Jezu, kolejna przeprowadzka. Miałam dosyć. Co to życie robiło z ludźmi. Człowiek gonił tylko za pracą i niczym więcej. A gdzie marzenia? Gdzie szczęście? Wyparowały. Nie powiedziałabym, że byłam jakoś specjalnie nieszczęśliwa, ale życia łatwego to ja też nie miałam. Ciągłe przeprowadzki, nauki indywidualne i zasady, zasady i jeszcze raz zasady. Nie byłam jakąś dziewczyną, która coś przeskrobała, by zasłużyć sobie na indywidualne. Nie. Po prostu mój tata sądził, że nauczyłabym się więcej, pracując w pojedynkę z nauczycielem. Myślał, że wtedy jego uwaga skupiłaby się tylko i włącznie na mnie. Szkoda, że sam często nie stosował tej metody. Ojciec prowadził sporą firmę samochodową. Owszem, miał spore dochody i dzięki temu niczego nam nie brakowało, ale to nie było to, czego chciałam ja.
A teraz pytanie: Czego chciałam? Odpowiedź była prosta. Normalnego życia. Ale ludziom się nie dogodzi, no nie? Z tego co wiem, to przeprowadzaliśmy się właśnie do Konohy w Japonii. Podobno małe miasteczko. Nic wielkiego się tam nie działo, ale bardzo chciałam tam jechać. Mogłabym w końcu chodzić do klasy z innymi jak normalna dziewczyna w moim wieku, a miałam już na swoim koncie siedemnaście lat. Przez całą podstawówkę i gimnazjum miałam zajęcia bez innych. Siedzenie samej w czterech pustych ścianach, tylko z nauczycielem dawały się we znaki. Ale teraz, kiedy miałam prawo decydować samej za siebie... Ne przepuściłabym takiej okazji. Z nikim się nie zaprzyjaźniałam, bo wiedziałam, że zaraz i tak byśmy się przeprowadzali. Tym razem będzie inaczej - zapewniał mnie tata. Nie wiedziałam czy mam mu wierzyć, no bo tyle razy mi to już powtarzał. To czemu postanowiłam mu znowu zaufać? Może to dlatego, że chciał dla nas dobrze?
Wiem tylko jedno - z nowym rokiem nadejdzie moje nowe życie.
Tak, słyszałam ten budzik i miałam ochotę uderzyć nim o ścianę, by tylko dał mi jeszcze trochę pospać. Dlaczego rano nie mógł mnie budzić seksowny mężczyzna, który trzymał tacę ze śniadaniem i poranną kawą? Wcale nie proszę o wiele... chyba.
- Dobra, dosyć. Trzeba wstać - mówiłam sama do siebie...? Czy była to oznaka zbyt częstego oglądania filmów kryminalnych? Tam gadanie do samego siebie wyglądało nawet profesjonalnie. Wstałam z łóżka i pognałam szybkim krokiem do łazienki. Wykonałam wszystkie podstawowe czynności, i ubrałam beżowe rurki, brązową koszulę i trampki. Szybko spakowałam wszystkie książki i ruszyłam na dół, do kuchni. Rano nikt mnie nie witał. Mimo że od niedawna mieszkaliśmy w Konoha, to już budziłam się rano sama.
I teraz pytam się: Gdzie ten przystojny facet ze śniadaniem?
Nie miałam czasu na jedzenie, toteż wypiłam tylko szklankę soku pomarańczowego. Wyszłam z domu, nie uszłam paru metrów, kiedy drogę przeciął mi motor jadący chyba sto kilometrów na godzinie w terenie zabudowanym. Pacan! Jeszcze krok i robiłabym za kolorowe pasy na jezdni. Żałowałam, że nie mogłam mu przywalić prosto w jego kask.
Szkoła nie była jakoś wyróżniająca się z tłumu. Zwykły szary budynek. Teraz tylko przewijało się tu mnóstwo uczniów w poszukiwaniu swoich klas. Ja należałam do drugiej. I szczerze, marzyło mi się zostać tu do końca. Szukałam swojej sali, gdy nagle jakaś postać lekko zahaczyła o mnie barkiem.
