wtorek, 29 lipca 2014

Informacja

Kochani jednopartówka się pisze, ale dodam ją za około dwa tyg. Wyjeżdżam na wakacje do Turcji *.* Mogę wam zdradzić możliwy tytuł kolejnego postu. "Kochaj mnie wiecznie " mam nadzieję, że będziecie czekać. Zostało mi do napisania jeszcze trochę rozwinięcia i zakończenie. Wezmę zeszyt jak coś mi wpadnie do głowy to mój długopis pójdzie w ruch 8) Także ja was żegnam. Wrócę i biorę się za pisanie. Może dodam coś na fan pagu. Link do facebooka znajdziecie w zakładce. Pa! <3

niedziela, 13 lipca 2014

"Powiedz to jeszcze raz"

Jezu, kolejna przeprowadzka. Miałam dosyć. Co to życie robiło z ludźmi. Człowiek gonił tylko za pracą i niczym więcej. A gdzie marzenia? Gdzie szczęście? Wyparowały. Nie powiedziałabym, że byłam jakoś specjalnie nieszczęśliwa, ale życia łatwego to ja też nie miałam. Ciągłe przeprowadzki, nauki indywidualne i zasady, zasady i jeszcze raz zasady. Nie byłam jakąś dziewczyną, która coś przeskrobała, by zasłużyć sobie na indywidualne. Nie. Po prostu mój tata sądził, że nauczyłabym się więcej, pracując w pojedynkę z nauczycielem. Myślał, że wtedy jego uwaga skupiłaby się tylko i włącznie na mnie. Szkoda, że sam często nie stosował tej metody. Ojciec prowadził sporą firmę samochodową. Owszem, miał spore dochody i dzięki temu niczego nam nie brakowało, ale to nie było to, czego chciałam ja.
A teraz pytanie: Czego chciałam? Odpowiedź była prosta. Normalnego życia. Ale ludziom się nie dogodzi, no nie? Z tego co wiem, to przeprowadzaliśmy się właśnie do Konohy w Japonii. Podobno małe miasteczko. Nic wielkiego się tam nie działo, ale bardzo chciałam tam jechać. Mogłabym w końcu chodzić do klasy z innymi jak normalna dziewczyna w moim wieku, a miałam już na swoim koncie siedemnaście lat. Przez całą podstawówkę i gimnazjum miałam zajęcia bez innych. Siedzenie samej w czterech pustych ścianach, tylko z nauczycielem dawały się we znaki. Ale teraz, kiedy miałam prawo decydować samej za siebie... Ne przepuściłabym takiej okazji. Z nikim się nie zaprzyjaźniałam, bo wiedziałam, że zaraz i tak byśmy się przeprowadzali. Tym razem będzie inaczej - zapewniał mnie tata. Nie wiedziałam czy mam mu wierzyć, no bo tyle razy mi to już powtarzał. To czemu postanowiłam mu znowu zaufać? Może to dlatego, że chciał dla nas dobrze?
Wiem tylko jedno - z nowym rokiem nadejdzie moje nowe życie.

Tak, słyszałam ten budzik i miałam ochotę uderzyć nim o ścianę, by tylko dał mi jeszcze trochę pospać. Dlaczego rano nie mógł mnie budzić seksowny mężczyzna, który trzymał tacę ze śniadaniem i poranną kawą? Wcale nie proszę o wiele... chyba.
- Dobra, dosyć. Trzeba wstać - mówiłam sama do siebie...? Czy była to oznaka zbyt częstego oglądania filmów kryminalnych? Tam gadanie do samego siebie wyglądało nawet profesjonalnie. Wstałam z łóżka i pognałam szybkim krokiem do łazienki. Wykonałam wszystkie podstawowe czynności, i ubrałam beżowe rurki, brązową koszulę i trampki. Szybko spakowałam wszystkie książki i ruszyłam na dół, do kuchni. Rano nikt mnie nie witał. Mimo że od niedawna mieszkaliśmy w Konoha, to już budziłam się rano sama.
I teraz pytam się: Gdzie ten przystojny facet ze śniadaniem?
Nie miałam czasu na jedzenie, toteż wypiłam tylko szklankę soku pomarańczowego. Wyszłam z domu, nie uszłam paru metrów, kiedy drogę przeciął mi motor jadący chyba sto kilometrów na godzinie w terenie zabudowanym. Pacan! Jeszcze krok i robiłabym za kolorowe pasy na jezdni. Żałowałam, że nie mogłam mu przywalić prosto w jego kask.

Szkoła nie była jakoś wyróżniająca się z tłumu. Zwykły szary budynek. Teraz tylko przewijało się tu mnóstwo uczniów w poszukiwaniu swoich klas. Ja należałam do drugiej. I szczerze, marzyło mi się zostać tu do końca. Szukałam swojej sali, gdy nagle jakaś postać lekko zahaczyła o mnie barkiem.
- Wybacz, nie chciałam. Jestem strasznie zabiegana dzisiaj. - Dziewczyna uklękła i zaczęła zbierać ulotki, które wypadły mi z rąk. Na moje oko była bardzo ładna. Miała długie, proste, rude włosy i niebieskie oczy. W drugiej ręce trzymała takie same książki jak moje. Czy było to możliwe, abyśmy chodziły do tej samej klasy?
- No, już po kłopocie. Jeszcze raz przepraszam. - Kiedy dziewczyna miała odejść, zadałam jej jedno pytanie.
- Czekaj. Chodzisz może do klasy drugiej, profil humanistyczny? - Rudowłosa uśmiechnęła się do mnie. Chyba to oznaczało " tak "
- Jestem Tara. Miło cię poznać. Tak to moja klasa, a co? To ty jesteś tą nową?
- Mam na imię Ev i tak, chyba chodzi o mnie. - Uśmiechnęłam się po raz kolejny. Tara emanowała pozytywną energią i od razu udzielił mi się jej nastrój. Dopiero teraz zauważyłam, że na ramieniu nosiła sporą torbę sportową. Czyżby aż tak bardzo kochała zajęcia wychowania fizycznego? No bo kto normalny nosi dodatkową torbę na koszulkę i spodenki? Nic więcej nie zdążyłam powiedzieć, bo Tara pociągnęła mnie za rękę i poprowadziła w nieznane.

- Dziewczyny, to jest Ev. Nasza nowa, o której się mówiło. - Serio, mówiło się o mnie? Nie ma nic ciekawego do gadania. - Ev, poznaj Kimiko i Satori. - Na pierwszy rzut oka mogłabym powiedzieć, że każda dziewczyna z tej klasy miała w sobie coś urzekającego. Tara posiadała piękne włosy i niesamowitą aurę, Kimiko świetny gust, a Satori - piękne zielone oczy. Czułam się taka zwyczajna.
- Hej, miło cię poznać. Jesteś taka... niziutka. - Niziutka?! Okej, rozumiem, że Kimiko ma metr siedemdziesiąt, ale ja też mogłam się pochwalić moim metr sześćdziesiąt jeden. Ot co!
- A ty taka... wysoka? - Nie wiedziałam co odpowiedzieć.
- Już ją lubię - odezwała się.
- Dobra dziewczyny, pogadamy potem, nasz wychowawca właśnie nadchodzi. - Miałam się bać? Każdy usiadł na swoim miejscu, więc i ja poszłam w ich ślady. Usiadłam z tyłu w ławce pod oknem. Tutaj każdy siedział osobno. Zaskoczyło mnie to trochę, ale no cóż liceum, to nie zabawa. Wychowawca czytał listę obecności i kiedy zatrzymał się na mnie jego skupiony wzrok w jednej sekundzie skupił się na mojej osobie. Miałam wrażenie, jakby ten jeden moment trwał całe wieki. W końcu opuścił wzrok i powrócił do czytania listy obecności.
- Czyli znowu wszyscy są, oprócz szanownego pana Deidary Douhito. Jak żeby inaczej. - Zaraz, zaraz. Czy ja się nie przesłyszałam? Deidara Douhito w tej klasie? Miałam nadzieję, że to tylko zbieg okoliczności i nic więcej. Koniecznie musiałam wypytać Tarę.

- Dlaczego pytasz akurat o niego? - Widziałam jak spoglądała na mnie badawczo.
- Potrzebuję wiedzieć. Czy to blondyn z takimi piwnymi oczami? - Proszę, powiedz nie, powiedz nie, proszę!, myślałam.
- Tak, to on. - Nosz kurde! Cały dobry humor poszedł się... władować w beczkę. Nawet radosna aura Tary nie pomagała. - Skąd go znasz? Tylko proszę cię, bądź jedną z tych normalniejszych i powiedz, że nie bujasz się w nim jak reszta szkoły. - Ja miałam się bujać w nim? Skąd jej to na myśl przyszło? Wybuchłam śmiechem.
- Ja w nim? Tara, proszę cię. Właśnie rozważam opcję przepisania się do innej klasy. - Dlaczego nie miałam aparatu, by uchwycić pytającą minę Tary? Chyba nie spodziewała się takiej odpowiedzi.
- Przepisania się? Skąd się znacie? Po raz pierwszy widzę, żeby ktoś pałał do niego taką niechęcią.
- Poczekaj jeszcze trochę, a się dowiesz...

Koniec zajęć dzisiejszych minął mi zdecydowanie szybko. Pomyśleć, że to pierwszy dzień, a ja już miałam dosyć. Zastanawia mnie co tutaj robił Deidara? Przecież miał się wyprowadzić do Stanów Zjednoczonych. Co on tu robi? A może to inny Deidara Douhito, który ma blond włosy i piwne oczy?, pomyślałam. Ech... kogo ja chciałam oszukać? Jeżeli to on, to będzie to ciekawy rok, pomyślałam.
Razem z Rudą - tak dałam już Tarze ksywkę, bardzo oryginalną, wracałyśmy razem ze szkoły przez parking. Sporo samochodów, skuterów, motorów. Wszystko w normie, gdyby nie jedna rzecz. Jeden motor zdecydowanie przykuł moją uwagę.
- Ten motor. Wiesz może do kogo należy? - Dałabym sobie głowę uciąć, że to ten sam, który dziś zrobiłby  ze mnie pasy dla pieszych.
- Tak, owszem. Należy właśnie do niego. - Wskazała palcem delikatnie przed siebie, a ja powiodłam za nią wzrokiem.

Ten moment był chyba jednym z najdłuższych w moim życiu. Widziałam, jak szedł ze znajomymi. Wyglądał tak samo, a jednak całkowicie inaczej. Miał teraz długie jasne blond włosy, a pamiętam jak jego tata strzygł go na krótko. Ubiór też inny. Okej może wyprzystojniał i to bardzo, ale to nie zmienia faktu, że i tak go nie znosiłam. Niech nie myśli, że spotka się ze starą, dobrą Ev, pomyślałam..

***

Właśnie wracaliśmy z chłopakami na parking po jakże udanym dniu w szkole. Nie było czego świętować i tak nie zawitaliśmy na żadną lekcję. Jakoś niespecjalnie spieszyło mi się do mojej klasy. W końcu miałem jeszcze cały rok szkolny, by się z nimi zobaczyć. Podobno miała dojść jakaś nowa. Ech... Z nią też zdążę jeszcze się poawanturować. Z reguły mogłem powiedzieć, że lubiłem kiedy wokół mnie coś się dzieje. Ale kiedy potrzebowałem chwili samotności, a ktoś mi przeszkodził, to nie ręczyłem za siebie. Nie spodziewałem się, że to liceum mnie odmieni. Po przeprowadzce tutaj, wszystko szło w dobrym kierunku.
- Ej, Dei zobacz, Tara idzie z jakąś nową laską. To ta nowa? - Kris spojrzał w przeciwną stronę. Zrobiłem to samo i dosłownie... zamurowało mnie.

