minę,  wiem, to głupi pomysł, ale nikogo tutaj nie ma. A Naruto uspokaja Sasuke. To nasza jedyna szansa.
- Masz zamiar schodzić po tym w takim stroju? – Faktycznie. Prędzej się zabiję w tej sukni niż zejdę. Szukałam po szafach stroju, który nadaje się do zejścia. Wkurzyłam się. Same garnitury i smokingi. Nie będę się w to ubierała. Przeszukałam ostatnią szafkę i natrafiłam na znajome ciuchy. Bluza i spodnie. Ubrania, w których widziałam go po raz pierwszy. Wyszłam szybko na balkon. Uśmiechnęłam się widząc Hinatę. Pomyślała o tym samym co ja.
- Dobra, nie mamy czasu, musimy się spieszyć. Zaraz będzie świtać. – Zawsze zastanawiałam się do czego może przydać się wspinanie po linie na zajęciach wychowania fizycznego. I teraz już wiem. Byłam wdzięczna mojej nauczycielce.
Spotkałyśmy się na dole. Nie mogłam się powstrzymać i rzuciłam się na Hinatę. Martwiłam się o nią i to bardzo.

- Gdzie teraz? – zapytała.
-  Chodź, pewna część ogrodu jest w budowie jak zamek. Mam nadzieję, że znajdziemy tam jakąś drogę ucieczki. - Rzeczywiście. W betonowym murze znajdowała się dziura. Mogłyśmy przez nią przejść. Poczułam wielką ulgę gdy znalazłyśmy się poza murami. Sprawdziłam kieszenie. Sprawdzałam czy wszystko ze sobą wzięłam. Byłam ubezpieczona w różne zioła.

Biegłyśmy już dobre dziesięć minut. Wybiegłyśmy na drogę. Słońce wychodziło powoli zza drzew. Z daleka widziałyśmy pierwsze budynki. Szybko zaczęłyśmy podążać w tamtym kierunku. Byłyśmy już tak blisko. Nagle zamarłyśmy. Byłyśmy daleko od zamku, ale usłyszałyśmy, jak wołają nasze imiona. Wiedzieli.
- Hinata, szybko, mamy coraz mniej czasu! – Wbiegłyśmy na szosę. Nogi powoli odmawiały nam posłuszeństwa. Ale nie mogłyśmy przestać biec. Odwróciłam się mimo mej woli. Dostrzegłam kołyszące się drzewa. Wiatru nie było.
- Dokąd to się wybieracie? – Spojrzałam przed siebie. Jaka niesamowita szybkość. Stali przed nami. Przestałyśmy biec. Widziałam, jak Sasuke na mnie patrzy. Widziałam w jego oczach złość, ba, wściekłość, ale jego postawa była chłodna.
- Mówiłam ci, Naruto! Nie zamierzamy być takie jak wy – Hinata krzyknęła w jego stronę. Rozmawiała z nim?
- Ale, Hinata, musisz zaakceptować siebie taką, jaka jesteś. Nie będzie ci ze mną źle, obiecuję. – Zrobił pierwszy krok w jej stronę. Nie ma opcji, nie pozwolę!
- Myślisz, że uciekniesz przed nami? Chyba powiedziałem ci już, że nie masz z nami szans.
- Daruj sobie, Uchiha! Nie będę taka sama jak ty! – Wiedziałam, że go rozwścieczyłam. Widziałam jedno wyjście z tej sytuacji i miałam nadzieję, że Hinata się nie zawaha.