- Wybacz, nie chciałam. Jestem strasznie zabiegana dzisiaj. - Dziewczyna uklękła i zaczęła zbierać ulotki, które wypadły mi z rąk. Na moje oko była bardzo ładna. Miała długie, proste, rude włosy i niebieskie oczy. W drugiej ręce trzymała takie same książki jak moje. Czy było to możliwe, abyśmy chodziły do tej samej klasy?
- No, już po kłopocie. Jeszcze raz przepraszam. - Kiedy dziewczyna miała odejść, zadałam jej jedno pytanie.
- Czekaj. Chodzisz może do klasy drugiej, profil humanistyczny? - Rudowłosa uśmiechnęła się do mnie. Chyba to oznaczało " tak "
- Jestem Tara. Miło cię poznać. Tak to moja klasa, a co? To ty jesteś tą nową?
- Mam na imię Ev i tak, chyba chodzi o mnie. - Uśmiechnęłam się po raz kolejny. Tara emanowała pozytywną energią i od razu udzielił mi się jej nastrój. Dopiero teraz zauważyłam, że na ramieniu nosiła sporą torbę sportową. Czyżby aż tak bardzo kochała zajęcia wychowania fizycznego? No bo kto normalny nosi dodatkową torbę na koszulkę i spodenki? Nic więcej nie zdążyłam powiedzieć, bo Tara pociągnęła mnie za rękę i poprowadziła w nieznane.
- Dziewczyny, to jest Ev. Nasza nowa, o której się mówiło. - Serio, mówiło się o mnie? Nie ma nic ciekawego do gadania. - Ev, poznaj Kimiko i Satori. - Na pierwszy rzut oka mogłabym powiedzieć, że każda dziewczyna z tej klasy miała w sobie coś urzekającego. Tara posiadała piękne włosy i niesamowitą aurę, Kimiko świetny gust, a Satori - piękne zielone oczy. Czułam się taka zwyczajna.
- Hej, miło cię poznać. Jesteś taka... niziutka. - Niziutka?! Okej, rozumiem, że Kimiko ma metr siedemdziesiąt, ale ja też mogłam się pochwalić moim metr sześćdziesiąt jeden. Ot co!
- A ty taka... wysoka? - Nie wiedziałam co odpowiedzieć.
- Już ją lubię - odezwała się.
- Dobra dziewczyny, pogadamy potem, nasz wychowawca właśnie nadchodzi. - Miałam się bać? Każdy usiadł na swoim miejscu, więc i ja poszłam w ich ślady. Usiadłam z tyłu w ławce pod oknem. Tutaj każdy siedział osobno. Zaskoczyło mnie to trochę, ale no cóż liceum, to nie zabawa. Wychowawca czytał listę obecności i kiedy zatrzymał się na mnie jego skupiony wzrok w jednej sekundzie skupił się na mojej osobie. Miałam wrażenie, jakby ten jeden moment trwał całe wieki. W końcu opuścił wzrok i powrócił do czytania listy obecności.
- Czyli znowu wszyscy są, oprócz szanownego pana Deidary Douhito. Jak żeby inaczej. - Zaraz, zaraz. Czy ja się nie przesłyszałam? Deidara Douhito w tej klasie? Miałam nadzieję, że to tylko zbieg okoliczności i nic więcej. Koniecznie musiałam wypytać Tarę.
- Dlaczego pytasz akurat o niego? - Widziałam jak spoglądała na mnie badawczo.
- Potrzebuję wiedzieć. Czy to blondyn z takimi piwnymi oczami? - Proszę, powiedz nie, powiedz nie, proszę!, myślałam.
- Tak, to on. - Nosz kurde! Cały dobry humor poszedł się... władować w beczkę. Nawet radosna aura Tary nie pomagała. - Skąd go znasz? Tylko proszę cię, bądź jedną z tych normalniejszych i powiedz, że nie bujasz się w nim jak reszta szkoły. - Ja miałam się bujać w nim? Skąd jej to na myśl przyszło? Wybuchłam śmiechem.
- Ja w nim? Tara, proszę cię. Właśnie rozważam opcję przepisania się do innej klasy. - Dlaczego nie miałam aparatu, by uchwycić pytającą minę Tary? Chyba nie spodziewała się takiej odpowiedzi.
- Przepisania się? Skąd się znacie? Po raz pierwszy widzę, żeby ktoś pałał do niego taką niechęcią.