***

Teraz masz zamiar stać i gapić się tak na mnie?
- Chyba cię zauważył - zaśmiała się Ruda, ale mi wcale nie było do śmiechu. Nie chciałam go widzieć, nie po tym, jakie świństwo wykręcił mi dawniej. Okej, może nie byliśmy dojrzali, ale to cholernie bolało. Takiego czegoś nie dało się zapomnieć. - Idzie w naszą stronę. Mam się usunąć? - Spojrzała na mnie. Chyba pojęła powagę sytuacji.
- Nie, nie trzeba i tak nie mam mu nic ważnego do powiedzenia - odparłam tylko. Odruchowo zacisnęłam ręce  w pięści, a wargi przygryzałam na zmianę. Po chwili stał przede mną w całej okazałości. Jego mina wyrażała szok, a oczy zdziwienie. Otwierał i zamykał usta.
Proszę cię, tym razem uważaj co mówisz.
- Co ty tutaj robisz? Nie miałaś być w Nowym Yorku? - Zaraz, ty mi zadajesz takie pytania?
- Jak widać jestem tutaj. Ty za to miałeś siedzieć w Stanach - warknęłam w jego stronę. Irytował mnie już samym istnieniem. A kiedyś było tak pięknie. Jak widać życie lubiło płatać figle. A miałam nadzieję, że mój reżyser świetnie się bawił na górze, ale Oscara by nie dostał.
- Mama została ordynatorką szpitala, a tata prowadzi duży sklep z motorami. - Uśmiechnął się lekko i na chwilę.
- Widać. Dziś o mało nie zrobiłbyś ze mnie miazgi! - Co prawda nie miałam pewności czy to on, ale coś mi mówiło, że to jego sprawka.
- To byłaś ty? - O, proszę, mogłam grać o milion w ciemno.
- Nie, Calineczka! - odpowiedziałam sarkastycznie. - Ja rozumiem, że jestem niska, ale człowieka na pasach, to chyba widać, tak? - Powinni odebrać mu prawo jazdy na tę diabelską maszynę.
- Wybacz. Może zrekompensuje ci to wypadem na miasto? Poznasz okolice i w ogóle. - Czy ty siebie, człowieku, słyszysz?
- Nie, dzięki. Poradzę sobie sama. Zawsze dawałam sobie radę bez ciebie, więc i tym razem dam. - Odwróciłam się do niego plecami. Naszą rozmowę uważałam za zakończoną. Nawet nie zauważyłam, że Tara czekała trochę dalej ode mnie. Chyba jednak mimo wszystko wolała się nie wtrącać. Byłam jej wdzięczna po części, ale jej obecność tak by mi nie przeszkadzała. Podeszłam do niej spokojnym krokiem, a mimo to w środku gotowało się we mnie. Miałam ochotę wykrzyknąć całemu światu co zrobił mi Deidara. Może wtedy by mi ulżyło. Spojrzałam na koleżankę. Widziałam po jej spojrzeniu, że chciałaby wiedzieć o co nam poszło. Czułam silną potrzebę wygadania się komuś, a Tara była jedyną osobą, którą znałam tu trochę dłużej.
- Hej, może wpadniesz na wieczór do mnie? Rodziców nie ma w domu jeszcze, wrócą późno. Co ty na to?
- Zgoda. - Ruszyłyśmy w kierunku mojego domu.

Obie siedziałyśmy na kanapie, nie wiedząc  co powiedzieć. Atmosfera zrobiła się napięta, gdy Tara ujrzała zdjęcia w salonie. Byli na nich moi rodzice i ja oraz rodzice Deidary i on.
- Widzę, że to dłuższa znajomość. - Spojrzałam na nią. Żebyś wiedziała. - Jeżeli nie chcesz, to nie...
- Nie - przerwałam jej. - Chcę ci to powiedzieć, dlatego cię tu zaprosiłam. Może doradzisz mi jakoś albo powiesz, jak mam się zachować.
- No dobrze, w takim razie opowiadaj. - Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam się przenosić do starych, dobrych czasów.
- Kiedyś nasi rodzice, moi i Deia, prowadzili zakład stolarski. Czym oni się nie zajmowali... Od deski, do deski nasza znajomość zaczęła coraz bardziej się rozwijać. Wzajemnie rodzinnie zapraszaliśmy się na obiady, pikniki, imprezy. Taka przyjaźń rodzinna. Wtedy mój tata postanowił założyć osobną firmę samochodową. Oczywiście uzgodnił wszystko z ojcem Deidary. I tak firma uległa rozpadowi. Nasze rodziny pozostały w dobrych stosunkach. W sumie to tyle, co działo się pomiędzy naszymi rodzicami. Pomiędzy mną, a tym głąbem od samego początku nie było kolorowo. Nie przepadaliśmy za sobą. Byliśmy z innych światów, to tak jakbyś czytała książkę o Siedmiu Krasnoludkach, a tu nagle czytasz o tym, jak to wilk próbował zjeść babcię Czerwonego Kapturka. Bez żadnego ładu i składu. Unikaliśmy siebie, jak tylko się dało. Kłóciliśmy się, kiedy nadarzyła się byle jaka okazja. Były to awantury o nic. Ja robiłam mu na złość, on ruszał moje rzeczy i robił bałagan w pokoju. Sytuacja zmieniła się, kiedy musieliśmy opuścić miasto w sprawach biznesowych. Od dziecka żyję na walizkach. I kiedy zobaczyliśmy się po paru latach było całkowicie inaczej. Mieliśmy po piętnaście lat. Nadal dzieci, ale bardziej dojrzałe. Zaczęliśmy spędzać ze sobą więcej czasu i śmiać się z tego, co robiliśmy sobie za młodu. Na zjeździe fanów rajdowych spotkaliśmy się całkiem przypadkowo. Razem z koleżanką włóczyłyśmy się po mieście i postanowiłyśmy wpaść. Tam właśnie go zobaczyłam. Z motorem u boku, w stroju, w którym wyglądał zajebiście seksownie. Serce podskoczyło mi do gardła. Nie rozumiałam dlaczego, bo na co dzień takiej reakcji nie miałam. Gdy wyobraziłam sobie jak jeżdżę z nim na motorze, to zapragnęłam tego. Chciałam być dla niego kimś więcej. No i byłam... po zaledwie paru miesiącach. Pocałował mnie na imprezie i tak wyszło, że byliśmy razem. To było piękne. Nigdy nie czułam się taka szczęśliwa. Moje szczęście trwało dwa miesiące, chciałam aż skakać... z mostu. Powód był dość prosty i oczywisty, dla facetów tego dwudziestego pierwszego wieku. Zdrada. Nie mam pojęcia dlaczego to zrobił. Mógł do cholery mi powiedzieć, że już mu na mnie nie zależy. Widziałam to na własne oczy! Był ze mną na tej imprezie! Gdy zobaczyłam, jak tamta dziwka siedzi mu na kolanach, a on jej na to pozwala... miałam ochotę splunąć mu w twarz. Wyszłam z imprezy i już nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Oczywiście on tłumaczył mi się potem, że to nie tak jak myślę, przepraszał mnie, ale ja nie chciałam tego słuchać. No i potem oni wyjechali, a my niedługo po nich. I spotkaliśmy się tutaj. - Westchnęłam. Rany wspomnienia bywają naprawdę bolesne. Spojrzałam na minę Tary, wydawałoby się, że nad czymś myśli. - Chciałabym się na nim odegrać, złamać mu serce, jak on złamał moje.
- Nigdy nie łam komuś serca, ma tylko jedno. - Spojrzałam na nią spod byka. Ona go broniła? - Połam mu kości, ma ich w końcu dwieście sześć. - Spojrzałyśmy na siebie i na raz wybuchnęłyśmy gromkim śmiechem. Ona potrafiła mi poprawić humor, nawet w takich sytuacjach. Uwielbiałam ją.
- A teraz tak na serio, wiesz nie uważam, że powinnaś się mścić, bo to szczeniackie zachowanie. Możesz go ewentualnie ignorować, ale to też lipa, bo w końcu jesteście razem w klasie. Ale możesz sprawić, by żałował swojej decyzji. - O proszę. Mów dalej, Tara, zaczyna robić się ciekawie.
- Co masz na myśli? - zapytałam. Tara zatarła ręce i na jej ustach pojawił się szatański uśmieszek.
- Możesz sprawić, by żałował tego, że cię zdradził. Spraw, by najzwyczajniej w świecie był zazdrosny, nie robił nic innego, tylko myślał o tobie. Nakręcaj go, ale nie dawaj mu tego, czego zapragnie. To tyle. Jego męska duma zostanie zdeptana, a piłeczka będzie po twojej stronie.
- Tara... - Spojrzałam na nią. - Jesteś cudowna! - Przytuliłam ją.
- No już, już, dusisz mnie. - Oderwałam się od niej. Porozmawiałyśmy trochę, a potem odprowadziłam ją do domu. Mieszkałyśmy całkiem blisko siebie, na pieszo to z dziesięć minut drogi. Potem położyłam się spać z uśmiechem na ustach.