- Nie marnujmy czasu. Wracajmy do zamku, nie będę wiecznie czekać. – Zniknęli z naszych oczu i pojawili się za nami. Teraz albo nigdy. Wyjęłam z rękawa kołek. Wręczyłam drugi Hinacie jeszcze w ogrodzie. Bałam się. Widziałam, że świta. Światło działa na wampiry. To dzieci ciemności, boją się światła.  Jednym szybkim ruchem wbiłam kołek w klatkę piersiową bruneta. Włożyłam w to całą swoją siłę. Hinata uczyniła to samo. Musiałyśmy to zrobić. Upadli na ziemię. Widziałam, że to ich nie zabije, nie trafiłyśmy w serca. Chciałam kupić nam trochę czasu. Wyjęłam jeszcze z kieszeni trzy buteleczki ziół. Werbeny i gorczycy. Wysypałam je. Miałam nadzieję, ze to zatrzyma ich na trochę. Zaczęłyśmy biec. Słyszałyśmy ich wrzask. Przed wbiegnięciem do miasta obiecali, że nas odnajdą…

Rok później…


Otokoba. Miasto położone na obrzeżach. Spokojne dzielnice. Tutaj właśnie chciałyśmy zacząć nowe życie. Starałyśmy się zapomnieć o tym wszystkim, co nam się przytrafiło. Nie było to proste. Takich rzeczy się nie zapomina. Można było tylko o nich nie mówić. Pracowałyśmy w małej herbaciarni. Podawanie zamówień i takie tam. Zawsze wracałyśmy do domu przed zmrokiem. Nie dziwić się czemu. Dziś pracę skończyłyśmy o godzinie osiemnastej. Droga do domu zajmowała nam dwadzieścia minut.
- Sakura, musimy się pośpieszyć. Zaraz zrobi się ciemno. – Tak, wiem. Został nam ostatni zakręt i już będziemy w domu. Na ulicy nie było nikogo poza nami. Przyspieszyłyśmy kroku. Powiał chłodny wiatr, który wprawił nasze włosy w ruch. Odruchowo poprawiłam płaszcz, zasłaniając szyję. Spoglądałam na własne odbicie w kałużach. Na zewnątrz byłam pewna siebie, ale w głębi czułam się przestraszona. Bałam się każdego wieczora, bałam się, że nas odnajdą. Obiecali nam to. Nigdy nie zapomnę spojrzenia Sasuke, kiedy przebiłam go tym kołkiem. Zauważyłam, jak Hinata staje w miejscu. Przerażenie wróciło. Bałam się spojrzeć przed siebie. Nie chciałam, żeby koszmar powrócił. Ręka Hinaty wyglądała na bezwładną. Wiatr poruszał nią, a ona nie panowała nad własnym ciałem.
- Niemożliwe – odezwała się Hina. Odważyłam się. Spojrzałam przed siebie. Strach powrócił. Dwie tak znajome już sylwetki zbliżały się do nas, a my stałyśmy w miejscu sparaliżowane. Nie miałam przy sobie żadnych ziół. Nie mogłam liczyć na szczęście.
- Musimy wam przyznać, że potrafcie dobrze się ukryć. Zioła zmieniające zapach, inne miasto. Godne podziwu, jednak to stanowczo za mało. – Zacisnęłam ręce w pięści.
- A jednak szukanie nas zajęło wam cały rok – odezwałam się.
- Tym razem nie uciekniecie.  – Historia zatacza koło. Ostatnie słowa i ciemność.
Obudziłam się znowu  w tym samym miejscu, komnata Sasuke, jednak tym razem nie było obok mnie Hinaty. Na balkonie stał Sasuke. Nie miałam jak uciec. Czy to czas, aby się poddać? Wstałam i stanęłam parę kroków za nim.
- Masz to, czego chciałeś. Nie mam ani kołków, ani ziół. Jestem bezradna. Rób co chcesz. – Ledwo przechodziło mi to przez gardło. Ale taka była prawda, to koniec.
- Myślisz, że nie wiem?  W każdej chwili mogę zrobić z tobą, co chcę. – Nie widziałam go, a mogłabym przysiąc, że w tej chwili perfidnie się uśmiecha.
- Wiedz jedno, gardzę tobą. Jesteś najgorszym stworzeniem, jakie chodzi po tej ziemi! Nie masz za grosz sumienia! – Po tych słowach Sasuke odwrócił się w moją stronę. Na jego twarzy nie było widać, aby jakiekolwiek moje słowo go ruszyło.

