piątek, 26 grudnia 2014

Szatańska Dziewczyna Część pierwsza.

Biegłam przez ciemny las. Zawsze musiałam się pakować w tarapaty. Mój szybki oddech powodował, że głos załamywał mi się. Nigdy nie pomyślałabym, że zgodzę się na tak głupi i bezmyślny zakład. Moja dumna zawsze była większa niż rozsądek i tym razem też musiałam to udowodnić. " Założę się, że nie wejdziesz do tego lasu " - te słowa przesądziły o wszystkim. Teraz mogę przypłacić to najwyższą ceną. Biegłam dalej. Nie odwracałam się. Wiem jak takie akcje kończą się na filmach i nie chciałam tak skończyć. Usłyszałam trzask łamanej gałęzi, przyspieszyłam. W normalnych warunkach nie byłabym w stanie tak biec, ale dawka adrenaliny jaka obecnie krąży w moim ciele ułatwiała mi to zadanie. Widziałam w oddali granice lasu. Promienie słoneczne przebijały się przez gęste konary drzew. Nie mam pojęcia dlaczego, ale czułam, że jeżeli wybiegnę na słońce będę bezpieczna. Tak też obrałam kierunek, gdzie obecnie promienie słoneczne najbardziej rozjaśniał najbliższy rejon. Nagle zatrzymałam się. Przed sobą ujrzałam nie wielkiej głębokości rów. Musiałam go przeskoczyć. Musiałam się rozbiec. Nie miałam chwili na zastanawianie się. Albo skoczę, ale to coś mnie złapie. Odwróciłam się na moment by ocenić graniczącą odległość jaka powinna starczyć mi na dobry skok. W tej samej chwili poczułam jak coś chwyta mnie mocno za ramie i rzuca na pierwsze lepsze drzewo. Poczułam jak ostra kora drzewa trze moją skórę przez cienką bluzkę. Bolało, przyznaję. Właśnie w tej chwili poczułam prawdziwy strach. Nigdy się niczego nie bałam. A przynajmniej starałam się tego nie robić. Nienawidziłam tego uczucia. Przez błędy przeszłości nienawidziłam siebie w pewnym stopniu. Towarzyszył mi nieodłączny strach przed popełnieniem błędów. 

[...] po raz pierwszy od wielu miesięcy ktoś patrzył na nią nie jak na przedmiot, nie jak na piękną kobietę, lecz w sposób nieuchwytny. Jakby przenikał na wskroś jej duszę, jej strach, jej kruchość, jej niezdolność do walki ze światem, nad którym pozornie dominowała, chodź tak na prawdę niczego o nim nie wiedziała.
Spojrzałam na człowieka, który tak bardzo chce mnie pozbawić życia. Moje oczy wyrażały czysty szok. Nie zauważyłam niczego w czym ta kreatura mogła przypominać nasz pierwowzór. Na pozór widziałam tylko czarną powłokę dymną. Potem mogłam jednak dojrzeć te czerwone krwiste oczy. Widziałam w nich żądzę mordu. Krzyknęłam. Łzy zaczęły lecieć mi z oczu. Nie panowałam nad sobą. Byłam słaba. Nie potrafiłam kontrolować swoich łez. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Kurwa! Dlaczego ja? Gdybym odmówiła, nie wchodziła w ten las. Byłabym teraz w kościele. Spędzałam tam większość swojego życia, ale nie czułam jakiejś specjalnej więzi z wiarą mimo to, że mój staruszek był...egzorcystą. Tak odpędzał złe duchy. Nigdy nie wierzyłam w te brednie, jednak mój tata mawiał zawsze " Wierzyć - to znaczy nie pytać, jak długo mamy iść jeszcze po ciemku " Teraz bardzo chciałabym, żeby tu był. Tato jeżeli mnie słyszysz...proszę uratuj mnie! Krzyczałam w myślach.
Już niedługo znajdziesz się tam gdzie powinnaś się znaleźć...
Spojrzałam przerażona w oczy tego czegoś. Słyszałam to wyraźnie przemówił 
do mnie w myślach. Jego głos brzmiał jak stare, grające, rozstrojone skrzypce. Chciałam odepchnąć go od siebie, jednak on ścisnął mocno moje nadgarstki. Poczułam jak jego ostre szpony przecinają moją skórę. Poczułam nieprzyjemne pieczenie. W tej chwili modliłam się. Może na koniec Pan mi przebaczy. Jednak mają rację. Człowiek w chwilach ostatecznych szuka przebaczenia u Boga. Widziałam jak to coś, nadal nie wiem jak to nazwać zamachuje się, by wymierzyć mi cios. Wstrzymałam oddech. Jedna sekunda, dwie, trzy. Nic. Otworzyłam oczy. Zauważyłam jak ten stwór rozsypuje się przede mną. W blasku promieni słonecznych zauważyłam postać, której powinnam dziękować, uratowała mi w końcu życie. Przed sobą zauważyłam pomocnika mojego ojca. Nie zdążyłam zadać mu jakiegokolwiek pytania, ponieważ ten złapał mnie szybko za nadgarstek. Syknęłam z bólu. W to samo miejsce złapało mnie to coś. Właściwie to co to było?  
Chciałam już zadawać pytania, lecz on uprzedził mnie.
- Nic nie mów. O wszystkim dowiesz się na miejscu. Ja biegnąc za nim dalej kiwnęłam tylko głową. Zastanawiałam się jakim cudem udało mu się go pokonać. Czy to jeden z demonów o których opowiadał mi tata? Czego chciał? Byłam bardzo ciekawa. Nim się obejrzałam stałam już przed bramą kościoła. 
- Nastawcie barierę gwiazdy pięcioramiennej! Nie powinny nam już zagrażać, słońce już góruje na niebie. - mimo chwilowego braku niebezpieczeństwa nasze kroki i tak były szybkie. Weszłam do kaplicy. 
- Gdzie jest staruszek? - zapytałam. 
- Już tu jedzie uczestniczył w ważnym egzorcyzmie, ale po otrzymaniu naszej wiadomości rzucił wszystko i wraca. Będzie za parę godzin. Nie obawiaj się tutaj będziesz bezpieczna.
- Kim są te stwory? Czego chcą? - zadawałam pytania jednak on nie chciał mi na nie odpowiadać. Wszystkiego mam się dowiedzieć od ojca. Mam nadzieję, że szybko wróci. Do tej chwili jednak dostałam zakaz opuszczania kościoła.
Siedziałam na ławce w ogrodzie.Nawet nie wiem ile tutaj już przesiedziałam. Promienie słoneczne tuliły moją twarz, to było takie przyjemne. Jednak wspomnieniami wracałam do chwil...w lesie. Właśnie! Te słowa " Już niedługo znajdziesz się tam gdzie powinnaś się znaleźć... " O co chodziło? Nie mam pojęcia. Do końca wierzyłam, że to tylko zwidy, nie prawda. Ale wiedziałam, że oszukiwać się nie można. Było mi głupio. Nigdy nie wierzyłam tacie. Opowiadał mi o wszystkich jego egzorcyzmach, ale ja nigdy nie brałam ich na poważnie. Teraz wiem, że myliłam się. Spojrzałam przed siebie w oddali zauważyłam te osoby których najmniej się teraz spodziewałam. Może jednak nie chciałam ich widzieć, bo nie wiedziałam czy zaraz nie wyląduje na policji. Zauważyłam jak ta czerwona wiedźma złapała za rękę małą dziewczynkę. Wstałam energicznie. Szłam w ich stronę. Jednak po chwili się zatrzymałam.

"Co by się działo, nie możesz opuszczać terenu kościoła, rozumiesz? Tak, rozumiem" Szlag muszę coś zrobić! Zacisnęłam ręce w pięści. Już nie raz obrywało mi się od taty. Przeżyję i ten raz. Robię to w dobrej wierze, mam nadzieję że zrozumie. Przekroczyłam próg. Ruszyłam w jej stronę. Karin dziewczyna, która uwielbia znęcać się nad słabszymi. Gdy ją widzę mam ochotę ją zabić. Dosłownie i w przenośni.
- Hej czterooka zostaw ją w spokoju! - dziewczynka, która była ciągnięta za włosy oderwała się szybko i podbiegła do mnie chowając się za moim ciałem.
- Czego tutaj szukasz łamago. Jeszcze tutaj łazisz, a nie miałaś być przypadkiem w lesie? - zaśmiała się perfidnie poprawiając swoje okulary. Blask odbitego światła raził mnie niemiłosiernie po oczach. Z Karin znamy się praktycznie od przeczkola. I od przeczkola mam jej dosyć. Zawsze myślała, że jest lepsza od innych, a tak na prawdę nic nie potrafi zrobić. Okej potrafi nałożyć makijaż w trzydzieści sekund, ale to żadne osiągnięcie. Najbardziej jednak gardzę nią za znęcanie się nad słabszymi. Jeszcze chwila a obiecuję, że zedrę jej ten uśmieszek z twarzy. Nim się obejrzałam zaczęło się ściemniać, a ja znalazłam się trochę dalej od Kościoła niż przypuszczałam. Kazałam małej uciekać do domu. Ona tylko kiwnęła głową i ruszyła przed siebie.
- Jeżeli jeszcze raz zobaczę, że znęcasz się nad słabszymi to...
- To co różowa? Myślisz, że możesz mi coś zrobić ty pudrowa laluniu? - spokojnie Sakura wdech i wydech i policz do dziesięciu. Moja wewnętrzna ja była ode mnie sto razy mądrzejsza.
- Zaraz zobaczysz jak to jest oddychać przez złamany nos pokrako. - widziałam jej z lekka przestraszone oczy. Nawet przez te okulary. Ona jest mocna tylko w gadce ja jednak nie tylko gadam. Nie będę stała bezczynnie, kiedy obok dzieje się krzywda, zwłaszcza małemu dziecku. Podeszłam do niej i złapałam ją za kołnierzyk. Myślałam, że to wystarczy by jej lekko pogrozić, jednak ona chwyciła za moje ręce. Nie spodziewałam się tego. W jednej sekundzie na jej twarz wszedł chytry uśmieszek. Byłam zdezorientowana. Spojrzałam w jej oczy, lecz to już nie była ona. To nie były jej oczy. Puściłam ją. 
- I co? Myślisz, że zawsze będziesz górą? Zaraz przywołam cię do porządku ty nędzna dziwko. - To nie była ona! Jej zęby...zaostrzały się. Jej przyjaciółki ewidentnie się bały. Uciekły za najbliższą przecznicę. - Nareszcie odpłacę ci się. A zaraz potem zajmę się tamtą małą dziewczyną. Myślisz, że jej nie znajdę. Doskonale wiem, gdzie się teraz znajduje. - wytrzeszczyłam oczy. A wtedy zrobię z nią to samo co zrobię z Tobą. - zaśmiała się. Ogarnęła mnie wściekłość. Jeszcze nigdy nie znalazłam się w takiej sytuacji. Powinnam się bać, a mnie ogarnia złość. 
- Nie waż się jej tknąć! Jeżeli to zrobisz powyrywam ci nogi z dupy! - poczułam dziwne uczucie. Jakby żar rozdzierał mnie od środka. Złapałam się za głowę. Poczułam jak moje zęby wyostrzają się, zaczęły wyrastać mi pazury. Spojrzałam na swoje ciało ogarniał mnie czerwony...płomień. Jak to jest możliwe? Nie pali mnie. 
- Wiedziałem, że to ty. Nie pomyliłem się. - spojrzałam spanikowana w stronę Karin. Teraz to już nie była ona. 
- Kim jesteś? - zapytałam.
- Me imię jest nieistotne, jednak jeżeli chcesz je usłyszeć Pani, zwę się Kali i to mi przypadnie zaszczyt wprowadzenia cię w twój prawdziwy świat. - ukłonił się lekko. Jaki świat? O co chodzi? - Te płomienie - wskazał na mnie palcem - są oznaką naszego Pana. Szatana. - co? Jak? Nie mogę uwierzyć, Jakie on mi tu pierdoli farmazony. Chce mi powiedzieć, że mam coś wspólnego z synem Szatana? Nagle usłyszałam czyiś głos, tak teraz wiem jak bardzo dobrze mi znany. Mój tata.
- W imię Boga Jedynego w Trójcy Przenajświętszej w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego uciekajcie złe duchy, z tego miejsca, nie patrzcie, nie słuchajcie, nie czcijcie, Albowiem Ja odsyłam was w otchłanie czeluści piekła. Amen. - widziałam jak ciało Karin opuszczają złe moce. Demon próbował się bronić, jednak nic z tego. Moc była zbyt duża. Kali opuścił ciało Karin.
- Sakura chodź! - nic nie powiedziałam tylko biegłam za nim. - Teraz jest za późno ja ukrywanie się. Musimy znaleźć się w kaplicy. Przyjdą po ciebie następni. 
Nie rozumiałam. Kim ja jestem? Dlaczego w jednej sekundzie moje życie zmieniło bieg o sto osiemdziesiąt stopni?
Kim jestem?
Kim jestem,
bez mojego świadectwa, dobrych ocen,
egzaminów.
Kim jestem,
gdy zdejmę modne ciuchy i zarzucę
nadzieję na ramiona.
Kim jestem,
siostrą, córką, przyjacielem
Kim jestem, 
w oczach tych, którzy co dzień
przechodzą obok mnie na ulicy.

Nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Biegłam jak oszołomiona. Widziałam jak mój staruszek użera się z tymi zjawami, Był w moich oczach nie tylko ojcem, ale i przyjacielem. Mogłam powierzyć mu wszystko. Przed oczami stanął mi obraz moich ósmych urodzin.
- Dalej mała pokaż co potrafisz! Tata dzielnie dopingował mnie w zdmuchiwaniu coraz większej ilości świeczek. Tort był czekoladowy. Mój ulubiony. Wzięłam głęboki oddech. Ogień zniknął ze świeczek, jednak po sekundzie znowu się pojawił. To było najdziwniejsze zjawisko w moim życiu, nie licząc dnia dzisiejszego. Pytałam o co chodzi. Widziałam wzrok moich przyjaciół. Strach, zdziwienie. Spojrzałam niepewnie na tatę. Jednak w jego oczach nie ujrzałam tego co u pozostałych. Widziałam jak zawsze ciepło i radość. 
- Tatusiu co się właściwie stało? 
- Kochanie Bóg chciał, abyś przeżyła tą piękną chwilę jeszcze raz. - uwierzyłam mu wtedy.
Teraz jednak wiedziałam, że nie powiedział mi prawdy. Znajdowałam się tuż przed kościołem. Tata nie pozwalał mi zwolnić. Wbiegliśmy do środka a tam wszyscy byli przygotowani do walki. Tata stanął przed ołtarzem. Zaczął przemawiać w języku którego nie potrafiłam zrozumieć. Nagle ołtarz zaczął się przesuwać, a tata gestem ręki kazał mi wejść do środka. Prowadziły nas betonowe schody. Wiedziałam, że mamy mało czasu. W końcu. Zatrzymaliśmy się. Świece oświetlały mały ołtarzyk. Na środku leżał pewien przedmiot. Tata odwrócił się do mnie.
- Mamy mało czasu. Posłuchaj mnie. - chwycił mnie za ramiona. - Przyjdą po ciebie następni. Tak bardzo starałem się zapewnić ci normalne życie, ale teraz wszystko stracone.
- Tato wytłumacz mi o co chodzi.
- Nie jestem twoim prawdziwym ojcem, jest nim szatan...

Od Autorki: Wiem długo mnie nie było, ale szczerze mówiąc nie chciało mi się nic napisać. Wiem zaniedbałam was koteczki, ale też musicie zrozumieć, że jeżeli pisarz nie ma weny to nie napisze nic sensownego. Do tego potrzeba czasu. Na razie wpadłam na taki pomysł. To część pierwsza. Nigdy nie chciałam, żadnej jednopartówki pisać na części, ale ta jednak byłaby taka długa, że nie dałoby się jej przeczytać na raz. Mam nadzieję, że podsyciłam ciekawość :x Do następnego razu Misie! <3



czwartek, 23 października 2014

NOTKA INFORMACYJNA!

 Cześć i czołem kochani!
Dawno mnie tutaj nie było i wiecie już tłumaczyłam się dlaczego.
(czyt. ostatnia jednopartówka " od autorki " ) Chciałabym wam coś ogłosić. Otóż...teraz każdy poleca blogi godne uwagi. Ja chciałabym zrobić to samo. Z tym, że ja chciałabym polecić wam bloga o innej tematyce. Mowa o gatunku fantasy. Jest to blog mojej najlepszej przyjaciółki. Ręczę za nią i mówię, że dziewczyna ma talent! Prowadziła kilka blogów, ale z żadnym niestety nie dotarła do końca. Teraz jednak ma być inaczej. " Mam teraz wszystko przemyślane " , żeby was troszkę zaciekawić podam wam malutki wywiadzik. Zawiera on cztery pytania. Wiem trochę więcej o tym blogu, ale wam nie chcę za dużo zdradzać.
                                        Pochwalę się ( ja jestem Cornelią *-* )
Ewa: O czym będzie opowiadać Twoja historia?
Angie: To historia czterech dziewczyn naznaczonych przez pradawną ciemność, znaną przez długi czas jako bajka czy legenda. Mają w tym swój cel, chodź głównym celem do którego dążą wszyscy wokół jest najwyższa władza, którą otrzyma tylko jedna z nich, jednak nie wiadomo która. Jednak są osoby dla których miara czyjegoś życia jest niczym w drodze do tronu.
Ewa: Jakie przewidujesz przygody?
Angie: Duchy, demony, walka z władzą, intrygi, możliwe, że anioły, ale tego nie jestem jeszcze pewna i wiele innych :)
Ewa: Co sądzisz o swoim pomyśle na bloga?
Angie: Szczerze nie jestem nim specjalnie zachwycona, jak chyba każdym z moich opowiadań, bo uważam że zawsze może być lepiej :) więc tak na prawdę ten blog nie powstałby gdyby nie przyjaciele, którzy mnie do tego namawiali. ( uwzględniam tutaj siebie :p )
Ewa: I najważniejsze! Potwierdzasz publicznie przed wszystkimi moimi czytelnikami ( igrasz z ogniem przypominam ci xD ) czy pragniesz dokończyć tego bloga? ( nie ukrywam wywieram presje )
Angie: Tak ( mówi z nożem przy gardle ) xD lepiej dla mnie bym go skończyła, nie chcę się kiedyś obudzić w bagażniku Opla. xDD

No to by było na tyle mam nadzieję, że zajrzycie a na prawdę warto, ja już ją molestuje o dodawanie rozdziałów. A wierzcie mi robię wszystko co w mojej mocy :). A teraz najważniejsza rzecz w tym poście: Klikacie tutaj. No to teraz nie pozostaje mi nic innego jak życzyć wam miłego czytania prologu i rozdziału pierwszego ! :)

" Wytańczyć życie "

Zaczynamy właśnie w szkole drugi semestr. Chodzenie do szkoły wyczerpuje gorzej niż chodzenie do pracy. Wiem, bo pracowałam i jednocześnie się uczyłam. Nie jestem w stanie pogodzić jednego i drugiego. Musiałam zrezygnować z pracy w kawiarni dla książek z biologi. Jak chciało się zostać w przyszłości lekarzem to trzeba ostro zakuwać. Wiele wydarzyło się w pierwszym półroczu. Zmieniono nam dyrektora. Jest nią teraz Tsunade. Kobieta która jest po czterdziestce, ale nadal posiada hard ducha. Powołano nowego przewodniczącego szkoły. Poprzedni niestety przeniósł się do innej. Zmieniono główny skład czirliderek. Dużo by jeszcze pisać, ale jest również jedna zmiana dotycząca naszej klasy. Do naszego grona miał dojść nowy uczeń.