Minęły trzy tygodnie odkąd wprowadziłam się do tego miasta, odkąd pierwszy raz ujrzałam Deidarę i spotkałam Tarę. Bardzo zżyłyśmy się ze sobą i mogłam powiedzieć, że była tutaj moją najlepszą koleżanką. Mój plan wprowadzałam stopniowo. Zaczęłam się inaczej ubierać, nie jak jakaś lafirynda, pierwsza lepsza, tylko bardziej seksownie, ale gustownie. Zaczęłam z nim normalnie rozmawiać, chodź trudno mi to było robić. Nadal miałam ochotę mu wywalić. Uśmiechałam się i zaczynałam tematy do rozmów. Ten, kto zobaczyłby nas po raz pierwszy, stwierdziłby, że ze sobą flirtujemy, ale to nie prawda.
Dzisiaj skończyłam lekcje nudną matematyką. Nie lubiłam tego przedmiotu, ale oceny tego nie pokazywały. Spokojna czwórka mi wyjdzie na semestr, pomyślałam. Zawsze miałam dobre stopnie, jedynie fizyka dawała mi się we znaki. Dzisiaj kolorowo na dworze nie było. Zaczął padać deszcz, a ludzie szli pod parasolami, którego nie miałam ja. Norma. Szłam przez mokre ulice, gdy ktoś nagle zajechał mi drogę... motorem. Kierowca już dobrze mi znany ściągnął kask i uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Chodź wsiadaj, podwiozę cię - powiedział. Prawie zostałam zabita przez tę maszynę, myślisz, że na niej usiądę? - odezwało się moje drugie ja.
- Dzięki wielkie. - Uśmiechnęłam się. Wsiadłam. Cała się trzęsłam, ale wsiadłam. Nie miałam na to ochoty, ale to dla dobra planu. Miałam nadzieję, że tylko planu. Usiadłam z tyłu, a ręce uczepiłam z tyłu rączki. Widziałam jak Dei się uśmiecha i łapie moje ręce i oplatuje je wokół swojej talii. Przez mokrą koszulkę mogłam poczuć jego napięte mięśnie. Dlaczego się spinasz czyżbyś się stresował? Mój plan działa.
- To kwestie bezpieczeństwa - rzucił tylko i już po chwili gnaliśmy przez ulice. Nie czułam się nadal pewnie. Odruchowo, kiedy przyspieszył, mocniej go objęłam. Nie byłam z siebie zadowolona, ale musiałam przeżyć, by dalej prowadzić plan, mialam rację? Nie, po prostu podoba ci się jego twardy tors. Czy moje drugie ja się własnie odezwało? Na serio oglądam za dużo kryminałów. Zorientowałam się po paru minutach, że nie jechaliśmy w kierunku mojego domu. Ja mogłam tego nie zauważyć? Byłaś bardziej zajęta ściskaniem jego mięśni.  Och zamknij się już, proszę! Wcale nie. Nadal nim gardziłam i wcale nie podobały mi się jego mięśnie. Ciekawe, jak wygląda bez tej koszulki? Nie! Pokręciłam głową. Za dużo myślę. Zmarszczyłam brwi, gdy zobaczyłam jak wjeżdżamy do dużego parku. Chwilę później zatrzymaliśmy się pod wielkim kasztanowcem. Gałęzie tego drzewa, były tak rozłożyste, że mało która kropla zdołała się przebić przez nie. Zeszłam z motoru i poczekałam, jak Deidara zrobi to samo.
- Po co mnie tu przywiozłeś? - Nie rozumiałam, co my tutaj robimy? Blondyn tylko spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Mówiłaś, że interesujesz się fotografią - zaczął.
- No tak.
- Chciałem ci tylko pokazać plener, który mogłabyś wykorzystać. - Rozejrzałam się po okolicy. Faktycznie tutaj było przepięknie. Wszystkie drzewa rosnące w jednej linii. Krzaki były symetrycznie ścięte. Był nawet sporej wielkości staw, w którym teraz odbijały się spadające krople deszczu. Wokół niego postawione były ławki, teraz puste, ale gdy była ładna pogoda, pewnie przesiadywało tu mnóstwo ludzi. No i ptaki, kaczki, łabędzie. To wszystko dodawało uroku temu miejscu. Byłam mu wdzięczna, że pokazał mi to miejsce. Po raz pierwszy naprawdę nie poczułam do niego żadnej irytacji czy nerwów. Byłam spokojna i on chyba też. Wygląda to na azyl spokoju.
- Widzę, że ci się podoba.
- Bardzo - odrzekłam pewnie. - Dziękuję, na pewno będę tu stałą bywalczynią. Zamknęłam na chwile oczy i wzięłam głęboki oddech. Nagle poczułam, jak jego ręce dotykają delikatnie mych ramion. Zdziwiona jego nagłym gestem otworzyłam oczy. Blondyn przewiercał mnie wzrokiem, czułam jak topię się pod jego spojrzeniem. Nie mogę się teraz poddać. Wiedziałam, że ten plan niesie ze sobą pewne ryzyko, ale obiecałam sobie, że to mnie nie dosięgnie!
- Ale wiesz, Ev... jeżeli chcesz to zrobić musisz uważać na jednego bandytę.
- Bandytę? - spytałam niezrozumiale.
- Tak nazywa się miłość. Prawie miesiąc temu zaczęłam się z tego śmiać, ale dziś, teraz...? Boże, czemu życie, do cholery, było takie skomplikowane? Nie mogłam się teraz poddać. Jego twarz zaczęła się niebezpiecznie zbliżać do mojej. Chciałam być tylko szczęśliwa, nie mogłam? Postawiłam wszystko na jedną kartę, na jednego asa. Nie chciałam całe życie chodzić smętna. Sztuką jest udawać, że nic się nie dzieje, kiedy tak na prawdę pęka ci serce, ale chciałam też pokazać mu co stracił. Chciałabym żeby zauważył jak się zmieniłam i chciałam widzieć jego żal, że już wiedział, że nie mogłam być jego.
- Deidara... ja nie mogę. - Odsunęłam się od niego. Wiem, zrobiłam to przeciwko sobie. Chciałam jego pocałunku, chciałam znowu poczuć smak tych ust, ale tym razem walkę wygrał rozum.
- Dlaczego? Myślałem, że tego chcesz. - Powiedzieć mu? Sama już nie wiem, życie jest do bani.
- Ponieważ... nadal nie mogę ci wybaczyć tego co mi zrobiłeś, nie rozumiesz? Zdradziłeś mnie, Deidara. Wiesz, jak to cholernie boli? Całymi nocami, myśląc o tym jedynym, który ma cię zwyczajnie w dupie? Tęskniłam za tobą, nadal tęsknie. Chciałam zapomnieć. Ale nawet tamten na górze nie jest po mojej stronie, bo znowu musiałam cię spotkać. Chciałam byś zaczął się zakochiwać we mnie i chciałam złamać ci serce tak, jak ty złamałeś moje! - Spojrzałam na niego z moich oczu zaczęły lecieć łzy, potok słonych łez. Nie chciałam ich ocierać. Teraz niebo płakało ze mną jeszcze bardziej. Z tych emocji ukucnęłam pod drzewem i schowałam głowę w kolana. Właśnie teraz przeżywałam jedną z najtrudniejszych chwil mojego życia.
- Przepraszam. - Przepraszam? Myślisz, że to jakoś pomoże?, pomyślałam. To słowo nie zwróciłoby mi snu i uśmiechu dla bliskich, kiedy był im potrzebny. - Wtedy na tej imprezie nie myślałem trzeźwo, nie wiedziałem co się ze mną działo, ale pamiętam jedno. Odepchnąłem ją zaraz potem od siebie i kazałem jej odejść. Wiem, że teraz nie mam jak się usprawiedliwić, ale wiedz, że nie chciałem tego. To ona pocałowała mnie, nie ja ją. Chciałem cię znaleźć, lecz już było za późno. Potem już wiesz. Tłumaczyłem ci się, ale nie chciałaś mnie słuchać i wyjechałem.
- Dziwisz mi się, że nie chciałam cię słuchać. Zraniłeś mnie jak nikt inny! Kochałam cię, rozumiesz? - zaczęłam znowu płakać. Poczułam, jak siada obok mnie, a jego ręka chwytała lekko mą dłoń. Nie miałam już siły by ją odtrącać. A może sama nie chciałam? Już sama nie wiem, czego chciałam.
- Zacznijmy od początku, co ty na to? Nie mówię, żebyśmy od razu byli razem. Ale chciałbym utrzymywać z tobą dobre kontakty, ale jeżeli nie chcesz, zrozumiem. Odwiozę cię do domu i już dam ci spokój. Raz na zawsze. - Zacząć od początku? Tak się w ogóle da? Po tym wszystkim, co przeszłam? Chciałabym mu wybaczyć, ba! Ja niczego innego nie pragnęłam, ale czy to było takie łatwe? Nie jest, ale jeżeli nie podejmiesz się gry, niemożliwe jest, że w nią wygrasz... Czy moje drugie ja miało rację? Spojrzałam na niego delikatnie. Stał już przy motorze i czekał... na mnie. Miałam cholerną ochotę go przytulić. Wtedy byłam o niego zazdrosna, ale zazdrość rodzi się ze strachu przed utratą najbliższej osoby. Już raz straciłam tę osobę...
Otarłam łzy, wstałam. Widziałam, jak na mnie patrzył, oczekując odpowiedzi. Szłam w jego stronę, byłam coraz bliżej. W końcu stanęłam naprzeciwko niego. Patrzeliśmy sobie w oczy, ale nikt nie mógł nic z nich wyczytać. Kto nie ryzykował, ten nie miał. Chciałam być szczęśliwa. Złapałam za jego policzki i przysunęłam jego twarz do siebie, by nasze usta mogły połączyć się w pocałunku. Stęskniony pocałunek, to najlepszy pocałunek. Tym razem wygrało serce...
- Kocham cię, Ev.
- Powiedz to jeszcze raz.
- Kocham cię.
Wiedziałam, że teraz musiało być już tylko lepiej.



Od Autorki: Dzisiejszy wpis dedykowany jest Eve Lin - wykonana praca jest dla niej. Oraz Ani za pomoc w jej tworzeniu :)
Jak widzicie dziś nie mam dla was SasuSaku, tylko EvDei paring wykonany na zamówienie. Robiłam to pierwszy i ostatni raz, dlatego czuj się wyróżniona Ev. Jednopartówka może być lipna i nawet jestem przygotowana na hejty. Powiem szczerze, że nie czułam się swojsko pisząc to anty dzieło, ale aż tak najgorsze chyba też nie jest. Długość poraża minimalizmem wiem, zła ja T_T nie umiałam więcej z siebie wykrzesać. Czułam, że jeżeli napisze coś więcej będzie to totalna klapą i laniem bezsensu wody, a tego bardzo chciałam uniknąć. Masz happy end, trochę smutasa, ale nie aż takiego nie umiem pisać smutków. Ja jestem radosny człowiek i trudno mi pisać smęty, ale może z czasem się przemogę. No to teraz możecie przejść do hejtowania, a ja lecę płakać w poduszkę <hlip, hlip> Ciao!

czwartek, 3 lipca 2014

"Oko za oko"

               " Oko za oko uczyni tylko cały świat ślepym "

Sama nawet nie wiem od czego mam zacząć. Chciałabym wam opowiedzieć pewną historię, która zapadła w mojej pamięci. Gdybym nie podjęła niektórych decyzji... Nawet nie wiem czy teraz mogłabym się normalnie uśmiechać. Ale wracając do głównego tematu - podzielę się z wami moją przeszłością...

Czterdzieści trzy lata wcześniej...
Japonia. Miasto Kioto. Od rana dało się usłyszeć dźwięki samochodów, odgłosy ludzi, którzy, jak każdego ranka, szli na pobliski targ, kupowali albo jedzenie, albo coś do domu. Mieszkałam w samym centrum tego jakże wielkiego miasta. Nie było łatwo z dojazdami, zawsze były korki tak długie, że spóźniałam się do szkoły, a na wcześniejszy autobus nie wstałabym, bo mi się zwyczajnie nie chciało. Cóż... Rannym ptaszkiem się nie urodziłam. Wolałabym się dobrze wyspać. To chyba jak każdy, prawda? Na mieszkanie w mieście zbytnio narzekać nie mogłam. Chodź pewnie parę uwag by się znalazło. Mieszkałam razem z mamą i bratem. Tata zmarł, kiedy skończyłam piętnaście lat. Czyli dokładnie dwa lata temu, dziewiątego października dwa tysiące dwunastego roku. Zmarł na raka wątroby. Lekarze nie widzieli dla niego już żadnych szans, ale ja nadal twierdziłam, że oni zwyczajnie nie potrafili mu pomóc. Nawet nie próbowali. Gdy w karcie przeczytali opis: Rak Wątroby - złośliwy, przykleili mu naklejkę - To już koniec. Za to miałam do nich największy żal. Może spróbowaliby jakiegoś przeszczepu albo badań... Czegoś, co spowolniłoby chociaż jego chorobę, czegoś, co uśmierzyłoby jego ból, może wtedy żyłby do dzisiaj. Niestety, lekarze woleli spisać go na straty. Pamiętałam jego ostatnie słowa do mnie.
Sakura, pewne rzeczy nigdy nie umierają. Zawsze będziesz moją małą córeczką i zawsze będę przy tobie.
Doskonale pamiętałam, jak trzymał moją dłoń, tak delikatnie. Kciukiem zataczał małe kółka po wierzchu dłoni. Mama nie mogła powstrzymać łez. Nie mogła uwierzyć w to, co się działo. Każdy podświadomie wiedział co niedługo miało nastąpić. Mój młodszy braciszek, Daiki, chodź miał wtedy dziesięć lat, zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji. Wiedziałam, jak tata cierpiał, a mimo to na jego twarzy zawsze widniał uśmiech. Był wspaniałym, ciepłym człowiekiem. Wierzyłam w to, że był tu z nami. Nie ciałem, ale duszą. Ciało człowieka, to tylko skóra i kości. Ważne było wnętrze. Liczyłam na to, że kiedyś całą rodziną znowu się wszyscy spotkamy. Daiki wtulał się w ramiona taty. Wtedy nastąpiła rzecz, na którą każdy czekał, ale odpychał ją od siebie. Tata przestał ściskać moją dłoń, uścisk malał z każdą sekundą. Ręka, którą przytulał mojego brata, bezwładnie zaczęła opadać w dół. Miałam wrażenie jakby to działo się w zwolnionym tempie. Słyszałam tylko jeden dźwięk. Jeden, ciągły dźwięk. To było takie trudne. Wszyscy zaczęliśmy płakać, ale tata uśmiechał się. Nawet kiedy jego ciało umarło, jego dusza nadal się uśmiechała...
Może teraz opowiem wam bardziej przyjemną część?
Z moich oczu zaczęły spływać łzy, ale nie miałam zamiaru ich ocierać. Cały czas czułam obecność mojego taty. Wiedziałam, że on czuwał nade mną.
W szkole radziłam sobie całkiem nieźle. Fakt, nigdy paska nie udało mi się zdobyć, ale nie spadłam ze średnią niżej niż cztery, cztery. Miałam sporo znajomych, ale zaufać na poważnie potrafiłam tylko jednej - Katsumi Namiko. Chodziłyśmy razem do jednej klasy w gimnazjum. Siedziałyśmy razem na każdej lekcji. W sumie może to tak głupio powiedzieć. Była ona moją przyjaciółką, ale nie pamiętam jak pierwszy raz się spotkałyśmy. Wiedziałam, że chodziłyśmy razem do podstawówki, ale jakichś wielkich kontaktów międzyludzkich nie zawierałyśmy. Katsumi, tak jak ja, była osobą otwartą i szczerą do bólu. Byłyśmy podobne pod paroma względami. Kat była wysoką brunetką o brązowych oczach. Według mnie była bardzo ładna, ale zbyt wielu facetów nie kręciło się wokół niej. Chodź ona na to nie narzekała. Ja natomiast zawsze wyróżniałam się z tłumu. Mam do tej pory długie, falowane, różowe włosy i ciemnozielone oczy. Tak już nie raz usłyszałam, że ich kolor przypominają szmaragdy lub świeżą trawę o poranku... Tanie bajery. Jaka byłam z charakteru? Sama siebie oceniać nie potrafiłam, ale z rozmów innych mogłabym chyba powiedzieć, że byłam sympatyczna, ale i pyskata. Dla przyjaciół miła, dla wrogów wredna. No cóż, jeżeli ktoś był nie miły dla ciebie, to czemu ty miałbyś być miły dla niego, prawda? No, to tak w sumie przedstawiało się moje dotychczasowe życie, aż do pewnego dnia...