- Nie mam sumienia, nie potrzebne mi ono. Zabijam ludzi, by żyć. Taka jest prawda, ty chcesz od niej uciec, choć wiesz jaka jest prawda. Naruto dał ci do zrozumienia jakie są fakty. Boisz się tego. Nie rozumiem, chciałaś kiedyś spotkać wampira i spędzić z nim wieczność. – Zaśmiałam się.
- To były moje dziecinne marzenia, poza tym przestałam w was wierzyć. Sądziłam, ze was nie ma.
- A jednak istniejemy naprawdę. – Podszedł do mnie. Staliśmy teraz twarzą w twarz.

- Chcesz zobaczyć jak było naprawdę? Pokażę ci przeszłość. Wszystko to, co opowiadał Naruto. Zobaczysz to na własne oczy. -  Bez żadnego ostrzeżenia złapał moją głowę i zmusił mnie, abym spojrzała w jego oczy.

Momentalnie przeniosłam się na plac boju .Wszyscy krzyczeli, walka wyglądała jak rzeź. Na ziemi leżały poodrywane głowy, ręce, nogi. Wszyscy przenikali przeze mnie. Nic nie czułam. Na górze mogłam zauważyć przywódców jednej ze stron. Były to postacie z pomnika. To ojcowie Naruto i Sasuke. Widziałam teraz to żywe podobieństwo.  Wpatrywałam się w nich. Szukali wrogiego przywódcy. Kiedy odnaleźli się…widok był katastrofalny. Walka trwała bardzo długo, ale mimo pomocy nie zdołali wygrać. Nagle z pola bitwy przeniosłam się do pałacu, którego nie znałam. Widziałam tam dwie kobiety. Które rozmawiały między sobą. Mogłam je usłyszeć. 

- Kanabi, musimy je odesłać. Dobrze wiesz, że to jedyne wyjście. – Kobieta była wysoka, była ubrana w arystokratyczną suknię i miała długie…granatowe włosy. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Czy to była matka Hinaty? Moją uwagę przykuła druga kobieta, która miała chustę na głowie. Nie widziałam jej twarzy.
- Wiem, Kotaru. Ale tak bardzo będę za nimi tęsknić. – Dopiero teraz zauważyłam dwa płaczące dziecka.
– Musimy się pospieszyć – poganiała ją.

- Tak, wiem, poczekaj chwilę. – Kobieta sięgnęła po chustę i zdjęła ją z głowy. Spod materiału opadła na plecy kaskada bujnych, różowych włosów. Teraz mogłam ujrzeć twarz tamtej kobiety. Miała takie same oczy jak ja. Pokręciłam przecząco głową. To moja matka? A tamta kobieta, Kanabi, to matka Hinaty? Przypomniałam sobie. One też były wyrzeźbione na pomniku. A tamci mężczyźni na polu walki co pomagali na wojnie, to musieli być… Nie to zbyt wiele. Łzy zaczęły lecieć mi po policzkach. Widziałam jak kobiety wzięły swoje dzieci i pędziły razem z nimi korytarzami.
- Sasuke i Naruto są już bezpieczni. Odesłałam ich. Teraz przyszedł czas na was, kochane – mówiły to tak czule. Obserwowałam i nic nie mogłam zrobić.

- Sakura, kochanie, bądź grzeczną dziewczynką i opiekuj się Hinatą jak należy. W końcu jesteś starsza o parę godzin. – Uśmiechnęła się… moja mama.

- A ty, Hinatko, pamiętaj, że jesteś najsilniejszą dziewczyną jaką znam. Nigdy się nie poddawaj. Twoja mama bardzo cię kocha, bez względu na to, co się stanie. – Pogłaskała swoje dziecko. To my.
 - Pamiętajcie, że zawsze będziemy przy was. Kochamy was. – Uśmiechnęły się. Chwilę potem zaczęły wypowiadać słowa, które były dla mnie niezrozumiałe.
Moje nogi zaczęły prowadzić mnie w tamtą stronę, ale obraz zaczął się oddalać. Zaczęłam biec. Zamiast przybliżać się, oddalałam coraz bardziej.