- Poczekaj jeszcze trochę, a się dowiesz...
Koniec zajęć dzisiejszych minął mi zdecydowanie szybko. Pomyśleć, że to pierwszy dzień, a ja już miałam dosyć. Zastanawia mnie co tutaj robił Deidara? Przecież miał się wyprowadzić do Stanów Zjednoczonych. Co on tu robi? A może to inny Deidara Douhito, który ma blond włosy i piwne oczy?, pomyślałam. Ech... kogo ja chciałam oszukać? Jeżeli to on, to będzie to ciekawy rok, pomyślałam.
Razem z Rudą - tak dałam już Tarze ksywkę, bardzo oryginalną, wracałyśmy razem ze szkoły przez parking. Sporo samochodów, skuterów, motorów. Wszystko w normie, gdyby nie jedna rzecz. Jeden motor zdecydowanie przykuł moją uwagę.
- Ten motor. Wiesz może do kogo należy? - Dałabym sobie głowę uciąć, że to ten sam, który dziś zrobiłby ze mnie pasy dla pieszych.
- Tak, owszem. Należy właśnie do niego. - Wskazała palcem delikatnie przed siebie, a ja powiodłam za nią wzrokiem.
Ten moment był chyba jednym z najdłuższych w moim życiu. Widziałam, jak szedł ze znajomymi. Wyglądał tak samo, a jednak całkowicie inaczej. Miał teraz długie jasne blond włosy, a pamiętam jak jego tata strzygł go na krótko. Ubiór też inny. Okej może wyprzystojniał i to bardzo, ale to nie zmienia faktu, że i tak go nie znosiłam. Niech nie myśli, że spotka się ze starą, dobrą Ev, pomyślałam..
***
Właśnie wracaliśmy z chłopakami na parking po jakże udanym dniu w szkole. Nie było czego świętować i tak nie zawitaliśmy na żadną lekcję. Jakoś niespecjalnie spieszyło mi się do mojej klasy. W końcu miałem jeszcze cały rok szkolny, by się z nimi zobaczyć. Podobno miała dojść jakaś nowa. Ech... Z nią też zdążę jeszcze się poawanturować. Z reguły mogłem powiedzieć, że lubiłem kiedy wokół mnie coś się dzieje. Ale kiedy potrzebowałem chwili samotności, a ktoś mi przeszkodził, to nie ręczyłem za siebie. Nie spodziewałem się, że to liceum mnie odmieni. Po przeprowadzce tutaj, wszystko szło w dobrym kierunku.
- Ej, Dei zobacz, Tara idzie z jakąś nową laską. To ta nowa? - Kris spojrzał w przeciwną stronę. Zrobiłem to samo i dosłownie... zamurowało mnie.
***
Teraz masz zamiar stać i gapić się tak na mnie?
- Chyba cię zauważył - zaśmiała się Ruda, ale mi wcale nie było do śmiechu. Nie chciałam go widzieć, nie po tym, jakie świństwo wykręcił mi dawniej. Okej, może nie byliśmy dojrzali, ale to cholernie bolało. Takiego czegoś nie dało się zapomnieć. - Idzie w naszą stronę. Mam się usunąć? - Spojrzała na mnie. Chyba pojęła powagę sytuacji.
- Nie, nie trzeba i tak nie mam mu nic ważnego do powiedzenia - odparłam tylko. Odruchowo zacisnęłam ręce w pięści, a wargi przygryzałam na zmianę. Po chwili stał przede mną w całej okazałości. Jego mina wyrażała szok, a oczy zdziwienie. Otwierał i zamykał usta.
Proszę cię, tym razem uważaj co mówisz.
- Co ty tutaj robisz? Nie miałaś być w Nowym Yorku? - Zaraz, ty mi zadajesz takie pytania?
- Jak widać jestem tutaj. Ty za to miałeś siedzieć w Stanach - warknęłam w jego stronę. Irytował mnie już samym istnieniem. A kiedyś było tak pięknie. Jak widać życie lubiło płatać figle. A miałam nadzieję, że mój reżyser świetnie się bawił na górze, ale Oscara by nie dostał.
- Mama została ordynatorką szpitala, a tata prowadzi duży sklep z motorami. - Uśmiechnął się lekko i na chwilę.