Ranek. Budzik, mój wierny kompan jak zawsze budził mnie o godzinie szóstej rano. Od dziś zaczynamy pracować na oceny na świadectwie. Miałam tym razem żelazne postanowienie. Poprawić swój język angielski! Tak ten język nie szedł mi najlepiej. W sumie, szczerze mówiąc nic z niego nie umiem. Ratowała mnie moja przyjaciółka Angie. Siedziałyśmy razem w ławce. Pomagała mi na sprawdzianach, kartkówkach. Tylko dzięki niej mam dostateczny z tego przedmiotu. Ja za to byłam jedyną osoba w klasie, która biegle mówiła po niemiecku. Jak dla mnie ten język był sto razy łatwiejszy i bardziej zrozumiały niż angielski. Przenieśmy się z powrotem do mojego pokoju. Ubrana w ciemne rurki i bluzę z conversa zeszłam na dół. Nie miałam czasu na jedzenie. Gdyby była tutaj moja mama dostałabym długa reprymendę na temat najważniejszego posiłku dnia - śniadania. Mieszkam sama. Dlaczego? Po prostu. Chciałam nauczyć się samodzielności. No i w razie wizyty policji w moim domu na temat uszkodzonego samochodu tata nie musiałby się bezpośrednio tłumaczyć. Chciałam mieć samochód. Ale zanim ubłagałam, żeby puścili mnie na jazdy, a potem na sam samochód minął prawie rok. Chcieli załatwiać dodatkowe ubezpieczenie. Naprawdę jestem aż tak kiepskim kierowcą w oczach innych? Powróciłam myślami do kuchni. Woda na kawę gotowa się. Rano nie mogłam obyć się bez tego energetycznego napoju. Ciepła ciecz rozpływała się w moim gardle dając ukojenie. Odstawiłam szklankę do zlewu. Pozmywam po powrocie. Wbrew pozorom jestem bardzo zabieganym człowiekiem. Rano szkoła po południu treningi z tańca. A gdzie w tym czas a naukę? Ech...życie nie jest usłane różami. Wyszłam szybko z domu i wsiadłam do samochodu. Droga do szkoły zajęła mi dziesięć minut.
Na parkingu czekały już na mnie moje przyjaciółki. Angie o której wspominałam już wcześniej i Nami. Chyba nawet mnie nie dostrzegły, bo były bardzo pochłonięte rozmową. Ciekawe o czym tak plotkują?
Podeszłam do nich, by dowiedzieć się o co chodzi.
- Hej dziewczyny o czym tak żywo gadacie? - spojrzałam na nie. Nami zakryła ręką usta śmiejąc się cicho pod nosem.
- Hej Sakura. Podobno ten chłopak co ma dojść do naszej klasy jest motocyklistą. - obie znacząco na mnie spojrzały.
- O co wam chodzi?
- No...sama mówiłaś, że twój chłopak obowiązkowo musi jeździć na motorze. - a więc to o to chodzi. Spojrzałam na nie zamglonym wzrokiem.
- Nawet nie myślcie o tym o czym myślicie, słyszycie? Szczególnie ty Nami. - zmierzyłam ja wzrokiem. Ostatnia swatka jej nie wyszła.
- No co? Skąd mogłam wiedzieć, że zajmuje się hodowlą pająków. - założyła ręce.
- Dlatego proszę nie popełniaj tego samego błędu. - ona tylko się zaśmiała.
- Rączki mam tutaj. - pokazała mi je i jakby udawała, że wkręca żarówki.
- Chodźmy lepiej na zajęcia. - powiedziałam kierując się w stronę wejścia do szkoły.
Jest dopiero drugi semestr, a widać sporo nowych twarzy. Rany co nasza buda nagle popularna się zrobiła?
Oczywiście starzy ludzie się nie zmienili. Zauważyłam blondyna, który perfidnym wzrokiem mierzył sylwetkę mojej przyjaciółki.
- Siema, znowu spadłaś z nieba Angie? - rany czy jego teksty nigdy się nie skończą? Myśli, ze któraś na nie poleci?
- Kosuke daruj sobie swoje dziecinne odzywki. - odezwała się An. - I odczep się w końcu ode mnie! - warknęła podnosząc wzrok znad książek, które trzymała w dłoniach.
- Jestem stu procentowym facetem i nie mam dziecinnych odzywek kochanie. - podszedł do niej i objął ją ramieniem. Chyba ta rozmowa przykuła uwagę innych.
- Żeby być facetem, najpierw powinieneś sprawdzić czy masz coś w gaciach. - ha! Jakim tekstem poleciała. Ewidentnie ludzie zaczęli się śmiać. Jedni głośniej, drudzy mniej, ale wszyscy to słyszeli. Chłopak momentalnie zdjął rękę z jej ramienia i odszedł w drugą stronę. Angie zawsze przyciągała nie tych facetów co potrzeba.
- Chodźmy. - powiedziała, a ja i Nami ruszyłyśmy za nią posłusznie.
Stanęłyśmy pod klasą witając się z resztą. Nowego nie widzę, ale naszą uwagę przykuła blond czupryna, która zmierzała w naszą stronę. Nami zrobiła się lekko czerwona. Naruto, bo tak miał na imię chłopak podobał się jej już od początku liceum. Nigdy ze sobą nie rozmawiali, do czasu imprezy, która odbyła się na końcu pierwszej klasy. Wiecie chcieliśmy uczcić wakacje. Impreza odbyła się w domu Naruto. Wszyscy przyszli, ale na noc została tylko Nami. Za bardzo się upiła i sama nie wiedziała, że zasnęła w jego pokoju. Rano obudziła się obok niego, ale sam mówił i zapewniał ją, że do niczego nie doszło. Nie chciała, by doszło do czegoś między nimi wtedy kiedy była pijana. Rozumiałam ją. Ja miałam kiedyś taki przypadek, ale  w ostatniej chwili oprzytomniałam.
- Hej dziewczyny. Cześć Nami. - spojrzał na nią i uśmiechnął się promiennie. Nami delikatnie spuściła wzrok.
- Hej Naruto. - odpowiedziała. Oj jaka słodka scenka.
- Planuję imprezę z okazji spotkania się z przyjacielem. No i chciałbym go przywitać w naszym klimacie. - zaśmiałam się. Co jak co. Naruto może jest nieodpowiedzialny i ma niedorozwinięty mózg, ale imprezy robi kapitalne. No i nie myślcie, że go nie lubię. Kocham go jako przyjaciela. Jest też szczery i zawsze pomoże.
- Nie ma sprawy, przyjdziemy. - powiedziałam za dziewczyny. Naruciak tylko uśmiechnął się i odszedł.
- On ewidentnie na ciebie leci! - Angie spec od związków. Cudzych związków. Sama miała swoją miłość, ale to już przeszłość. Bynajmniej tak twierdzi. Od tamtej pory miała paru, ale z żadnym nie wytrzymała więcej niż miesiąc. Bała się zaangażować. Chciałyśmy jej otworzyć oczy, ale nie dałyśmy rady. Wspieramy ją na tyle ile możemy. Do naszych uszu doszedł dźwięk dzwonka, ogłaszający pierwszą lekcję - biologię.
Nauczycielka sprawdzała listę obecności.
- Sasuke Uchiha? - spytała, rozglądając się po klasie. Ach. Czyli tak się nazywa ten nowy.
- Jestem. - w drzwiach stanął nowy  chłopak. Wejście smoka normalnie. Każdy momentalnie zwrócił na niego uwagę. Jego chłodną aurę dało się wyczuć na kilometr, ale chyba innym dziewczynom za bardzo to nie przeszkadzało. Ubrany był w ciemne jeansy i podkoszulek z nazwą jakiegoś zespołu. Brakowało tylko dymu wokół jego osoby. I miałby wejście jak w filmie.
- Siadaj - nauczycielka rozejrzała się po klasie - obok Sakury. - wskazała palcem wolne miejsce obok mnie. Chłopak spojrzał tylko na mnie i usiadł obok nic nie mówiąc. Nawet się nie przywitał. Czytałam uważnie tekst o mikroorganizmach, który zadała nam nauczycielka, ale zauważyłam też, że nowy co chwila mierzy mnie ukradkowym spojrzeniem. Nie czułam się swobodnie. Spojrzałam na niego z tekstem mówiącym " o co ci chodzi człowieku ? " Nic nie odpowiedział, skupił się na czytaniu tekstu. Już więcej na mnie nie spojrzał. A ja wiedziałam jedno. Nie polubię tego chłopaka.
Koniec zajęć, został nam jeszcze wf, ale jak dla mnie to nie lekcja. Przebrałyśmy się z dziewczynami w stroje i bez polecenia nauczyciela zaczęłyśmy rozgrzewkę. Na początek bieganie. Oczywiście gadanie podczas biegu to podstawa.
- Sakura no i jak ten nowy? - Nami zadała mi od razu to pytanie, kiedy wysunęłyśmy się na prowadzenie.
- On? Proszę cię. Prawie całą lekcję się na mnie gapił, a kiedy dałam mu do zrozumienia, by przestał odwrócił się i już nawet nie odwrócił głowy lekko w moją stronę.
- Widziałam jak na ciebie spoglądał, ale reszta naszej klasy zamiast spoglądać na tekst gapiło się właśnie na niego.
- Szczerze to wydaje mi się, że go nie polubię. Nawet się nie przywitał. - nie interesował mnie jakiś facet, który myśli, że ma specjalne prawa.
- Nie znoszę, kiedy facet jest narcyzem. No chyba, że jest dobry w łóżku. - spojrzałam wzrokiem mówiącym " chyba sobie żartujesz " na Angie. Kocham ją, czasami nie umiem podążyć za jej tokiem myślenia.
- Nie wiem i nie chcę sprawdzać. Chodźmy, bo Anko już przyszła.
Ostatnia lekcja na dziś się zakończyła. Wszyscy idą do domu, a ja podążam przez miasto w kierunku klubu. Nie zdążyłam wam się pochwalić. Tańczę breakdance. Po raz pierwszy ujrzałam ten styl na ulicy. Pewna grupa na rynku tańczyła codziennie, a ja ich obserwowałam. Zaczęłam sama próbować i tak dziś należę do drużyny, która wygrała mistrzostwa województw. Szykujemy się na mistrzostwa kraju, ale jeszcze długa droga przed nami. Wbiegłam szybko do sali, bo uświadomiłam sobie, że jestem spóźniona. Nasza drużyna nie posiadała trenera, choreografa. Byliśmy tylko my. Sami w sobie byliśmy trenerami. Gdy weszłam do środka. Grupa już rozciągała się na środku. Gdy mnie ujrzeli, uśmiechnęli się i pokiwali rękoma, bym jak najszybciej dołączyła.
- No i jak w szkole, młoda? - nie znoszę tego przezwiska. Ale fakt byłam tu najmłodsza. Tutaj wszyscy mieli minimum dwadzieścia lat. A ja? Siedemnaście.
- Dobrze, do naszej klasy doszedł nowy. Nie polubię go. - stwierdziłam i wzruszyłam ramionami. Kapitanem zespołu był Tenshi. Chłopak, który był najlepszym tancerzem jakiego tylko znałam. To on wziął mnie do zespołu. Pewnego razu zostałam dłużej w szkole na sali i tańczyłam. Wtedy, gdy mnie podglądał byłam na niego zła, ale teraz jestem mu za to wdzięczna. Rozwijam się, a także zyskałam wiernego przyjaciela. Trening trwał jak zawsze dwie godziny. Była już szesnasta. Tenshi zaproponował, że mnie odprowadzi.
- Jak ci życie leci? Dawno się nie widzieliśmy. - tak. wyjechał na trochę za miasto w poszukiwaniu pracy. Nie układało mu się najlepiej w domu, ale jest już dobrze, z czego bardzo się cieszę.
- Wszystko dobrze. Zamieszkałam sama i nareszcie mam własny samochód. - zaśmiałam się. Szliśmy w dresach i torbach na ramie. Nasze ciała były spocone, ale nie przeszkadzało nam to. Pierwsze co zrobię to wezmę prysznic.
- A jak z sercowymi sprawami? Masz kogoś? - oho wkraczamy na niebezpieczne wody.
- Na razie nie. Nie szukam chłopaka. - jego oczach ujrzałam żal. Wiedziałam, że mu się podobam. Ale nie umiałam pokochać go jako chłopaka. Kocham go jak brata. - Przykro mi. - spojrzałam na niego.
- Nie nic się nie stało. Rozumiem. Wiesz dobrze, że mi się podobasz, ale nie mam zamiaru zmuszać cię do niczego. - byłam mu wdzięczna. Był wyrozumiały, szczery, zabawny, pomocny. Dlaczego nie mogę zakochać się w nim? Mam pod nosem człowieka idealnego. Ale przy nim nie czuję motyli w brzuchu. Nie robię się czerwona, chyba, że jestem na treningu.  Nie czuję zawstydzenia. Życie jest okrutne.
- Dziękuję. Ja lecę, do zobaczenia. - na pożegnanie dałam mu całusa w policzek.
W domu wzięłam prysznic i zaczęłam powtarzać materiał z dzisiejszych. Oczywiście otworzony laptop musi być. Nie mogłam się skupić dziś na niczym. Na treningu tez gorzej mi dzisiaj poszło. Nie mogłam zapamiętać prostego układu. Po chwili dostałam sms-a od Naruto. Pewnie dotyczył imprezy.
Naruto: Sakura impreza jest w ten weekend o godzinie osiemnastej. Nic nie przynoś wszystko będzie na miejscu. Przekażesz Angie? Nie mam do niej numeru. Nami już powiedziałem osobiście. :) 
Wcale mnie nie dziwi, że poinformował ją pierwszą. Głupek jeden po imprezie od razu było widać, że coś zaiskrzyło a bagatelizują to obydwoje. Rany, on jest ślepy, a ona niemądra. Dla odmiany teraz ja pobawiłabym się w swatkę. To w cale nie jest głupi pomysł. Można byłby ich gdzieś umówić po lekcjach, ale to będzie trudne. Nami cały czas poświęca jednemu zajęciu - jeździectwu. Konie to jej życie. Chce zostać weterynarzem, który specjalizuje się końmi. No cóż coś się wymyśli. Ale najpierw odpisze Naruto.
Sakura: Okej nie ma sprawy, to do zobaczenia. W ten weekend mam rozumieć Sobotę, prawda?
Po chwili dostałam odpowiedź.
Naruto: Tak. No czyli jak zawsze. Impreza jest jutro. Dziś piątek. Zajrzałam do szafy. Co mam założyć? Chyba zdecyduję się na czarne rajstopy, czarną spódniczkę i krótki bordowy sweter. I do tego brązowe botki. Powinno być całkiem okej. Naszykowałam rzeczy i położyłam na kanapie. Na dziś koniec nauki i zmartwień. Położyłam się na łóżku i myślałam. Nad czym? Jak zaprzyjaźniłam się z dziewczynami. Z Angie chodziłyśmy razem do gimnazjum. Nie kolegowałyśmy się, ale podobał się nam ten sam facet. Tak na początku miałyśmy ochotę wydrapać sobie oczy. No bo jak? Podoba jej się ten sam facet co mnie? A więc wojna! Nasza rywalizacja trwała ponad miesiąc. Potem nasz konflikt został zażegnany. Rey, bo tak miał na imię chłopak o którego się kłóciłyśmy okazał się być zwykłym dupkiem. Na początku zarywał do mnie, a potem do Angie. Leciał na dwa fronty. Nie znoszę takiego zachowania. Kopnęłyśmy go w dupę. Ale na coś się jednak przydał. To przez niego zostałyśmy przyjaciółkami i przyrzekłyśmy sobie nigdy nie pokłócić się z powodu płci słabej. Z Nami znam się za to od liceum. Poznałyśmy się zaraz na początku, bo siedziałyśmy razem na chemii. Nie znoszę tego przedmiotu, a ona go uwielbia. Pomagała mi, a ja jej w niemieckim, Angie też. No i tak od słowa do słowa, od spotkania do spotkania. Teraz jesteśmy nierozłączne. Ja, Nami i Angie. Zamknęłam oczy. Wymyślałam znowu scenariusze, dialogi, które i tak nigdy się nie spełnią. Z wymarzonymi obrazami usnęłam.

Obudził mnie dzwonek do drzwi. W piżamie otworzyłam drzwi. W progu stały dziewczyny.
- Wiesz która jest godzina? - spytała mnie oburzona Nami.
- Nie wiem, a co? - spojrzałam na nie niezrozumiale.
- Jest dwunasta! Obiecałaś nam, że pójdziesz z nami do centrum. Musimy kupić coś na imprezę. - o cholera, faktycznie. Zapomniałam.
- Ajć. Wybaczcie. Wejdźcie, róbcie co chcecie ja zaraz się ogarnę i zejdę do was. - po tych słowach zostawiłam je, a sama pobiegłam na górę i ubrałam się. Szybkim ruchem zeszłam do kuchni. Przy stole czekały dziewczyny.
- Cztery minuty. Rekord. - odezwała się Angie. - bardzo zabawne.
- Serio mierzyłaś? Nie mogłaś za ten czas zrobić mi kawy? - ona tylko wskazała palcem na blat. Stał tam kubek. Posłałam jej wdzięczne spojrzenie. Kto jak kto, ale kawy Angie są najlepsze. Sama pije jej więcej niż ja.
- Dobra wypita, idziemy.

- No i co? Znalazłaś już to czego szukasz? - odezwałam się do Nami. - o rany zakupy z nią to samobójstwo.
- No jeszcze nie. To musi być to coś. To ma do mnie krzyczeć. Weszłyśmy do ostatniego sklepu. Na wejściu Nami stanęła i spojrzała w jeden punkt. Razem z Angie powtórzyłyśmy jej czynność. Na serio? Krzyczą do niej akurat buty? Wpatrywała się w nie jak w największe ciacho, które zobaczyła.
- Muszę je kupić! - wzięła szybko odpowiedni rozmiar i przymierzyła. Okej muszę przyznać, że nogi w tych szpilkach miała zajebiste.
- No i co sądzicie, dziewczyny? - Angie wydawała się zaniemówić. Chyba owe szpilki przypadły jej do gustu.
- Dwa słowa - odezwała się po chwili. - Pożyczasz je. - dodała. Kocham te dziewczyny i nie wiem co bym zrobiła, gdybym ich nie poznała.
Wyszłyśmy ze sklepu z nową zdobyczą Nami. Chciałyśmy być już w domu. Jak dobrze mieć samochód. To takie wygodne. Po chwili byłyśmy u mnie w domu. Pokazałam dziewczyna moją kreację na imprezę.
- No super będziesz wyglądać. - pochwaliła mnie An. Dziewczyny też prezentowały się zjawiskowo. An ubrała czarną sukienkę z baskinką. Górę miała ćwiekowaną i miała po środku suwak. Piękna. Do tego niebieskie szpilki, które pasowały do torebki. Nami jako jedyna założyła lekko przecierane jeansy, czarną koronkową bluzkę z prześwitującymi, luźnymi rękawami i szpilki świeżo zakupione. Wszystkie wyglądałyśmy pięknie.
- No to co dziewczyny, jedziemy? - zapytałam z uśmiechem, obracając w dłoniach kluczyki.

Rany, nie ważne ile razy tutaj byłam dom Naruto zawsze będzie mnie szokował swoją wielkością. Jego tata jest lekarzem a mama prowadzi własną firmę, dlatego się nie dziwić. Często nie ma ich w domu, ale kiedy już są starają się cały swój czas poświęcać blondynowi.
- Nigdy się nie przyzwyczaję. - jęknęła Nami. Jakby czytała mi w myślach.
- Szykuj się, niedługo sama tu zamieszkasz. - powiedziała An i dała lekkiego kuksańca w bok Nami. Zaśmiałam się, bo biedaczka zrobiła się czerwona i nie widziała co odpowiedzieć. An musiała dodać swoje pięć groszy, ale to zabawne. Nie raz potrafi przygasić człowieka swoimi tekstami z górnej półki. Przykład mieliście w szkole. A to tylko kropla w morzu. Nami była z reguły cicha i spokojna. Na pozór. Przy nas potrafiła się wyluzować, a kiedy trzeba pokazuje pazurki.
- Hej dziewczyny, czekałem na was! - z daleka można było rozpoznać jego głos. Organizator imprezy przybył. - Świetnie wyglądasz Nami. - pierwsze co zrobił to przywitał się z nią, no bo jakby inaczej. Dał jej buziaka w policzek. Widziałam jej już czerwoną twarz. Dopiero swoją uwagę skierował na nas. - Też wyglądacie zniewalająco. Chodźcie poznam was z moim przyjacielem. - chwycił za rękę Nami i kazał nam iść dalej. - Jak oni słodko wyglądają. Wyczuwam miłość w powietrzu. Chciałabym jeszcze tylko mieć strzały amora, by ich jeszcze popchać w swoim kierunku. Już się postaram o to by Nami  też dziś została. Przeciskaliśmy się przez tych wszystkich ludzi, by dotrzeć do centrum zabawy. Ogrodu. Naruto ciągał za sobą Nami, a ona starała się dotrzymać mu kroku w tych butach. Ja bym nie dała rady tak biegać. Dlatego preferuje koturny. Nareszcie blondyn zatrzymał się, a my zaraz za nimi.
- Dziewczyny przedstawiam wam Sasuke. - no to chyba jakieś żarty.  Serio to on jest przyjacielem Naruto? On chyba był tak samo zdziwiony jak ja, ale nie dał tego po sobie poznać.
- Sasuke to jest Angie, Nami i Sakura. - przedstawił nas.
- My się już znamy, ale nie tak oficjalnie, bo ktoś nie raczył się nawet przedstawić. - prychnęłam. On tylko spojrzał na mnie spod byka i wyciągnął rękę.
- Sasuke Uchiha. - uścisnęłam ją chcąc nie chcąc.
- Sakura Haruno. - odwróciłam głowę teatralnie. Wyobraźcie to sobie. Dwie osoby z niechęcią się sobie przedstawiają a inni przyjaciele gapią się na ciebie jakbyś przed chwilą wywołała wojnę domową.
- Sasuke siedzi z Sakurą na biologi. - wyjaśniła Nami Naruto, bo on chyba nic nie rozumiał.
- Ach... no okej powiedzmy, że rozumiem waszą niechęć. - Angie położyła mi rękę na ramieniu.
- Idziemy na drinka? - spytała.
- Nawet nie musisz pytać. - odpowiedziałam. - Nami idziesz z nami? - spytałam. Ona nie zdążyła nic powiedzieć, bo wyręczył ją Naruto.
- Wy idźcie, a ja ją porywam na parkiet. - zasalutował i uśmiechnął się i pobiegł z naszą przyjaciółką na parkiet. Sasuke odszedł, a my z An poszłyśmy na drinka.
On ma nawet barmana? Serio? Nie było tu ostatnio nikogo takiego. Czy Naruto stwierdził, że lepiej będzie, że jedna osoba ma się tym zajmować. W sumie dobry pomysł.
- Hej dwa mocne drinki proszę! - krzyknęłam barmanowi do ucha. A był nawet przystojny. Uśmiechnął się i zrobił nam po drinku.
- Aż tak nie przypadł ci do gustu? - zapytała mnie An. Czemu ma zamiar rozmawiać akurat o nim?
- Nie. A ty jak tam masz kogoś na oku? - odbiłam piłeczkę. Widziałam jej minę. Nie była zachwycona, że odwlekam temat.
- Jest ktoś taki, ale nic ci nie powiem, dopóki ty nie powiesz mi za co dokładnie go nie znosisz.
- No bo widzisz go. Zachowuje się jak narcyz, pała do mnie niechęcią, to ja nie mam zamiaru sie przed nim płaszczyć. Nie będę jedną z tych wszystkich dziewczyn. - wskazałam palcem na tłum dziewczyn, które oblegały nowego.
- Swoją drogą całkiem nieźle się rusza. - powiedziała An. Okej nie ruszał się źle, a raczej zawodowo. Te kroki były dobre. Ale wydaje mi się, że gdzieś je już widziałam. Ale chyba publiczność reagowała zbyt energicznie. Nie pokazał jeszcze nic aż tak efektownego. Prychnęłam.
- Och znam to spojrzenie. - uśmiechnęła się. - No idź i pokaż mu kto tu jest najlepszy. - o nie. Ja nigdzie się nie ruszam. Po prostu mierzyłam go wzrokiem. W jednej chwili nasze spojrzenia się spotkały. Moje pogardliwe, a jego zbyt pewne siebie. Chyba trochę już wypił, bo jego mroczna aura zniknęła a pojawiła się aura pewnego siebie dupka. Odwrócił się w moją stronę. Jakby chciał powiedzieć " No chodź ". Nie wiem czy to ten jeden drink dał mi trochę odwagi czy ostre słowa An, ale wstałam i kierowałam się w jego stronę. Przez całą drogę mierzył mnie wzrokiem. Ludzie lekko usuwali mi się z drogi. Sasuke czekał na mnie. Kiedy stanęłam na przeciwko niego uśmiechnął się w moja stronę. Ten uśmiech był taki zabójczy. Muzyka zmieniła się na jeszcze szybszą. Sasuke wyciągnął ku mnie rękę. Ujęłam ja, a on szybko mną obrócił. Po chwili poczułam jego rękę na mojej talii. Prowadził mną. Był to taniec trochę inny bo oczywiście musiał dodać własne akcenty. Czy ty mi rzucasz wyzwanie? Okej. Odpowiedziałam. Zaczęłam tańczyć w rytm muzyki. Gwizdanie, oklaski jeszcze bardziej mnie nakręcały. On zamiast odpuścić zacząć odpowiadać. Nasz taniec był jak połączenie ognia z lodem. Niedopasowany a jednak zawsze razem. Ludzie zrobili nam miejsce na parkiecie. A ja nawet zauważyłam w tym tłumie twarz Nami i Naruto. Chciałam jej powiedzieć, żeby nie zwracała nawet na to uwagi, ale brunet odciął moją uwagę. Ponownie chwycił mnie za rękę i położył ją na swojej szyi. Swoją położył na mojej talii i poczułam jak opadam w dół. Zaplątałam moją nogę o jego, by uniknąć upadku, ale poczułam jak zatrzymuje się przy samej ziemi. Jego ręka jeszcze bardziej przylgnęła do mojego ciała. Muzyka ustała. Oddychałam ciężko tak jak on. Spoglądał na mnie inaczej. W jego wzroku nie mogłam dopatrzeć się chłodu i obojętności. Widziałam coś innego. Jakby iskrę. Jego oddech też powoli się uspokajał. Wszyscy bili nam brawo. Ludzie byli zachwyceni. Do tej pory nikt nie wiedział, że tańczę oprócz dziewczyn i Naruto. Cały czas byłam pochylona do dołu. Sasuke nie przenosił spojrzenia. Obserwował mnie.
- Jesteś świetna. - szepnął mi do ucha. I poczułam jak z powrotem staję w pionie. To zdecydowanie była najdziwniejsza impreza.
Zabawa powoli dobiegała końca. Wszyscy powoli się zwijali. Miałam zrealizować swój plan. Cholera! W tłumie ludzi przewinęła mi się An. Wzięłam ją pod ramię.
- Miałam sprawić by Naruto i Nami poszli dalej w swoim kierunku. Mam zamiar to zrobić. Pomożesz mi? Jeszcze nie jest za późno. - błagałam ją.
- Wtedy kiedy ty zabawiałaś się z Sasuke ja zdążyłam już wszystko zrobić. - co? Czy An też od początku myślała o tym samym co ja?
- Co zrobiłaś? - byłam bardzo ciekawa.
- Po prostu kazałam Naruto pogadać z nią, a dodałam tylko, że Nami jest na górze. - zaśmiała się.
- Nie zgadnę, a Nami powiedziałaś, że Naruto chce z nią pogadać i czka na górze, prawda? - kąciki moich ust podniosły się ku górze.
- Dokładnie. Jak myślisz będzie na nas zła, gdy dowie się, że ją zostawiłyśmy? - wątpię.
- Nie chyba nie. Ale idziemy, by nie zdążyła nas zobaczyć, chociaż i tak wątpię by teraz akurat spędzała czas na szukaniu nas. - zaśmiałyśmy się i ruszyłyśmy w stronę mojego domu.