- Mamo! – To było moje ostatnie słowo. Potem poczułam, jak opadam w silne ramiona.
Obudziłam się z ogromnym bólem głowy. Przed oczami miałam nadal te wszystkie obrazy z wizji, jaką zaprezentował mi Sasuke. Właśnie. Czy już po wszystkim? Otworzyłam oczy. Znajdowałam się w pokoju Uchihy. Na półce w wazonie stały świeże kwiaty. Ile spałam? Z rozmyślań wyrwał mnie odgłos otwieranych drzwi. Spojrzałam w tamtą stronę. Widziałam Hinatę, która niosła tacę z jedzeniem.
- Sakura! Obudziłaś się! Tak się cieszę. Musisz coś zjeść. – Podała mi jedzenie. O dziwo mieli tu normalne jedzenie. Okazuje się, że wampiry potrafią jeść zwyczajne dania, ale tylko przez chwilę zapominają wtedy o głodzie.
- Ile byłam nieprzytomna? – zapytałam.
- Tydzień. – Słucham? Tydzień? Nie mogłam uwierzyć. Tak to na mnie podziałało? Ale nie czas teraz na to, musiałam powiedzieć Hinacie co widziałam.
- Hinata, muszę ci o czymś powiedzieć. – Spojrzała na mnie uważnie. – Wiesz dlaczego zemdlałam? – zapytałam jej.
- Podobno źle się poczułaś, Naruto powiedział, że niedługo powinnaś dojść do siebie.
- Nie prawda. Posłuchaj. Rozmawiałam z Sasuke. Poddałam się. Powiedziałam, że nie mam z nim szans. Wtedy on chciał pokazać mi jak było naprawdę. Przeniósł mnie do czasów tamtej wojny. Widziałam te wszystkie martwe ciała. Widziałam ojców Sasuke i Naruto, i nasze matki.
- Nasze matki? – Wiedziałam, że będzie zszokowana i nie myliłam się.
- Tak. Widziałam, jak chciały nas chronić. Miały takie same włosy i oczy. Były takie piękne. I widziałam też nas. Jak byłyśmy małe. Chciały nas ochronić, wysyłając nas do ludzi. Ostatnią rzeczą jaką widziałam to obraz nas wszystkich razem. Wiem, że twoja mama miała na imię Kotaru. A moja Kanabi. 
- Naruto opowiadał mi o tym wszystkim. Sporo się działo, kiedy spałaś. Ale opowiem ci o tym, kiedy odpoczniesz. - Zmarszczyłam brwi.
- Opowiedz teraz. 
- Nie, Sakura. Opowiem ci później. Teraz leż i odpoczywaj. - Nie dała mi dokończyć, bo wstała, zabierając pustą tacę i wyszła. 
Leżałam i wstawałam na przemian. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Podeszłam do drzwi i po cichu przekręciłam klamkę. Ryzyk fizyk. Najwyżej jeżeli się zgubię, potnę się i wtedy każdy mnie znajdzie. Z Sasuke na czele. Humor mam dziś dość czarny. Westchnęłam i zapuściłam się w tysiące korytarzy. Jak Hinata się tu porusza? Narysowała sobie mapę przez ten tydzień? Chodziłam tak może z dziesięć minut. Miałam przekroczyć kolejny zakręt, gdy usłyszałam głosy dwóch osób.
- Ale nie mamy wyboru, panie. - Słychać było błaganie w jego głosie. Mówił do Naruto czy Sasuke?
- Nie obchodzi mnie to. - Ten zimny i chłodny głos poznam wszędzie. - Dzieci i Kobiet w ciąży nie ruszasz! - Ta groźba w jego głosie. Mogłam ją sobie wyobrazić. Nie chciałam być na miejscu tego faceta.
- Ale co mamy zrobić z podwładnymi?
- Nie obchodzi mnie to. Jeżeli dowiem się, że jakieś dziecko utraciło życie, pozabijam was wszystkich!
- Tak, panie. - Nawet nie chciałam wiedzieć o co chodzi. Odwróciłam się, by iść dalej w drugą stronę, ale uderzyłam o coś twardego.
- Ała. - Spojrzałam w górę. Moje szczęście w skali od jednego do dziesięciu? Zero. Widziałam go przed sobą. Ubrany nadal elegancko, ale bardziej współcześnie. Czarne spodnie, biała koszula i czarna marynarka. Czy oni wszyscy muszą być tacy przystojni?
- Uważasz, że jestem przystojny? - Spojrzał na mnie i uśmiechnął się chytrze. Jakby tego właśnie oczekiwał. Zapomniałam o jego cholernej umiejętności.
- Próbujesz mi coś wmówić? Nic takiego nie powiedziałam. - Chciałam go najzwyczajniej w świecie minąć, ale nie udało mi się to. 
- Dokąd to się wybierasz? - zapytał.
- Jak najdalej od ciebie - odgryzłam się. Nie wiem czemu, ale te nasze kłótnie były dobrą swego rodzaju rozrywką.
- Zaraz, zaraz. Pamiętasz, powiedziałaś mi w tamtym tygodniu bym robił co chciał. - zapamiętam ten jego uśmiech do końca życia. Tak powiedziałam mu tak, bo wiedziałam, że to koniec. Teraz też wiem, że nie mamy szans. Przyzwyczajałam się do tej myśli. Ludzie nie mają szansy w starciu z wampirami. - Poddanie się nie musi być złe w skutkach - wyszeptał mi nagle do ucha. Rozszerzyłam szeroko oczy. Nie wiem jak to możliwe, ale chwilę później znaleźliśmy się w komnacie tak dobrze mi znanej. Czekałam na szarpnięcie, jego dotyk, ale nic takiego nie poczułam. Spojrzałam na niego, on jakby nigdy nic, leżał na łóżku. Wyszłam na balkon. Spojrzałam jeszcze raz na pomnik. Kotaru i Kanabi...
Musiały być bardzo silne i dobre. Nawet jako wampiry posiadały uczucia. 
- Zastanawiałaś się już nad tym? - Pojawił się obok mnie. Przyzwyczajam się to tej szybkości. Westchnęłam. Czy on ma dziś dobry dzień?