- Widać. Dziś o mało nie zrobiłbyś ze mnie miazgi! - Co prawda nie miałam pewności czy to on, ale coś mi mówiło, że to jego sprawka.
- To byłaś ty? - O, proszę, mogłam grać o milion w ciemno.
- Nie, Calineczka! - odpowiedziałam sarkastycznie. - Ja rozumiem, że jestem niska, ale człowieka na pasach, to chyba widać, tak? - Powinni odebrać mu prawo jazdy na tę diabelską maszynę.
- Wybacz. Może zrekompensuje ci to wypadem na miasto? Poznasz okolice i w ogóle. - Czy ty siebie, człowieku, słyszysz?
- Nie, dzięki. Poradzę sobie sama. Zawsze dawałam sobie radę bez ciebie, więc i tym razem dam. - Odwróciłam się do niego plecami. Naszą rozmowę uważałam za zakończoną. Nawet nie zauważyłam, że Tara czekała trochę dalej ode mnie. Chyba jednak mimo wszystko wolała się nie wtrącać. Byłam jej wdzięczna po części, ale jej obecność tak by mi nie przeszkadzała. Podeszłam do niej spokojnym krokiem, a mimo to w środku gotowało się we mnie. Miałam ochotę wykrzyknąć całemu światu co zrobił mi Deidara. Może wtedy by mi ulżyło. Spojrzałam na koleżankę. Widziałam po jej spojrzeniu, że chciałaby wiedzieć o co nam poszło. Czułam silną potrzebę wygadania się komuś, a Tara była jedyną osobą, którą znałam tu trochę dłużej.
- Hej, może wpadniesz na wieczór do mnie? Rodziców nie ma w domu jeszcze, wrócą późno. Co ty na to?
- Zgoda. - Ruszyłyśmy w kierunku mojego domu.
Obie siedziałyśmy na kanapie, nie wiedząc co powiedzieć. Atmosfera zrobiła się napięta, gdy Tara ujrzała zdjęcia w salonie. Byli na nich moi rodzice i ja oraz rodzice Deidary i on.
- Widzę, że to dłuższa znajomość. - Spojrzałam na nią. Żebyś wiedziała. - Jeżeli nie chcesz, to nie...
- Nie - przerwałam jej. - Chcę ci to powiedzieć, dlatego cię tu zaprosiłam. Może doradzisz mi jakoś albo powiesz, jak mam się zachować.
- No dobrze, w takim razie opowiadaj. - Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam się przenosić do starych, dobrych czasów.
- Kiedyś nasi rodzice, moi i Deia, prowadzili zakład stolarski. Czym oni się nie zajmowali... Od deski, do deski nasza znajomość zaczęła coraz bardziej się rozwijać. Wzajemnie rodzinnie zapraszaliśmy się na obiady, pikniki, imprezy. Taka przyjaźń rodzinna. Wtedy mój tata postanowił założyć osobną firmę samochodową. Oczywiście uzgodnił wszystko z ojcem Deidary. I tak firma uległa rozpadowi. Nasze rodziny pozostały w dobrych stosunkach. W sumie to tyle, co działo się pomiędzy naszymi rodzicami. Pomiędzy mną, a tym głąbem od samego początku nie było kolorowo. Nie przepadaliśmy za sobą. Byliśmy z innych światów, to tak jakbyś czytała książkę o Siedmiu Krasnoludkach, a tu nagle czytasz o tym, jak to wilk próbował zjeść babcię Czerwonego Kapturka. Bez żadnego ładu i składu. Unikaliśmy siebie, jak tylko się dało. Kłóciliśmy się, kiedy nadarzyła się byle jaka okazja. Były to awantury o nic. Ja robiłam mu na złość, on ruszał moje rzeczy i robił bałagan w pokoju. Sytuacja zmieniła się, kiedy musieliśmy opuścić miasto w sprawach biznesowych. Od dziecka żyję na walizkach. I kiedy zobaczyliśmy się po paru latach było całkowicie inaczej. Mieliśmy po piętnaście lat. Nadal dzieci, ale bardziej dojrzałe. Zaczęliśmy spędzać ze sobą więcej czasu i śmiać się z tego, co robiliśmy sobie za młodu. Na zjeździe fanów rajdowych spotkaliśmy się całkiem