***

Konoha...
- Sakura, wstawaj! Nie możesz tak wiecznie spać, no dajże spokój. - Tak, moja mama kochała mnie budzić. Sprawiało jej to chyba dużą radość. Ja odwróciłam się na lewy bok, żeby wyraźniej= dać jej do zrozumienia, że nie spełnię jej prośby, a raczej rozkazu.
- No właśnie, mamo, dajże mi spokój. Nie chcę jeszcze wstawać, jest niedziela! - odezwałam się cicho. Moja mama ucichła na chwilę. Już wyobrażałam sobie jej minę mówiącą Sakura, nie denerwuj mnie nawet. Potem usłyszałam, jak rodzicielka opuściła mój pokój. Zadowolona z tego faktu, z powrotem wsunęłam się pod ciepłą pościel. Potem nastąpiło coś, czego w życiu nie spodziewałam się po mojej matce. W mig wyskoczyłam z łóżka, kiedy poczułam na mojej twarzy chłód i... Wodę? Tak, wodę. Z mordem w oczach spojrzałam na blondynkę. Tak, moja mama była blondynką, która stała parę centymetrów przede mną i uśmiechała się w ten swój charakterystyczny sposób. Bardzo ją kochałam, ale czasami jej nie poznawałam. Która matka budziła swoje dziecko w tak drastyczny sposób?
- No, teraz, to musisz już bankowo wstać - zaśmiała się.
- Mebuki Haruno, jak mogłaś?! Jest niedziela, wczesny ranek, daj swojemu dziecku się wyspać - oznajmiłam rozgoryczona. Mama jednak stała w tym samym miejscu i wpatrywała się we mnie.
- Sakura, jak długo mnie znasz? - Czy to było pytanie podchwytliwe?
- Nom, od urodzenia?
- To powinnaś wiedzieć, że ja nie jestem normalną matką i nie dam ci się wyspać w niedzielę. A teraz marsz do łazienki. Musimy kupić ci wszystkie rzeczy do szkoły. W końcu jutro twój pierwszy dzień. - Moja mama wyszła z pokoju. - A, i wystaw materac na balkon by się wysuszył, bo drugiego nie dostaniesz.
- Nie musiałabym go wystawiać, gdybyś nie wylała na mnie tej cholernej wody! - krzyknęłam, żeby usłyszała. Wiedziałam, że mi nie odpowie, no bo po co? Westchnęłam pierwszy raz dzisiejszego dnia. Odwróciłam głowę i odruchowo spojrzałam na zegarek. Siódma czterdzieści?
Uduszę tę kobietę.
Nigdy nie przyzwyczaiłabym się do wstawania o tak wczesnej porze. Jak już wspomniałam wcześniej, rannym ptaszkiem nie byłam. Jutro miał być pierwszy kwietnia. Dzień znienawidzony przez wszystkich uczniów. Zaczynał się nowy rok katorg, sprawdzianów i kartkówek. Ale co ja miałam powiedzieć? Przeprowadziłam się tu, do Konoha.
Tak wiem, nie wspomniałam o tym wcześniej, ale wspominam teraz. Lepiej późno niż wcale no nie?
Zaczynałam drugą klasę liceum, o profilu bio-geo. Na początku miałam w planach zostanie lekarzem, ale po tragedii, tak dobrze wam znanej, omijałam szpitale szerokim łukiem. Postanowiłam zostać nauczycielką wychowania fizycznego. Prosty zawód, ale jakże przyjemny. Ale co mi w tym przeszkadzało? Praca z dziećmi. Nie lubiłam biologii, a mam z niej cztery, ale dawałam z siebie wszystko. Jak zawsze, zresztą. Sto procent, a nawet i więcej.
Wzięłam z pokoju ubrania i ruszyłam do łazienki. Po drodze zahaczyłam o dywan i prawie upadłam na ziemię. Moja niezdarność czasami przekraczała wszelkie granice. Otworzyłam drzwi od pomieszczenia, do którego się kierowałam. Rzuciłam ubrania na pralkę, a sama wskoczyłam pod prysznic. Kochałam, kiedy kropelki ciepłej wody rozchodziły się powoli po moim ciele. Zadziwiający fakt numer jeden: kochałam śpiewać pod prysznicem, ale cicho! Nikomu ani słowa! Miałam to chyba po mamie. Tym razem również nie odpuściłam sobie przyjemności. Zaczęłam nucić pod nosem piosenkę mojego ulubionego zespołu Lemon - Będę z Tobą. W sumie nie zdziwiłabym się, gdybym zaczęła nawet tańczyć. Zakręciłam wodę i wyszłam spod prysznica. Mokre ciało owinęłam puszystym, białym ręcznikiem. Włosy zaczęłam suszyć suszarką. Zazwyczaj suszyłam je naturalnie, ale dziś wyjątkowo mi się spieszyło, a raczej mojej mamie. Ubrałam koronkową, beżową bieliznę, zielone rurki, czarną bluzkę na ramiączka i na to jeansową kurteczkę. No i oczywiście moje ukochane czarno-chabrowe buty, Air Max'y.
Wyszłam z łazienki i zeszłam na dół. W kuchni urzędowała moja mama. Głównie, to zmywała naczynia. O, i zrobiła mi nawet śniadanie. To pewnie pocieszenie za to, że obudziła mnie rano. Też mi nagroda. Nie wynagrodziłaby mi worków pod oczami. Weszłam śmiało do pomieszczenia i usiadłam przy stole, zabierając się za śniadanie. Kanapki z serem morskim. Mój ulubiony.
- Gdzie jest Daiki? - Jak wspominałam już wcześniej, to mój młodszy brat. On natomiast był brunetem o niebieskich oczach. Wszyscy mieli normalny kolor włosów tylko mnie Bóg tak kochał i obdarzył mnie różem... Gdzie musiałam być, gdy rozdawano normalne kolory? Na pewno nie stałam w kolejce po nie.
- Daiki poszedł wynieść śmieci. Zaraz powinien wrócić, a co? - Spojrzała na mnie zza ramienia.
- Bo coś tu tak cicho, jak nigdy normalnie - mówiłam pomiędzy gryzami kanapek.
- Nie chciałam, żeby jego krzyki cię obudziły. To ja chciałam dostąpić tego zaszczytu - zaśmiała się cicho, a ja po raz kolejny obdarzyłam ją wymownym spojrzeniem.
- Nie śmieszne, mamo... - Wypiłam ostatnie resztki herbaty i odstawiłam puste naczynia do zlewu. Usłyszałam trzask drzwi.
Oho, zaraz się zacznie...
- O, Sakura, wstałaś już? Wyglądasz jeszcze gorzej niż zwykle. - Zaraz go zabiję, pomyślałam.
- Też cię kocham, Daiki, ale to ty zaraz będziesz wyglądał gorzej niż zwykle, gdy mama dowie się, że schowałeś stare kanapki pod kanapę i jest ich tam więcej niż pięć co najmniej. - Zrobiłam chytrą minę i spojrzałam na mamę. Ona od razu odwróciła się w stronę tego małolata i zaczęła swój monolog.
- Daiki, ile razy ci mówiłam, co?! Nie chowa się kanapek pod kanapę, ani nigdzie indziej! Masz szlaban na komputer i nawet nie myśl, że kupie ci tę bluzę! - Posłuchałabym tego jeszcze, bo w końcu dźwięk krzyku na mojego brata, to jak symfonia dla uszu, to dziś jednak oszczędziłam sobie tego. Posłałam bratu triumfujące spojrzenie i oznajmiłam tylko mamie, że czekam w samochodzie. Ostatni dzień wakacji, nie chciało mi się spędzać go na kupowaniu książek i przyborów. No, ale jak mus to mus. Może namówiłabym mamę na jakąś fajną bluzę. Musiałam jednak przyznać, że trochę się bałam nowej szkoły, nowej klasy. Z reguły byłam kontaktowym człowiekiem, ale zawsze miałam pewne obawy przed nieznajomymi. Ledwo zdążyłam rzucić torebkę na siedzenie, a mama siedziała już w samochodzie. Jezu, gdy się denerwowała, wolała nie dotykać tej tykającej bomby.
- Uduszę go, no normalnie, ile razy można do niego mówić?! Nierozumne dziecko, może jak oddam go do szkoły wojskowej, to jego zachowanie się poprawi. - Mama chciała go oddać do szkoły wojskowej? Czy to prezent na wcześniejszą gwiazdkę?
- Oddaj go, oddaj go! - Podpuszczałam ją. No okej... Normalnie, to tak nie myślałam. Chociaż... Może?
- Sakura! Ja tylko żartowałam. - Moja mama zrobiła zszokowaną minę. - Lepiej już jedźmy, dobrze? - Nie czekała na moją odpowiedź, tylko odpaliła samochód i ruszyłyśmy w stronę najbliższego, a zarazem największego centrum handlowego w Konoha.