Nie obyło się bez bólu głowy. Obudziło nas walenie w drzwi. Co? Przecież jest niedziela rano. Zeszłam na dół, myśląc czym zabić dobijającego się człowieka. Otworzyłam drzwi z miną istnego mordercy, ale szybko moja mina uległa zmianie.
- Nami co tu tu robisz? - miałaś być u niego, no!
- Zabije was i uduszę. Pokroję i tak od nowa. - podrapałam się po głowie.
- Wiesz teoretycznie to jak nas najpierw zabijesz to nie ma sensu nas dusić. - odezwałam się. Widziałam jak zaciska ręce w pięści. - widzicie! O takiej złej Nami wam mówiłam! Już nie żyję.
- Znowu to zrobiłyście! Mam normalnie ochotę was zamordować. Musicie sprawiać, że muszę zawsze lądować w jego pokoju? - słyszałam jak po schodach schodzi An.
- Kto się tak drze o tak wczesnej porze? - zapytała zła, ale jej reakcja na widok Nam była taka sama jak moja. Znaczy ja powiedziałam co innego.
- Nami? No i co wieczorne balety w łóżku wyszły? - zapytała z szatańskim uśmiechem. Ja obserwowałam jak twarz Nami staje się cała czerwona, a ona sama nic nie powiedziała. Otworzyłam szeroko oczy.
- Nami...poważnie? - zapytałam, jej brak reakcji mówił wszystko! - An udało nam się! Przybiłam sobie z nią żółwika. Byłam taka zadowolona! Nareszcie poszli w dobrą stronę. Teraz to już żadna nie jest dziewicą. Zaśmiałam się ze swoich myśli. Tańczyłam taniec zadowolenia.
Weszłyśmy do kuchni i zaczęłyśmy gadać.
- No i jak to było? - An naciskała. Musiała wiedzieć w końcu sama ich popchnęła ku temu. Nami lekko zarumieniona zaczęła opowiadać.
- No...po prostu jak oboje znaleźliśmy się w pokoju to zrozumieliśmy, że nas wrobiłaś. Miałam już schodzić na dół, ale w ostatniej chwili, Naruto powiedział, że nie ma ochoty na tańce. Zaproponował film, no to ja się zgodziłam i oglądaliśmy ten film i ...
- I nie wiesz jakie było jego zakończenie, bo byłaś zajęta czymś innym. - zaśmiała się. An była bezpośrednia.
- Ale ja nie wiem, jak mam się teraz przy nim zachować.
- Proste, od teraz możesz nazywać się jego dziewczyną. - powiedziałam. No przecież to było oczywiste. Naruto nawet nie oglądał się za innymi. W jego głowie była tylko ona.
- Zgadzam się z Sakurą. Zobaczysz, że ty nic nie musisz robić. On sam podejdzie do ciebie, nie znasz go? Jeszcze ogłosi to wszystkim. - Nami otworzyła szeroko oczy i schowała głowę w kolana.
- Oj daj spokój. Chodziło mi o to że ogłosi wszystkim, że jesteście parą. Zobaczysz będzie okej. Dasz radę. W końcu teraz powinnaś myśleć o nim jak o rycerzu. - dodała. - W sumie każdy facet ma coś z rycerza.
- Tak...szkoda, że najczęściej jest to zakuty łeb. - odezwałam się. - Ale to nie tyczy się Naruto. - wywinęłam się, gdy ujrzałam wzrok mojej przyjaciółki.
- A jak tańczyło ci się wczoraj z tym zakutym łbem? - teraz to Nami postanowiła mnie podręczyć.
- Nijak. Dobrze tańczy i tyle.
- Tak jasne, nigdy nie pokazywałaś, że potrafisz tańczyć, a on się pojawia na parkiecie a ty tańczysz razem z nim. - dobra tu mnie masz.
- Musiałam mu pokazać, jak się tańczy na prawdę. - wzruszyłam ramionami i wstałam by zrobić kawę. Nie mogłam jednak z głowy wyrzucić tych kroków. Na bank je już gdzieś widziałam.
- Dobra, dobra, przyznaj się, że na niego lecisz Sakura. - An przewróciła oczami. Zaśmiałam się.
- Ja w nim? Proszę cię, masz zamiar porównywać mnie do tych pustych lasek, które nie zamieniły z nim ani słowa, a już wyobrażają sobie, że jadą razem w kierunku tęczy?
- Wiesz dla ciebie mogę spalić im tę tęczę. - powiedziała gładko An. Spojrzałam na nią spod byka.
- Dzięki, będę pamiętać. - odpowiedziałam z pomrukiem. - Nie wiem jak wy. - powiedziałam upijając ostatni kawy. - Ale ja się przebieram i idę na trening. - dodałam. Włożyłam szklankę do zlewu.
- Dzisiaj też masz trening? Rany dziewczyno zwolnij trochę.
- Nie mogę opuścić treningu. Tenshi powiedział, że grupa rywalizująca chce rewanżu o to kto wystąpi na zawodach krajowych. A i chce mnie o czymś poinformować. - wzruszyłam ramionami.

Dziś trenowaliśmy ciężej niż zazwyczaj. Wszystkie układy powtarzaliśmy po kilka razy. Każdy najmniejszy błąd był wyłapywany przez Tenshiego. Nie wiem dlaczego dziś mamy taką napiętą atmosferę. Nawet Kiba bał się odezwać, a ona robił za głównego żartownisia tej drużyny.
- Dobra koniec. - odezwał się nasz kapitan. Spojrzałam na niego kontem oka. Każdy spakował swoje rzeczy i powoli wyszedł z sali. Bez pożegnania. Wzięłam torbę. Wszystko mnie bolało. Dzisiejszy trening zdecydowanie był jednym z najcięższych. Może mu przejdzie.
- Sakura, zostań. - wydał mi polecenie, ale tym razem nie usłyszałam rozkazu w jego głosie. Spojrzałam na niego. Wydawał się zmieszany, jakby nie wiedział co ma zrobić.
- Słucham? Mam nadzieję, że nie będziesz na mnie krzyczał. Jesteś nie w humorze, ale to nie znaczy, że musisz się na nas wyżywać. - powiedziałam stanowczo. On tylko pokręcił głową, usiadł na sali i poklepał miejsce obok siebie. Po chwili już mówił mi o co chodzi.
- Posłuchaj, wyjeżdżam. Nie wiem na ile. - co on do mnie przed chwilą powiedział?
- Jak? Przecież mamy rewanż i musisz nas przygotowywać do mistrzostw. Tensi co się dzieje? - spojrzałam na niego uważnie.
- Moja rodzina znowu ma długi. Muszę im pomóc. Wiem, że dacie sobie radę. Jesteście dobrze przygotowani.
- Dobrze, a kto ma nas trenować? - spytałam. Nie wyobrażałam sobie całej tej sytuacji.
- Odpowiedź jest całkiem prosta. Ty będziesz od teraz nowym kapitanem. - że co? Czy on sobie ze mnie żartuje?
- Ja? Ja nie potrafię trenować naszych. Poza tym nie mają do mnie respektu takiego samego jak do ciebie. I hello jestem tu najmłodsza. Masz lepszych tancerzy ode mnie w zespole. - Tenshi pokręcił tylko głową.
- Nie, ty się nadajesz na to w sam raz. Widziałem cię na ulicach i wtedy na sali. Wiedziałem, że będziesz świetną tancerką i nie myliłem się. Jesteś perfekcyjna. Masz dobrą technikę i unikalne figury. Tylko musisz pokazać, że nie dasz wejść sobie na głowę. - dla mnie jednak wciąż było to nierealne. Ja siedemnastoletnia licealistka ma trenować starszych od siebie o parę lat? Nie, no po prostu nie.
- Gdzie wyjeżdżasz?
- Do Stanów, norma. Sakura proszę obiecaj mi, ze się zgodzisz. Nie znam lepszych na to stanowisko. Jeżeli się nie zgodzisz grupa się rozpadnie, a na krajowe pojedzie drużyna Itachiego. Tego chyba nie chcesz, prawda? - no tak owszem nie chcę, ale nadal nie wyobrażam sobie siebie na pozycji kapitana. To wielki obowiązek. Nie ma mowy nie zgodzę się!
- Dobrze, zgadzam się. - nie jestem asertywna. Powinnam nauczyć się odmawiać. Poczułam mocny uścisk. Byłam smutna, że znowu od nas odchodził. Ale w jego rodzinie na prawdę nie jest kolorowo. Mieliśmy się pożegnać, ale wpadło mi coś do głowy.
- Tenshi, poczekaj! Mam dylemat. Możesz mi powiedzieć czy ty tez widziałeś już gdzieś te kroki? - odtańczyłam kawałek kroków Sasuke. Starałam się wykonać je jak najlepiej.
- No oczywiście, że znam. Te kroki wymyślił Itachi na naszą walkę finałową do turnieju. Był bardzo blisko wygranej dzięki tej kombinacji. Gdzie je widziałaś?
- Na imprezie był taki chłopak, który tańczył te same kroki. - powiedziałam. Tylko skąd Sasuke zna te kroki? Czyżby coś ich łączyło?
- Nie wiem skąd je zna. Może ich się po prostu nauczył. Występy były filmowane. - możliwe. W końcu to wydarzenie było jednym z głośniejszych w tamtym roku.
- Może. No to kiedy wylatujesz?
- Dziś wieczorem. - czyli to pożegnanie. Oczy mi się zaszkliły. Nie lubię, kiedy odchodził. Przytuliłam go. Odprowadził mnie pod sam dom. Pogadaliśmy i jeszcze raz życzyłam mu wszystkiego dobrego i by jak najszybciej wrócił. " Nie bój się Sakura, nawet się nie zorientujesz, a ja będę już z powrotem. " Trzymam cię za słowo...

Poniedziałek. Znowu kolejny tydzień szkoły. Sasuke nie wydawał się być już taki oschły dla mnie. Nawet czasami pogadaliśmy na biologii. Kiedy zaczepił mnie na korytarzu wszystkie dziewczyny miały ostre ogniki w oczach. Nie wiem o co im chodzi. W cale się nie dziwię Sasuke, że nie ma ochoty z nimi gadać. Gapią się jak na najlepszy towar.
- Sakura, podwieźć cię? - obok mnie zatrzymał się samochód i spod przyciemnianych szyb usłyszałam znajomy głos. O wilku mowa.
- Cześć Sasuke, pewnie, dzięki. - wsiadłam. Samochód miał serio luksusowy. Nie powiem wam jak się dokładnie nazywa, bo kompletnie się na tym nie znam, ale wiem tyle, że to BMW. Jechał wolno, chodź ulice były puste.
- Czemu jedziesz tak wolno? - zapytałam. Spojrzał tylko na mnie i uśmiechnął się.
- Bo jak przyśpieszę, będziemy mieli mniej czasu na pogadanie. - uśmiechnął się. Uśmiechnął się? Jeszcze nie widziałam uśmiechu na jego twarzy.
- To o czym chciałbyś pogadać?
- Na imprezie pokazałaś klasę. Ruszasz się fenomenalnie. - czy on mi schlebia?
- Dziękuje, ty też dobrze tańczysz. Szczególnie twoje ostatnie kroki mnie zainteresowały. - spojrzał na mnie. - Tak nauczyłem się ich od brata. - brata?! Itachi ma brata? W sumie...jakby się przyjrzeć to są nawet podobni. Bracia. Dlaczego ja na to nie wpadłam?
- Coś się stało? Zareagowałaś dosyć dziwnie. - spojrzał na mnie uważnie.
- Nie po prostu...musisz mieć zdolnego brata. - zagadnęłam.
- Tak, Itachi jest już kupę lat w tym stażu. Nie znam lepszego tancerza od niego. Szczerze mówiąc to nawet dla niego tu przyjechałem. - a to ciekawe.
- Co masz na myśli?
- Powierza mi swoją grupę. Mamy zamiar wygrać z grupą, która wygryzła ich w rundzie do mistrzostw krajowych. Mam zamiar pokazać im gdzie jest ich miejsce. Nie mają z nami szans. - słucham? Nie mamy szans? Moja mimika uległa zmianie. Z wesołej na pochmurna i złą.
- Czy coś się stało? - zapytał mnie.
- Nie...nic się nie stało. Życzę powodzenia. - uśmiechnęłam się sztucznie.  Przyda wam się. 
- Dzięki.

- Sakura, Sakura! - szłam nikogo nie słuchając. W głowie mam już scenariusz jak rozwalić Sasuke na dogrywce. Przerwałam swoje rozmyślenia, bo poczułam jak Nami wiesza mi się na ramieniu.
- No zatrzymaj się żeż w końcu! - zawołała mi prosto do ucha, a ja jak na komendę się zatrzymałam.
- Słucham? - nie wiedziałam co jest takie ważne, żeby wyrywać mnie z pogrążania drużyny Sasuke.
- Angie ma chłopaka! - orzeźwiłam się momentalnie.  Kiedy ona się zdążyła umówić?
- Nie mam chłopaka tylko poznałam jednego takiego... - widziałam jej minę. Niby ją to nie ruszało, ale w środku toczyła się wojna sprzecznych emocji. Skoro Angie się nim zainteresowała to chłopak musi być wyjątkowy.  
- Jak się nazywa i jak go poznałaś? - czy mi się wydaje czy ona lekko się zaczerwieniła?  
- Nazywa się Jake. Jest studentem. Studiuje pedagogikę. W przyszłości chce zostać nauczycielem. Fajny facet. Spotkałam go, jak ty wyszłaś na trening. Szłam do domu i na niego wpadłam. Przeprosił i w ramach tego zaprosił mnie na kawę. I to tyle. - czyli to tylko zwykłe spotkanie. Nami jak zwykle przesadza.
- No i zaprosił mnie do kina. - dodała po chwili z uśmiechem na ustach. Okej, teraz zwracam jej honor. Czyli spodobała się studencikowi? Ciekawe. Spojrzałam na nią swoim jedynym spojrzeniem mówiącym " jeżeli się z nim nie umówisz wydrapie ci oczy " Chyba zrozumiała moje przesłanie.
- Dobra, dobra, ale teraz ja ci sprzedam newsa. Nami idzie na noc do Naruto. Wiesz " Maraton " - powiedziała w cudzysłowie An. - Dobrze wiemy co będą robić. - zaśmiała się An. Okej ja jej towarzyszyłam to było zabawne.
- Nie prawda, masz tak zaniżony poziom myślenia An. Ludzie nie wszędzie widza sytuacje do seksu tak jak ty. - skoszona An i to w dodatku przez Nami. Co tu się dzieje? Ziemia staje się płaska? Ona nie wiedziała co odpowiedzieć. Resztę dnia spędziłyśmy na rozmowach. Ja natomiast wyłapywałam spojrzenia Sasuke, ale nawet jego głębokie oczy nie przeszkodziły mi w realizowaniu mojego planu.

Właśnie szykowałam się do wejścia na trening. Bałam się jak cholera. Nie wiem jak zareagują na nie w nowej roli. Mam nadzieję, że nie będzie aż tak źle. Złapałam za klamkę i wzięłam głęboki oddech. W środku znajdowali się już wszyscy. Na mój widok zaprzestali wykonywania jakichkolwiek czynności.
- Cześć wam. - przywitałam się ze wszystkimi.
- Witamy panią kapitan. - odezwał się Kiba. Wiedzą? - Tenshi nas powiadomił o tym, że wyjeżdża i o tym, że od dziś to ty przejmujesz stery mała. - zaśmiał się i przyjaźnie objął mnie ramieniem. Powiedział im? I widać przyjęli to na spokojnie. Całe szczęście.
- A tu jest list do pani kapitan. - Sash podała mi kopertę. Otworzyłam. Miejsce, data, godzina spotkania. Rewanż.
- To już za tydzień. - powiedziałam. Mamy tylko tydzień na przygotowanie choreografii. Najciekawsze jest to, że wybrał ciekawą ulicę. Wiśniowa. Tam zaczynałam moją przygodę z tańcem.
- Posłuchajcie, mamy tydzień do rewanżu. Tydzień ciężkiej pracy, potu i łez. Musimy to wygrać! - krzyknęłam i zgniotłam kartkę. Wszyscy kiwnęli głowami. Zabieramy się do pracy! Ćwiczenia, ćwiczenia i jeszcze raz ćwiczenia.
Pod koniec obiecaliśmy sobie jedno. Nigdy się nie poddamy.
Dni mijały szybko. Szkoła, trening, szkoła, trening i tak w kółko. Nie żyłam niczym tylko wygraną. Przygotowaliśmy naprawdę dobry układ. W dodatku ostatnio zdarzyła się pewna rzecz, która zmiotła mój cały optymizm. Wyobraźcie sobie, że zanurzacie się w mojej pamięci...
- Sakura musimy pogadać. - Sasuke złapał mnie za rękę i pociągnął w głąb korytarza. Oczywiście nie obyło się bez wścibskich spojrzeń dziewczyn. Ale to było chyba ważne, bo mocno ściskał moją dłoń. Bo jakbym miała w planach uciec. Gdy już dotarliśmy do celu. Puścił mnie i bez owijania w bawełnę powiedział.
- Musisz ze mną zatańczyć na pewnym rewanżu. - co? Nie no nie wierzę! Czy on w ogóle wie do kogo o tym mówi?
- Dlaczego akurat ja? I dlaczego mi to proponujesz?
- Jesteś bardzo dobra. Opanowałabyś szybko układ. Wymyśliłem dobre zakończenie i potrzebuję do tego ciebie. - spojrzał w moje oczy po chwili ujął moje dłonie. Romantyk się znalazł. Pokręciłam głową.
- Sasuke wybacz mi, ale jestem zajęta i nie mogę ci pomóc.
- Nawet nie wiesz, kiedy to jest. - nie, nie, nie jak mam mu odmówić? Przecież nie powiem " nie masz o co prosić, bo właśnie gadasz z kapitanem twoich przeciwników "
- Wybacz, ale prosisz niewłaściwą osobę. Puściłam jego dłonie. Nie mogę ci pomóc. - chciałam odejść, ale on mi nie pozwolił.
- Sakura. - jego głos był inny. Czyżby wrócił zimny Sasuke? Złapał mnie za ramię i obrócił. Znalazłam się przy ścianie. Jego ręce znalazły się po obu stronach mojej głowy. - zrozum, że jesteś jedyna, która może sprostać temu układowi. - spojrzał w moje oczy. - Chyba podobało ci się jak ze mną tańczyłaś. Mogłabyś nawet dołączyć na stałe.  Od razu bym cię przyjął. - przy ostatnim zdaniu kącik jego ust podniósł się do góry. Chyba zmierzamy ku innym wodom. Udało mi się uwolnić z " pułapki " i powiedziałam...
- Nie! Sasuke nie przyjmuje twojej propozycji. Nie chcę z tobą tańczyć. - odeszłam jak najszybciej.
Byłam zszokowana i do tej pory jestem. Wydawało mi się, że jego prośba miała drugie dno, ale jakie to nie mam pojęcia. Jedno wiem, dni zleciały jak z bicza strzelił, a rewanż jest już jutro...
Razem z drużyna ćwiczyliśmy po parę godzin. Nie mamy zamiaru tak łatwo się poddać, ba przegrana nie wchodzi w grę.

A co jeżeli nam się nie uda? W pewnym momencie człowiek mimo ciężkiej pracy wątpi. Nie jest w stanie ocenić na co go stać. Życie to niekończąca się przygoda. Porażki, zwycięstwa wszystko co robimy - robimy dla nas. Dlatego musimy dążyć do naszych marzeń, spełniać je by pod koniec naszej wędrówki przez życie iść z podniesiona głową. Wiedzieć, że zrobiliśmy wszystko co mogliśmy. Na dworze panowała lekka szarówka. Zastanawiałam się jak to wszystko się potoczy. Z Sasuke na prawdę łapałam dobry kontakt. Chciałabym taki utrzymać bez względu na to jaki będzie koniec. Ale w głębi duszy chcę z nim wygrać. Dla Tenshiego. Chciałabym pokazać mu, że może na mnie liczyć i mogę poprowadzić drużynę do zwycięstwa.
Weszliśmy w bramę. Krótki ciemniejszy korytarz dzielił nas od celu. Temperatura spadała z każdą minutą. Słyszałam głos motywujący przeciwną drużynę. Moje serce zaczęło szybciej bić. Nogi lekko drżały. Nie chcę go stracić...
Pokazaliśmy się. Na przód naszej drużyny wyszedł Kiba. Oczy naszych przeciwników zwróciły się na bruneta. Wraz z kapitanem.
- Chcę rozpocząć rozmową z kapitanem. - odezwał się Sasuke. Z jednej strony nie mogłam doczekać się jego zdziwionej miny, ale z drugiej...
Wzięłam głęboki oddech, a moje nogi prowadziły mnie przed szereg. Miałam kaptur na głowie. Spojrzałam na Sasuke. Widziałam, że przygląda mi się, ale nie spodziewał się chyba mnie. Ach...miejmy to już za sobą. Zdjęłam kaptur. Spod niego uwolniła się kaskada różowych włosów. Spojrzałam prosto w jego oczy. Zdziwienie ogarnęło całą jego twarz.
- Cześć Sasuke. - dlaczego tylko takie słowa przyszły mi do głowy? Jego przymrużone oczy zwiastowały mocne wiatry.
- Dlatego nie chciałaś ze mną tańczyć? Bo tańczysz z nimi? - spojrzał na mnie spod byka. Ocho zaraz się zacznie. Dlaczego on nie może być ugodowym człowiekiem?
- Tak tańczę z nimi. I widzę, że nie za bardzo ci się to podoba. - moja postawa również uległa zmianie. Panowała cisza tylko my zawieraliśmy głos. Nasi członkowie czekali na nasze polecenia, jednak jak na razie na nic się nie zanosiło.
- Gdybyś tańczyła z nami, mogłabyś nauczyć się o wiele więcej. Na prawdę chcesz tańczyć z nimi?
- Po pierwsze: Przegraliście z nami za pierwszym razem i dopilnuję byście i teraz przegrali. Po drugie: nimi? To są moi przyjaciele i to oni przyczynią się do waszej porażki. - odwróciłam się i machnięciem ręki dałam im znak by zaczynali. Muzyka rozpoczęła się wraz z pierwszymi krokami. Cała "scena" była nasza. Toprocki spowodowały, że drużyna Sasuke stała lekko zdezorientowana, ale wiedziałam jedno nie poddadzą się tak łatwo. Wraz z lekką pomyłką w krokach drużyna Sasuke ruszyła do kontrataku. Dynamiczne kroki z gestykulacją były na wysokim poziomie. Crossover w połączeniu z Hulsterem wyglądały niesamowicie. Dlatego uznałam, że teraz nasza kolej. Ruszyłam na sam przód. 1990, Headspin. Obroty na głowie, na jednej ręce w pozycji wyprostowanej. Słyszałam głos moich kolegów. Dopingowali mnie. Uśmiechnęłam się i zakończyłam bellymillsem. Jest to windmill z przejściem na brzuch. Jego mina mówiła sama za siebie był wkurzony. Nie pozostawił tego bez odezwu. Halo, Flary, wszystkie jego figury były imponujące. Widać, że odziedziczył pasję po starszym bracie. Musiał go podziwiać. To tak jak ja Tenshiego. Tańczyliśmy już dłuższy czas. Każdy zaczął opadać z sił. Jedni tańczyli wolniej, inni mylili kroki. Tak jak i z mojego zespołu, jak i z Sasuke. Ja i on nie przestawaliśmy. Dawaliśmy z siebie dwieście procent. Po kolejnych minutach zostaliśmy sami na "scenie" Teraz on albo ja. Zaczęliśmy od Freezów. Air Jordan, Baby Freeze Open, Ninja Freez. W życiu jak w tańcu - każdy krok ma znaczenie. Nie mogłam pokazać mu, że i ja jestem już u kresu wytrzymałości. Po tych wszystkich słowach, które mu powiedziałam, nie mogę przegrać. Taniec to mój świat, w którym zostawiam wszystkie swe smutki i odcinam się od rzeczywistości. To jest coś w czym jestem na prawdę dobra. Tak jak ekstaza umożliwia przekraczanie własnych granic, tak taniec jest sposobem unoszenia się w przestrzeni. Spojrzałam na Sasuke raz jeszcze. Był skupiony na swoich krokach, a ja pomyślałam, że rusza się jak Bóg. Przypomniał mi się moment naszego pierwszego tańca. Na dyskotece. Chciałam mu wtedy pokazać, że nie jest najlepszym tancerzem w domu Naruto, ale wtedy też chciałam z nim zatańczyć...bo chciałam. To jest bardziej skomplikowane niż wygląda. Spojrzałam w jego oczy. On zrobił to samo. Nasze ruchy były tak płynne i zgrane ze sobą, że ktoś z zewnątrz mógłby pomyśleć, że to wszystko jest zaplanowane. Ale tak nie było. Widziałam jak Sasuke w jednym momencie odskoczył. Ja zrobiłam to samo. Zaczęliśmy biec do siebie i w ostatnim momencie stanęliśmy na przeciwko siebie. Muzyka ucichła. Inni nie spuszczali z nas wzroku. Nasze ciężkie oddechy zgrywały się ze sobą. Nasze ciała chciały odpoczynku i wyraźnie to akcentowały. Nadal nie wiemy kto wygrał.
- I co? - postanowiłam zadać to pytanie pierwsza. W moich myślach przewijały się nikłe uśmiechy Sasuke. Nikt ich pewnie nie dostrzegał, ale ja owszem. Zamiast jego głosu usłyszałam głos Kiby.
- Uważam, że kolejny rewanż nie ma sensu. I tak żadne z was się nie podda. - w tym samym momencie usłyszałam mruknięcie bruneta.
- Nie chętnie, ale przyznaję mu rację. - spojrzałam na niego z niemałym zdziwieniem w oczach. - Jednak, remis to nie wygrana, ale i nie przegrana. - no fakt tu ma racje.
- No to co robimy? - poszło pytanie z tłumu. W tej chwili poczułam, że muszę zrobić coś szalonego, bo może to mieć pozytywne skutki. A, że ja zawsze słucham swojej intuicji to...
- Może utworzymy jedną grupę? - tak o tym mówiłam. Szalone co nie? Wzrok wszystkich utkwił na mnie. Niskiej, spoconej, kudłatej dziewczynie, która rzuca (nie)realne propozycje. No, ale czy to jest zły pomysł? Nikt z nas nie wygra tego rewanżu. Ja a tym bardziej Sasuke - mowa o jego męskiej dumie nie odpuści. Ale czy przyłączając się do wrogiej drużyny to nie to samo? Wyciągnęłam do niego rękę. Sasuke spojrzał na moją dłoń, potem spojrzeniem obrzucił swoja drużynę i moją.
- Nie wydaje mi się, aby wasz wcześniejszy kapitan był zadowolony. - odparł na jednym wdechu. Postanowiłam powiedzieć jedno zdanie godnego przywódcy ( chyba )
- Tenschi wyjechał. Nie ma go tu z nami. Gdyby był poszło by łatwiej. Więc to ja jestem kapitanem i on nie ma nic do powiedzenia. - uśmiechnęłam się. Nie wiem dlaczego. Poczułam, że powinnam to zrobić. Wzrok Sasuke spoczął na mnie. Bacznie mnie obserwował. Minęło trochę czasu, ale poczułam to. Uścisk dłoni. Nie wierzę, że to się stało! Postanowiłam zrobić kolejny niemożliwy czyn. Z radości rzuciłam mu się na szyję. Nie spodziewał się tego. Razem upadliśmy na ziemię. Inni członkowie naszych zespołów podchodzili do siebie, ale najpierw musieli się z nas zaśmiać. No bo jakby inaczej.
- Masz szczęście już ręka zaczynała mi powoli mdleć. - usiadłam na nim, a on leżał na ziemi. On tylko przekręcił oczami i ...uśmiechnął się! Tak prawdziwie i na dłużej. Nie mogłam się napatrzeć. W jednej chwili zdałam sobie sprawę z jednej ważnej rzeczy. Podoba mi się Sasuke Uchiha.
- Powinieneś częściej się uśmiechać, do twarzy ci z nim. - teraz to ja się zaśmiałam. Chciałam z niego zejść, ale w tym samem momencie poczułam jak jego dłoń ciągnie mnie z powrotem w dół. Jednak tym razem wylądowałam trochę inaczej. Nasze usta się spotkały. Nie mogę uwierzyć w to co się właśnie wydarzyło. Jego pocałunek był taki namiętny. Oddałam go, nie musiał długo czekać. Trwał krótko, ale wiedziałam, że tak prędko tego nie zapomnę. Z tego wszystkiego nie mogłam wydusić ani słowa.
- Długo na to czekałem. - powiedział mi do ucha. Przyjemne dreszcze przeszły przez moje ciało. Uśmiechnęłam się i dałam mu pstryczka w nos. Nie mogłam się oprzeć. Jego mina jak u małego dziecka. Wstałam z niego i podałam mu rękę on przyjął ją i razem z resztą grupy zaczęliśmy się poznawać.