- Gdyby cię porwały dwa wampiry, które są rzekomo władcami swojej rasy, wmawiały dwóm nic nieświadomym śmiertelniczką, że również są wampirami, w dodatku są sobie przyrzeczeni, uwierzyłbyś? Gdyby ktoś nagle przeniósł cię w dawne lata i pokazał coś, czego nie zobaczyłbyś w najlepszym kinie, uwierzyłbyś? Gdybyś nagle zobaczył swoich rodziców, ale nie mógł im nic powiedzieć, a widzisz, że cierpią, uwierzyłbyś? - Wiedziałam, że sarkazm mało tu da, ale poczułam potrzebę użycia go.
- Jesteśmy władcami i tak uwierzyłbym. - Prychnęłam. Musiałby być na serio popaprany.
- Mówiłeś, że wampiry nie mają uczuć, a jednak moja matka i matka Hinaty chroniły was i nas. Mówiły, że nas kochają. - Spojrzałam na niego. Chyba zaskoczyłam go tym stwierdzeniem, bo nie wiedział co odpowiedzieć. - Słyszałam, jak kazałeś ratować dzieci i kobiety w ciąży. To jednak świadczy o tym, że ty też posiadasz uczucia, wiesz? - Nie wiem dlaczego to zrobiłam i będę to pytanie zadawać sobie pewnie przez wieki, ale poczułam impuls, który mnie do tego pchał. Położyłam mu dłoń na policzku. Spojrzał na mnie jakbym spadła z księżyca. Wcale się mu nie dziwię. - Gdyby nie obchodził cię los tych dzieci, nie zważałbyś na ich krzywdę. - Spojrzałam na niego. - Przyznaj się, że tutaj - wskazałam na jego serce - jest trochę dobra. Nawet dla nas, ludzi. - Uśmiechnęłam się lekko. Chciałam opuścić rękę, ale on złapał ją, o dziwo delikatnie.
- Czujesz tu bicie serca? Nie mam go, nie mam jak okazywać uczuć. - Spojrzałam na niego.
- Nie musisz posiadać serca, by czynić dobro. Mogą kierować tobą troska i chęć ochrony bliskich. Ja bronię zawsze Hinaty, bo to moja siostra. Kocham ją i nie wyobrażam sobie, by coś się jej stało. - Nic już nie powiedziałam, pomiędzy nami trwała taka cisza. Spojrzałam na niego raz jeszcze i mogłabym rzec, że jego spojrzenie potrafi utopić człowieka. Skoro i tak nie mam szans, po co mam iść dodatkowo pod górkę? Raz kozie śmierć. Wspięłam się na palce. Dłonie położyłam na oba jego policzki. Był zimny, ale nie przeszkadzało mi to. Widziałam zdziwienie w jego oczach, ale tylko przez chwilę. Potem nie przeszkadzał mi nawet ten jego uśmieszek. Pocałowałam go. Nie musiałam długo czekać na odwzajemnienie. Nie wiem co mną w tej chwili kieruje, ale jest mi dobrze. Sasuke wziął mnie na ręce i w ułamku sekundy położył na łóżku. Zaczął całować w okolicach szyi, dekoltu i ust. Ja tylko włożyłam ręce w jego bujne włosy.  Nie wiedziałam czego się spodziewać. Możecie wierzyć lub nie, ale jeszcze seksu z wampirem nie uprawiałam. Wszystko może wydawać się intensywniejsze i bardziej namiętne. Jęknęłam kiedy poczułam, że jednym kłem zahacza o mój obojczyk. Ogarnął mnie lęk. Wtedy zwariował na widok tej krwi.
- Sasuke... - nie dokończyłam.
- Nie bój się, nie skrzywdzę cię. - Jego słowa trochę mnie uspokoiły. Czekałam na jedną rzecz i on dobrze wiedział o co mi chodzi.
- Wiesz, że ja też nie mam wyboru. - Tak.
- Wiem. Zrób to. - Spojrzałam w jego oczy.
Jak odpowiedź otrzymałam kolejny czuły, ale i namiętny, gorący pocałunek. Kiedy zszedł z pocałunkami na moją szyję trochę zesztywniałam.
- Rozluźnij się. Nie będzie bolało.
- Mhm, już raz tak mówiłeś, zabierali cię siłą. - Zaśmiał się.
- Obiecuję. - I chwilę później poczułam w sobie jego kły. Jak przebijają się przez warstwy mojej skóry. Uczucie, jakie mi wtedy towarzyszyło? Przerażenie, ale też intryga. To coś innego i wiedziałam już, że teraz moje życie zmieni się na zawsze. Czułam jak wysysa ze mnie krew. Westchnęłam. Nie było tak źle. Spodziewałam się większego bólu. Kiedy jego kły opuściły zakamarki mojej szyi poczułam lekką gorycz.
- Smakujesz cudownie - powiedział, całując mnie. Pozostałości mojej krwi na jego ustach zmieszały się.
- Czy teraz już ja...
- Jeszcze nie. Teraz musisz zrobić to, co ja. - Hę?
- Mam wgryźć ci się w szyję? - zapytałam niezrozumiale. Chyba go rozśmieszyłam, bo prychnął.
- Coś w tym rodzaju, ale inaczej. - Po tych słowach przyłożył swój nadgarstek do ust i ugryzł go. Ciarki przeszły po moim ciele. Nie lubiłam oglądać takich rzeczy. Przyłożył go do moich ust.
- Pij. - Chwyciłam jego rękę i zaczęłam pić. Smakowała lepiej niż niejeden alkohol czy napój. Nigdy czegoś takiego nie piłam. Chciałam więcej...
- Dosyć. Nie za dużo. - Zabrał rękę. Zaśmiał się znowu, widząc moją minę. Pewnie przypominałam, obrażonego kota. - Kiedy będziesz już po przemianie, będziesz mogła pić ile tylko zechcesz. - Czy to obietnica?
Dalej nasza noc toczyła się w szybkim tempie i chyba nie muszę tłumaczyć jak szybkim...