Wow, ten budynek naprawdę był ogromny. Niby takie małe miasteczko, a takie wielkie centrum. No, życie lubiło zaskakiwać. Tyle tu sklepów, że nawet nie wiadomo od czego zacząć.
- Może zaczniemy od kupienia tych książek, co? - Tak, mamo, ułatwiłaś mi znacznie zadanie.
- No okej, niech będzie, tylko teraz gdzie jest ta księgarnia? - Spojrzałam na nią, a Mebuki zaczęła się uważnie rozglądać.
- Tam ją chyba widzę, piętro wyżej! - Ruszyła na przód, a ja tuż za nią. Rozglądałam się uważnie. Na wystawach widniały poubierane manekiny. Niektóre rzeczy naprawdę były nawet całkiem spoko, ale inne... No proszę was, kto by nosił ćwiekowane spódnice, z ćwiekowaną bluzą?
Jeżeli chcesz wyglądać jak jeż, przylep plasteliną wykałaczki do ciała, efekt będzie podobny...
Musiałam przyznać, że kręciło się tu sporo fajnych chłopaków. W Kioto szczęścia do facetów raczej nie miałam. Znaczy, był taki jeden, ale o nim szkoda w ogóle gadać. To przeszłość i nic więcej. Wjechałyśmy schodami na górę. Na przeciwko widziałam sklep New Yorker, a obok H&M. Z boku po prawej stronie była księgarnia. Dokładnie tak jak mówiła mama. Kręciło się tam sporo ludzi. Widziałam już minę mojej mamy. Kolejki to coś, czego szczerze nienawidziła. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby teraz postanowiła mnie tu zostawić.
- Sakura... Posłuchaj, może ty sama kupisz te książki, a ja pójdę popatrzeć może coś do domu, hm? - Mo proszę. Wiedziałam, że tak będzie! To było normalnie wredne. Po kim ta kobieta to miała? Bo chyba nie po mojej babci.
- Wiedziałam. Dobra, jak tak ci się nie chce, to idź. Będziemy pod telefonem? - zapytałam. Mama tylko kiwnęła głową i wręczyła mi wystarczającą sumę pieniędzy na książki. Posłała mi tylko wdzięczny uśmiech i odeszła. Szczerze mówiąc, byłam na to przygotowana. Odwróciłam się w stronę kolejki, ale na kogoś wpadłam. Chyba ten ktoś zdążył kupić potrzebne podręczniki, bo owe rzeczy upadły właśnie na ziemię.
- Em.. przepraszam, nie chciałam. - Schyliłam się po podręczniki i wręczyłam je nieznajomemu. Podniosłam wzrok i oniemiałam. Normalnie anioł. Marmurowa cera genialnie kontrastowała z czernią jego tęczówek. Ciemne włosy delikatnie opadały na czoło, a reszta była zagarnięta do tyłu. Wysoki, na pewno umięśniony z fajnym stylem. Ach... zauroczyłam się?
- Uważaj jak leziesz, co? Zejdź mi z drogi, nie mam czasu na takie Barbie jak ty. - Wyminął mnie i na dodatek trącił mnie barkiem. I czar pękł jak mydlana bajka. Nie byłam w stanie niczego powiedzieć, tak mnie zamurowało. No proszę was! Jeżeli widzimy idealnego chłopaka to na pewno:
- jest gejem
- jest zajęty
- jest kretynem
U niego zdecydowanie stawiałabym na wariant numer trzy. Napyziały narcyz. Odwróciłam się w jego stronę, zauważyłam jakiegoś blondyna, który do niego podbiega. Pewnie też był do niego podobny. Wątpię, aby taki człowiek jak ten brunet mógł obracać się w towarzystwie osób normalnych.
Normalnie jeżeli spotkam go jeszcze raz, przysięgam, że strzele mu z liścia.
Kolejka po paru minutach zrobiła się mniejsza, aż nadeszła moja kolej. Kupiłam wszystkie potrzebne podręczniki. Załamałam się na widok książki od biologii. Takie to grube, że masakra...
Pochodziłam jeszcze trochę po sklepach. Kupiłam szarą bluzę bez kaptura z napisem Aloha z palemkami w tle oraz spodnie. No, to by było na tyle z moich zakupów. Pół dnia spędziłyśmy w tym centrum. Zadzwoniłam po mamę i ruszyłyśmy w stronę domu. Właśnie dziś kończył się mój ostatni dzień wakacji...

***

Nie mogłam w to uwierzyć! Pierwszy dzień w nowej szkole, a ja już się spóźniłam. No co za fart. Tylko Sakura Haruno to potrafiła. Dzisiaj już mama nie mogła mnie obudzić wcześniej, prawda? Ech, ta kobieta by mnie wykończyła.
Widziałam już szkołę. Na dziedzińcu kręciło się sporo uczniów. Budynek był ogromny. To już druga rzecz tak wielka, na tak małe miasto. Budynek miał kształt elipsy. Okna były obrobione grubszą, brązową deską. Na dachu wisiała rozłożona flaga ze znakiem szkoły. Swoją drogą, był to jastrząb. Podobno jastrzębie symbolizowały odwagę i chęć ruszenia na przód. Na dziedzińcu zasadzone były drzewka wiśni i kwiaty, które teraz przepięknie kwitły. Ich woń można było poczuć już przy pierwszym wdechu. Przy zakrętach drogi stały ławki, na których teraz zasiadali uczniowie. Ach, właśnie! W której ja jestem klasie?, pomyślałam. Ruszyłam szybko w stronę wejścia głównego. Po drodze mijałam uczniów, którzy tak, jak ja spieszyli się. Nagle poczułam jak ktoś wciska mi do ręki jakąś ulotkę. Nawet nie wiedziałam, kto to był. Już miałam ją wyrzucić, gdy jeden napis przykuł moją uwagę. Piłka Ręczna. Kochałam ten sport. Schowałam ulotkę do torby. Błagałam w myślach, żeby nie zdjęli listy klas. Podeszłam do szklanych drzwi. Rany, ta szkoła była bardzo nowoczesna. Szukałam wzrokiem listy... Jest! Sakura Haruno... Klasa druga a liceum. Profil: bio-geo. Zgadzało się. No, to teraz plan. Stawiałam, że trzeba go poszukać w środku. Tak też zrobiłam. Przekroczyłam próg. Okej, jeżeli ta szkoła zrobiła na mnie tak duże wrażenie z zewnątrz, to odwołuję to. Wnętrze wygląda jak pierwszej klasy firma wielopoziomowa. Ściany koloru beżowego. Na nich wisiało sporo obrazów i dyplomów. Była nawet gablotka z medalami, pucharami i tym podobne. Najwięcej za piłkę ręczną. No proszę, proszę, widać, szkoła miała dobry gust. Kolumny, schody, kolumny, schody. Jezu, ile tu tego... Ja miałam problem ze znalezieniem planu zajęć, a co dopiero z salą. Westchnęłam. To jednak nie będzie takie proste, pomyślałam.
- Hej, może w czymś ci pomóc? - usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i ujrzałam wysoką dziewczynę o długich blond włosach i niebieskich oczach. Uśmiechała się w moją stronę. - Jesteś nowa, a ja jestem przewodniczącą szkoły. Nazywam się Ino Yamanaka. Miło mi cię poznać. - Wyciągnęła rękę w moją stronę. Ja odwzajemniłam uśmiech i uścisnęłam jej dłoń.
- Sakura Haruno. Mnie również miło. Mam problem ze znalezieniem planu zajęć - zaśmiałam się.
- Oj tak, nowi zawsze mają z tym problemy.
- Em... nie jestem pierwszakiem. Przeprowadziłam się tu i tak właściwie to chodzę do drugiej klasy liceum.
- Ach, tak. No to super, to nam ułatwi zadanie. Na jaki profil chodzisz?
- Bio-geo - odpowiedziałam śmiało.
- To tak, jak ja! - Podskoczyła radośnie. Wow, ona miała więcej energii niż ja. - Czyli klasa druga a liceum wita cię w swoich szeregach. Chodź za mną zaraz zaprowadzę cię pod naszą klasę. Jedyną. W tej szkole każda klasa ma swoją jedną salę i tam odbywają się wszystkie zajęcia. To bardzo wygodne.
- No okej, więc idziemy. - Posłałam jej życzliwy uśmiech. I znowu schody, zakręcone korytarze. Jezu, masakra, ile w tej szkole było drzwi? Pewnie tyle, ile klas, czyli bardzo dużo. Szłam od razu za blondynką, ona nagle się zatrzymała w efekcie czego ja zawaliłam czołem o jej plecy.
- Oj, wybacz, mogłam cię uprzedzić, że stajemy. No, mniejsza... Popatrz. - Wskazała na zamknięte drzwi. - Tutaj znajduje się nasza sala. Numer siedemdziesiąt siedem, więc poniżej stu, czyli pierwsze piętro. Sale z numerem od stu do stu pięćdziesięciu znajdują się na drugim piętrze, a reszta sal w innym skrzydle budynku. Posiadamy w szkole wiele atrakcji, więc na pewno coś znajdziesz dla siebie. Klasa jest bardzo fajna, mówię o ludziach, oczywiście... No może z paroma wyjątkami. Zresztą, sama się przekonasz, chodź. - Złapała mnie szybko za rękę i otworzyła drzwi. Chwilę później stałyśmy już w gronie innych uczniów, którzy gapili się na mnie, jak na rzeźbę w muzeum. Norma. Skierowałyśmy się do ławek, gdzie siedziały dwie dziewczyny. Jedna była blondynką z dwoma kucykami. Jej ubranie było typowo sportowe: szare dresy, czarne trampki i czarna bluza z napisem. A druga była niziutką, granatowłosą dziewczyną o wręcz białych oczach. Zaraz...
- Hinata?! - zawołałam w jej stronę. Dziewczyna odwróciła głowę, gdy usłyszała swoje imię. Gdy mnie ujrzała, uśmiech zawitał na jej twarzy. Szybko wstała z ławki i pobiegła w moim kierunku. Rzuciła się na mnie - dosłownie. I wyściskała. Jeny, ile ta dziewczyna miała siły?
- Hinata... Ej, Hinatka, dusisz mnie! - Chyba powoli robiłam się czerwona. Gdy usłyszała moje słowa, puściła mnie, a ja swobodnie nabrałam powietrza do płuc.
- Wybacz mi, Sakura, ale nie mogę uwierzyć, że cię tutaj widzę. Co tu tutaj robisz? - spytała, wyraźnie podekscytowana. Nic dziwnego. Z Hinatą nie widziałyśmy się parę ładnych lat. Z pięć co najmniej. Mieszkałyśmy razem w Kioto. Była moją najlepszą przyjaciółką, zanim poznałam Katsumi. Niestety, jej rodzice żyli na walizkach i co jakiś czas się przeprowadzali. Bardzo trudno było mi się z nią rozstać.
- Ja się tu przeprowadziłam. Razem z mamą i bratem. Mama znalazła pracę w biurze, dobrze płatną. I oto tu jestem.
- Czekaj, a co z tatą? Wyjechał gdzieś? - Posmutniałam trochę.
- Wiesz... Mój tata... Nie żyje. Zmarł dwa lata temu na raka wątroby. - Oczy mi się zaszkliły. To chyba za wcześnie, by opowiadać o tym na głos. Hinata też posmutniała.
- Oj, Sakura, wybacz, ja nie chciałam. Przepraszam. Nie chciałam, abyś była smutna, wybacz! - Widziałam, że było jej przykro, ale to nie jest jej wina.
- Hej, już dobrze. To przecież nie twoja twoja wina. Niby skąd miałaś wiedzieć? Ale teraz, skoro już wiesz, możemy zmienić temat? - zapytałam. - Byłabym wdzięczna. - Białooka zrobiła skromną minę, po czym delikatnie chwyciła mnie za rękę i pognała w stronę ławek.
- Sakura, to jest Temari. Temari, poznaj Sakurę - przedstawiła nas sobie.
- Miło cię poznać, Sakura. - Uśmiechnęła się w moją stronę, a ja odwzajemniłam uśmiech. Klasa była całkiem liczna. No proszę, ledwo byłam godzinę w tej klasie, a już miałam znajomych i odzyskałam dawną przyjaciółkę. Zapowiadał się ciekawy rok. Wtedy do klasy weszło dwóch chłopaków. Jeden był blondynem, a drugi brunetem... Ej, chwila moment! Przyjrzałam się im dokładniej. To oni. To ten chłopak, który potrącił mnie w księgarni. Poczułam, jak wzbiera się we mnie gniew. Miałam ochotę mu powiedzieć, co o nim sądziłam i jeżeli owa okazja by się trafiła, to na pewno bym mu to powiedziała. Zauważyłam, jak jedna czerwonowłosa laska się do niego klei. Ta. Czyli miał dziewczynę. Kto by go chciał? To jego chłodne spojrzenie. Niczym nie różniło się od wczorajszego. Miałam dziwne przeczucie, że on był taki od zawsze. Swoje spojrzenie teraz zwróciłam w stronę blondyna. Na jego twarzy zaś widniał szeroki uśmiech. Był bardzo pozytywnie nastawiony. Czyli co? Źle go wczoraj oceniłam? W końcu stwierdziłam, że był do niego podobny, a teraz widziałam, że byli czystymi przeciwieństwami. On gbur, a blondyn wesołek. Widziałam, jak brunet rozgląda się po klasie. Nagle jego spojrzenie zatrzymało się na mnie...