Tego samego dnia spotkałam się z Sasuke w parku. Długo rozmawialiśmy, o tańcu, pasjach, życiu i o naszym pocałunku włącznie. Długo na to czekałem... Te słowa zapadły w mojej pamięci. Byłam lekko onieśmielona, ale radość zdecydowanie przeważa w tym zestawieniu. Muszę jeszcze dodać jedną, małą ale istotną rzecz. Podczas spaceru chwycił mnie za rękę. Pozwoliłam mu ją trzymać. Było to bardzo miłe uczucie. Jakby dotykały cię skrzydła motyla. Byłam szczęśliwa.
Szliśmy w cieniu. Słabe światło dawały tylko lampy, które były daleko od siebie. Z daleka ujrzeliśmy ławkę, postanowiliśmy tam usiąść.
- Nie sądzisz, że to piękny widok?  - zapytałam. Mnie osobiście urzekał. - Oczywiście ja miałam na myśli jego oblicze. Miałam nieodparte wrażenie jakbym rozmawiała z innym człowiekiem. Ten uśmiech wydawał się taki naturalny, jakby robił to setki razy, oboje wiemy, że to nie prawda.
- Tak, ty też jesteś piękna. - zarumieniłam się, gdy usłyszałam te słowa. Chyba zrozumiał moją przenośnie. Schowałam nos w szal, który owijał moją szyję. Zapadł na chwilę moment ciszy. Trwaliśmy tak parę minut. Wsłuchiwałam się w wieczorny poryw wiatru, w odgłosy natury, jednak po chwili dane mi było usłyszeć jego głos.
- Wiesz, kiedy po raz pierwszy cię ujrzałem wiedziałem, że moje życie tutaj nie będzie nudne.
- Podjąłeś ciekawy temat. Co ty tutaj tak właściwie robisz? Oprócz rewanżu i drużyny co cię tu trzyma? Mieszkałeś w innym mieście niedaleko.
- Tutaj mam bliżej do wszystkiego i mogę cię częściej widywać. - mów do mnie jeszcze. - Kiedy tańczyłem z tobą na imprezie poczułem, że to jest to. Wiedziałem, że muszę z tobą tańczyć.  Ty tak jak ja czujesz taniec swoim sercem i duszą. Widać to po twoich ruchach i emocjach jakie okazujesz swojemu partnerowi, a wtedy pokazałaś mi zawziętość. I to mnie urzekło. Twoja szczerość. - nie wiedziałam co powiedzieć.
- Faktycznie na imprezie musiałam ci pokazać kto tu rządzi. - moje nieskromne oblicze w końcu się odezwało. Zaśmiałam się na sam koniec. Po mojej wypowiedzi milczeliśmy. Znowu. Wpatrywaliśmy się w siebie, ja uległam po chwili i spuściłam wzrok. Jednak po chwili poczułam jak ręka Sasuke chwyta delikatnie mój podbródek. Musiałam wglądać jak wystraszone dziecko, bo jego mina wyrażała lekkie rozbawienie najwidoczniej moja osobą. Lecz to nie trwało długo. Poczułam muśnięcie jego warg. Pod wpływem impulsu moje dłonie powędrowały na jego policzki. Pocałunek przestał być delikatny. Iskra przemieniła się w żywy ogień. Nie przejmowała się tym, że ktoś może przejść obok nich. Liczyła się tylko ta chwila. Po chwili jednak jego pocałunki zaczęły stopniowo maleć. Wiedziałam, że nie czas i nie miejsce na to. Poczułam jak wewnętrzna część mnie została rozbudzona i niezadowolona.
- Odprowadzę cię. - pokiwałam tylko lekko głową i ruszyliśmy w stronę mojego domu.  
 
Tak ten dzień zdecydowanie mogę uznać za szalony. Wiem, że łączą mnie z Sasuke głębsze relacje, ale czy mogę się uznać za jego...dziewczynę?  Musiałam się poradzić z ekspertami w tej dziedzinie. 
- No oczywiście, że jesteś jego dziewczyną! - usłyszałam w słuchawce głos Nami.
- Angie, znowu urządzacie sobie nockę beze mnie? - odparłam lekko zawiedziona.
- Nie chciałyśmy ci przeszkadzać, miałaś ważną rozgrywkę w tańcu. A w ogóle i jak poszło?
- Może wpadnę do ciebie i tam wam wszystko opowiem?
- Dobra, czekamy.
30 minut później...  
- (...) I wtedy mnie pocałował. - skończyłam wygłaszać swój monolog. Dziewczyny siedziały w jednym miejscu a ich buzie otwierane były do nienaturalnych rozmiarów. Pierwsza otrząsnęła się Nami.
- Hm...nie można zaprzeczyć, że coś was łączy. Ale z kolei oficjalnie nie poprosił cię o chodzenie prawda?
- Prawda. - no tak...nie wypowiedział trzech istotnych słów. " Będziesz moją dziewczyną? "
- Nami jesteś staroświecka. Ty już całowałaś się z Naruto i uprawialiście seks a i tak nie chodziliście ze sobą. Mamy XXI wiek. - Nami na jej wypowiedź zrobiła się czerwona. Sama już nie wiedziałam co z tym wszystkim mam zrobić.
- Może zrobisz tak jak ja? Zobaczysz jutro w szkole. Będziesz obserwowała jego postawę wobec ciebie. - to była mądra myśl.
- Tyle, że nie licz, że rzuci ci się na szyje tak jak zrobił to Naruto. Oni są całkowicie inni. - powiedz coś czego nie wiem... Pogadałyśmy jeszcze i poszłyśmy spać.

Stałyśmy z dziewczynami przed szkołą. Czekałyśmy na Naruto. Chwilę później widziałyśmy jego uśmiechniętą twarz, ale obok niego szedł Sasuke. Moje serce odruchowo przyśpieszyło swój bieg. Naruto podszedł do Nami i przywitał się z nią czule. Sasuke podszedł tylko do nas ale nic nie powiedział. Zmartwiłam się. Stałam lekko przybita, ale dzwonek na lekcje pobudził moje nogi do działania. Lekcja minęła mi w zastraszająco szybkim tempie. Wychodziłam ostatnia z sali. Nie chciałam myśleć o tym dlaczego Sasuke nie chciał niczego po sobie pokazać. Zostałam gwałtownie wyrwana z moich myśli, bo poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę. Ten korytarz był niemal pusty. Byłam zaskoczona, nie kontaktowałam przez chwilę. Nagle, gdy skręciliśmy w korytarz odzyskałam zdolność myślenia. Spojrzałam przed siebie...wyrwałam się.
- Dlaczego mnie tutaj prowadzisz? - Nie usłyszałam odpowiedzi tylko poczułam jak moje usta milkną w błogiej ciszy. Chciałam tego, pragnęłam, ale nie zrobił tego czego oczekiwałam. Przestałam oddawać pocałunki, po chwili i on przestał.
- Coś nie tak? - zapytał mnie. Nie...wczoraj się całowaliśmy, mówiłeś mi te wszystkie ckliwe teksty, zabrałeś mnie na spacer i odprowadziłeś pod sam dom, a dziś nic. Nie nic się nie dzieje...wszystko jest jak w najlepszym porządku. Daje się wyczuć sarkazm? Mam nadzieję.- Sasuke, kim ja dla ciebie jestem? - postanowiłam wyłożyć karty na wierzch. Nie odpowiedział. - Jeżeli masz zamiar traktować mnie jako swoją koleżankę do spraw seksualnych, to mówię od razu nie licz na nic. Nie mam zamiaru robić czegoś...  - nie dokończyłam. Jeden, krótki, ale gorący pocałunek.
- Jesteś dla mnie bardzo ważna, Sakura. - spojrzał na mnie. Chyba widział moją niepewność. Zaśmiał się. - Mam ci to udowodnić? - nie czekając na moją odpowiedź, chwycił mnie za rękę i wyszliśmy z bocznego korytarza na główny. Cały czas trzymał moją rękę. Nie obyło się bez spojrzeń innych i gadania za plecami. Szłam jak szara myszka. Sama stwierdzam, że to do mnie nie podobne, ale tym razem obecna sytuacja...nie pozwalała mi na inne zachowanie. Wyszliśmy na dziedziniec szkoły. Przy drzewie czekali nasi przyjaciele. Czekałam tylko na ich spojrzenia. Pochwyciłam wzrok An, potem Nami. Uśmiechały się. Ostatnim gapiem był Naruto, który zrobił coś na miarę jego możliwości.
- Co to ma być?! - krzyknął, że cała szkoła spokojnie mogłaby go usłyszeć. Wskazał palcem na nasze splecione dłonie. Złapał się za głowę.
- Nie ja nie rozumiem, ten świat zmierza w złym kierunku. - chyba nie załapał sytuacji.
- Tak ja i Sakura jesteśmy razem. - na uwieńczenie tych słów, Sasuke podarował mi delikatny pocałunek w policzek. Zarumieniłam się. Naruto spoglądał to na nas to na nasze dłonie.
- Zaraz...to ja modliłem się byście wytrzymali do pierwszego semestru razem na biologii, szykowałem bunkier na wypadek wojny, kupiłem nawet zapas ramenu, a wy mi mówicie, że jesteście razem?!
- Y tak? - co miałam powiedzieć? Naruto zrobił minę jakby myślał, wszyscy wiemy, że udawał.
- To dziś po szkole ramen u mnie! Trzeba to uczcić!
- Wybacz Naruto, ale dziś po szkole nie możemy, jesteśmy zajęci. - Na prawdę?
- Ech szkoda, to zjem z dziewczynami. - biedak więcej ramenu dla ciebie.

Po zajęciach udałam się z Sasuke na parking. Wsiedliśmy do samochodu. Nie wiedziałam gdzie mnie zabiera. Ale po chwili poznałam drogę. Ulica Wiśniowa. Na sentymenty ci się zebrało Sasuke?
- Co tutaj robimy? - zapytałam.
- Musimy się z kimś spotkać. - Już niedługo potem wiedziałam o kogo chodzi...
- Itachi?! - jego spodziewałam się najmniej. Co ja mam do rozmowy braci? Zdziwiłam się widząc go tutaj. Z tego co wiem pozostawił drużynę Sasuke.
- Witaj Sakura, dawno się nie widzieliśmy. - pokiwałam głową. Czekałam co ma do powiedzenia.
- Zanim zacznę musimy poczekać na jeszcze jedną ważną osobę. Czekaliśmy parę minut.
- Przepraszam za spóźnienie. - ten głos...co tu się dzieje? Odwróciłam się. W moją stronę szedł Tenshi. Przecież on miał być w Stanach. Nie rozumiem...
- Co ty tutaj robisz Tenshi?
- Cześć Sakura. Tylko się nie wściekaj proszę. - uniósł ręce w geście obrony.
- Skoro jesteśmy już wszyscy to musimy wam coś powiedzieć. - głos znów zabrał starszy Uchiha.  - Razem z Tenshim wcale nie jesteśmy wrogami jak wam się wydawało cały ten czas. Jesteśmy przyjaciółmi. - okej...to się zdziwiłam. Sasuke jak widać też o niczym nie wiedział. - Przekazaliśmy wam drużyny, ponieważ oboje dostaliśmy się do najlepszego studia tanecznego w Nowym Yorku. Na ten sam wydział. - stałam i nie mogłam niczego powiedzieć.
- Ale po co ta cała szopka? Nie rozumiem, nie mogliście załatwić tego inaczej? - Sasuke zadawał pytania.
- Dokładnie. Tenshi nie miałeś być w Stanach?
- Wybacz Sakura musiałem coś wymyślić byś przejęła drużynę.
- Nie mogłeś po prostu na spokojnie mi tego wszystkiego powiedzieć?
- Gdybym to zrobił nie przejęłabyś ekipy. Znalazłabyś tysiąc innych powodów by się wymknąć. Hm...ma rację.
- Wcale nie prawda!
- Sakura, dobrze wiesz, że prawda. - jego wzrok...mówi wszystko.
- Okej, okej prawda. - podniosłam ręce w akcie desperacji.
- Ale widzimy, że zrobiliście rewolucje w ekipach, dobrze zrobiliście. Teraz na sto procent wygracie krajowe.
- Czyli, kiedy wylatujecie? - istotne pytanie...
- Samolot mamy za dwie godziny. - co? już?
- Ale jak to? Tenshi...kiedy ja cię zobaczę? - łzy zaczęły wzbierać mi się w oczach. Nie bacząc na nich podbiegłam i przytuliłam go.
- Nie przejmuj się mała, daj mi cztery lata. Będę cię odwiedzał, a teraz przynajmniej jestem spokojny o twoje bezpieczeństwo. - ostatnie kilka słów wypowiedział mi na ucho. Wiedziałam o co chodzi. Kiwnęłam głową.
- Powodzenia. Wiem, że razem będziecie najlepsi. - uśmiechnęłam się. Sasuke również pożegnał się z bratem.
- Na nas już pora. Musimy jeszcze dojechać na lotnisko. Sakura zajmij się moim bratem a jak coś to wiesz...- zaśmiał się pokazując zabawne gesty. Wiedzieli o nas? Nie ważne, teraz istotne jest to, że mojego przyjaciela będę widywała najrzadziej w życiu. Zanim wsiedli do samochodu krzyknęłam jeszcze.
- Gdy wrócicie wracacie do zespołu! Słyszycie mnie? Tutaj jest wasz dom! - łzy zaczęły cisnąć mi się z powrotem do oczu. Sasuke objął mnie ramieniem. Gdy odjechali zostaliśmy jeszcze chwilę a potem odjechaliśmy. Podwiózł mnie pod sam dom...

4 lata później...
Zdobyliśmy krajowe. Możemy nazwać siebie mistrzami. Skończyliśmy liceum. Nawet nie wiecie jakie mieliśmy szczęście w życiu. W Tokio zostały utworzone studia o kierunku tanecznym. Razem z Sasuke dostaliśmy propozycję kształcenia się tam. Od razu przyjęliśmy ofertę. Nami i Angie wybrały inny kierunek studiów. Artystyczne. Brakuje mi ich, ale codziennie rozmawiamy przez telefon. Naruto poszedł na inne studia, ale do tego samego miasta. Blondyn nadal wiąże przyszłość ze sportem i...Nami. Zaręczyli się. Wiedziałam, że to będzie coś co przetrwa do końca. Angie zaczęła spotykać się z Jekiem. Ciekawe czy coś z tego będzie, koleś wydaje się być miły. Nasze zajęcia dzisiaj kończyły się o osiemnastej. Jestem padnięta. Mieszkam razem z Sasuke. Uparł się, żebym zamieszkała w jego domu. Weszłam do środka, pierwsze swoje kroki skierowałam do kuchni. W środku czekała na mnie największa niespodzianka życia.
- Wszystkiego Najlepszego Sakura! - nie mogła uwierzyć w to co widzę. Wszyscy moi przyjaciele, tutaj. W naszym mieszkaniu. Angie, Nami, Naruto, Sasuke, nawet Itachi i Tenschi! Nie wiedziałam co mam zrobić. Stop wiedziałam - popłakałam się jak dziecko. Odśpiewany sto lat sprawił mi największą radość. Itachi i Tenshi wrócili ze studiów. Dostali pracę w profesjonalnym studio tanecznym. Ale tańczą nadal w naszym zespole. Coś czuję, że szykuję się długi weekend... Cieszę się, że mam tak wspaniałych przyjaciół.

* Jednopartówka zawiera pojedyncze inspiracje z poszczególnych stron internetowych/książek.

Od Autorki: Chyba muszę was przeprosić za moją długa nieobecność. I jestem prawie pewna, że nie ma dla mnie usprawiedliwienia. Dlaczego prawie? Ponieważ mam przygotowane usprawiedliwienie :)
Nauka i szczerze brak chęci. Przez pewien okres czasu straciłam całkowicie ochotę na pisanie, a brak czasu nie pomagał mi w tym wcale. Do tego Ewcia trenuje w ekstraklasie <chwali się> xD I kończy treningi o 19.00 czasu miejscowego. Wybaczcie rozszerzona geografia daje się we znaki. Ale wracając. Z tego wszystkiego nie pamiętam czy mówiłam czy chciałam zrobić niespodziankę NAMI za to, że umieściła moją osobę w swoim opowiadaniu. Moje podziękowania - przepraszam, że tak długo czekałaś. Ale mam nadzieję, że się podobało. Umieściłam tutaj jeszcze postać mojej BFF ANGIE obiecałam, że kiedyś cię opiszę? Obiecałam :3 Jeszcze raz gomen za moją nieobecność, ale nie wiem kiedy dodam kolejną notkę. Możliwe...a nawet nie chce mówić bo na prawdę nie wiem. Czekam na wasze opinie mordki! <3

                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                   

środa, 27 sierpnia 2014

" Ukochany Nieśmiertelny "

Starałam się ponad dwa lata o pracę w firmie odzieżowej. Kiedy przyszedł do mnie list polecony z wiadomością o tym, że zostałam przyjęta, skakałam z radości cały dzień. Uświadomiłam sobie, że spełniło się moje marzenie projektantki. Od dziecka fascynowałam się modą, przerabiałam swoje stare ciuchy, kupowałam wszystkie możliwe magazyny i nie byłam ani jeden krok w tyle za nowymi kolekcjami. Nie robiłam tego po to, by się lansować. Nie, po prostu to jest coś co kręciło mnie od zawsze. Moją drugą pasją było malowanie. To mam zdecydowanie po babci. Kiedy byłam małą dziewczynką, uczyła mnie jak trzymać pędzel, jakie farby zmieszać, by wyszedł piękny kolor. I przede wszystkim, bym malowała to, co leży głęboko w mojej duszy. Taka forma wyrażania siebie daje dużo satysfakcji. Możesz pokazać, co naprawdę czujesz w zaledwie kilku kolorach. Mogę też powiedzieć, że od zawsze byłam inna. Czy to dobre słowo? Myślę, że tak. Wierzyłam w duchy, wampiry i inne postacie z mitologii. Oglądając filmy wieczorami zastanawiałam się, jak to jest być nieśmiertelną i piękną. Jak każda małolata marzyłam o spotkaniu wampira, marzyłam o jego pocałunku i spędzeniu z nim wieczności. Teraz jak o tym wspominam, widzę jaka byłam chora. No bo przecież wampiry nie istnieją. Tak samo jak duchy czy wilkołaki. Prawda? Wydoroślałam, ale w pokoju na półce nadal leżą książki. Taki sentyment. Zresztą teraz wampiry są modne. Setki powieści, plakatów, filmów. One nie przemijają, pokazują się tylko w innych odsłonach. Kiedyś wampiry były mrożącymi krew w żyłach bestiami. Wysysały krew z ludzkich ciał, a niektórych przemieniały na swój pierwowzór. Teraz wampiry to przystojniacy, za których tysiące fanek zabiłoby z miłości. Swoją obojętnością, seksapilem budzą najskrytsze pragnienia młodych. Dobrze, że ja mam to już za sobą. Obecnie mam już dwadzieścia trzy lata. Nazywam się Sakura Haruno i nie jestem już taka sama, jak kiedyś...
- Dlaczego się spóźniłaś? Myślisz, że mamy czas na takich niesumiennych pracowników, jak ty? - Stałam z boku i słuchałam jak mój szef wyzywa na nową projektantkę. Z nim nie było łatwo. Jeżeli już się tu pracowało, trzeba było mieć się na baczności. Dla niego liczyła się tylko korzyść majątkowa i nic więcej. Nadęty bufon. Pracowałam tu zaledwie miesiąc, a już miałam go dosyć, ale nie poddam się. Pracuję tu, by coś osiągnąć, a uda mi się to tylko poprzez pracowanie w takiej dobrej firmie.

- Przepraszam, szefie, naprawdę nie chciałam się spóźnić, ale musiałam odwieźć dziecko do przedszkola, nie miałam innego wyboru - tłumaczyła się biedna. O ile wiem, pracowała tu tak samo krótko jak ja i szczerze mówiąc po minie szefa nie widzę tutaj szczęśliwego zakończenia.
- Więc ja też nie mam innego wyboru i zwalniam cię! - Dziewczyna stała jak wryta. Nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała. Bardzo jej współczułam, ale co ja mogłam zrobić? Przyszłam tu tylko po to, by zaprezentować szefowi jak idzie nowa kolekcja, a trafiłam na nieprzyjemne wydarzenie. - Możesz się pakować i szukać innej pracy. - Posłałam jej tylko smutne spojrzenie i ruszyłam dalej za moim pracodawcą w głąb biura. To pomieszczenie zawsze szokowało mnie swoim wyglądem. Zimne, szare ściany dodawały tylko chłodu całemu wyposażeniu. W niektórych miejscach wisiały obrazy z kolekcji letniej i zimowej. Po środku stało wielkie biurko i brązowy, skórzany fotel. Żadnej zieleni, żadnego ciepłego koloru.
- Pokaż jak idzie wam praca nad nową kolekcją. - Wyciągnął rękę po arkusz, który trzymałam. Nieśmiało wyciągnęłam rękę i podałam teczkę z zawartością. Manabu, bo tak nazywał się mój szef, uważnie przeglądał każde zdjęcie. Zatrzymał się na ostatnim, tego właśnie najbardziej się obawiałam.
- To twój osobisty projekt? - odwrócił arkusz w moją stronę i pokazał mi zdjęcie modelki i jej kreację.
- Tak, szefie - odpowiedziałam krótko. Z każdą chwilą napięcie we mnie narastało jeszcze bardziej. Chyba jeszcze nigdy tak się nie czułam. Miałam przed sobą człowieka, od którego zależy moja kariera. Czułam jak ręce zaczynają się pocić. Ostatnio taki stres czułam przed maturą. Z przemyśleń wyrwało mnie chrząknięcie szefa. Spojrzałam na niego uważnie, czekając co ma mi do powiedzenia.- Ten projekt... ma znaleźć się na najnowszym pokazie.
Czy on to naprawdę powiedział? Mój projekt znajdzie się na najnowszym pokazie? Będę stała obok najlepszego projektanta naszej firmy? Moja druga ja właśnie tańczy w moim umyśle jak szalona! Na zewnątrz próbowałam zachować powagę, ale i tak było to trudne z mojej strony.
- Dziękuję, szefie. - Wzięłam od niego arkusz i pognałam do swojej pracowni, gdzie czekała na mnie przyjaciółka.
- Nie uwierzysz! - Rzuciłam arkusz na biurko. Hinata - moja przyjaciółka, stała przede mną i czekała na odpowiedź. - Stwierdził, że mój projekt... ma pojawić się na najbliższym pokazie mody! Jestem taka szczęśliwa!