przypadkowo. Razem z koleżanką włóczyłyśmy się po mieście i postanowiłyśmy wpaść. Tam właśnie go zobaczyłam. Z motorem u boku, w stroju, w którym wyglądał zajebiście seksownie. Serce podskoczyło mi do gardła. Nie rozumiałam dlaczego, bo na co dzień takiej reakcji nie miałam. Gdy wyobraziłam sobie jak jeżdżę z nim na motorze, to zapragnęłam tego. Chciałam być dla niego kimś więcej. No i byłam... po zaledwie paru miesiącach. Pocałował mnie na imprezie i tak wyszło, że byliśmy razem. To było piękne. Nigdy nie czułam się taka szczęśliwa. Moje szczęście trwało dwa miesiące, chciałam aż skakać... z mostu. Powód był dość prosty i oczywisty, dla facetów tego dwudziestego pierwszego wieku. Zdrada. Nie mam pojęcia dlaczego to zrobił. Mógł do cholery mi powiedzieć, że już mu na mnie nie zależy. Widziałam to na własne oczy! Był ze mną na tej imprezie! Gdy zobaczyłam, jak tamta dziwka siedzi mu na kolanach, a on jej na to pozwala... miałam ochotę splunąć mu w twarz. Wyszłam z imprezy i już nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Oczywiście on tłumaczył mi się potem, że to nie tak jak myślę, przepraszał mnie, ale ja nie chciałam tego słuchać. No i potem oni wyjechali, a my niedługo po nich. I spotkaliśmy się tutaj. - Westchnęłam. Rany wspomnienia bywają naprawdę bolesne. Spojrzałam na minę Tary, wydawałoby się, że nad czymś myśli. - Chciałabym się na nim odegrać, złamać mu serce, jak on złamał moje.
- Nigdy nie łam komuś serca, ma tylko jedno. - Spojrzałam na nią spod byka. Ona go broniła? - Połam mu kości, ma ich w końcu dwieście sześć. - Spojrzałyśmy na siebie i na raz wybuchnęłyśmy gromkim śmiechem. Ona potrafiła mi poprawić humor, nawet w takich sytuacjach. Uwielbiałam ją.
- A teraz tak na serio, wiesz nie uważam, że powinnaś się mścić, bo to szczeniackie zachowanie. Możesz go ewentualnie ignorować, ale to też lipa, bo w końcu jesteście razem w klasie. Ale możesz sprawić, by żałował swojej decyzji. - O proszę. Mów dalej, Tara, zaczyna robić się ciekawie.
- Co masz na myśli? - zapytałam. Tara zatarła ręce i na jej ustach pojawił się szatański uśmieszek.
- Możesz sprawić, by żałował tego, że cię zdradził. Spraw, by najzwyczajniej w świecie był zazdrosny, nie robił nic innego, tylko myślał o tobie. Nakręcaj go, ale nie dawaj mu tego, czego zapragnie. To tyle. Jego męska duma zostanie zdeptana, a piłeczka będzie po twojej stronie.
- Tara... - Spojrzałam na nią. - Jesteś cudowna! - Przytuliłam ją.
- No już, już, dusisz mnie. - Oderwałam się od niej. Porozmawiałyśmy trochę, a potem odprowadziłam ją do domu. Mieszkałyśmy całkiem blisko siebie, na pieszo to z dziesięć minut drogi. Potem położyłam się spać z uśmiechem na ustach.
Minęły trzy tygodnie odkąd wprowadziłam się do tego miasta, odkąd pierwszy raz ujrzałam Deidarę i spotkałam Tarę. Bardzo zżyłyśmy się ze sobą i mogłam powiedzieć, że była tutaj moją najlepszą koleżanką. Mój plan wprowadzałam stopniowo. Zaczęłam się inaczej ubierać, nie jak jakaś lafirynda, pierwsza lepsza, tylko bardziej seksownie, ale gustownie. Zaczęłam z nim normalnie rozmawiać, chodź trudno mi to było robić. Nadal miałam ochotę mu wywalić. Uśmiechałam się i zaczynałam tematy do rozmów. Ten, kto zobaczyłby nas po raz pierwszy, stwierdziłby, że ze sobą flirtujemy, ale to nie prawda.