- Naruto ty głąbie chodź, bo się spóźnimy - wołałem mojego przyjaciela. Tak, z Naruto znałem się praktycznie od dziecka. Od przedszkola do liceum w jednej klasie.
- Poczekaj, Sasuke, muszę dokończyć to ramen, bo jak Kakashi mnie zobaczy to już pierwszego dnia mnie wykopie z sali - poskarżył się blondyn.
- Jakby to się czymś różniło od tamtego roku i każdego innego w gimnazjum, młocie. - Zabrałem mu ramen i sam dokończyłem, a pustą miskę wyrzuciłem do kosza.
- Ej, co ty robisz? A, i jeszcze jedno, nie jestem młotem, młocie! - Blondyn zrobił naburmuszoną minę i wszedł przede mną do sali.  Poszedłem w jego ślady. Ledwo zdążyłem wejść do klasy, a już poczułem na sobie dodatkowy ciężar. Czy ja się od niej nigdy nie uwolnię? Co roku to samo.
- Karin, złaź ze mnie! - Odepchnąłem ją od siebie. Ona coś zaczęła gadać o miłości do mnie. Jezu, ta dziewucha to istne piekło. Zacząłem się rozglądać po klasie. Naruto już poleciał do Hinaty. I ja powiodłem wzrokiem w tamtą stronę. Hinata, Ino, Temari i dziewczyna której nie znałem... Zaraz. O cholera! To ta sama dziewczyna, którą spotkałem wczoraj w księgarni. Ten róż rozpoznałbym wszędzie. Taaak, plus kolejna natrętna fanka w klasie. Spojrzałem na nią znacznie. Dawałem jej wyraźnie do zrozumienia, żeby ze mną nie zadzierała, a ona tylko prychnęła pod nosem. Nie zawracałem sobie nią głowy, nie ma po co. Usiadłem w swojej ławce w rogu sali. Dziesięć minut później do klasy wszedł nasz nauczyciel. Jak zwykle spóźniony. Norma, to już przechodzi w tradycję. Przywitał się z nami i szybko usiadł za biurkiem, rozglądając się po klasie. Jego spojrzenie powędrowało na nową dziewczynę.
- Widzę, że mamy nową uczennicę w klasie. Proszę, przedstaw się i opowiedz trochę o sobie.
- Nazywam się Sakura Haruno, jestem w tym samym wieku co każdy z was. Interesuję się wieloma rzeczami, ale moim ulubionym sportem jest piłka ręczna. To chyba na tyle.
- Dobrze, ja nazywam się Hakate Kakashi i uczę biologii. A teraz przejdźmy do lekcji.
Kakashi zbytnio nie angażował się do prowadzenia zajęć i raczej nie patrzył na to, co kto robi.  Lekcje mijały szybko. Aż trudno w to uwierzyć pierwszego dnia szkoły.

***

Po usłyszeniu dzwonka, klasa zerwałam się jak na mięso. Drzwi były oblegane, ja natomiast poczekałam, aż reszta wyjdzie. Już miałam wychodzić, gdy poczułam jak ktoś potrąca mnie mocno barkiem. Spojrzałam w górę. To znowu on... Zaraz nie wytrzymam, pomyślałam.
- Hej, może byś trochę uważał, co? - warknęłam w jego stronę, a on zatrzymał się i odwrócił w moją stronę. Jego twarz nie wyrażała niczego, tylko złowrogie nastawienie do mojej osoby.
- To ty stałaś mi na drodze. Więc radzę ci usuwać innym z drogi, różowa. - O nie, teraz to przesadził. Podeszłam do niego pewnym, szybkim krokiem i strzeliłam mu z liścia. Jego wyraz twarzy był bezcenny. Widać, że jeszcze nie dostał lekcji od dziewczyny.
- Nigdy nie mów do mnie różowa! I nie pozwalaj sobie, słyszysz? Nie jestem jedną z tych twoich fanek - warknęła w jego stronę. Odwróciłam się i szybko odeszłam od niego. Jego mina... Marzenie.
Wróciłam do domu.

Półtora miesiąca później...

Kontakty ze wszystkimi praktycznie zaczynały mi się poprawiać. Zaprzyjaźniłam się z Ino, Temari i odnowiłam kontakty z Hinatą. Nawet z Naruto złapałam wspólny język. Jedyna osoba, która przyprawiała mnie w tej klasie o bóle głowy, to Sasuke Uchiha. Od pierwszego dnia szkoły nie dogadywaliśmy się i raczej już tak pozostanie. Z nim nie dało się normalnie pogadać! Mało tego Naruto zaprosił nas w ten weekend na imprezę, na której miał być on. Nie miałam zamiaru psuć sobie przyszłej imprezy, tylko dlatego, że on tam będzie.
- Sakura... Sakura! - Nauczycielka od matematyki, Kurenai, uderzyła linijką o moją ławkę.
- Słucham? - zapytałam wyrwana z transu.
- Powiesz Sasuke, jaki ma wpisać wynik na tablicy? - Spojrzałam przed siebie i posłałam brunetowi kpiący uśmieszek. On odwdzięczył mi się chłodnym spojrzeniem.
- To będzie dwieście dwadzieścia pięć, czyli piętnaście do potęgi drugiej - odpowiedziałam, a Kurenai tylko przytaknęła głową.
Dzisiaj miałam pierwszy trening piłki ręcznej. Sama nie wiedziałam dlaczego termin spotkań się przedłużył, ale nieważne. Czekałam tylko na dzwonek i biegłam na salę. Gdy usłyszałam ten ukochany dźwięk w szkole, wyszłam jako pierwsza z sali. Dowiedziałam się, że z naszej klasy chodzi jeszcze Temari i Naomi.
Weszłam do szatni, a zaraz za mną dziewczyny. Temari stała na prawym skrzydle, a Naomi na połówce. Ja grałam na środku. Przebrałyśmy się i weszłyśmy na salę. Tam czekały już inne dziewczyny wraz z trenerką. Poznałam się ze wszystkimi. Naszą trenerką była Anko.
- No dobrze, dziewczyny, najpierw rozgrzewka, potem rozciągania i pojedyncze zagrania. Do roboty, dziś gramy z chłopakami. Musimy pokazać im na co nas stać! - wykrzyknęła energicznie trenerka. Widać było, że zależało jej na wygranej.
- O wygranej możecie pomarzyć, Anko! - usłyszałyśmy razem z dziewczynami głos dorosłego mężczyzny.
- Gai, ucisz się! Nie masz nic do roboty, tylko podsłuchiwanie? Lepiej rozgrzej swoich podopiecznych i przygotuj ich psychicznie na porażkę.
- Oni mają więcej siły młodości, niż ci się wydaje! - krzyknął i wpuścił swoich chłopców na sale. Ja biegłam akurat na kontrę, po dostaniu pięknej piłki od bramkarki byłam już w wyskoku. Już miałam rzucać, gdy zobaczyłam, kto wchodził do sali... Trafiłam w poprzeczkę. Piłka poleciała pod sam sufit, a bramkarka aż się uchyliła. Spojrzałam na bruneta z szokiem w oczach. On też grał? Naprawdę? Mam nadzieję, że nie stanie naprzeciwko mnie. On tylko posłał mi kpiący uśmieszek. On chyba znalazł sobie hobby denerwowania mnie. I mimo, że wiedziałam, że robił to specjalnie za każdym razem dawałam się na to nabrać. Osobiście miałam przerąbane u połowy dziewczyn w szkole. No bo jak ktoś mógł zlewać Sasuke Uchihę? Jak widać, można. Kolejne rzuty trafiałam. Usłyszeliśmy gwizdek trenera, który oznaczał, że mamy iść się naradzić. Widziałam, jak brunet rzuca jako ostatni do bramki. No okej, był dobry, ale co z tego, my też słabe nie byłyśmy. Trenerka powiedziała mi co i jak z zagrywkami. Z tego co pamiętałam, były bardzo podobne do moich z pierwszej klasie liceum. Opanowałam większość bez problemu. Brakowało im środka więc ja wyszłam w pierwszym składzie. Razem z Tem, Nao, TenTen, Kat, Miko i Sayuri na bramkę. Wszyscy razem weszliśmy na boisko. Mhm... On wyszedł jako pierwszy i szedł na pozycję. On był wysoki, czyli pewnie będzie stał na połówce. Ale zaraz... Nie? Szedł dalej. No nie! Dlaczego? Zatrzymał się naprzeciwko mnie, a ja tylko przyłożyłam rękę do czoła na znak zdesperowana. Szczęście mi nie dopisuje. Trener chłopaków oficjalnie rozpoczął rozgrywkę. Brunet na samym początku obdarował mnie wredny uśmieszkiem. Nie, teraz ci się nie uda, pomyślałam. Zaczynałyśmy atakiem. Zrobiłyśmy zwykłe obiegnięcie skrzydła i podanie do środka. Piłka znajdowała się teraz u mnie. Uśmiechnęłam się. Szłam w prawą stronę, Sasuke za mną. Myślał pewnie, że byłam słaba, ale to się miało okazać. Szybko zmieniłam kierunek mojego biegu i kozłowałam piłkę. Rzuciłam. Trafiłam. Na sali usłyszałam krzyki radości dziewczyn. Miny chłopaków wyrażały zniesmaczenie, bo jak to dziewczyny strzeliły pierwsze? Szok normalnie. Potem mecz potoczył się szybko. Nim się obejrzałam, sala zapełniła się, a uczniowie z ciekawością obserwowali mecz. Nie obyło się bez paru dziwnych akcji Uchihy. W strefie grania trzy do trzech nie wychodziłyśmy na plus i nie naskakiwałyśmy na zawodnika bez piłki. Podstawowe zasady. Był remis, dodatkowy bonus był taki, że razem z Uchihą groziła nam czerwona kartka. Byliśmy w ataku. Szedł atak z wiązaniem pomiędzy dwie. Każda robiła to dobrze, w końcu piłka doszła do mnie. Uśmiechnęłam się. Myślał, że znowu zrobię mój zwód? Nie, panie mądry, mylisz się, pomyślałam. Złapałam piłkę i oddałam rzut od razu. Z podłoża. Trafiłam. Ha! Trzydzieści osiem do trzydziestu siedmiu. Wygrałyśmy! Dziewczyny skakały z radości, a trener chłopaków za karę kazał zrobić im pięćdziesiąt pompek. Ludzie na trybunach krzyczeli i klaskali naszej drużynie. Przed wyjściem do szatni odwróciłam się na moment. Widziałam, jak Sasuke był zdenerwowany. Teraz wiedział, że dziewczyny wcale nie były słabsze.

Tego dnia nie zapomniałabym już nigdy. Zaczął się tak pięknie, a skończył fatalnie.