- Gratulację, Sakura, musimy to uczcić! Co powiesz na wypad do tego nowego klubu Levilla?
- Bardzo chętnie, ale czy ty nie miałaś iść dziś z Tomoe do kina?
- Powiem ci, że wolę iść w czwórkę do knajpki niż męczyć się w kinie na filmie, którego nie lubię.
- Nadal mu nie powiedziałaś, że nie znosisz filmów fantasy? - zaśmiałam się. Hinata usiadła na biurku i z rezygnacją oparła ręce na kolanach.
- Wiesz, że nie chcę sprawiać mu przykrości. Kocham oglądać jego roześmiane oczy. Ale zawsze zmuszam się, by nie zasnąć w tym kinie. Latające wnętrzności jakoś mnie nie pobudzają do życia. - Zaśmiałam się tylko na jej stwierdzenie. Hinata była osobą, która dbała o innych, a nie myślała o sobie. Z Tomoe spotykała się już dobre dwa lata. Szczerze zazdrościłam jej tego związku. Oni ewidentnie byli dla siebie stworzeni. Poznali się na wakacjach. Impreza, spacer po plaży... sceny jak z filmu. Jej życie jest jak dla mnie jedną, wielką bajką. A ja? Czym się mogę pochwalić? Też miałam chłopaka. Spotykaliśmy się od roku. Poznałam go na paintballu. Oryginalnie, co nie? Na początku byłam nim zafascynowana. Zaczęliśmy rozmawiać, potem zabierał mnie na randki, starał się o mnie. A kiedy zostaliśmy parą, urok opadał coraz bardziej. Sama nie wiem dlaczego jeszcze z nim jestem. Może dlatego, że mam nadzieję, że będzie tak jak kiedyś? Nie zdradza mnie, a mimo to nie czuję się pewnie.
- Hej, Sakura! Słuchasz mnie w ogóle? - Słowa Hinaty wybudziły mnie z rozmyśleń.
- Wybacz. Zamyśliłam się, o czym mówiłaś? - Spojrzałam na nią z uwagą.
- Zastanawiałam się w co się ubierzemy na nasze świętowanie.
- Możesz założyć te czarne rurki i tę bluzkę, co ostatnio kupiłaś, bordową. A na nogi szpilki.
- Masz rację, to może fajnie wyglądać. Ty na pewno masz założyć tę koronkową bluzkę i te skórkowe spodnie. - Tak wyglądały nasze przemyślenia. Ja zawsze wiedziałam, co założyć ma Hinata, a ona wiedziała w co ja mam się ubrać. Gdybyśmy robiły to same, zeszłoby nam na tym pół dnia.
- Okej. No to co? Idziemy do domu? Na dziś już wszystko zrobiłyśmy - stwierdziłam. Hinata pokiwała głową, zabrałyśmy wszystkie swoje rzeczy i ruszyłyśmy w stronę domu.
- Rany, Sakura, nadal trzymasz te wszystkie książki i amulety, i coś, co odstrasza wampiry? - Hinata nigdy nie popierała mojego zainteresowania. Teraz już mi przeszło, ale jak mówiłam już wcześniej, to taki mały sentyment. Ususzony czosnek, woda święcona w małych probówkach i mini krzyże. Miałam na to wszystko specjalny pokój.

- Tak. Jakoś nie umiem się pozbyć tych rzeczy. - A tak całkiem poważnie w głębi czuję, że nie mogę tego wyrzucić, bo stanie się coś złego. Wiem, że to sterty bzdur, ale mam to dziwne przeczucie. W końcu każdy stara się słuchać swojej intuicji, prawda?
- Ech... nie mam cię co przekonywać, byś pozbyła się tego, bo i tak mnie nie posłuchasz. W takim razie przebierzmy się i chodźmy na tę imprezę.

Lokal faktycznie był położony na obrzeżach miasta, a dostać się tam można było tylko samochodem. Oświetlenie było marne, ale z każdym kilometrem stawało się ono coraz jaśniejsze. Na miejscu byliśmy zaraz przed rozpoczęciem. Ludzie zbierali się grupkami i ustawiali się w kolejce. Wydawało mi się to całkiem dziwne. Lokal jak na obrzeża był całkiem dobrze wyremontowany. Tylko dlaczego właśnie taki lokal znajduje się na czystym zadupiu? Wokół są same lasy, jedna droga, żadnej komunikacji.

- Wiesz, Sakura, wyobrażałam to sobie całkiem inaczej. - Hinata chwyciła mnie pod ramię. Chłopaki byli cały czas za nami. Ja również muszę przyznać, że nie czułam się tu bezpiecznie. Kiedy staliśmy tuż przy wejściu ochroniarz przewiercił nas swoim spojrzeniem. Chwycił nasze ręce i przybił na nich stempelek z łezką. Zauważyłam jak kącik jego ust podnosi się ku górze, ale mogło mi się wydawać. Mogliśmy wejść. W środku było trochę.. przyjaźniej? Było tu sporo normalnych ludzi. Nawet spostrzegłam znajome twarze. Postanowiłam się wyluzować. Poszliśmy wszyscy do baru, napiliśmy się piwa i ruszyliśmy na parkiet. Muzyka była całkiem dobra do zabawy. Z każdą minutą czułam się pewniej. Tomoe nie pił jako jedyny, prowadził. Wyciągnął najkrótszą zapałkę. Ludzie porywali się w salwach głośnego śmiechu, tańczyli, pili. Ja pognałam w kierunku najbardziej wszystkim znanym - toalety. Przepychałam się przez tych wszystkich ludzi. Gdy byłam już blisko poczułam, jak ktoś potrąca mnie barkiem. Odruchowo pobiegłam wzrokiem w tamtym kierunku. Zauważyłam, jak sprawca również na mnie spogląda. Wyglądał... dziwnie. Tak to chyba jedyne dobre określenie. Jego blada cera tak bardzo kontrastowała z czarnymi oczami i włosami. Skóra wyglądała tak, jakby zrobiona była z porcelany. Czułam na sobie jego wzrok, ciarki zaczęły mi towarzyszyć. Czy to możliwe, że przez jedno spojrzenie człowiek doświadcza takich emocji? Strach, obawa, niezdecydowanie. Ulżyło mi kiedy odwrócił się w swoją stronę i poszedł za kumplem. Ja ruszyłam w miejsce, do którego od początku zamierzałam się udać. Doszłam do lusterka, by poprawić makijaż. Nie siedziałam tam nawet pięciu minut, nagle poczułam jak Hinata łapie mnie za ramiona i krzyczy coś o jakimś morderstwie... dalej toczyło się to jak przez ułamek sekundy. Spanikowana Hinata ciągnęła mnie za rękę znowu przez te tłumy. W mojej głowie kłębiło się mnóstwo pytań. Jakie morderstwo? Dlaczego? Po co? Gdzie chłopaki?  Ludzie krzyczeli, wszyscy uciekali w panice. Słyszałam krzyki, razem z Hinatą chciałyśmy odnaleźć Isao i Tomoe, ale przepychający się ludzie uniemożliwili nam to. Wypychali wszystkich na zewnątrz, nam nie pozostało nic innego jak wierzyć, że odnajdziemy się na zewnątrz.
Cały czas panował chaos. Nie mogłam się uspokoić. Z moich oczu leciały łzy. Hinata nie pozostawała mi dłużna, też płakała. Nie mogłyśmy znaleźć chłopaków. Wszyscy popadli w obłęd. Uciekali nawet do lasu. Natknęła mnie ta myśl. Co jeśli to morderstwo... mam nadzieję, że nic im nie jest.

- Hinata - odezwałam się cicho, ale ona mnie nie słuchała. Szukała, rozglądała się za Tomoe. Cała się trzęsła. Ja pewnie nie wyglądałam lepiej, ale muszę sprawić, by była bezpieczna. Złapałam ją za rękę i pociągnęłam w stronę lasu. Krzyczała na mnie, wyrywała się, nie mogłam jej tam puścić, tam jest niebezpiecznie. W dodatku jeszcze nie przyjechała żadna policja, co znaczy, że morderca jest gdzieś tutaj. Instynktownie spojrzałam na tyły lokalu. Tam stał ten sam mężczyzna. Ten, który potrącił mnie, gdy szłam do toalety. Wiedziałam, że to niemożliwe, była taka panika, biegało tylu ludzi, a ja miałam nieodparte wrażenie, że jego wzrok całkowicie skierowany jest w moim kierunku. Powróciły znajome dreszcze. Czułam, że to dopiero początek...
"Jestem chwilą nieulotną, przeklniesz mnie dwa razy. Nie pozwolę ci się ruszyć, stój jak stałaś, niemo dysząc..."
Otworzyłam szeroko oczy. Moja klatka piersiowa unosiła się i opadała. Słyszałam ten głos, to musiał być on. Czy może ja już zwariowałam? Chciałabym, aby to wszystko było snem, z którego zaraz się wybudzę. HINATA! Zaczęłam się rozglądać na wszystkie strony, szukając jej. Na całe szczęście leżała pod drzewem. Byłyśmy w lesie. To wydarzyło się naprawdę. Nadal nie możemy znaleźć Tomoe i Isao. Otaczały nas drzewa, wokoło nie było nikogo słychać. Czyżby każdy już uciekł? Przecież jeszcze niedawno wszyscy z tego baru pobiegli tutaj, do lasu! To, do cholery, jakim cudem nikogo tu nie ma? I jeszcze to uczucie... jakby ktoś nas obserwował. Musimy stąd jak najszybciej się wydostać, nie mam dobrych przeczuć. Obudziłam Hinatę i pognałyśmy do wyjścia z lasu. Co jakiś czas oglądałam się za siebie. Widziałyśmy już lokal. Roiło się tam od policji, czyli jednak ktoś ich powiadomił. Nie zastanawiałam się dłużej nad tym, podbiegłyśmy do pierwszego lepszego policjanta.
- Co tu się wydarzyło? Szukamy naszych chłopaków, proszę nam powiedzieć, gdzie oni są! - Nerwy mi puściły. Nie myślałam racjonalnie. Znowu zaczęłam się rozglądać i wtedy zobaczyłam coś... czego nie spodziewałam się w każdym innym życiu. Czarnymi kocami nakrywano dwa ciała, zdążyłam zauważyć twarze. - Odepchnęłam policjanta i pognałam w tamtym kierunku. Ludzie próbowali mnie zatrzymać, ale nie dałam się zatrzymać. Dobiegłam co ciał i jednym ruchem zrzuciłam te koce. Nie myliłam się. To byli oni. Opadłam na kolana i z mojego gardła wydał się jeden, ciągły okrzyk cierpienia. Chwilę później poczułam obok obecność Hinaty. Obie oglądałyśmy naszych przyjaciół, bo nimi też byli. W jednej chwili zaczęłam żałować, że nasz związek wyglądał tak, jak wyglądał. Spojrzałam na niego. Był blady, bez cienia iskry życia. Miał zamknięte oczy. Złapałam go za rękę i oparłam głowę na kolanach. Nie mogłam w to uwierzyć. Nagle poczułam silne szarpnięcie z tyłu. To policjanci odciągali nas od ciał. Nie chciałam go puszczać... nie chciałam! Służby zaciągnęły nas do samochodu. Zadawali nam pytania. Kiedy wydawało się, że kończyli ja postanowiłam ich o coś spytać.
- Czy zginęli tylko oni? - spytałam bez cienia emocji w głosie.
- Obecnie szukamy możliwych pozostałych ciał, ale nic na to nie wskazuje, by był ktoś jeszcze. - Zacisnęłam ręce w pięści. To się nie dzieje na prawdę! Z tylu ludzi zginęli akurat Isao i Tomoe? Chłopak mój i Hinaty? To jest dziwne. Nikt inny nie został nawet ranny, do cholery? Jeszcze tego samego dnia wróciłyśmy do domu.

Dokładnie cztery dni temu odbył się pogrzeb. Ekspertyza wykazała, że zginęli od postrzału w klatkę piersiową. Te ostatnie dni były szczególnie trudne. Policja nie znalazła sprawcy, a twierdzą dokładnie, że to musiał być wypadek z użyciem broni. To śmieszne. Lokal nie był wyposażony w kamery, potencjalni świadkowie niczego nie widzieli. Nic nie mogli zrobić. Razem z Hinatą otrzymałyśmy odszkodowanie. To jednak nie uśmierzy naszego bólu. Nie sypiam dobrze. Teraz ten dom wydaje mi się pusty. W dodatku wczoraj w nocy obudziłam się z lękiem. Byłam przekonana, że ktoś mnie obserwował. Teraz, gdy o tym myślę, chcę wierzyć, że to wyobraźnia płata mi figle. Wstałam z łóżka i ruszyłam na dół. Na dole w kuchni urzędowała Hinata. Postanowiłyśmy zamieszkać razem. Weszłam do środka. Gdy ją ujrzałam zdziwiłam się i nie ukrywałam tego.

- Hinata... ty palisz? - W dodatku moje papierosy.
- Od dzisiaj - odpowiedziała krótko. - Na blacie stoi kawa dla ciebie - dodała.
- Dziękuję - odpowiedziałam. Zabrałam kawę i także usiadłam przy stole. Wzięłam pierwszego łyka. Gorąca ciecz delikatnie rozlewała się po moim gardle, dając mu ukojenie. Szkoda, że nie ma leku na obolałe, zdeptane serce. Sięgnęłam ręką po ramę i wzięłam papierosa do ust.
- Myślisz, że to był wypadek? - zapytała mnie. Spojrzałam na nią uważnie. W tej chwili zastanawiałam się czy powiedzieć jej o moich podejrzeniach.
- Chciałabym, żeby tak było, jednak coś podpowiada mi, że ktoś zrobił to celowo.
- Co masz na myśli? - zapytała, nabierając kolejną porcję dymu do płuc. Nigdy bym nie pomyślała, że kiedyś będę oglądała taki obrazek.
- Widzisz, gdy szłam do łazienki po drodze natknęłam się na naprawdę dziwnego typa. Potrącił mnie barkiem, w dodatku tak dziwnie na mnie patrzył. Był blady jak ściana, jego chłód można było wyczuć z daleka. Potem wybuchła panika, a gdy byłyśmy już na zewnątrz ujrzałam go znowu. Stał za lokalem i mogłabym przysiąc, że spoglądał dokładnie w moje oczy. I cały czas mam nieodparte wrażenie, że ...
- ... ktoś cię obserwuje? - dokończyła za mnie. Spojrzałam na nią niezrozumiale. Czekałam na wyjaśnienia. - Też spotkałam dziwnego typka przy barze. Postawił mi nawet drinka. W jego oczach było coś przerażającego, ale jednocześnie pociągającego. Był zbyt... idealny. Potem widziałam jak na mnie spogląda, czułam się dziwnie, ale zignorowałam to. No a kiedy wybuchła ta cała panika, widziałam jak się uśmiecha. To było najbardziej podejrzane i nie przewidziało mi się. On ewidentnie uśmiechał się w moją stronę.
- Dobra, do cholery, to przestaje się robić zabawne. Jestem przerażona.
- Musimy się dowiedzieć, kim oni są. - W swoich słowach nie znalazłam ani krzty zachęty, ale wyjścia innego nie widziałam.
- Jak zamierzasz to zrobić?
- Pojedziemy tam z powrotem...
Policja ewidentnie zwinęła się stąd po drugim dniu. Nie mieli czego szukać. Właściciel baru zamknął interes.

- Od czego zaczynamy? - spytałam. Hinata pierwsze kroki skierowała w stronę baru. Poszłam za nią. Drzwi były otwarte. Za dużo się tu nie zmieniło. Z wyjątkiem powywracanych stołów, wybitych szyb i pustego barku. Czułam tę mroczną aurę. Odruchowo złapałam ręką za mój łańcuszek. Krzyżyk od babci. Gdy miałam go przy sobie, czułam się zawsze trochę raźniej. Nie czułam się tutaj dobrze. Zresztą, czy ktoś by się czuł? Wiedząc, że tu po raz ostatni widziałaś się ze swoim chłopakiem, a teraz go tu nie ma? Chciałabym, aby to wszystko okazało się jednym wielkim snem. Takim, z którego zaraz się wybudzę i będę w ramionach Isao. Wzięłam wolne w pracy. Szef nawet nie zadawał pytań, gdy powiedziałam mu krótko o co chodzi. Hinata zresztą uczyniła to samo. Jeszcze tamtego dnia policjanci mówili, że najprawdopodobniej nie odnajdą zabójców. Mogliby od razu powiedzieć, że nie chce im się szukać.
- Sakura, obawiam się, że niczego tutaj nie znajdziemy. Mam tylko jakiś pierścionek. Pewnie jakaś dziewczyna zgubiła go w popłochu.
- Cóż zostało nam jeszcze jedno miejsce... las.
Było już późne popołudnie. Widok zaczęła otulać jasna szata szarości, by po każdej minucie zmieniać swoją barwę na jeszcze ciemniejszą. Las zaczął wyglądać coraz mroczniej. Szłyśmy bez celu. Nie wiedziałyśmy czego szukamy. Chciałyśmy znaleźć coś, co doprowadzi nas do tych podejrzanych typków. Denerwowała mnie nasza bezradność, nic nie mogłyśmy zrobić.

- To moja wina. - Hinata jakby odczuła moje złe emocje. Uklęknęła na ziemi i zanurzyła głowę pomiędzy kolana. Teraz widziałam tylko jej długie granatowe włosy. Mogłam tylko ją pocieszyć i powiedzieć jej, że to wcale nie jej wina.
- Hinata, daj spokój, nie mogłaś tego przewidzieć. Nikt z nas nie wiedział, że to się stanie. Nawet nie waż się myśleć, że to twoja wina. - Położyłam ręce na jej ramionach. Starałam się dodawać jej otuchy. - Nie możesz się teraz tak załamywać, Tomoe nie chciałby tego. - Słyszałam jak przestała pociągać nosem. Wstała i otrzepała się z ziemi.
- Masz rację, Sakura. Nie chcę by Tomoe widział mnie taką. Możemy wrócić do domu? Nie jestem w stanie na razie... szukać. - Przytaknęłam. I tak prawdopodobnie nic byśmy nie znalazły. Wychodząc z lasu nadal nie mogłam pozbyć się tego dziwacznego uczucia.

Mijał kolejny tydzień. Nadal nic nie znalazłyśmy. W mojej głowie przewijały się myśli. Co jeśli to naprawdę był wypadek? Ale kto, do cholery, nosi ze sobą broń? Może szukamy nie tych osób? Ale co mamy zrobić? Już nie wiemy czego szukać. Od początku nie wiedziałyśmy. Może czas odpuścić? Przyzwyczaiłam się już trochę, że budzę się sama. Nie czułam już ciepła otaczających mnie ramion, nie widziałam jego troski w oczach. Przed oczami przewijały mi się obrazy z przeszłości. Pierwsza randka, wesołe miasteczko, dyskoteki i romantyczne spacery. Wszystko prysło jak mydlana bańka. Tak niespodziewanie mnie opuścił. Żałowałam, że w głębi nie czułam się pewnie w związku. Nie raz zapewniał mnie, że jestem tylko ja. Kurwa! Chce mi się płakać. Jak mam teraz się po tym pozbierać? Nie umiem spokojnie zasnąć. W snach nawiedza mnie moment, w którym zrzuciłam koce i zobaczyłam jego bladą, martwą twarz. To takie trudne. Chciałabym złapać go za rękę, powiedzieć mu jak bardzo go kocham. Teraz muszę z tym poczekać, jak i na mnie przyjdzie pora. Zeszłam na dół. Ogarnęło mnie dziwne uczucie, znowu, ale nie takie jak od paru dni. Poczułam przerażenie. Weszłam do kuchni. Nie... nie mogłam się otrząsnąć. To był tylko delikatny wstęp do czucia się najgorzej w życiu. Moja przyjaciółka, leżała na ziemi z podciętymi żyłami. Zadzwoniłam szybko po pogotowie, musiałam jej pomóc. Tętno słabo wyczuwalne, ale jest. Po paru minutach do domu wbiegli ratownicy. Założyli opatrunki na nadgarstki, podali krew. Pojechali do szpitala, ja razem z nimi. Nie mogłam uwierzyć. Hinata posunęła się do takiego stopnia? Siedziałam z tyłu i obserwowałam ratowników. Po szybkiej interwencji jej stan lekko się poprawił, ale nadal jest źle. Utraciła mnóstwo krwi. Dlaczego to zrobiła? Zastanawiałam się, wiedziałam dlaczego, ale czy pomyślała o mnie? Przecież już straciłam ważną dla mnie osobę. Nie przeżyłabym jeżeli i ją bym straciła. Z tego transu wyrwał mnie ratownik. Podał mi zwiniętą karteczkę.
- Trzymała to w rękawie koszuli. - Podał mi skrawek papieru, a ja zaczęłam czytać.

Sakura, wybacz mi, że tak to kończę. Nie mam już siły. To dla mnie zbyt trudne. Ty wydajesz się podnosić lekko z każdym dniem, ja niestety tak nie potrafię. Cały czas widzę jego uśmiechniętą twarz i wyciągniętą do mnie dłoń. Możesz mój wybór potraktować jako ucieczkę, ale wiesz jak bardzo boję się bólu. Chciałam mieć to już za sobą, nie czuć niczego. Bez względu na to co się stanie, masz przeżyć. Ty potrafisz walczyć, ja nie jestem tak wytrwała. Chcę abyś wiedziała, że bez względu na to co się stanie bardzo cię kocham, jak siostrę, której nigdy nie miałam. Wiem, że to nie jest pożegnanie, bo kiedyś wszyscy się spotkamy i będziemy szczęśliwi. 
                                                                                                                                                                                              Twoja Hinata.

Hinata... co ty zamierzałaś zrobić? Chciałaś mnie naprawdę opuścić? To musi być koszmar. Te wszystkie nasze chwile, te szczęśliwe i te mniej. To wszystko, co razem przeszłyśmy. Szczególnie teraz w tym momencie, ty zamierzałaś mnie zostawić. Samą?

- Nie dam ci odejść! Słyszysz mnie, Hinata? Nie dam ci odejść! - krzyczałam w jej stronę, cały czas trzymając jej delikatną i kruchą dłoń.Na oddziale było sporo ludzi, kiedy ratownicy szybko przewieźli ją na salę obserwacyjną, ja stałam przy oknie i czekałam na cud. Tak minął dzień, teraz siedziałam na siedzeniu. Zegar wybił godzinę trzecią nad ranem. Nie potrafiłam zasnąć, byłam tak bardzo zmęczona, nie wiem jak, ale po chwili poczułam, że zapadam w sen.
Obudził mnie szybki chód lekarzy i pielęgniarek. Otworzyłam powolnie oczy. Sala 107 była otwarta, a z środka słyszałam krzyk lekarza. Wystraszyłam się. Wstałam i weszłam do sali. To co ujrzały moje oczy... ręka Hinaty była cała fioletowa. Opatrunki były przemoczone krwią. Nie mogłam na to patrzeć. Krzyki obijały się echem o moje uszy. Nie mogłam oderwać wzroku od mojej przyjaciółki. W dłoni ściskałam list, który napisała. Nie chciałam wierzyć, że to się dzieje naprawdę. Chcę, aby wróciło moje dawne życie! Lekarz podał jej jakieś lekarstwa. Odwrócił się w moją stronę.
- Podałem jej leki przeciwbólowe. Żyletki musiały być brudne i do rany wdarło się bardzo poważne zakażenie. - Nie wiedziałam, czy to ja świruję, czy ten facet przede mną. - Jeżeli będzie się tak szybko rozprzestrzeniać, będziemy musieli amputować rękę. - Słucham?
- Macie ją wyleczyć! Ona ma być cała i zdrowa, słyszysz mnie, kurwa?! - Złapałam go za ten biały fartuszek. - Jeżeli nie wyzdrowieje, podam was do sądu i nie wygrzebiecie się z tego gówna! - W jego oczach widziałam przerażenie. Puściłam go i weszłam w głąb pokoju. Usiadłam na krześle i pogłaskałam ją. - Hinata, proszę, nie rób mi tego. - Łzy mimowolnie zaczęły płynąć mi po policzkach.
Obudziłam się znowu na korytarzu. Spojrzałam na zegarek. Szósta rano? Czułam się jakby mijała wieczność. Spojrzałam na otoczenie. Wszyscy byli jacyś nadpobudliwi. Spojrzałam na pokój Hinaty. Mam nadzieję, że już niedługo wrócimy razem do domu. Kątem oka zauważyłam jak w moją stronę zmierza lekarz prowadzący Hinatę. Wstałam i czekałam na jego wieści.
- Panno Haruno, nie będę ukrywał. - Spodziewałam się najgorszego. - Może pani tylko czekać... aż Panienka Hinata się wybudzi i zabrać ją do domu.
- Słucham? Przecież wczoraj... - Ale jej wczorajszy stan...