Nie chciałam otwierać oczu. Czy wampiry widzą inaczej? Może jego zielony to mój żółty. A może widzą czarno biało? Nie, dobra, tego już za wiele. Trzeba się przekonać samemu. O dziwo widzę normalnie. Rozejrzałam się po pokoju.
- Już wstałaś? - odezwał się Sasuke. Nie wiem dlaczego, ale poczułam się skrępowana. Zasłoniłam się jeszcze bardziej kołdrą. Chciałam się odwrócić, ale nie pozwolił mi na to.
- Teraz się wstydzisz? - oparł ręce po obu stronach mojej głowy. Ja tylko poczułam jak się zaczerwieniłam. - Jak się czujesz, będąc naprawdę sobą? - zapytał.
Oparłam się o oparcie łóżka i zastanawiałam się, co mu odpowiedzieć.
- Teraz dobrze. - Prychnął tylko na moje stwierdzenie.
- Muszę iść do sali tronowej, muszę razem z Naruto ustalić coś. - Wstał i zaczął się ubierać. Kiedy wyszedł ja zaczęłam robić to samo. Założyłam śliską w dotyku, czarną suknię. Była skromna w porównaniu do tej czarno-niebieskiej. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. I teraz wiem, że wampiry posiadają własne odbicie! Ale wiele się nie zmieniłam. Byłam blada, włosy wyglądały na bardziej zdrowsze i kolor moich oczu był bardzo intensywny. W dalszych rozmyśleniach przerwało mi pukanie do drzwi.
- Proszę - odpowiedziałam. Do pokoju weszła Hinata. Właśnie jak mam jej o tym powiedzieć?
- Hej, Sakura.
- Hej, Hinata... posłuchaj muszę ci o czymś powiedzieć.
- Ja też, ale ty pierwsza, słucham. - Przełknęłam ślinę. Jak mówi się przyjaciółce, że jest się wampirem?
- Wiesz, nie wiem jak mam zacząć, ale powiem wprost... przynajmniej postaram się. - Zauważyłam jej spojrzenie. - Widzisz wczoraj w nocy, wiele się wydarzyło pomiędzy mną a Sasuke. I nie będę ukrywać, pozwoliłam, aby mnie ugryzł. - Myślałam, że nigdy nie zapomnę jej miny.
- A on jak smakował?
- Dobrze, a wręcz... Ej , zaraz, zaraz, a ty dlaczego zadajesz mi akurat takie pytanie? - Spojrzałam na nią podejrzliwie. Gdy zauważyłam jak się rumieni i nie potrafi wypowiedzieć ani jednego słowa połapałam!
- To to jest to, o czym miałyśmy rozmawiać? - zapytałam jej. - Kiedy? Jak? - pytałam. Nie mogłam uwierzyć! Zrobiła to przede mną. Taka z niej grzeczna dziewczynka.
- No bo... wiesz... odpowiadając na twoje pierwsze pytanie, to wtedy, kiedy byłaś nieprzytomna, a na drugie? Sama nie wiem. Chciałam tego. Poza tym on mi się... podoba. - Trudno było mi to pojąć.
- Czyli co, chciałyśmy poinformować siebie o tym samym? - zapytałam. Czułam się teraz dopiero jak w filmie.
- Na to wychodzi. Chodźmy do sali tronowej. Chłopaki mieli coś ustalać.