- Sakura, wybacz mi, że nie wrócę dziś z Tobą, ale mama kazała mi szybko wrócić do domu - tłumaczyła mi się Hinata.
- Hinata, nic się nie stało, nie panikuj. Jeżeli raz wrócę sama, to chyba nic mi się nie stanie, prawda?
- No niby tak. Dobrze, no to ja lecę i jeszcze raz przepraszam. - Odbiegła, machając mi na pożegnanie, a ja zaczęłam iść w stronę domu. Oj, kawałek miałam spory...
Szłam już dobre piętnaście minut, gdy nagle jakiś samochód zatrzymał się dosłownie przede mną. Białe Mistubishi. Jedna z przyciemnianych szyb zaczęła powoli opadać, ukazując twarz kierowcy. Moje dobre samopoczucie wyparowało właśnie tego dnia. Założyłam ręce i westchnęłam.
- Czego chcesz, Uchiha?
- Podwieźć cię? - Oczywiście bezpośrednio.
- Od kiedy u ciebie taki dzień dobroci w stosunku do mnie, co? - Spojrzałam podejrzliwie.
- Zaraz będzie padać, a lepiej żebyś na imprezę była zdrowa. - Czy mi się wydawało, czy na jego ustach przez chwilę widziałam cwany uśmieszek? Miałam nadzieję, że przewidziało mi się.
- Z cukru nie jestem, dam sobie radę. - Postawiłam kolejne kroki na przód, gdy usłyszałam potężny grzmot. Podskoczyłam w miejscu. Na twarzy poczułam pierwsze krople deszczu. Odwróciłam się z powrotem, czekał z tym jego dziwnym wyrazem twarzy. Wsiadłam.
- Gdzie mieszkasz? - zapytał
- Kwiatowa 17 - odpowiedziałam. I ruszyliśmy. Jechaliśmy wolno, ale ta cisza była krępująca. Nie no musiałam się odezwać, bo nie wytrzymam.
- Czemu mnie podwozisz? Zwykle nie krzątasz sobie tym głowy - spojrzałam na niego. On cały czas skupiony był na drodze, ale odpowiedział mi.
- Dobrze widzisz, jaka jest pogoda - odparł. Tylko tyle? No na pewno nie...
- Uznajmy, że ci wierzę.
- Dobra jesteś. - Doskonale wiedziałam, o czym mówił.
- Dzięki. Grywało się w dawnej szkole - odparłam. No dobra, dziś również miałam dzień dobroci dla zwierząt.
- Ty też jesteś nawet niezły, co nie zmienia faktu, że pokonałyśmy was. - Uśmiechnęłam się zadziornie w jego kierunku. Chyba za często go widziałam, bo nabierałam jego nawyki. Teraz jakby się mu przyjrzeć to bez tych swoich znajomych i jego chłodnego nastawienia do całego świata, był nawet całkiem przyzwoity. Jak na zwierzę, oczywiście.
- Poszczęściło wam się i tyle. Ten twój ostatni rzut wpadł tylko dlatego, że Izumo stał w długim rogu.
- Tak, wmawiaj sobie dalej, Uchiha. - Po moich słowach samochód się zatrzymał, a ja ujrzałam swój dom. Na dworze nadal padało, ale już nie tak bardzo. Odpięłam pas i spojrzałam na bruneta po raz kolejny. Nie wiedziałam, jak się pożegnać,więc uznałam, że zwykłe cześć i dzięki wystarczy.
- Okej, no to dzięki za podwózkę i cześć. - Otworzyłam drzwi i usłyszałam nagle.
- Mam nadzieję, że przyjdziesz na imprezę - powiedział to ściszonym głosem, ale usłyszałam. Uśmiechnęłam się lekko i na chwilę. Zamknęłam drzwi od samochodu i podbiegłam do domu. Dopiero kiedy zamknęłam drzwi za sobą, samochód wraz z czarnookim odjechał. Westchnęłam. To był pokręcony dzień.

***

Szłam wraz z dziewczynami na imprezę do Naruto. Wszystkie wyglądałyśmy ładnie. Ja założyłam czarne rurki, buty na koturnie i białą z lekkim dekoltem bluzkę na grubszych ramiączkach. Bardzo podobały mi się jej złote akcenty. Byłyśmy już niedaleko, ale muzykę słyszałyśmy już od dłuższego czasu. Naruto mieszkał sam. Nie wiem, jak toczyły się jego sprawy rodzinne, ale orientowałam się co nieco. Widziałyśmy już jego dom. Spory budynek, nie powiem. Podobało mi się. Na podwórku było sporo ludzi ze szkoły. Nawet większości nie znałam. Raczej kojarzyłam z widzenia. Szukałam wzrokiem organizatora i znalazłam po chwili. Stał ze swoimi znajomymi. Dwóch kojarzyłam też grali z nami na wf, ale inni byli mi obcy. No i oczywiście jakbym mogła pominąć faceta, który ratował ludzi przed burzami. Razem z dziewczynami podeszłyśmy do nich i przywitałyśmy się.
- Hej, Naruto. Widzę, że robisz nie małą imprezkę - odezwała się Ino. Blondyn tylko podrapał się ręką w głowę i uśmiechnął się.
- Tak, raz na kiedyś trzeba coś zorganizować, poznawać się. - Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Hinata była lekko zdenerwowana towarzystwem blondyna. Podobał się jej i każdy o tym wiedział, ale nie on.
- A tak w ogóle, to jest Kiba, Sasori i Itachi. Chodzą do trzeciej klasy. Matoły z chemicznej. - Zaśmiałam się. Tak poznałam nowych znajomych. Potem impreza rozkręciła się na dobre. Wszyscy tańczyli w rytm dobrej muzyki. Kiba rozkręcał gości i najczęściej polewał alkohol. Ja nie piłam jakoś dużo, bo dobrze wiedziałam jakie byłyby tego konsekwencje. Wypiłam parę dla rozluźnienia, tyle w zupełności mi wystarczyło. Razem z dziewczynami tańczyłyśmy w kółku, a przy nas kręciło się sporo facetów. Tylko dlaczego wszyscy byli aż tak bardzo pijani? Ech.. Szkoda. Nagle poczułam, jak ktoś łapał mnie w pasie. Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. Znowu on? Rany ostatnio czepiał się mnie coraz częściej. On też był wcięty. Musiał być. Inaczej nie robiłby tego teraz. Jego oczy były rozjaśnione, a jego wyraz twarzy wyrażał pewność siebie.
- Na co ty liczysz, Uchiha? - zapytałam, zdejmując jego ręce z mojej talii. Nie miałam ochoty na zabawy z nawalonymi ludźmi. Potem były tego niemiłe skutki. Wiem, co mówię.
- Na to, że postawisz mi drinka, bo wisisz mi jednego. - Co?, pomyślałam.
- Ja? Niby dlaczego?
- Bo jak cię zobaczyłem to upuściłem swojego. - Słucham?! Ludzie, czy on właśnie stwierdził, że spodobałam mu się? Delikatny rumieniec wskoczył niespodziewanie na moje policzki.
- Masz słabe teksy na podryw, Uchiha - powiedziałam zasłaniając jedną ręką mój policzek.
- Ale jak widać, są skuteczne. - Uśmiechnął się chytrze. Uchiha wyciągnął rękę, obrócił mnie i zaczął ze mną tańczyć. Dobra, jeden taniec nie zaszkodziłby. Pozwoliłam mu prowadzić. Tańczyliśmy w rytm muzyki, dodając coś od siebie. Muszę powiedzieć, że był dobrym tancerzem, bynajmniej nie gubił się w krokach. Avicii przestał grać i zatrzymaliśmy się. Chciałam już wracać do znajomych, ale Uchiha nie wypuszczał mnie. Zniecierpliwiona czekałam na jego ruch, nie wiedziałam czego jeszcze ode mnie chciał. Dopiero po chwili się dowiedziałam. Poczułam smak jego ust na swoich wargach. Dlaczego on to zrobił?! Przecież my się nienawidziliśmy. Sam oznajmił mi to na początku roku. A teraz co? Całował mnie tu przy wszystkich? Widziałam, jak ludzie się gapią. Nie chciałam być sensacją szkoły przez najbliższe dni a może i nawet tygodnie. Nie jest mi to potrzebne. Przerwałam pocałunek. Widziałam jego zdziwione spojrzenie. Chyba nie wierzył, że sprzeciwię się mu. No to patrz i płacz, pomyślałam. Haruno jeden, Uchiha - zero. Już miałam odejść, kiedy ten złapał mój nadgarstek i kolejny raz odwrócił mnie do siebie.
- Nie sądzisz, że to przeznaczenie nas zetknęło ze sobą? - No, zatkało mnie.
- Nie, sądzę, że to był zwykły pech! - Wyrwałam się z jego uścisku i ruszyłam w stronę dziewczyn. One już wiedziały. Wszyscy wiedzieli...

***

Wszyscy gadali o tej cholernej akcji w domu Naruto. Wiedziałam, że stanę się atrakcją szkoły razem z Uchihą. Ja nie miałam na to najmniejszej ochoty, ale jemu widocznie to pasowało, bo nic sobie z tego nie robił. Od tamtej imprezy minął już tydzień, a im jeszcze się nie znudziło. Wszystkie dziewczyny patrzyły na mnie wzrokiem mówiącym uduszę cię. Gdyby wzrok mógł zabijać, już leżałabym martwa. Miło. Unikałam Uchihy jak tylko mogłam, ale zawsze w jakiś magiczny sposób musiałam się na niego natknąć. Zbywałam go.
Szłam właśnie do szatni. Byłam po treningu. Dziś trenerka głównie skupiła się na rzutach z pozycji i karnych. Najwięcej trafnych rzutów miała Temari, zaraz po niej ja. Wszyscy opuścili ten sektor. Ja musiałam pogadać z nauczycielem w sprawie zawodów. Mniejsza...
Weszłam do szatni i owinęłam się w granatowy ręcznik. Może to trochę głupie, że myślałam o tym pod prysznicem, ale przypomniał mi się pocałunek mój i Uchihy. Musiałam przyznać, że umiał się całować. Ciekawe na ilu ćwiczył? Od tej imprezy zaczęłam inaczej na niego spoglądać. Sama nie wiedziałam dlaczego. Przecież nadal nim gardziłam. On myślał, że mógł mieć wszystko, czego chciał. Zacisnęłam ręce w pięści. Wojna ze mną? Współczułam głupoty, ale gratulowałam odwagi Sasuke...
Wyszłam spod prysznica i podeszłam do swojej torby. Włosy zawinęłam w ręcznik, by mogły się wysuszyć. A resztę ciała zaczęłam osuszać ręcznikiem. Założyłam bieliznę. Ni stąd ni zowąd usłyszałam szelest. Zlękłam się nie na żarty. Zasłoniłam się ręcznikiem. Wzięłam buta w rękę. No, nie miałam niczego innego pod ręką. But bolał bardziej niż ręcznik, prawda?
- Kto tam? - Rozejrzałam się dokładnie, ale nikogo nie było. Może tylko mi się wydawało? Westchnęłam. Za dużo oglądania filmów kryminalnych. Wróciłam do przebierania się. Poczułam jak czyjaś ręka oplatuje mnie w pasie i przyciska do ściany. Widziałam tylko porcelanową cerę i ciemne włosy. Spojrzałam na jego twarz. On stawał się coraz bardziej przewidywalny!
- Uchiha, baranie, bije ci na mózg, odejdź ode mnie! - Chciałam się wyrwać, ale uniemożliwił mi drogę ucieczki. - Czego znowu chcesz ode mnie? - Nie odpowiedział. Jak zwykle... pajac. Palił mi skórę swoim spojrzeniem. Włosy opadały mi delikatnie na ramiona, a jeszcze nie wchłonięte krople wody przez ręcznik który teraz walał się gdzieś na podłodze opadały mi na ramiona. Nie wiedziałam o co chodzi. Nigdy się tak nie zachowywał. W jedną rękę uchwycił kilka kosmyków moich włosów. Zniżył się do mojego poziomu. Nie byłam zbyt wysoka. Nie, znowu tego nie zrobisz!
- Za kogo ty mnie masz, co? Nie będziesz mnie całować, kiedy masz na to ochotę. - Chyba musiałam się przyzwyczaić, że on nie odpowiada na moje pytania.
- Wiesz, co to obsesja? - zapytał mnie znienacka. Zmrużyłam powieki.
Czy to jakaś gra? Wytłumacz mi najpierw zasady tej twojej gry.
- Wiem.
- To właśnie czuję do ciebie. - Pocałował mnie. Nie zaprotestowałam tym razem. Nie wiem czy to efekt tych jego tanich tekstów, ale działają. Czy to już pewne? Podobał mi się Uchiha? Przecież to jest człowiek zimny i egoistyczny. Zawsze zdobywał to czego chce i nie cofnąłby się przed niczym. Dlaczego my, dziewczyny, wolimy drani niż ułożonych facetów? Całował mnie z początku delikatnie, ale potem wszedł na wyższe obroty. Czy ja na prawdę tego chce? A może zostawi mnie i będzie udawał, że nic się nie stało? Przerwałam to.
- Sasuke, ja nie mogę.- Spuściłam głowę. Chwilę później poczułam, jak jego ręka delikatnie chwyta mój pod brudek.Spojrzałam w jego oczy. Nie umiałam określić tego, co w nich ujrzałam.
- Czemu taka jesteś? Nie mogę cię rozgryźć, od pierwszego naszego spotkania w księgarni. Jesteś niedostępna i ignorujesz mnie. Podoba mi się to, ale jednak czasami mam dość. Intrygujesz mnie. Ty jako jedyna opierasz mi się i to jest to, co cię odróżnia, ale podoba mi się też twoja zadziorność i charakterek, i oczy, i usta, i uśmiech. Taka wrażliwa albo cholernie obojętna?
- Bo jestem cholernie inna od wszystkich dziewczyn, które znasz. - odezwałam się.
- Wiem i właśnie to mnie w tobie najbardziej pociąga. - tym razem pozwoliłam mu na to tak całą sobą. Nie wiedziałam czy to co mówi to prawda, ale przekonamy się. Nie jest taki zły kiedy całuje. Odwzajemniłam pocałunek, a on posunął się dalej. Wtargnął językiem do moich ust. Podobało mi się to. Zakończyłam to tylko na pocałunku, bo znajdowaliśmy się w szatni,a ja byłam w ręczniku. Odwiózł mnie do domu i nalegał na spotkanie jutro...