- Wczoraj podaliśmy leki, które jej pomogły. Zakażenie dało o sobie zapomnieć. Oczywiście nie do końca, ale przepiszemy jej specjalne lekarstwa, które pomogą jej w stu procentach dojść do siebie. - Moja reakcja może była zbyt energiczna. Bo gdy rzuciłam się na lekarza, tym razem z radości, upuścił swoją teczkę.
- Dziękuję Panu! Idę się z nią zobaczyć.
Jej ręka faktycznie wyglądała jak normalna.
- Hinata, jeżeli mnie słyszysz, wiedz, że jak się obudzisz to pierwsze co zrobię to sprzedam ci kopniaka w tyłek. - Spojrzałam przez okno, słońce wychodziło, dając o sobie znać. Wszystko budziło się do życia.
- W tyłek? Nie możesz mnie przytulić, jak normalna przyjaciółka?
- Nie, bo gdybyś... zaraz, zaraz! - Spojrzałam w stronę łóżka. Hinata lekko oparła się na szpitalnym łóżku. Uśmiechała się w moją stronę. Łzy, znowu one, leciały potokiem i nie miały zamiaru przestać lecieć. Na moją twarz wstąpił uśmiech. Po raz pierwszy od tych wszystkich dni, poczułam, że znowu żyję. Cząstka mnie znowu zaczęła cieszyć się życiem.
- Hinata! Tak się cieszę, że cię widzę. - Przytuliłam ją. Trwałyśmy tak parę dobrych minut. Kiedy mój uścisk zelżał, nadeszła chwila, która nie należała do najprzyjemniejszych. - Wiesz co próbowałaś zrobić? Chciałaś mnie po prostu zostawić? Wiesz, że gdybyś nie przeżyła musieliby pochować nas razem? Bo ja też bym nie przeżyła.
- Sakura, ja... przepraszam. - Przytuliłam ją raz jeszcze.
- Nigdy więcej tego nie rób, nie zostawiaj mnie. Mam tylko ciebie...
Hinata brała zastrzyki od ponad tygodnia. Jej ręka już wróciła do zdrowia. Zastanawiało mnie tylko jedno. Odkąd wróciłyśmy, Hinata wydaje się jakaś taka zamyślona. Postawiłam przed nią talerz z kanapkami.

- Jedz, musisz nabrać sił - powiedziałam, próbując ją przekonać do jedzenia. Ugryzła kawałek i odstawiła bułkę. Westchnęłam. - Hinata, musimy zacząć żyć dalej. Wiem, że to będzie dla nas trudne, ale minął już prawie miesiąc.
- Ja wiem, Sakura, ale jest coś, co nie daje mi zapomnieć. - Przymrużyłam oczy. Spojrzałam na nią uważnie.
- Co masz na myśli?
- Tamtej nocy, gdy leżałam w szpitalu, wszyscy myśleliście, że jestem całkowicie nieprzytomna, ale ja was po części słyszałam.
- Hinata - położyłam rękę na jej ramieniu - to niemożliwe. Nie mogłaś nas słyszeć.
- Sakura, mówię poważnie. Słyszałam jak kłóciłaś się z lekarzem, słyszałam jak groziłaś mu, że podasz go do sądu. - Odstawiłam kubek z herbatą z powrotem na stół. Słyszała nas? - Wtedy też, w nocy poczułam, jak ktoś przy mnie jest. Nie pamiętam wszystkiego. Poczułam tylko jak dotyka mojej twarzy. Byłam bardzo słaba. Ta osoba mówiła do mnie.
- Hinata, byłam przy tobie cały czas. To musiałam być ja. Coś ci się...
- Sakura, do cholery to był męski głos! - Męski? - Zwracał się do mnie po imieniu i powiedział coś co nie daje mi spokoju.
- Co ci powiedział?
- "Już niedługo zaczniecie nowe życie". - Kurwa. Nasza rozmowa nie trwała długo. Nie wiedziałyśmy, co robić. Mamy zapisać się do psychiatry? Przecież żadna z nas tego nie wymyśliła. Wierzyłam Hinacie. Nie dlatego, że jest moją przyjaciółką i wierzę jej zawsze. Od tamtego dnia dzieje się mnóstwo niewyjaśnionych rzeczy. Spojrzałam na nią raz jeszcze i zauważyłam coś dziwnego.
- Hinata, kiedy skończyło ci się ostatnie opakowanie strzykawek z lekami?- Dwa dni temu skończyłam je brać. A co?
- Nadal masz siniaki po igłach.
- To chyba normalne. Igły pozostawiają lekkie siniaki.
- No tak, ale wtedy w szpitalu nakłuwali cię kilka razy i nie miałaś ani jednego. Pokaż ręce. - Hinata podała mi swoje dłonie. Przyglądałam się uważnie, coś mi tu nie grało.
- Nie masz ran po cięciach.
- To chyba dobrze, nie? - Pokręciłam głową.
- Nie rozumiesz, nie masz nawet blizny. Po cięciach zawsze zostają blizny. Nie ma opcji, aby ich nie było. A twoje nadgarstki wyglądają, jakbyś nigdy nie sięgnęła po... żyletki. - Nie chciałam jej przypominać, ale to naprawdę wydawało mi się dziwne.
- Sakura, nie wracajmy do tego, to chyba dobrze, że wyleczyli mnie najlepiej jak potrafili? - Nie odpowiedziałam na to pytanie. Między nami trwała krępująca cisza. Już dawno tak się nie czułam przy niej.W tym wszystkim był jeden plus - w końcu zaczęła normalnie jeść. Chcę, aby nasze życie wróciło do normalności. Co robiłyśmy, gdy doskwierało nam zdenerwowanie? Ach tak, już pamiętam.
- Może przejdziemy się do kina? Słyszałam, że grają dobry film fantasy. - Uśmiechnęłam się lekko. Przynajmniej próbowałam. Hinata przestała jeść i spojrzała na mnie z politowaniem.
- Dobry żart. Wiesz, że nie znoszę takich filmów. - Prychnęłam przyjemnie.
- Wiem, wiem, tak się tylko droczę. Grają dobry film teraz. Amnezja. O ile pamiętam chciałaś na to iść.
 Tak chciałam. Dziś wieczorem?
- Dziś wieczorem.

- To był najgorszy film jaki w życiu oglądałam.

- Przecież tak bardzo chciałaś go obejrzeć, ale nie przeczę, fabuła oklepana. Laska tracąca wspomnienia i były przyjaciel pomagający jej w ich powrocie i nagle bum! Są razem.
- Przybijaj mnie dalej, następnym razem ja się będę śmiała z twojego wyboru - zaśmiała się.
- Okej, ale nie będziesz się śmiała - odpowiedziałam jej i puknęłam lekko biodrem. Droga do domu prowadziła przez miejski park. Było już ciemno na dworze, ale lampy dodawały nam otuchy. Ten park był największym parkiem w okolicy. Długa droga przed nami do domu. Spojrzałam ukradkiem na Hinatę, starając się jej dotrzymać kroku. Szła lekko zamyślona. Jej włosy powiewały lekko na wietrze. Była naprawdę piękna i mądra. Nie rozumiem dlaczego chciała mnie zostawić, nie dałabym sobie bez niej rady. Nie mam nikogo poza nią.
- Sakura, słyszałaś? - Stanęłam zaraz po niej. Zamrugałam oczami.
- Niczego nie słyszałam, zamyśliłam się. O co chodzi?
- Wydawało mi się jakbym słyszała jakiś... pisk?
- To pewnie tylko koty, jest ich tu pełno. - Wzięłam ją pod ramie.
- Pewnie masz rację, chodźmy. Nie przeszłyśmy nawet dwustu metrów.
- Nie, Sakura, nie daje mi to spokoju, musimy się wrócić. - Spojrzała w moje oczy. Widziałam w nich inną Hinatę. Zaborczą i stanowczą. Kiwnęłam głową i ruszyłyśmy w poprzednie miejsce. Brakowało lamp, były same drzewa, to miejsce nie było jeszcze przystosowane do parku. Drzewa nie były ogrodzone, droga dziurawa i krzywa. Panowała tu zupełna cisza. Dalej szło się w las. Marne światło dawał mi wyświetlacz telefonu. Hinata nagle przystanęła.
- I co, znalazłaś coś? - Nie odpowiadała. Podeszłam bliżej. Jedyne słowo, które przyszło mi do głowy po zobaczeniu tego widoku, to "Kurwa''. Hinata stała jak wryta. Tylko drżące ręce mogły dać do zrozumienia, że nie stoi tu żadna figura woskowa. Skierowałam "latarką" na ziemię. Leżały tam ciała. Dwójki kobiet. Nie były wiele starsze od nas. To musiał zrobić jakiś psychopata... ich ciała wyglądały jak szmaciane lalki. Ponacinane, zakrwawione. Hinata uklęknęła obok jednej z kobiet. Po chwili usłyszałam jak gwałtownie nabiera powietrza do płuc i ręką zakrywa usta. Spojrzałam w tamtą stronę. Szyja tej dziewczyny... była prawie rozszarpana. Do mojej głowy automatycznie wpadło jedno słowo. Wampir. Wiem, że to niemożliwe, ale co innego tak porozrywało człowieka? Odciągnęłam delikatnie Hinatę od tego miejsca.
- Musimy zadzwonić na policję. - Miałam już wybierać numer, gdy nagle usłyszałam trzask łamanej gałęzi. Wystraszyłam się nie na żarty. Odwróciłam się gwałtownie, nikogo nie było. Poczułam, jak Hinata ściska mnie mocno za rękaw.
- Sakura, zobacz. - Wyciągnęła rękę, a ja powiodłam za nią wzrokiem. Ciała tych kobiet... zniknęły.
- Ale... ale jak? - Jak one zniknęły? Kto tu jest? Wampir. Podpowiadał mi mój umysł, ale to nierealne. Wampiry nie istnieją! To bujda na resorach! Usłyszałam kolejny trzask i kolejny. Zaraz zwariuję!
- Kurwa! Pokażcie się! - Jak na zawołanie przed nami stanęła dwójka mężczyzn. Ich ubrania były poplamione krwią, widziałam te uśmieszki skierowane w naszą stronę. Poczułam, jak Hinata staje obok mnie. Nie mam pojęcia dlaczego, ale poczułam przypływ odwagi. Stanęłam przed Hinatą.
- Aż tak wam do śmiechu? - Sięgnęłam do kieszeni, wyciągnęłam małą buteleczkę. Sprawnie jedną ręką wyciągnęłam korek. Kiedy oni zbliżali się do nas, ja posłałam Hinacie znaczące spojrzenie. Wylałam na nie całą zawartość butelki, widziałam, że to działa jak kwas. Ruszyłyśmy szybko w stronę lamp i ludzi. Teraz wiedziałam na pewno, te zioła nie działają na ludzi. Babciu, miałaś rację... Modliłam się, by zdążyć, jednak chyba nie było nam to dane. Jeden z nich zagrodził nam drogę, a drugi w szybkim tempie sprawił, że znalazłyśmy się przyparte pod drzewem.
- Wredna suka. Myślałaś, że takie zioła na nas podziałają? Połaskotałaś mnie tym jedynie. - Wiedziałam, że nie był to świeży napar, ale sądziłam, że uda mi się je bardziej osłabić. Widać, myliłam się. Złapałam Hinatę za rękę. Czy to już nasz koniec? Tak mam zginąć? Z rąk jakiejś wywłoki, w którą nawet już nie wierzyłam?
- Zobaczmy, jak będziesz smakowała. - Ręką naciął mi obojczyk. Widziałam jak jego oczy zrobiły się czerwone. Czyli tak mają zginąć Sakura Haruno i Hinata Hyuuga? Nie tak to sobie wyobrażałam. Widziałam jak jego kły wysuwają się spod zwykłych zębów. Zamknęłam oczy. Czekałam na ból. Czekałam, czekałam. No co jest? Kły szczotkujesz?! Otworzyłam je z powrotem. Wpatrywały się we mnie jego zdziwione, a co ważniejsze, martwe oczy. Spojrzałam na Hinatę, wiedziałam, że widzi to samo co ja. Jej napastnik również nie oddychał. Spojrzałam na ciała tych wampirów. Ich serca... są wyrwane. Nagle ktoś rzucił tymi ciałami. Tak skupiłam się na fakcie tych morderstw, że nie zauważyłam tych którzy nas ocalili. Stali przed nami nic nie mówiąc. Staliśmy całkiem blisko lamp, ale nie mogłam ujrzeć ich twarzy. Zrobili krok w naszą stronę. I wtedy zadałam sobie to pytanie. Co jeśli to też wampiry i próbują nas zabić?
 
- Nie mamy zamiaru was zabijać. - Otworzyłam szeroko oczy. Skąd wiedział... Teraz światła lampy dobrze oświetlały ich twarze. Nie mogłam uwierzyć... to oni. Faceci z klubu! Hinata też najwidoczniej połapała. Jej oczy były pełne przerażenia, moje natomiast ciskały laserami, a przynajmniej chciałabym żeby tak było.

- Skąd mamy mieć taką pewność? Wampirze. - Wiedziałam, że oni są jednymi z nich. Dało się to wyczuć. Nawet nie zaprzeczali.
- Chociażby dlatego, że jeszcze stoicie tutaj żywe - odezwał się tamten drugi. Wpatrywał się w Hinatę swoimi niebieskimi oczami. Nie rozumiem, jesteśmy zranione, a ich oczy są normalnego koloru.
- Potrafimy się powstrzymać przed zapachem krwi. - Czy ten facet czyta mi w myślach?
- Tak. - Kurwa mać, no!
- Możesz mi nie grzebać w głowie? Nie czuję się z tym swojo! - warknęłam w jego stronę.
- Sama otwierasz przede mną umysł.
- Nie martwcie się, niedługo zaczniecie nowe życie. - Zaraz, zaraz te słowa. Spojrzałam na Hinatę. Widziałam po jej twarzy, ona też poznała te słowa...
- To ty... ty byłeś wtedy w szpitalu! - Jej głos zadrżał. Chwyciłam jej dłoń.
- Tak, to ja tam byłem. Nie mogłem pozwolić, by coś ci się stało. Musiałem zobaczyć jak się czujesz, ale gdy zobaczyłem twój stan...
- ... wyleczyłeś ją. - Teraz to było logiczne. Teraz już wiem, dlaczego na nadgarstkach Hinaty nie było nawet śladu po bliznach.
- Czyli to nie leki jej pomogły, tylko ty? A raczej twoja... krew?
- Dokładnie, ale wtedy przyszedłem jeszcze po coś, po moją własność. - Spojrzał uważnie w oczy Hinaty. Nie wiedziałam, o co mu chodzi. Nic nie przychodziło mi do głowy.
- Masz mój pierścień - wyciągnął rękę w stronę Hinaty. - Oddaj mi go. - Hinata sięgnęła do tylnej kieszeni spodni. Kiedy miała mu go przekazać, szarpnęłam za jej rękę.
-  Chyba nie zamierzasz mu tak po prostu tego oddać. - Spojrzałam na nią uważnie, ale gdy ujrzałam jej twarz, a raczej jej oczy. Wydawały się... puste. To nie było jej spojrzenie.
- Coś ty jej zrobił?! - warknęłam w jego stronę. Chciałam mu coś zrobić. Emocje mną zawładnęły zamachnęłam się, by uderzyć go w twarz, jednak zostałam skutecznie i boleśnie zablokowana. Blondyn złapał moją rękę w mgnieniu oka. Jakby przewidział moje ruchy.
- Wybacz, ale to nie z tobą rozmawiam - spojrzał na mnie po czym przeniósł wzrok z powrotem na Hinatę. - To jak będzie, oddasz mi ten pierścień? - Hinata raz jeszcze wyciągnęła rękę, blondyn już szykował dłoń. I wtedy nastąpiło coś czego nigdy bym się nie spodziewała. Wampir oberwał z pięści od śmiertelniczki! Szczęka mi opadła. Ludzie 1:0 Wampiry.
- Puść moją przyjaciółkę. Nie oddam ci tego głupiego pierścienia dopóki nie wyjaśnisz o co tu chodzi.
- Głąbie, nigdy nie umiesz załatwić niczego prosto... - To były ostatnie słowa jakie usłyszałam, potem moje oczy ogarnęła czerń.
Obudziłam się z nie małym bólem głowy. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałyśmy. Wiele nie udało mi się zobaczyć, ponieważ było ciemno. Usłyszałam tylko jęknięcie mojej przyjaciółki. Nawet okna nie mogli wstawić w tej norze?
- Sakura, wszystko dobrze z tobą? - zapytała mnie zatroskana Hinata.

- Nie licząc ostatnich dni, spotkania czterech wampirów i porwania, to wszystko okej - powiedziałam z przekąsem.
- Cieszy mnie bardzo fakt, że nawet w takiej sytuacji trzyma ci się żarcik. - Ona i tak wiedziała, że próbuję zawsze zrobić coś co poprawi nastrój, nawet w takich chwilach jak ta.
- To gdzie my właściwie jesteśmy? - zapytałam. Ledwo widziałam, gdzie siedzi Hinata. Ciemno tu, jak nie powiem gdzie.
- Poczekaj, mam telefon, może uda nam się zadzwonić po pomoc. - Olśniło mnie. - Nie ma opcji, brak zasięgu. - No to teraz czułam, że na serio umarłam...
Nie wiem, ile tu siedziałyśmy, godzinę, dwie, trzy. Czekałyśmy, aż ktoś otworzy w końcu te cholerne drzwi i dowiemy się o co tu chodzi. Przypomniało mi się! Musiałam zapytać o to Hinatę.
- A tak właściwie, to jak udało ci się oprzeć jego urokowi? Dało się zauważyć, że nie byłaś przez sekundę sobą.
- Wiesz, kiedy spojrzał na mnie po raz pierwszy poczułam, że muszę oddać mu ten pierścień. Ale widziałam, kiedy złapał cię za rękę. To zwyczajnie w świecie się wkurzyłam i nagle poczułam się tak, jak wcześniej. Chyba tego nie zauważył i reszta sama poszła. - Zaśmiałam się.

- Tak, ten lewy sierpowy był genialny. - Znajdujemy się w ponurej dziurze, nie wiemy co z nami będzie dalej, ale i tak potrafimy pocieszyć, i rozśmieszyć się nawzajem.
- Sakura, jednak miałaś rację, one istnieją. Zawsze wydawało mi się, że ten okres na kołki i czosnki ci minie. - Hinata, przecież wiesz, że od dłuższego czasu sama w nie nie wierzyłam. Nic nie wskazywało na to, by one istniały. Reszty nie zdążyłam dopowiedzieć, bo usłyszałyśmy trzask otwieranego zamka. Czekałyśmy, aż pojawi się ktoś, kto wszystko nam wytłumaczy. Spodziewałyśmy się tych gości, stop, wampirów z klubu, ale w drzwiach stanęły dwie kobiety. Mimo, że miały na sobie niemodne, białe suknie to i tak wyglądały cudnie. Ten krój był modny pięć lat temu. Ale sądzę, że to teraz jest najmniej ważne. Wyglądały bardzo poważnie, ale na ich twarzach gościły małe uśmiechy.

- Prosimy o wybaczenie panie. Nie chciałyśmy trzymać was w takich niegodziwych dla was warunkach. - ukłoniły się lekko. Czułam się jak w filmie. Właśnie, może to wszystko to jeden film? Ech... kogo ja chce oszukać.
- Nazywam się Kasandra, a to jest Miriana. Przyszłyśmy przygotować panie na spotkanie z panami. - Dobra, teraz to na serio w głowie mi się miesza. Weszły głębiej do pokoju. Czułam się na serio dziwacznie. Wykąpały nas, ubrały, uczesały. Mimo, że nie włożyłabym czegoś takiego nawet na bal maturalny, musiałam przyznać, że suknie były piękne. Dotknęłam materiału. Jedwab? Rany.
Ubrały mnie w dwukolorową suknię. Czarno-niebieską. Była bez ramiączek. Górę miała upiętą gorsetem. Dół sukni był niebieski. Była lekko falowana i pospinana w wielu miejscach. Włosy miałam rozpuszczone, lekko falowane. Hinata miała na sobie ciemnofioletową. Dół miała puszczony długo, aż materiał ciągnął się po ziemi. Była to suknia o długich rękawach, ale z prześwitującym materiałem. Kasandra upięła jej włosy w długiego warkocza.
- Wyglądacie przepięknie, panowie mają dobry gust. - Że kto? Że niby oni kazali nam to ubrać?
- Musimy was zaprowadzić do sali tronowej. - Nie czekały na naszą odpowiedź, tylko puściły nas przodem. Starałam się zapamiętać drogę, którą podążamy, ale odpuściłam po czasie. Tyle tu zakrętów, że mój mózg nie wyrabiał. Dziwiło mnie to, że każda osoba, która przechodziła obok nas kłaniała się w naszą stronę. Co my jesteśmy? Jakieś arystokratki? Chwilę później zatrzymałyśmy się przed ogromnymi drewnianymi drzwiami. Ja bym w życiu nie wstawiła takich drzwi. Ale na czym oni się znają? Nawet zasięgu tu nie mają... Weszłyśmy do środka. Myślałam, że ktoś będzie nam towarzyszył, ale Kasandra i Miriana, nie weszły z nami dalej. Sala była pusta, znaczy na pierwszy rzut oka była pusta. Po lewej stronie rozpościerały się schody, które prowadziły na cztery wielkie... trony? Tak chyba to o to mi chodziło. Na dwóch siedzieli oni. Nie mam pojęcia dlaczego, ale ten z czarnymi włosami nie podpadł mi. Ten blondyn też, ale jemu to bym oczy wydrapała. Na nasz widok wstali i zeszli po schodach. Mieli na sobie coś ala dawne garnitury. Jedno było pewne, mimo że miałam ochotę ich udusić, wyglądali jak bogowie. Spojrzałam na Hinatę. Chyba pomyślała o tym samym, bo na jej bladych policzkach wstąpiły lekkie rumieńce. Hinata, serio? Kiedy stanęli przed nami nie obyło się bez obrzucenia spojrzeniem. Kiedy pierwsze wrażenia mieliśmy za sobą blondyn postanowił rozpocząć rozmowę.