Dzisiaj skończyłam lekcje nudną matematyką. Nie lubiłam tego przedmiotu, ale oceny tego nie pokazywały. Spokojna czwórka mi wyjdzie na semestr, pomyślałam. Zawsze miałam dobre stopnie, jedynie fizyka dawała mi się we znaki. Dzisiaj kolorowo na dworze nie było. Zaczął padać deszcz, a ludzie szli pod parasolami, którego nie miałam ja. Norma. Szłam przez mokre ulice, gdy ktoś nagle zajechał mi drogę... motorem. Kierowca już dobrze mi znany ściągnął kask i uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Chodź wsiadaj, podwiozę cię - powiedział. Prawie zostałam zabita przez tę maszynę, myślisz, że na niej usiądę? - odezwało się moje drugie ja.
- Dzięki wielkie. - Uśmiechnęłam się. Wsiadłam. Cała się trzęsłam, ale wsiadłam. Nie miałam na to ochoty, ale to dla dobra planu. Miałam nadzieję, że tylko planu. Usiadłam z tyłu, a ręce uczepiłam z tyłu rączki. Widziałam jak Dei się uśmiecha i łapie moje ręce i oplatuje je wokół swojej talii. Przez mokrą koszulkę mogłam poczuć jego napięte mięśnie. Dlaczego się spinasz czyżbyś się stresował? Mój plan działa.
- To kwestie bezpieczeństwa - rzucił tylko i już po chwili gnaliśmy przez ulice. Nie czułam się nadal pewnie. Odruchowo, kiedy przyspieszył, mocniej go objęłam. Nie byłam z siebie zadowolona, ale musiałam przeżyć, by dalej prowadzić plan, mialam rację? Nie, po prostu podoba ci się jego twardy tors. Czy moje drugie ja się własnie odezwało? Na serio oglądam za dużo kryminałów. Zorientowałam się po paru minutach, że nie jechaliśmy w kierunku mojego domu. Ja mogłam tego nie zauważyć? Byłaś bardziej zajęta ściskaniem jego mięśni. Och zamknij się już, proszę! Wcale nie. Nadal nim gardziłam i wcale nie podobały mi się jego mięśnie. Ciekawe, jak wygląda bez tej koszulki? Nie! Pokręciłam głową. Za dużo myślę. Zmarszczyłam brwi, gdy zobaczyłam jak wjeżdżamy do dużego parku. Chwilę później zatrzymaliśmy się pod wielkim kasztanowcem. Gałęzie tego drzewa, były tak rozłożyste, że mało która kropla zdołała się przebić przez nie. Zeszłam z motoru i poczekałam, jak Deidara zrobi to samo.
- Po co mnie tu przywiozłeś? - Nie rozumiałam, co my tutaj robimy? Blondyn tylko spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Mówiłaś, że interesujesz się fotografią - zaczął.
- No tak.
- Chciałem ci tylko pokazać plener, który mogłabyś wykorzystać. - Rozejrzałam się po okolicy. Faktycznie tutaj było przepięknie. Wszystkie drzewa rosnące w jednej linii. Krzaki były symetrycznie ścięte. Był nawet sporej wielkości staw, w którym teraz odbijały się spadające krople deszczu. Wokół niego postawione były ławki, teraz puste, ale gdy była ładna pogoda, pewnie przesiadywało tu mnóstwo ludzi. No i ptaki, kaczki, łabędzie. To wszystko dodawało uroku temu miejscu. Byłam mu wdzięczna, że pokazał mi to miejsce. Po raz pierwszy naprawdę nie poczułam do niego żadnej irytacji czy nerwów. Byłam spokojna i on chyba też. Wygląda to na azyl spokoju.
- Widzę, że ci się podoba.
- Bardzo - odrzekłam pewnie. - Dziękuję, na pewno będę tu stałą bywalczynią. Zamknęłam na chwile oczy i wzięłam głęboki oddech. Nagle poczułam, jak jego ręce dotykają delikatnie mych ramion. Zdziwiona jego nagłym gestem otworzyłam oczy. Blondyn przewiercał mnie wzrokiem, czułam jak topię się pod jego spojrzeniem. Nie mogę się teraz poddać. Wiedziałam, że ten plan niesie ze sobą pewne ryzyko, ale obiecałam sobie, że to mnie nie dosięgnie!