Hinata zapamiętała drogę? Jakim cudem się jej to udało? Koniec końców przede mną ukazały się drewniane drzwi. Hinata bez żadnego skrępowania pchnęła je wchodząc do środka. Proszę bardzo, jak się zadomowiła, zaśmiałam się w myślach. Po środku stał Sasuke, który rozmawiał z Naruto, gdy nas zobaczyli przestali rozmawiać i podeszli w naszą stronę. Widziałam spojrzenie Naruto. Jakby starał się powiedzieć mi a nie mówiłem?.
- Teraz nareszcie możemy zacząć przygotowania do koronacji. - Słyszałam o tym od Hinaty.
- Koronacji?
- Tak. Przecież poddani muszą poznać przyszłe królowe. - Po tych słowach Sasuke podstawił mi pod nos kieliszek z sami wiecie czym.
- Spragniona? - Uśmiechnął się, zadając mi to pytanie, bo doskonale znał na nie odpowiedź. Wzięłam od niego kieliszek i wypiłam powoli, ale jednym duszkiem, całą zawartość.
- Ktoś tu ma apetyt - zaśmiał się Naruto. 
- Naruto, przestań się czepiać. - Hinata posłała blondynowi ukradkowe spojrzenie. 
- Przepraszam, Hinatko. - Naruto zrezygnowany odszedł, a za nim chwilę potem Sasuke. Ale przed tym powiedział mi coś na ucho. Nie ukrywam, że była to ciekawa propozycja. Dzień zleciał jak z bicza strzelił. Wieczorem czekałam na niego w komnacie... 