- Na samym początku chcieliśmy was przeprosić za warunki, w jakich byłyście trzymane. Niestety, ta część zamku jest w budowie. - Żeby się tylko nie okazało, że tylko zamek potrzebuje remontu. Spojrzałam na bruneta. On świdrował mnie swoim spojrzeniem takim samym, jak tym w klubie. Znowu przeszły mnie ciarki, ale skutecznie to ukryłam. - Nazywam się Naruto Uzumaki, a to jest...
- Sasuke Uchiha.
- Tak, właśnie. Pozwólcie, że na samym początku opowiemy wam coś, co powinno was zainteresować. - Blondyn rzucił mu spojrzenie, które wydawało się mówić "miałeś mi nie przerywać". Zachciało mi się śmiać.
- Sasuke i ja jesteśmy ostatnimi potomkami naszych rodów. Nasze rodziny zawarły między sobą sojusz po wielu stuleciach walk. Niestety, ostatnia wojna z rodem Douhito i Akasuna okazała się naszą porażką. Ginęło mnóstwo naszych, dzieci utraciły swoich opiekunów, polegli nasi najlepsi stratedzy. Wojna trwała długo. Zbyt długo jak na nasze wojska. Tuż przed wojną w sąsiednich krajach dochodziło do buntów i zamieszek. Ojciec Sasuke wiedział, że wkrótce dojdzie do czegoś poważnego i nie mylił się, dlatego wraz z moją rodziną utworzyli sojusz. Nie było to łatwe, byliśmy wrogimi rodami, ludzie nie potrafili sobie ufać nawzajem, ale sytuacja wymagała takiego rozwiązania. Niedługo potem rozpoczęła się walka. Razem z Sasuke mieliśmy wtedy po cztery lata. Nasi rodzice oddali nas w ręce zaprzyjaźnionych rodów, które potem pomogły nam w walce. Klan Haruno i Hyuuga. - Myślałam, że moje oczy zaraz wylecą. Przecież to chore... - Doskonale zdaję sobie sprawę, że to wydaje się wam nierealne, ale musicie nas wysłuchać do końca. Klan Haruno i Hyuga okazali się być bardzo pomocni w walce. Przez chwilę wydawało się nam, że szala zwycięstwa przechyli się na naszą stronę, ale nasze przypuszczenia okazały się błędne. Klan Haruno i Hyuuga posiadał także swoje dzieci. Z powodu ciągłej walki i zamachu na zaprzyjaźnione klany, nasi opiekunowie postanowili odesłać nas w bezpieczne miejsce, aż do czasu, kiedy wojna się nie zakończy. Odesłali nas do ludzi, swoje dzieci także, jednak były zbyt małe, by o czymkolwiek mogły pamiętać. Po latach wróciliśmy do naszego kraju, by odbudować to, co zostało.
- I czego od nas oczekujecie? Że uwierzymy w te bajki? Może to jeszcze my jesteśmy tymi dziećmi, co? - puszczały mi nerwy. Tego było za wiele, za wiele się wydarzyło w ostatnich dniach.
- Tak, jesteście dziećmi tamtych rodów. Miałyście zaledwie rok kiedy to wszystko się zaczęło, wasze matki odesłały was do ludzi i wymazały waszą naturę. Jesteście z tak samo ważnych rodów jak my. Niestety, nie pamiętacie kim jesteście - odezwał się tamten drugi, Sasuke, o ile dobrze pamiętam.
- Jednak jest jeszcze coś o czym powinnyście wiedzieć. - Top nas bardziej. - Przed wojną przed waszymi jak i naszymi narodzinami ogłoszono połączenie. - Hę?
- Jakie połączenie?

- Nasi rodzice jeszcze przed naszymi narodzinami wybrali nam żony.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - odezwała się Hinata po raz pierwszy od tej całej rozmowy. Blondyn spojrzał na nią i uśmiechnął się w jej stronę pokazując szereg białych zębów. - To, że zostaniesz niedługo moją żoną. A ty, Sakuro, zostałaś przyrzeczona Sasuke. - Że co proszę?! To są jakieś jaja!
- Nie wierzę w żadne wasze słowo! Od trzech tygodni nasze życie uległo całkowitej zmianie. Spotkałam wampiry, z czego nawet już w nie nie wierzyłam, moja przyjaciółka chciała popełnić samobójstwo, widziałam dużo krwi i co najgorsze straciłyśmy swoich przyjaciół i to przez was! - Jedna łza zaczęła spadać po moim policzku. Spotkałyśmy was w tym cholernym klubie, a zaraz potem Tomoe i Isao umarli! I nawet policja nie potrafiła wytłumaczyć jak! Zakładam, że to wszystko wasza sprawka! To wy ich zabiliście, prawda? Bo co? Bo niby miałyśmy zostać przyrzeczone wam i nikt nie mógł wam przeszkodzić? - Sama nie wiem czy to, co mówiłam miało jakikolwiek sens, ale w tej chwili nie obchodziło mnie to.
- Nie zabiliśmy waszych przyjaciół. Choć nie ukrywam, że specjalnie mnie to nie rusza. - Sasuke spojrzał prosto w moje oczy. Zniknął smutek, pojawiła się wściekłość.

- Kurwa, jeszcze jedno słowo, a obiecuje, że zabiję cię w tej chwili! - Po moich słowach na jego usta wkroczył chytry uśmieszek. Wiedziałam, że moje słowa go rozbawiły. Bo co taka ja może zrobić jemu?
- Masz cięty języczek, ale nic nie możesz zrobić. - Zrobiłam pewny krok do przodu, ale Hinata zaraz złapała mnie za rękę.
- Dobrze wiesz, że nie zrobisz mu krzywdy. 
- Tak, ale zawsze mogę spróbować.
- Waszych przyjaciół zabili jedni z podwładnych rodów Douhito. Otrzymaliśmy powiadomienie od naszych, że pojawią się tam, ale całkiem przypadkowo natrafiliśmy na was. Musieli dowiedzieć się, że tam będziecie i dla podsycenia nowego buntu zabili waszych przyjaciół.
- Skąd wiedzieli, że to akurat my? - zapytała Hinata.

- Nie myślcie sobie, że nie byłyście obserwowane, poza tym wyróżniają was wasze włosy. Kiedy was ujrzeliśmy wiedzieliśmy od razu, że to wy. - Wiedziałam, że ten róż zsyła pecha.
- A teraz myślicie, że co? Że od razu uwierzymy wam we wszystkie wasze słowa i zostaniemy? Weźmiemy ślub i co, może jeszcze będziecie oczekiwali dziecka?
- Kiedyś na pewno - odezwał się blondyn. Hinata na te słowa zarumieniła się jeszcze bardziej, nie podoba mi się to.
- Myślę, że na dziś to wszystko. Porozmawiamy potem. - Ja wiedziałam jedno, nie będę rozmawiała. - Strażnicy odprowadzą was do komnat.
- Dlaczego nie możemy być w jednej? - warknęłam.
- Ponieważ macie osobne komnaty - odpowiedział chłodno brunet. Zaraz wyjdę i stanę obok.


Siedziałam na wielkim łożu. Pokój był urządzony w bardzo starym stylu. Wszystko było w kolorach brązu i czerwieni. Nie było tu nawet lampki, tylko wielkie świeczniki. Siedziałam w tej sukni, nie wiedząc co dalej robić. Wstałam i wyszłam na balkon. Musiałam przyznać, że widok zapiera dech w piersiach. Przede mną rozpościerał się wielki ogród. Jego dalekie granice wyznaczały wysokie mury. Środek zapełniony był przeróżnymi rodzajami kwiatów i krzewów. Ścieżki wyznaczały drogę do różnych zakamarków. Kwiaty otaczały również pomniki. Jeden był szczególnie wyróżniony. Przedstawiał aż ósemkę ludzi. Zaniemówiłam. Ci ludzie... a raczej wampiry, czy to rodzice Naruto i Sasuke? Dałabym sobie głowę uciąć, że widzę wielkie podobieństwo. A pozostała czwórka? W głowie mam różne scenariusze. I nawet jeden przychodzi mi do głowy, tylko wydaje się taki nierealny.
- Czyżbyś jednak miała wątpliwości? - wzdrygnęłam się. Nie musiałam zgadywać do kogo należy ten głos.  Słyszałam go już dziś o parę razy za dużo.
- Nie nauczyli cię manier? Puka się - odpowiedziałam z przekąsem. Sasuke się tylko znowu uśmiechnął. Nie znoszę, gdy ktoś tak po prostu ze mnie szydzi!
- To mój zamek, mogę robić co zechcę i to jest moja komnata. - Słucham? Jego komnata? Przesłyszałam się?
- Twoja komnata? To w takim razie ja wychodzę. - Przeszłam obok niego, ale poczułam jak chwyta mnie za ramię.
- Źle się wyraziłem, to jest teraz nasza komnata. - Widziałam w jego oczach niebezpieczny błysk. Nie podoba mi się to ani trochę.

- Że niby mam tu z tobą spać? Mowy nie ma!  - warknęłam.
- Masz cięty języczek. - Odwrócił mnie w swoją stronę. Nie miałam siły, by stawić mu opór. Bezczelny uśmiech wszedł mu na usta. Teraz arogancki dupek, wcześniej chłodny drań. Przyznam się. Zaczynam się bać. Mam nadzieję, że Hinacie nic nie jest. Przyparł mnie do ściany. Zabolało. Był bardzo silny.
- Chyba twój były chłoptaś nie umiał się tobą porządnie zająć. - Dał nacisk  na „były”. - Ale nie martw się, teraz ja się tobą zajmę.- Zacisnęłam ręce w pięści. Nadepnęłam go jak najmocniej umiałam w stopę. Byłam mile zaskoczona kiedy jego uścisk zelżał. Wyrwałam się jakimś cudem i podbiegłam do drzwi. Byłam już prawie u celu, gdy poczułam szarpnięcie za kostkę. Upadłam. Ręką zahaczyłam o kant komody. Rozcięłam sobie łokieć. Spojrzałam na Sasuke. Jego oczy nie zrobiły się czerwone, ale widziałam, że inaczej na mnie patrzy. Chciałam wytrzeć się jak najszybciej, ale nie on nie pozwolił mi na to. Złapał mnie i przychylił moją rękę do swoich ust. Chciałam się wyrwać, ale moje wysiłki na nic się zdały. Czułam jak jego usta łaskoczą moją skórę. To było naprawdę dziwne. Sama nie wiem czy mogę to tak nazwać. Kiedy przestał mogłam powiedzieć, że czułam lekki żal. Sakura, co się z tobą dzieje?!

- Twoja krew jest inna niż wszystkie. - Spojrzał w moje oczy.
- Mam to potraktować jako komplement? - powiedziałam, wyrywając rękę.
- Taka ciepła, taka słodka, taka świeża - mówił jak obłąkany.
Spojrzał na mnie jeszcze raz, tym razem jego oczy lśniły szkarłatną czerwienią. Zbliżał się do mnie. Uciekłam na drugą stronę. Nie gonił mnie. Bawił się ze mną. Krążyłam tak wokół łóżka. Zacisnęłam ręce na poduszkach. Jeszcze przed sekundą widziałam go przed sobą. Poczułam jak jego ręce obejmują moją talię. Spięłam się jak struna. Mam nadzieję, że Hinacie nic nie jest.
- Nie martw się o nią, Naruto się nią zajmie. - Otworzyłam szeroko oczy. Jeżeli jest teraz w tej samej sytuacji jak ja? A co jeżeli jest w gorszej?! Zaczęłam się szarpać, miałam nikłe ogniki nadziei, że jednak uda mi się stąd wydostać.
- Daruj sobie. Dobrze wiesz, że nie masz ze mną szans w twojej obecnej postaci. - Zamarłam. Przestałam się szamotać.
- Jakiej obecnej postaci? - Zaśmiał się. Wziął do ręki kosmyk moich długich włosów i zakręcił je wokół palca.

- Naruto nie potrafi tłumaczyć. Powiem w skrócie. Jesteś teraz zwykłą śmiertelniczką tak jak twoja przyjaciółka, zostałyście nam przyrzeczone jako potomkinie wampirów, więc musicie odzyskać własną naturę. - Nachylił się ku mej twarzy. - A wiesz jaki jest na to sposób? - wyszeptał mi do ucha. Przyjrzałam mu się raz jeszcze. Oczy nadal miał czerwone, trzymał moje nadgarstki bym nie mogła się wyrwać. Nie chciałam poznawać tego sposobu, lecz obawiałam się, że wiem o co chodzi. - Tak dobrze myślisz. - Uśmiechnął się a potem ukazały się jego kły. Koniec żartów, zaczęłam panicznie szukać ucieczki.
- Nie! Zostaw, odejdź! Pomocy! - krzyczałam jakbym była w amoku. Nie wiedziałam, co się dzieje. Złapał moją twarz jedną ręką, drugą cały czas mnie przytrzymywał.
- Spokojnie, to nie będzie bolało - powiedział czule. Ale wiedziałam, ze mówi to tylko dla siebie. Spojrzał w moje oczy. Wpił się w moje usta. Jednym kłem zahaczył o wargę. Czułam w ustach metaliczny smak krwi. Robiło mi się niedobrze, gdy czułam jak wysysa moją krew. To było inne od tego, co czułam wcześniej. Całował łapczywie, trudno było mi złapać oddech. Zszedł z pocałunkami na szyję. Językiem zaczął gładzić moją skórę. Poczułam ciarki na całym ciele. Widziałam, jak przymierza się, by zanurzyć kły w mojej szyi. Czekałam, aż to wszystko po prostu się zakończy.
- Będziesz ze mną na zawsze - szepnął. Zamknęłam mocno oczy, ale nie poczułam ukłucia. Usłyszałam za to jak otwierają się drzwi i do środka wpada kilka wampirów. Naruto wkroczył jako pierwszy i szybko zrzucił ze mnie Sasuke. Szarpali się. Co tu się dzieje? Nic nie rozumiem. Naruto ewidentnie próbował go przytrzymać, ale ten się szarpał. Dopiero przy pomocy strażników udało się im to. Widziałam, jak blondyn patrzy mu głęboko w oczy i wypowiada dla mnie niezrozumiałe słowa. Dopiero po paru sekundach oczy i zachowanie Sasuke wróciły do normy. Strażnicy go puścili, a Naruto podał mu rękę.
- Co się stało? Dlaczego tu jesteś? - Sasuke spojrzał na Naruto, a ja zastanawiałam się czy on na serio nie pamięta tego co zrobił czy udaje.
- Lepiej będzie jeżeli wyjdziesz, wszystko ci opowiem. - Strażnicy wyszli razem z brunetem, ale przed tym posłał mi ostatnie spojrzenie. Został tylko Naruto. Nie wiem dlaczego, ale on wydał mi się bardziej opanowany.
- Przepraszam za jego zachowanie. Nie jadł nic od paru dni - tłumaczył się.
- Jego zachowanie tłumaczysz tym, że nie jadł nic od paru dni?! On chciał mnie zabić!

- Wiesz, tak naprawdę, będąc szczerym, to powinnaś pogodzić się ze swoim przeznaczeniem. Jesteś jedną z nas, tak samo jak Hinata. - Nie mam zamiaru pogodzić się z tym.
- Nawet nie waż się tknąć Hinaty! Rozumiesz?! – Naruto pozostawił moją wypowiedź na lodzie. Kierował się do wyjścia, ale przed tym powiedział mi coś jeszcze.
- Od dziecka interesowałaś się wampirami i innymi potworami. Inni ludzie też, ale tylko ty zawsze byłaś z tego powodu odrzucana. Nie dziwiło cię dlaczego tak jest? – Spuściłam wzrok. Nie chciałam wracać do tych wspomnień. - Ludzie może i są słabi i bezradni, ale wbrew pozorom potrafią wyczuć swoich. Byłaś objęta nieprzyjemną aurą i to ich od ciebie odpychało.

- Nie interesuje mnie przez co byłam odpychana. Chcę chronić Hinatę i razem z nią powrócić do dawnego życia. – Spojrzałam na niego. Liczyłam na to, że może wzbudzę w nim chodź trochę współczucia.
- Przykro mi, ale nie wrócicie już do ludzi. Wasze miejsce jest tu, pośród swoich. Potrzeba wam czasu na poznanie się ze wszystkim. Szczególnie teraz, kiedy wasi przyjaciele zginęli, nie możemy was wypuścić. Szykuje się prawdopodobnie nowy bunt.

- Co ty mi sugerujesz? Że tak po prostu mam porzucić wszystko, co do tej pory udało mi się osiągnąć? Miałam nareszcie pracę, o której marzyłam, miałam teraz stanąć na wybiegu obok najlepszego projektanta naszej firmy! W końcu miało mi się zacząć powodzić…
- Powinnaś dać sobie spokój, do pracy nie wrócicie, zresztą już tam nie pracujecie.
- Dlaczego to robicie? – spytałam. Usiadłam zrezygnowana na łóżku.

- Nie martw się o Hinatę, wbrew pozorom nie jestem taki jak Sasuke. – Starał się mnie pocieszyć? Marnie mu to szło.
- Ale tak czy siak, zamierzasz ją przemienić prawda? By uwolniła swoją naturę, jak to nazywacie. – Chłopak westchnął.

- Zrozum, że taka jest kolej rzeczy. Kiedy już będziecie naprawdę sobą, zrozumiecie jak to jest. Mogę ci zapewnić, że nie zamierzam zrobić jej krzywdy. Zamierzam wytłumaczyć jej wszystko na spokojnie. I nie chcę cię martwić, ale bardziej powinnaś zamartwiać się o siebie. – Zmarszczyłam brwi.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Gdy się skaleczyłaś wszyscy w zamku poczuli zapach twojej krwi. Nawet nie chcę myśleć, co musiał poczuć Sasuke, gdy jej skosztował.
- A skąd wiesz, że jej skosztował?
- Nie wpadłby w taki stan z byle jakiego powodu. – Uśmiechnął się. – Poza tym w sytuacji, w której byłaś można było się tego domyśleć.
- To w takim razie dlaczego mu przerwałeś? Przecież chcecie byśmy stały się takie jak wy. – Blondyn podrapał się lekko po głowie.
- Gdyby wbił się w twoją szyję w takim stanie, nie wiem czy stałabyś się taka jak my. Mógł cię zabić. A zaraz po tobie resztę służby. Musiałem go po prostu uspokoić. A teraz wybacz, na resztę pytań odpowiem ci innym razem. Muszę porozmawiać z Sasuke. – Po tych słowach opuścił komnatę.
Mam bardziej zamartwiać się o siebie? Musiałam wymyślić sposób, jak mamy się stąd wydostać. Wyszłam z powrotem na balkon. Obserwowałam każdą możliwą drogę ucieczki.

- Sakura? – Obejrzałam się w stronę dochodzącego dźwięku. Po drugiej stronie na balkonie stała Hinata. Aż nie mogłam uwierzyć. Była cała i zdrowa.
- Hinata! Nic ci nie jest?
- Nie, wszystko w porządku. A z tobą wszystko dobrze? – Nie wiedziałam czy powiedzieć prawdę, czy skłamać. Niby nic mi nie zdążył zrobić, ale nie czułam się wcale dobrze.
- Wszystko okej, nie martw się o mnie. Hinata, posłuchaj, musimy znaleźć sposób na wydostanie się stąd.

- Wiem, ale musimy to zrobić szybko.
- Dlaczego?

- Podsłuchałam rozmowę dwóch kobiet, które rozmawiały o koronacji. – Nie obijają się.
- Masz jak zejść na dół?

- Nie – odpowiedziała mi zrezygnowana. Cholera! Rozglądałam się uważnie i wtedy wpadł mi pewien pomysł.
- Hinata, musimy zejść po tej ścianie bluszczu. – Widziałam jej zdziwioną minę,  wiem, to głupi pomysł, ale nikogo tutaj nie ma. A Naruto uspokaja Sasuke. To nasza jedyna szansa.
- Masz zamiar schodzić po tym w takim stroju? – Faktycznie. Prędzej się zabiję w tej sukni niż zejdę. Szukałam po szafach stroju, który nadaje się do zejścia. Wkurzyłam się. Same garnitury i smokingi. Nie będę się w to ubierała. Przeszukałam ostatnią szafkę i natrafiłam na znajome ciuchy. Bluza i spodnie. Ubrania, w których widziałam go po raz pierwszy. Wyszłam szybko na balkon. Uśmiechnęłam się widząc Hinatę. Pomyślała o tym samym co ja.
- Dobra, nie mamy czasu, musimy się spieszyć. Zaraz będzie świtać. – Zawsze zastanawiałam się do czego może przydać się wspinanie po linie na zajęciach wychowania fizycznego. I teraz już wiem. Byłam wdzięczna mojej nauczycielce.
Spotkałyśmy się na dole. Nie mogłam się powstrzymać i rzuciłam się na Hinatę. Martwiłam się o nią i to bardzo.

- Gdzie teraz? – zapytała.
-  Chodź, pewna część ogrodu jest w budowie jak zamek. Mam nadzieję, że znajdziemy tam jakąś drogę ucieczki. - Rzeczywiście. W betonowym murze znajdowała się dziura. Mogłyśmy przez nią przejść. Poczułam wielką ulgę gdy znalazłyśmy się poza murami. Sprawdziłam kieszenie. Sprawdzałam czy wszystko ze sobą wzięłam. Byłam ubezpieczona w różne zioła.

Biegłyśmy już dobre dziesięć minut. Wybiegłyśmy na drogę. Słońce wychodziło powoli zza drzew. Z daleka widziałyśmy pierwsze budynki. Szybko zaczęłyśmy podążać w tamtym kierunku. Byłyśmy już tak blisko. Nagle zamarłyśmy. Byłyśmy daleko od zamku, ale usłyszałyśmy, jak wołają nasze imiona. Wiedzieli.
- Hinata, szybko, mamy coraz mniej czasu! – Wbiegłyśmy na szosę. Nogi powoli odmawiały nam posłuszeństwa. Ale nie mogłyśmy przestać biec. Odwróciłam się mimo mej woli. Dostrzegłam kołyszące się drzewa. Wiatru nie było.
- Dokąd to się wybieracie? – Spojrzałam przed siebie. Jaka niesamowita szybkość. Stali przed nami. Przestałyśmy biec. Widziałam, jak Sasuke na mnie patrzy. Widziałam w jego oczach złość, ba, wściekłość, ale jego postawa była chłodna.
- Mówiłam ci, Naruto! Nie zamierzamy być takie jak wy – Hinata krzyknęła w jego stronę. Rozmawiała z nim?
- Ale, Hinata, musisz zaakceptować siebie taką, jaka jesteś. Nie będzie ci ze mną źle, obiecuję. – Zrobił pierwszy krok w jej stronę. Nie ma opcji, nie pozwolę!
- Myślisz, że uciekniesz przed nami? Chyba powiedziałem ci już, że nie masz z nami szans.
- Daruj sobie, Uchiha! Nie będę taka sama jak ty! – Wiedziałam, że go rozwścieczyłam. Widziałam jedno wyjście z tej sytuacji i miałam nadzieję, że Hinata się nie zawaha.

- Nie marnujmy czasu. Wracajmy do zamku, nie będę wiecznie czekać. – Zniknęli z naszych oczu i pojawili się za nami. Teraz albo nigdy. Wyjęłam z rękawa kołek. Wręczyłam drugi Hinacie jeszcze w ogrodzie. Bałam się. Widziałam, że świta. Światło działa na wampiry. To dzieci ciemności, boją się światła.  Jednym szybkim ruchem wbiłam kołek w klatkę piersiową bruneta. Włożyłam w to całą swoją siłę. Hinata uczyniła to samo. Musiałyśmy to zrobić. Upadli na ziemię. Widziałam, że to ich nie zabije, nie trafiłyśmy w serca. Chciałam kupić nam trochę czasu. Wyjęłam jeszcze z kieszeni trzy buteleczki ziół. Werbeny i gorczycy. Wysypałam je. Miałam nadzieję, ze to zatrzyma ich na trochę. Zaczęłyśmy biec. Słyszałyśmy ich wrzask. Przed wbiegnięciem do miasta obiecali, że nas odnajdą…

Rok później…


Otokoba. Miasto położone na obrzeżach. Spokojne dzielnice. Tutaj właśnie chciałyśmy zacząć nowe życie. Starałyśmy się zapomnieć o tym wszystkim, co nam się przytrafiło. Nie było to proste. Takich rzeczy się nie zapomina. Można było tylko o nich nie mówić. Pracowałyśmy w małej herbaciarni. Podawanie zamówień i takie tam. Zawsze wracałyśmy do domu przed zmrokiem. Nie dziwić się czemu. Dziś pracę skończyłyśmy o godzinie osiemnastej. Droga do domu zajmowała nam dwadzieścia minut.
- Sakura, musimy się pośpieszyć. Zaraz zrobi się ciemno. – Tak, wiem. Został nam ostatni zakręt i już będziemy w domu. Na ulicy nie było nikogo poza nami. Przyspieszyłyśmy kroku. Powiał chłodny wiatr, który wprawił nasze włosy w ruch. Odruchowo poprawiłam płaszcz, zasłaniając szyję. Spoglądałam na własne odbicie w kałużach. Na zewnątrz byłam pewna siebie, ale w głębi czułam się przestraszona. Bałam się każdego wieczora, bałam się, że nas odnajdą. Obiecali nam to. Nigdy nie zapomnę spojrzenia Sasuke, kiedy przebiłam go tym kołkiem. Zauważyłam, jak Hinata staje w miejscu. Przerażenie wróciło. Bałam się spojrzeć przed siebie. Nie chciałam, żeby koszmar powrócił. Ręka Hinaty wyglądała na bezwładną. Wiatr poruszał nią, a ona nie panowała nad własnym ciałem.
- Niemożliwe – odezwała się Hina. Odważyłam się. Spojrzałam przed siebie. Strach powrócił. Dwie tak znajome już sylwetki zbliżały się do nas, a my stałyśmy w miejscu sparaliżowane. Nie miałam przy sobie żadnych ziół. Nie mogłam liczyć na szczęście.
- Musimy wam przyznać, że potrafcie dobrze się ukryć. Zioła zmieniające zapach, inne miasto. Godne podziwu, jednak to stanowczo za mało. – Zacisnęłam ręce w pięści.
- A jednak szukanie nas zajęło wam cały rok – odezwałam się.
- Tym razem nie uciekniecie.  – Historia zatacza koło. Ostatnie słowa i ciemność.
Obudziłam się znowu  w tym samym miejscu, komnata Sasuke, jednak tym razem nie było obok mnie Hinaty. Na balkonie stał Sasuke. Nie miałam jak uciec. Czy to czas, aby się poddać? Wstałam i stanęłam parę kroków za nim.
- Masz to, czego chciałeś. Nie mam ani kołków, ani ziół. Jestem bezradna. Rób co chcesz. – Ledwo przechodziło mi to przez gardło. Ale taka była prawda, to koniec.
- Myślisz, że nie wiem?  W każdej chwili mogę zrobić z tobą, co chcę. – Nie widziałam go, a mogłabym przysiąc, że w tej chwili perfidnie się uśmiecha.
- Wiedz jedno, gardzę tobą. Jesteś najgorszym stworzeniem, jakie chodzi po tej ziemi! Nie masz za grosz sumienia! – Po tych słowach Sasuke odwrócił się w moją stronę. Na jego twarzy nie było widać, aby jakiekolwiek moje słowo go ruszyło.