- Ale wiesz, Ev... jeżeli chcesz to zrobić musisz uważać na jednego bandytę.
- Bandytę? - spytałam niezrozumiale.
- Tak nazywa się miłość. Prawie miesiąc temu zaczęłam się z tego śmiać, ale dziś, teraz...? Boże, czemu życie, do cholery, było takie skomplikowane? Nie mogłam się teraz poddać. Jego twarz zaczęła się niebezpiecznie zbliżać do mojej. Chciałam być tylko szczęśliwa, nie mogłam? Postawiłam wszystko na jedną kartę, na jednego asa. Nie chciałam całe życie chodzić smętna. Sztuką jest udawać, że nic się nie dzieje, kiedy tak na prawdę pęka ci serce, ale chciałam też pokazać mu co stracił. Chciałabym żeby zauważył jak się zmieniłam i chciałam widzieć jego żal, że już wiedział, że nie mogłam być jego.
- Deidara... ja nie mogę. - Odsunęłam się od niego. Wiem, zrobiłam to przeciwko sobie. Chciałam jego pocałunku, chciałam znowu poczuć smak tych ust, ale tym razem walkę wygrał rozum.
- Dlaczego? Myślałem, że tego chcesz. - Powiedzieć mu? Sama już nie wiem, życie jest do bani.
- Ponieważ... nadal nie mogę ci wybaczyć tego co mi zrobiłeś, nie rozumiesz? Zdradziłeś mnie, Deidara. Wiesz, jak to cholernie boli? Całymi nocami, myśląc o tym jedynym, który ma cię zwyczajnie w dupie? Tęskniłam za tobą, nadal tęsknie. Chciałam zapomnieć. Ale nawet tamten na górze nie jest po mojej stronie, bo znowu musiałam cię spotkać. Chciałam byś zaczął się zakochiwać we mnie i chciałam złamać ci serce tak, jak ty złamałeś moje! - Spojrzałam na niego z moich oczu zaczęły lecieć łzy, potok słonych łez. Nie chciałam ich ocierać. Teraz niebo płakało ze mną jeszcze bardziej. Z tych emocji ukucnęłam pod drzewem i schowałam głowę w kolana. Właśnie teraz przeżywałam jedną z najtrudniejszych chwil mojego życia.
- Przepraszam. - Przepraszam? Myślisz, że to jakoś pomoże?, pomyślałam. To słowo nie zwróciłoby mi snu i uśmiechu dla bliskich, kiedy był im potrzebny. - Wtedy na tej imprezie nie myślałem trzeźwo, nie wiedziałem co się ze mną działo, ale pamiętam jedno. Odepchnąłem ją zaraz potem od siebie i kazałem jej odejść. Wiem, że teraz nie mam jak się usprawiedliwić, ale wiedz, że nie chciałem tego. To ona pocałowała mnie, nie ja ją. Chciałem cię znaleźć, lecz już było za późno. Potem już wiesz. Tłumaczyłem ci się, ale nie chciałaś mnie słuchać i wyjechałem.
- Dziwisz mi się, że nie chciałam cię słuchać. Zraniłeś mnie jak nikt inny! Kochałam cię, rozumiesz? - zaczęłam znowu płakać. Poczułam, jak siada obok mnie, a jego ręka chwytała lekko mą dłoń. Nie miałam już siły by ją odtrącać. A może sama nie chciałam? Już sama nie wiem, czego chciałam.
- Zacznijmy od początku, co ty na to? Nie mówię, żebyśmy od razu byli razem. Ale chciałbym utrzymywać z tobą dobre kontakty, ale jeżeli nie chcesz, zrozumiem. Odwiozę cię do domu i już dam ci spokój. Raz na zawsze. - Zacząć od początku? Tak się w ogóle da? Po tym wszystkim, co przeszłam? Chciałabym mu wybaczyć, ba! Ja niczego innego nie pragnęłam, ale czy to było takie łatwe? Nie jest, ale jeżeli nie podejmiesz się gry, niemożliwe jest, że w nią wygrasz... Czy moje drugie ja miało rację? Spojrzałam na niego delikatnie. Stał już przy motorze i czekał... na mnie. Miałam cholerną ochotę go przytulić. Wtedy byłam o niego zazdrosna, ale zazdrość rodzi się ze strachu przed utratą najbliższej osoby. Już raz straciłam tę osobę...