***

Oficjalnie od dwóch tygodni byliśmy parą. Postanowiłam spróbować, bo w końcu co to za życie bez ryzyka? Na początku byłam i tak pełna obaw. Każdy jeszcze rozmawiał na nasz temat. Wszystkie dziewczyny miały ochotę mnie udusić. Widziałam te zazdrosne spojrzenia mówiące " Naiwna ". Tak może byłam naiwna myśląc, że ten związek ma sens, ale chcę chociaż spróbować. Hinata stwierdziła, że jesteśmy jak ogień i woda, ale przeciwieństwa się przyciągają...poza tym on tak świetnie całuje. Ino jednak mnie ostrzegała, ale nie za bardzo jej słuchałam. Szłam teraz na stołówkę. Byłam tam umówiona z Sasuke i miałam nadzieję, że zamówił już dla nas jedzenie. Zaczynają się nam teraz tydzień wolnego mam zamiar przeżyć ten piątek, a resztę czasu spędzić z przyjaciółmi. W ręku trzymałam notatki z historii z poprzedniego tematu dla Temari. Otworzyłam drzwi do stołówki. Zobaczyłam masę ludzi skupionych w jednym miejscu. Zaciekawiona tym faktem szłam bliżej. Gdy znalazłam się wystarczająco blisko, notatki trzymane przeze mnie wypadły mi z ręki. Nie mogłam w to uwierzyć. Na środku sali stał Sasuke i uwieszona na nim Karin. Całowali się! Jak on mógł. Jednak Ino miała rację. Zachowuje się jak dziecko. Mam tego dosyć. Pierwsza łza zaczęła stopniowo rysować ścieżkę po moim policzku. Miałam dosyć. Wybiegłam w sali, usłyszałam tylko " Sakura, poczekaj! ", ale ja nie zamierzałam spełniać tej prośby.
Była niedziela. Przez całą sobotę Sasuke próbował uzyskać ze mną jakiś kontakt, ale ja zbywałam go za każdym razem. Z nami koniec! Nie mam zamiaru być z kimś, kto całuje się z inną. Jednak byłam jego kolejną zabawką. Życie jest niesprawiedliwe. Pszczoła użądli raz i umiera, człowiek krzywdzi miliony razy i żyje dalej. Nawet moja mama zauważyła, że coś jest ze mną nie tak, ale nie powiedziałam jej o co chodzi. Wolałam zaszyć się w pokoju  pomyśleć w spokoju. Usłyszałam jak ktoś puka do mojego pokoju. Nie wiedziałam o co chodzi. Może mama miała zajęte ręce i pukała abym otworzyła? Podeszłam do drewnianych drzwi i zobaczyłam jego i Naruto? Świetnie obstawę sobie przyprowadził? I tak mu to nie pomoże. Ale co on tu właściwie robi?
- Kto was tu wpuścił? - czy on na prawdę nie rozumiał kontekstu nieodbieranych telefonów, zlewanych sms?
- Twoja mama - odezwał się Naruto. Teraz byłam zła na mamę, ale niby nic nie wiedziała.
- Zadanie na dziś: Nauczyć mamę komu ma otwierać drzwi. - odezwałam się siadając na łóżku. - Nie wiem po co tu jesteście, i tak już Ci to w niczym nie pomoże. Z nami koniec. Tam są drzwi - wskazałam ręką.
Oczywiście nie posłuchali.
- Nie odejdę dopóki nie dasz mi się wytłumaczyć. Przyszłaś pod sam koniec nie widziałaś początku. Powiedz jej Naruto.
- To prawda posłuchaj. Byliśmy na stołówce. Sasuke zamawiał dla was obiad i nagle podbiegła do niego Karin z bandą swoich podwładnych i zaczęła robić mu wywód dlaczego to właśnie z tobą jest. Sasuke chciał najzwyczajniej w świecie ją zlać i odejść, ale wtedy ona go pocałowała. Dosłownie rzuciła się na niego. Właśnie wtedy ty przyszłaś i niemal od razu wybiegłaś, ale nie widziałaś późniejszej awantury. Jej się już oberwało.
- Nie chcę słuchać, żadnych usprawiedliwień. Macie opuścić mój dom.
- Ale... - odezwał się Uchiha.
- Sasuke powiem ci coś. Gdybym miała pistolet z dwoma nabojami, i byłabym w pokoju z Hitlerem, Stalinem i tobą, strzeliłabym w ciebie, dwa razy. - wyrzuciłam ich z pokoju. Nie chciałam ich widzieć. Na pewno nie poprawiło mi to samopoczucia.

Minęło kilka dni od tej rozmowy i do mojej głowy napływały pojedyncze myśli z tego koszmarnego dnia. Może to była jednak wina Karin? A może to wszystko ściema i wymyślili to dla zaspokojenia sprawy? Ale żeby Naruto na to poszedł? Może faktycznie to była sprawka tej wiedźmy? Nie teraz nie myślę o tym. Przebrałam się w szary dres i niebieski podkoszulek. Wzięłam telefon i słuchawki. Muszę iść się odstresować. Chodniku nadchodzę!
Biegałam już 20 minut postanowiłam odpocząć w parku. Z daleka usłyszałam znajome głosy. Odwróciłam się w tamtą stronę. Zauważyłam Karin wraz z jej świtą. Postanowiłam schować się za drzewem. Nie wiem co mnie natknęło na szpiegowanie, ale czułam, że mogę dowiedzieć się czegoś istotnego. Były już blisko.
- Normalnie ta piątkowa akcja na stołówce była świetna, różowa nareszcie ma za swoje.
- Tak teraz już na pewno nie są razem, a ja teraz mam świetną okazję by przekonać Sasukę co do mnie. Jaka ona jest naiwna myśląc, że mogła z nim być. On jest mój i niczyj więcej. Poszły dalej. Co za szmata! Jak tak można? O nie nie wytrzymam, ludzie trzymajcie mnie. Miałam ochotę wygarnąć jej to co o niej myślę, ale teraz musiałam wykonać ważny telefon.

Czekałam na niego w parku. Musiałam z nim poważnie porozmawiać. Rozglądałam się a boki, mając nadzieję, że zaraz będzie. Nie myliłam się. Wyszedł zza zakrętu i gdy był wystarczająco blisko bez słowa usiadł na ławce obok mnie. Między nami nastała krępująca cisza. To chyba ja powinnam zacząć, w końcu on mi się wytłumaczył.
- Posłuchaj...wiem już wszystko. Wiem, że to ona się na ciebie rzuciła, a ty nie miałeś z tym nic wspólnego. Przepraszam, postąpiłam źle, że ci nie ufałam. - czekałam na jakiś znak. Zamiast tego poczułam jak silne ramiona otulają mnie całą i nie chcą puścić. To była jedna z najlepszych chwil mojego życia. Chciałam tak trwać.
- Żyłem bez powietrza dwa dni i przeżyłem. Mam rozumieć, że między nami wszystko w porządku? - zapytał mnie patrząc w moje oczy.
- Tak. I mam nadzieję, że już tak pozostanie.
- Ja też - pocałował mnie delikatnie i subtelnie. Resztę tego dnia spędziliśmy razem.

W szkole znów było po staremu. Razem z Sasuke rozmawialiśmy na każdej przerwie. Byliśmy razem i to jest to czego chciałam. Była długa przerwa. Obecnie wraz z naszą paczką staliśmy na gwieździe. Był to najbardziej oblegany hol. Stałam obok Sasuke, który delikatnie obejmował mnie ręką w pasie. Z stąd ni zowąd usłyszeliśmy pisk. Kto to był? Chyba nie trudno zgadnąć.
- Jakim cudem wy znów jesteście razem? - teraz stałam przed życiowym wyborem. Zemścić się czy zemścić się. - podeszłam do niej spokojnym krokiem, kazałam mojemu chłopakowi zaczekać. Cała szkolna uwaga była skierowana teraz na naszej dwójce. Podeszłam do niej. Wyciągnęłam rękę i położyłam ją na jej ramieniu.
- Nie przejmuj się znajdziesz sobie kogoś. Kogoś kto nie będzie zwracał uwagi na twoje wady. - była dosłownie zszokowana chyba nie spodziewała się tego.
- Jesteś dla mnie miła po tym wszystkim?
- To, że się uśmiecham i wydaję się być miła nie znaczy, że ci wybaczyłam. Właśnie wyobrażam sobie,że stoisz w płomieniach. - Odwróciłam się. Na odchodne powiedziałam - Pamiętaj nawet jeżeli sprawisz, że upadnę to i tak wstanę, ale wtedy ty masz przerąbane.  Na koniec zrobiłam jej charakterystyczne pożegnanie. Pokręciłam tyłkiem i zarzuciłam włosy do tyłu. Cała szkoła momentalnie wpadła w śmiech. Nie robiłam tego, by inni się śmiali. Zrobiłam to by pokazać, że ze mną się nie zadziera. Wiem teraz, że gdybym się poddała nie miałabym teraz tego co osiągnęłam.

***

- Łał babciu to z ciebie niezłe ziółko było. Walczyłaś o swoje i teraz jesteś szczęśliwa razem z dziadkiem. Musicie się bardzo kochać, skoro od liceum jesteście razem. - moja wnuczka Kaori była bardzo bystra. Uwielbiałam, opowiadać tę historię, bo mogłam się przenieść do tych szkolnych czasów kiedy moje życie przechodziło wiele zmian.
- Ale dziadek mówi, że nawet teraz czasami się spieracie. - co on znowu nagadał tym małym dzieciom?
- Sakura znowu opowiadasz tę historię? - o wilku mowa.
- Tak. Zawsze przeżywam ją na nowo. - odpowiedziałam, a Sasuke przysiadł się do mnie na huśtawkę. Dzieci mojej córki siedziały na trawie i wpatrywały się na nas w milczeniu.
- Dziadku a jak bardzo kochasz babcię? - Sasuke spojrzał na Inoihiego i śmiało odpowiedział.
- Zawsze podejmowałem ryzyko w życiu, ale dopiero kiedy powiedziała mi po raz pierwszy " tak " pojąłem jak wielki mam skarb przy sobie. - dał mi delikatnego całusa w policzek. Tak właśnie teraz prezentowało się moje życie. Gdybym nie wybaczyła wtedy Sasuke to nie wiem jak moje życie potoczyłoby się dalej...bez niego. Kocham go i wiem, że on mnie również.


No kochani powiem wam, że nie wiem czy to dobry pomysł, że zakładam tego bloga, ale już dłuższy czas ten pomysł chodził mi po głowie. Czy wypali zobaczy się potem. Przywitałam was lipną jednopartówką SasuSaku. Mam nadzieję, że chodź troszkę przypadła wam do gustu. Takie mini historyjki piszę po raz pierwszy więc proszę o wyrozumiałość :)
Zachęcam do obserwowania i dodawania komentarzy. Myślę, że mogę na was liczyć w tej kwestii. No w takim razie kończę i nie zanudzam was ( jeżeli ktokolwiek to czyta ) życzę udanych WAKACJI, bo to w końcu dopiero ich początek! :3
LAYOUT BY OKEYLA