- Nie mam sumienia, nie potrzebne mi ono. Zabijam ludzi, by żyć. Taka jest prawda, ty chcesz od niej uciec, choć wiesz jaka jest prawda. Naruto dał ci do zrozumienia jakie są fakty. Boisz się tego. Nie rozumiem, chciałaś kiedyś spotkać wampira i spędzić z nim wieczność. – Zaśmiałam się.
- To były moje dziecinne marzenia, poza tym przestałam w was wierzyć. Sądziłam, ze was nie ma.
- A jednak istniejemy naprawdę. – Podszedł do mnie. Staliśmy teraz twarzą w twarz.

- Chcesz zobaczyć jak było naprawdę? Pokażę ci przeszłość. Wszystko to, co opowiadał Naruto. Zobaczysz to na własne oczy. -  Bez żadnego ostrzeżenia złapał moją głowę i zmusił mnie, abym spojrzała w jego oczy.

Momentalnie przeniosłam się na plac boju .Wszyscy krzyczeli, walka wyglądała jak rzeź. Na ziemi leżały poodrywane głowy, ręce, nogi. Wszyscy przenikali przeze mnie. Nic nie czułam. Na górze mogłam zauważyć przywódców jednej ze stron. Były to postacie z pomnika. To ojcowie Naruto i Sasuke. Widziałam teraz to żywe podobieństwo.  Wpatrywałam się w nich. Szukali wrogiego przywódcy. Kiedy odnaleźli się…widok był katastrofalny. Walka trwała bardzo długo, ale mimo pomocy nie zdołali wygrać. Nagle z pola bitwy przeniosłam się do pałacu, którego nie znałam. Widziałam tam dwie kobiety. Które rozmawiały między sobą. Mogłam je usłyszeć. 

- Kanabi, musimy je odesłać. Dobrze wiesz, że to jedyne wyjście. – Kobieta była wysoka, była ubrana w arystokratyczną suknię i miała długie…granatowe włosy. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Czy to była matka Hinaty? Moją uwagę przykuła druga kobieta, która miała chustę na głowie. Nie widziałam jej twarzy.
- Wiem, Kotaru. Ale tak bardzo będę za nimi tęsknić. – Dopiero teraz zauważyłam dwa płaczące dziecka.
– Musimy się pospieszyć – poganiała ją.

- Tak, wiem, poczekaj chwilę. – Kobieta sięgnęła po chustę i zdjęła ją z głowy. Spod materiału opadła na plecy kaskada bujnych, różowych włosów. Teraz mogłam ujrzeć twarz tamtej kobiety. Miała takie same oczy jak ja. Pokręciłam przecząco głową. To moja matka? A tamta kobieta, Kanabi, to matka Hinaty? Przypomniałam sobie. One też były wyrzeźbione na pomniku. A tamci mężczyźni na polu walki co pomagali na wojnie, to musieli być… Nie to zbyt wiele. Łzy zaczęły lecieć mi po policzkach. Widziałam jak kobiety wzięły swoje dzieci i pędziły razem z nimi korytarzami.
- Sasuke i Naruto są już bezpieczni. Odesłałam ich. Teraz przyszedł czas na was, kochane – mówiły to tak czule. Obserwowałam i nic nie mogłam zrobić.

- Sakura, kochanie, bądź grzeczną dziewczynką i opiekuj się Hinatą jak należy. W końcu jesteś starsza o parę godzin. – Uśmiechnęła się… moja mama.

- A ty, Hinatko, pamiętaj, że jesteś najsilniejszą dziewczyną jaką znam. Nigdy się nie poddawaj. Twoja mama bardzo cię kocha, bez względu na to, co się stanie. – Pogłaskała swoje dziecko. To my.
 - Pamiętajcie, że zawsze będziemy przy was. Kochamy was. – Uśmiechnęły się. Chwilę potem zaczęły wypowiadać słowa, które były dla mnie niezrozumiałe.
Moje nogi zaczęły prowadzić mnie w tamtą stronę, ale obraz zaczął się oddalać. Zaczęłam biec. Zamiast przybliżać się, oddalałam coraz bardziej.

- Mamo! – To było moje ostatnie słowo. Potem poczułam, jak opadam w silne ramiona.
Obudziłam się z ogromnym bólem głowy. Przed oczami miałam nadal te wszystkie obrazy z wizji, jaką zaprezentował mi Sasuke. Właśnie. Czy już po wszystkim? Otworzyłam oczy. Znajdowałam się w pokoju Uchihy. Na półce w wazonie stały świeże kwiaty. Ile spałam? Z rozmyślań wyrwał mnie odgłos otwieranych drzwi. Spojrzałam w tamtą stronę. Widziałam Hinatę, która niosła tacę z jedzeniem.
- Sakura! Obudziłaś się! Tak się cieszę. Musisz coś zjeść. – Podała mi jedzenie. O dziwo mieli tu normalne jedzenie. Okazuje się, że wampiry potrafią jeść zwyczajne dania, ale tylko przez chwilę zapominają wtedy o głodzie.
- Ile byłam nieprzytomna? – zapytałam.
- Tydzień. – Słucham? Tydzień? Nie mogłam uwierzyć. Tak to na mnie podziałało? Ale nie czas teraz na to, musiałam powiedzieć Hinacie co widziałam.
- Hinata, muszę ci o czymś powiedzieć. – Spojrzała na mnie uważnie. – Wiesz dlaczego zemdlałam? – zapytałam jej.
- Podobno źle się poczułaś, Naruto powiedział, że niedługo powinnaś dojść do siebie.
- Nie prawda. Posłuchaj. Rozmawiałam z Sasuke. Poddałam się. Powiedziałam, że nie mam z nim szans. Wtedy on chciał pokazać mi jak było naprawdę. Przeniósł mnie do czasów tamtej wojny. Widziałam te wszystkie martwe ciała. Widziałam ojców Sasuke i Naruto, i nasze matki.
- Nasze matki? – Wiedziałam, że będzie zszokowana i nie myliłam się.
- Tak. Widziałam, jak chciały nas chronić. Miały takie same włosy i oczy. Były takie piękne. I widziałam też nas. Jak byłyśmy małe. Chciały nas ochronić, wysyłając nas do ludzi. Ostatnią rzeczą jaką widziałam to obraz nas wszystkich razem. Wiem, że twoja mama miała na imię Kotaru. A moja Kanabi. 
- Naruto opowiadał mi o tym wszystkim. Sporo się działo, kiedy spałaś. Ale opowiem ci o tym, kiedy odpoczniesz. - Zmarszczyłam brwi.
- Opowiedz teraz. 
- Nie, Sakura. Opowiem ci później. Teraz leż i odpoczywaj. - Nie dała mi dokończyć, bo wstała, zabierając pustą tacę i wyszła. 
Leżałam i wstawałam na przemian. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Podeszłam do drzwi i po cichu przekręciłam klamkę. Ryzyk fizyk. Najwyżej jeżeli się zgubię, potnę się i wtedy każdy mnie znajdzie. Z Sasuke na czele. Humor mam dziś dość czarny. Westchnęłam i zapuściłam się w tysiące korytarzy. Jak Hinata się tu porusza? Narysowała sobie mapę przez ten tydzień? Chodziłam tak może z dziesięć minut. Miałam przekroczyć kolejny zakręt, gdy usłyszałam głosy dwóch osób.
- Ale nie mamy wyboru, panie. - Słychać było błaganie w jego głosie. Mówił do Naruto czy Sasuke?
- Nie obchodzi mnie to. - Ten zimny i chłodny głos poznam wszędzie. - Dzieci i Kobiet w ciąży nie ruszasz! - Ta groźba w jego głosie. Mogłam ją sobie wyobrazić. Nie chciałam być na miejscu tego faceta.
- Ale co mamy zrobić z podwładnymi?
- Nie obchodzi mnie to. Jeżeli dowiem się, że jakieś dziecko utraciło życie, pozabijam was wszystkich!
- Tak, panie. - Nawet nie chciałam wiedzieć o co chodzi. Odwróciłam się, by iść dalej w drugą stronę, ale uderzyłam o coś twardego.
- Ała. - Spojrzałam w górę. Moje szczęście w skali od jednego do dziesięciu? Zero. Widziałam go przed sobą. Ubrany nadal elegancko, ale bardziej współcześnie. Czarne spodnie, biała koszula i czarna marynarka. Czy oni wszyscy muszą być tacy przystojni?
- Uważasz, że jestem przystojny? - Spojrzał na mnie i uśmiechnął się chytrze. Jakby tego właśnie oczekiwał. Zapomniałam o jego cholernej umiejętności.
- Próbujesz mi coś wmówić? Nic takiego nie powiedziałam. - Chciałam go najzwyczajniej w świecie minąć, ale nie udało mi się to. 
- Dokąd to się wybierasz? - zapytał.
- Jak najdalej od ciebie - odgryzłam się. Nie wiem czemu, ale te nasze kłótnie były dobrą swego rodzaju rozrywką.
- Zaraz, zaraz. Pamiętasz, powiedziałaś mi w tamtym tygodniu bym robił co chciał. - zapamiętam ten jego uśmiech do końca życia. Tak powiedziałam mu tak, bo wiedziałam, że to koniec. Teraz też wiem, że nie mamy szans. Przyzwyczajałam się do tej myśli. Ludzie nie mają szansy w starciu z wampirami. - Poddanie się nie musi być złe w skutkach - wyszeptał mi nagle do ucha. Rozszerzyłam szeroko oczy. Nie wiem jak to możliwe, ale chwilę później znaleźliśmy się w komnacie tak dobrze mi znanej. Czekałam na szarpnięcie, jego dotyk, ale nic takiego nie poczułam. Spojrzałam na niego, on jakby nigdy nic, leżał na łóżku. Wyszłam na balkon. Spojrzałam jeszcze raz na pomnik. Kotaru i Kanabi...
Musiały być bardzo silne i dobre. Nawet jako wampiry posiadały uczucia. 
- Zastanawiałaś się już nad tym? - Pojawił się obok mnie. Przyzwyczajam się to tej szybkości. Westchnęłam. Czy on ma dziś dobry dzień?
- Gdyby cię porwały dwa wampiry, które są rzekomo władcami swojej rasy, wmawiały dwóm nic nieświadomym śmiertelniczką, że również są wampirami, w dodatku są sobie przyrzeczeni, uwierzyłbyś? Gdyby ktoś nagle przeniósł cię w dawne lata i pokazał coś, czego nie zobaczyłbyś w najlepszym kinie, uwierzyłbyś? Gdybyś nagle zobaczył swoich rodziców, ale nie mógł im nic powiedzieć, a widzisz, że cierpią, uwierzyłbyś? - Wiedziałam, że sarkazm mało tu da, ale poczułam potrzebę użycia go.
- Jesteśmy władcami i tak uwierzyłbym. - Prychnęłam. Musiałby być na serio popaprany.
- Mówiłeś, że wampiry nie mają uczuć, a jednak moja matka i matka Hinaty chroniły was i nas. Mówiły, że nas kochają. - Spojrzałam na niego. Chyba zaskoczyłam go tym stwierdzeniem, bo nie wiedział co odpowiedzieć. - Słyszałam, jak kazałeś ratować dzieci i kobiety w ciąży. To jednak świadczy o tym, że ty też posiadasz uczucia, wiesz? - Nie wiem dlaczego to zrobiłam i będę to pytanie zadawać sobie pewnie przez wieki, ale poczułam impuls, który mnie do tego pchał. Położyłam mu dłoń na policzku. Spojrzał na mnie jakbym spadła z księżyca. Wcale się mu nie dziwię. - Gdyby nie obchodził cię los tych dzieci, nie zważałbyś na ich krzywdę. - Spojrzałam na niego. - Przyznaj się, że tutaj - wskazałam na jego serce - jest trochę dobra. Nawet dla nas, ludzi. - Uśmiechnęłam się lekko. Chciałam opuścić rękę, ale on złapał ją, o dziwo delikatnie.
- Czujesz tu bicie serca? Nie mam go, nie mam jak okazywać uczuć. - Spojrzałam na niego.
- Nie musisz posiadać serca, by czynić dobro. Mogą kierować tobą troska i chęć ochrony bliskich. Ja bronię zawsze Hinaty, bo to moja siostra. Kocham ją i nie wyobrażam sobie, by coś się jej stało. - Nic już nie powiedziałam, pomiędzy nami trwała taka cisza. Spojrzałam na niego raz jeszcze i mogłabym rzec, że jego spojrzenie potrafi utopić człowieka. Skoro i tak nie mam szans, po co mam iść dodatkowo pod górkę? Raz kozie śmierć. Wspięłam się na palce. Dłonie położyłam na oba jego policzki. Był zimny, ale nie przeszkadzało mi to. Widziałam zdziwienie w jego oczach, ale tylko przez chwilę. Potem nie przeszkadzał mi nawet ten jego uśmieszek. Pocałowałam go. Nie musiałam długo czekać na odwzajemnienie. Nie wiem co mną w tej chwili kieruje, ale jest mi dobrze. Sasuke wziął mnie na ręce i w ułamku sekundy położył na łóżku. Zaczął całować w okolicach szyi, dekoltu i ust. Ja tylko włożyłam ręce w jego bujne włosy.  Nie wiedziałam czego się spodziewać. Możecie wierzyć lub nie, ale jeszcze seksu z wampirem nie uprawiałam. Wszystko może wydawać się intensywniejsze i bardziej namiętne. Jęknęłam kiedy poczułam, że jednym kłem zahacza o mój obojczyk. Ogarnął mnie lęk. Wtedy zwariował na widok tej krwi.
- Sasuke... - nie dokończyłam.
- Nie bój się, nie skrzywdzę cię. - Jego słowa trochę mnie uspokoiły. Czekałam na jedną rzecz i on dobrze wiedział o co mi chodzi.
- Wiesz, że ja też nie mam wyboru. - Tak.
- Wiem. Zrób to. - Spojrzałam w jego oczy.
Jak odpowiedź otrzymałam kolejny czuły, ale i namiętny, gorący pocałunek. Kiedy zszedł z pocałunkami na moją szyję trochę zesztywniałam.
- Rozluźnij się. Nie będzie bolało.
- Mhm, już raz tak mówiłeś, zabierali cię siłą. - Zaśmiał się.
- Obiecuję. - I chwilę później poczułam w sobie jego kły. Jak przebijają się przez warstwy mojej skóry. Uczucie, jakie mi wtedy towarzyszyło? Przerażenie, ale też intryga. To coś innego i wiedziałam już, że teraz moje życie zmieni się na zawsze. Czułam jak wysysa ze mnie krew. Westchnęłam. Nie było tak źle. Spodziewałam się większego bólu. Kiedy jego kły opuściły zakamarki mojej szyi poczułam lekką gorycz.
- Smakujesz cudownie - powiedział, całując mnie. Pozostałości mojej krwi na jego ustach zmieszały się.
- Czy teraz już ja...
- Jeszcze nie. Teraz musisz zrobić to, co ja. - Hę?
- Mam wgryźć ci się w szyję? - zapytałam niezrozumiale. Chyba go rozśmieszyłam, bo prychnął.
- Coś w tym rodzaju, ale inaczej. - Po tych słowach przyłożył swój nadgarstek do ust i ugryzł go. Ciarki przeszły po moim ciele. Nie lubiłam oglądać takich rzeczy. Przyłożył go do moich ust.
- Pij. - Chwyciłam jego rękę i zaczęłam pić. Smakowała lepiej niż niejeden alkohol czy napój. Nigdy czegoś takiego nie piłam. Chciałam więcej...
- Dosyć. Nie za dużo. - Zabrał rękę. Zaśmiał się znowu, widząc moją minę. Pewnie przypominałam, obrażonego kota. - Kiedy będziesz już po przemianie, będziesz mogła pić ile tylko zechcesz. - Czy to obietnica?
Dalej nasza noc toczyła się w szybkim tempie i chyba nie muszę tłumaczyć jak szybkim...

Nie chciałam otwierać oczu. Czy wampiry widzą inaczej? Może jego zielony to mój żółty. A może widzą czarno biało? Nie, dobra, tego już za wiele. Trzeba się przekonać samemu. O dziwo widzę normalnie. Rozejrzałam się po pokoju.
- Już wstałaś? - odezwał się Sasuke. Nie wiem dlaczego, ale poczułam się skrępowana. Zasłoniłam się jeszcze bardziej kołdrą. Chciałam się odwrócić, ale nie pozwolił mi na to.
- Teraz się wstydzisz? - oparł ręce po obu stronach mojej głowy. Ja tylko poczułam jak się zaczerwieniłam. - Jak się czujesz, będąc naprawdę sobą? - zapytał.
Oparłam się o oparcie łóżka i zastanawiałam się, co mu odpowiedzieć.
- Teraz dobrze. - Prychnął tylko na moje stwierdzenie.
- Muszę iść do sali tronowej, muszę razem z Naruto ustalić coś. - Wstał i zaczął się ubierać. Kiedy wyszedł ja zaczęłam robić to samo. Założyłam śliską w dotyku, czarną suknię. Była skromna w porównaniu do tej czarno-niebieskiej. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. I teraz wiem, że wampiry posiadają własne odbicie! Ale wiele się nie zmieniłam. Byłam blada, włosy wyglądały na bardziej zdrowsze i kolor moich oczu był bardzo intensywny. W dalszych rozmyśleniach przerwało mi pukanie do drzwi.
- Proszę - odpowiedziałam. Do pokoju weszła Hinata. Właśnie jak mam jej o tym powiedzieć?
- Hej, Sakura.
- Hej, Hinata... posłuchaj muszę ci o czymś powiedzieć.
- Ja też, ale ty pierwsza, słucham. - Przełknęłam ślinę. Jak mówi się przyjaciółce, że jest się wampirem?
- Wiesz, nie wiem jak mam zacząć, ale powiem wprost... przynajmniej postaram się. - Zauważyłam jej spojrzenie. - Widzisz wczoraj w nocy, wiele się wydarzyło pomiędzy mną a Sasuke. I nie będę ukrywać, pozwoliłam, aby mnie ugryzł. - Myślałam, że nigdy nie zapomnę jej miny.
- A on jak smakował?
- Dobrze, a wręcz... Ej , zaraz, zaraz, a ty dlaczego zadajesz mi akurat takie pytanie? - Spojrzałam na nią podejrzliwie. Gdy zauważyłam jak się rumieni i nie potrafi wypowiedzieć ani jednego słowa połapałam!
- To to jest to, o czym miałyśmy rozmawiać? - zapytałam jej. - Kiedy? Jak? - pytałam. Nie mogłam uwierzyć! Zrobiła to przede mną. Taka z niej grzeczna dziewczynka.
- No bo... wiesz... odpowiadając na twoje pierwsze pytanie, to wtedy, kiedy byłaś nieprzytomna, a na drugie? Sama nie wiem. Chciałam tego. Poza tym on mi się... podoba. - Trudno było mi to pojąć.
- Czyli co, chciałyśmy poinformować siebie o tym samym? - zapytałam. Czułam się teraz dopiero jak w filmie.
- Na to wychodzi. Chodźmy do sali tronowej. Chłopaki mieli coś ustalać.

Hinata zapamiętała drogę? Jakim cudem się jej to udało? Koniec końców przede mną ukazały się drewniane drzwi. Hinata bez żadnego skrępowania pchnęła je wchodząc do środka. Proszę bardzo, jak się zadomowiła, zaśmiałam się w myślach. Po środku stał Sasuke, który rozmawiał z Naruto, gdy nas zobaczyli przestali rozmawiać i podeszli w naszą stronę. Widziałam spojrzenie Naruto. Jakby starał się powiedzieć mi a nie mówiłem?.
- Teraz nareszcie możemy zacząć przygotowania do koronacji. - Słyszałam o tym od Hinaty.
- Koronacji?
- Tak. Przecież poddani muszą poznać przyszłe królowe. - Po tych słowach Sasuke podstawił mi pod nos kieliszek z sami wiecie czym.
- Spragniona? - Uśmiechnął się, zadając mi to pytanie, bo doskonale znał na nie odpowiedź. Wzięłam od niego kieliszek i wypiłam powoli, ale jednym duszkiem, całą zawartość.
- Ktoś tu ma apetyt - zaśmiał się Naruto. 
- Naruto, przestań się czepiać. - Hinata posłała blondynowi ukradkowe spojrzenie. 
- Przepraszam, Hinatko. - Naruto zrezygnowany odszedł, a za nim chwilę potem Sasuke. Ale przed tym powiedział mi coś na ucho. Nie ukrywam, że była to ciekawa propozycja. Dzień zleciał jak z bicza strzelił. Wieczorem czekałam na niego w komnacie... 

Przed chwilą odbyło się oficjalne zakończenie koronacji. Czekałyśmy na nie dwa tygodnie. Od tej pory proszę mówić do mnie Królowo. Czasami zastanawiam się co teraz robiłaby ludzka Sakura. Teraz to nie ważne. Teraz jestem nową Sakurą. Nie wiem, co jeszcze się wydarzy. Zrozumiałam prawdę. Jestem tym, kim jestem. Miałam nadzieję zacząć od nowa. Chciałam spędzić wieczność tak, jak sobie ją zaplanuję. Nie zaczynam źle. Spełniłam swoje dziecięce marzenie. Moim wiecznym partnerem jest wampir, super silny i przystojny wampir. Stałam się taka sama jak on i spędzę razem z nim wieczną wieczność. No i towarzyszy mi moja najlepsza przyjaciółka. Zebraliśmy się wszyscy w ogrodzie. Całą czwórką. Hinata razem z Naruto szli za mną i Sasuke.
- Ej, poczekajcie chwilę. - Zatrzymali nas. 
- No co jest? Na to są odpowiednie ustronne miejsca - odezwał się Sasuke. Zaśmiałam się tylko, bo już widziałam minę Hinaty. 
- To tyczy się raczej was. - Mina mi zrzedła. Nie było mi do śmiechu.
- Zabawny jesteś. No o co chodzi?
- A tak, bo my własnie chcieliśmy wam coś powiedzieć. - Naruto założył rękę z tyłu głowy. Widziałam zdenerwowanie w jego oczach. Spojrzałam na Hinatę. Była czerwona jak burak.
- Niemożliwe - krzyknęłam. - Hinata, poważnie?! - zapytałam. Byłam w stu procentach pewna kiedy pokiwała mi głową w odpowiedzi.
- Gratulację. Cieszy mnie wasze szczęście. - Uśmiechnęłam się, przytuliłam Hinatę i Naruto.
- No, postarałeś się, głąbie. - Sasuke oczywiście pogratulował mu na własny sposób.
- Będę ciocią! - Skakałam z radości.
- Teraz pora na was - zaśmiał się Uzumaki. Nadal nie mogę się przyzwyczaić do naszych nazwisk. Podczas koronacji przejęłyśmy nazwiska naszych Królów. Hinata Uzumaki i Sakura Uchiha. Dziwnie brzmi, ale podoba mi się.
- Poczekasz jeszcze - zaśmiałam się.
Dziewięć miesięcy później na świat przyszła Mei. Córka rodziny Uzumakich, a także pierwsza księżniczka ich rodu. Teraz tylko czekano, aż i my z Sasuke postaramy się o potomka... i nie musieli długo czekać.

                                                                        K O N I E C !

Od Autorki: No kochani dziś oddaję wam tę jednopartówkę. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Jestem już w trakcie pisania kolejnych dwóch.  Jedna będzie pisana przeze mnie i moją koleżankę Weronikę. No i jeszcze kolejna SasuSaku jest w trakcie :3. Kochani końcówka wakacji trzeba korzystać! Bawcie się, szalejcie, korzystajcie! ^^ 




LAYOUT BY OKEYLA