Otarłam łzy, wstałam. Widziałam, jak na mnie patrzył, oczekując odpowiedzi. Szłam w jego stronę, byłam coraz bliżej. W końcu stanęłam naprzeciwko niego. Patrzeliśmy sobie w oczy, ale nikt nie mógł nic z nich wyczytać. Kto nie ryzykował, ten nie miał. Chciałam być szczęśliwa. Złapałam za jego policzki i przysunęłam jego twarz do siebie, by nasze usta mogły połączyć się w pocałunku. Stęskniony pocałunek, to najlepszy pocałunek. Tym razem wygrało serce...
- Kocham cię, Ev.
- Powiedz to jeszcze raz.
- Kocham cię.
Wiedziałam, że teraz musiało być już tylko lepiej.
Od Autorki: Dzisiejszy wpis dedykowany jest Eve Lin - wykonana praca jest dla niej. Oraz Ani za pomoc w jej tworzeniu :)
Jak widzicie dziś nie mam dla was SasuSaku, tylko EvDei paring wykonany na zamówienie. Robiłam to pierwszy i ostatni raz, dlatego czuj się wyróżniona Ev. Jednopartówka może być lipna i nawet jestem przygotowana na hejty. Powiem szczerze, że nie czułam się swojsko pisząc to anty dzieło, ale aż tak najgorsze chyba też nie jest. Długość poraża minimalizmem wiem, zła ja T_T nie umiałam więcej z siebie wykrzesać. Czułam, że jeżeli napisze coś więcej będzie to totalna klapą i laniem bezsensu wody, a tego bardzo chciałam uniknąć. Masz happy end, trochę smutasa, ale nie aż takiego nie umiem pisać smutków. Ja jestem radosny człowiek i trudno mi pisać smęty, ale może z czasem się przemogę. No to teraz możecie przejść do hejtowania, a ja lecę płakać w poduszkę <hlip, hlip> Ciao!
Jednopartówka jest naprawdę piękna. Smutna, wesoła, z dodatkiem humoru, mnie się jak najbardziej podoba.
OdpowiedzUsuńZnasz moje zdanie na jej temat, dlatego nie będę się aż tak rozpisywać. Zwłaszcza, że wiesz, że mój laptop szwankuje...
No więc co, Deidara zachował się podle i nawet przez chwilę miałam nadzieję, że Eve jednak mu nie wybaczy, ale ja tak kocham Deidare i szczęśliwe zakończenia, że ojeja.
Dei jest świnią, wielką świnią, ale i seksowną świnią, nie ma co ukrywać. No i tak jakby kochał Eve, no chyba, że kłamał?!
Na zakończeniu ryczałam, ale to już wiesz. No naprawde mi sie podobało, było tak kawaii. :D
Na końcu chcę Ci ogromnie podziękować. Dziękuje, dziękuje, dziękuje kochana. Wiem, że nie piszesz na zamówienie, ale dla mnie zrobiłaś wyjątek. Jesteś najlepsza!
~Evelin.
No także czuj sie wyjątkowo <3. Ciesze sie, ze spodobalo ci sie <3
UsuńJednopartówka wyszła świetna , nie spodziewałam się że Dei był taką świnią i zranił Ev ..>.< w taki sposób .Końcówka rewelacyjna , sama się uśmiechałam do siebie ^^ świetnie to opisałaś czułam się jakbym czytała historię z życia wziętą .<3 Ehh każdy chłop taki sam najpierw robi potem myśli ..:D. Czekam na kolejną twórczość w twoim wykonaniu . Pozdrawiam i życzę weny <33
OdpowiedzUsuńHistoria lekko inspirowana wyobraźnią :3 To źródło niezastąpione :D. Super bede niedlugo :D
UsuńPiękne i nic więcej w mojej opinii nie jest tu potrzebne...;)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Nawet takie jedno zdanie wywołuje uśmiech na twarzy :))
UsuńPrzypadki chodzą po ludziach :) Cieszę się bardzo, że spodobało ci się u mnie :> wpadnę na pewno jak znajdę chwilę wolnego czasu :)
OdpowiedzUsuń