Przed chwilą odbyło się oficjalne zakończenie koronacji. Czekałyśmy na nie dwa tygodnie. Od tej pory proszę mówić do mnie Królowo. Czasami zastanawiam się co teraz robiłaby ludzka Sakura. Teraz to nie ważne. Teraz jestem nową Sakurą. Nie wiem, co jeszcze się wydarzy. Zrozumiałam prawdę. Jestem tym, kim jestem. Miałam nadzieję zacząć od nowa. Chciałam spędzić wieczność tak, jak sobie ją zaplanuję. Nie zaczynam źle. Spełniłam swoje dziecięce marzenie. Moim wiecznym partnerem jest wampir, super silny i przystojny wampir. Stałam się taka sama jak on i spędzę razem z nim wieczną wieczność. No i towarzyszy mi moja najlepsza przyjaciółka. Zebraliśmy się wszyscy w ogrodzie. Całą czwórką. Hinata razem z Naruto szli za mną i Sasuke.
- Ej, poczekajcie chwilę. - Zatrzymali nas. 
- No co jest? Na to są odpowiednie ustronne miejsca - odezwał się Sasuke. Zaśmiałam się tylko, bo już widziałam minę Hinaty. 
- To tyczy się raczej was. - Mina mi zrzedła. Nie było mi do śmiechu.
- Zabawny jesteś. No o co chodzi?
- A tak, bo my własnie chcieliśmy wam coś powiedzieć. - Naruto założył rękę z tyłu głowy. Widziałam zdenerwowanie w jego oczach. Spojrzałam na Hinatę. Była czerwona jak burak.
- Niemożliwe - krzyknęłam. - Hinata, poważnie?! - zapytałam. Byłam w stu procentach pewna kiedy pokiwała mi głową w odpowiedzi.
- Gratulację. Cieszy mnie wasze szczęście. - Uśmiechnęłam się, przytuliłam Hinatę i Naruto.
- No, postarałeś się, głąbie. - Sasuke oczywiście pogratulował mu na własny sposób.
- Będę ciocią! - Skakałam z radości.
- Teraz pora na was - zaśmiał się Uzumaki. Nadal nie mogę się przyzwyczaić do naszych nazwisk. Podczas koronacji przejęłyśmy nazwiska naszych Królów. Hinata Uzumaki i Sakura Uchiha. Dziwnie brzmi, ale podoba mi się.
- Poczekasz jeszcze - zaśmiałam się.
Dziewięć miesięcy później na świat przyszła Mei. Córka rodziny Uzumakich, a także pierwsza księżniczka ich rodu. Teraz tylko czekano, aż i my z Sasuke postaramy się o potomka... i nie musieli długo czekać.

                                                                        K O N I E C !

Od Autorki: No kochani dziś oddaję wam tę jednopartówkę. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Jestem już w trakcie pisania kolejnych dwóch.  Jedna będzie pisana przeze mnie i moją koleżankę Weronikę. No i jeszcze kolejna SasuSaku jest w trakcie :3. Kochani końcówka wakacji trzeba korzystać! Bawcie się, szalejcie, korzystajcie! ^^ 




LAYOUT BY OKEYLA