wtorek, 16 sierpnia 2016

Witaj, stary przyjacielu. (BTS)

Mała dziewczynka bawiła się na placu zabaw. Dzisiaj po raz kolejny miała spotkać się ze swoim przyjacielem. Słońce delikatnie chowało się za horyzont, dając pomarańczowy błysk światła. Wiatr starannie wprawiał w ruch króciutkie włosy dziewczynki. Kosmyki łaskotały ją w sam czubek nosa. Czekała, sama dokładnie nie wiedziała ile. Mino wszystko wiedziała, że się zjawi. Ufała mu. Blask pomarańczy powoli zmieniał się w szept szarości. Mała dziewczynka posmutniała. Zrozumiała, że dzisiaj nie ujrzy swojego przyjaciela. Pomimo tego, że nie raz się kłócili, drażnili się ze sobą, mogli na sobie polegać. Westchnęła zawiedziona. Szła w stronę domu. Wzrokiem obserwowała otoczenie. Obok mostu dostrzegła to charakterystyczne drzewo. Drzewo białego bzu. Teraz nie miało na sobie tych pięknych kwiatów, jednak nadal pozostawało piękne i majestatyczne. Przyjrzała się dokładnie, ujrzała chłopca który wpatrywał się uważnie w drzewo. To był on. Dlaczego jest tutaj? Akurat teraz? Mino kłębiących się pytań w jej małej główce, uśmiech sam pojawił się na jej buźce i pobiegła w jego stronę. Gdy go ujrzała zauważyła jego wyraz twarzy. Emanowała smutkiem i przygnębieniem. Ręce bezwładnie spuszczone wzdłuż ciała. Przy pomocy resztek promyków mogła ujrzeć jego łzy. Zaraz, dlaczego on płacze?- Coś się stało? - zapytała szeptem, gdyby nie całkowicie panująca cisza, nie usłyszałby jej. Odwrócił się powoli, widać było, że chciał ukryć przed nią łzy. Mimo że mieli po sześć lat nie chciał pokazywać jej swoich łez, chciał być w jej oczach silnym chłopcem. Jednak tym razem marnie mu to wychodziło. A może tym razem, po raz pierwszy nie chciał ich ukrywać? Może chciał pozwolić im popłynąć, dając upust. Tylko czemu? Chłopczyk spojrzał na nią i wypowiedział słowa, które wstrząsnęły światem małej dziewczynki...

Obudziłam się dzisiaj wraz z dźwiękiem budzika. Kompletnie się nie wyspałam. Przez całą noc nie mogłam znaleźć odpowiedniej pozycji, która pozwalałby mi w spokoju zasnąć. Do tego, od pewnego czasu wracam wspomnieniami do historii z dzieciństwa. Napawało mnie to melancholią. Nie mam czasu na myślenie o takich bzdetach. Teraz mam dziewiętnaście lat i chodzę do jednego z lepszych liceum w mieście. Dokładnie, moja szkoła nazywa się High School of Mila. Skrótowo Mila. Poziom dosyć ciężki, ale da się wytrzymać.Jest to szkoła zajmująca się kształceniem muzyków. 
Wstałam i uszykowałam się do szkoły. Założyłam czarne jeansy i do tego bluzę we wzory azteckie, do tego dobrałam miętowe air max'y. Od rana w całym domu dało się wyczuć zapach smażonej jajecznicy. Mama uwielbiała gotować, to była jej pasja. Tata kochał czytać, dlatego zawsze siedział w kuchni i czytał gazetę albo książki. Ja nie odziedziczyłam pasji po żadnym z nich. Ja bowiem kocham muzykę. Granie na gitarze, śpiew. Kiedy chwytam struny w swoje opuszki palców czuję uniesienie. Jakbym nagle zamykała się w swoim świecie i nie liczyło się nic innego. Ale wróćmy do rzeczywistości...
- Kochanie, o której kończysz dzisiaj zajęcia? - mama spojrzała na mnie przez ramię pytając. Odtworzyłam swój plan zajęć w głowie.
- O piętnastej, a o co chodzi? - spytałam.
- Za dwa dni przyjeżdżają nasi przyjaciele musimy ich przenocować na parę dni. Potem poszukają mieszkania, ale na chwilę obecną nie będą mieli gdzie się zatrzymać.
- No dobrze, a gdzie tu moja rola? - nie wiedziałam do czego dąży.
- Musisz pomóc mi doprowadzić dom do pokoju i uszykować dwa pokoje. Dla nich i ich syna. - westchnęłam tylko. Nie mam co się sprzeciwiać, bo i tak z nią nie wygram. Przytaknęłam tylko głową. Usiadłam do stołu i jadłam jajecznicę. Kiedy już byłam gotowa, wyszłam do szkoły. Może was zaskoczę, ale lubię chodzić do szkoły. Mam tam wielu przyjaciół. Nauka wchodzi mi praktycznie od razu, więc też nie uczę się jakoś dużo. Oczywiście oprócz biologii, biologia jest inna (wyczuj ten sarkazm). Zjadłam śniadanie i wyszłam do szkoły. Dziesięć minut później przekroczyłam progi budynku. Od razu powędrowałam pod salę. Tam ujrzałam już moją przyjaciółkę Annę. Anna Wyła wysoką dziewczyną o krótkich włosach w kolorze głębokiego brązu. Jej oczy błyszczały ciepłym bursztynem. Zawsze uśmiechnięta i równie chamska. Ale kocham ją za to.
- Hej, Anna, masz może książki na matematykę, ja zapomniałam swoich. - moja wada, byłam strasznie zapominalska. Zaśmiałam się jak w jakimś kiepskim filmie, licząc na to, że moja przyjaciółka poratuje mnie. Ta tylko spojrzała na mnie, pokręciła głową, dając mi do zrozumienia, że znowu ona musi o wszystkim pamiętać.
- Mam, gdybym nie miała obie byłybyśmy w niezłym bagnie, ktoś musi utrzymywać nas na powierzchni. - odparła, ja tylko klasnęłam w ręce z radości. Weszłyśmy do sali. Matematyka minęła szybko, nauczyciel nawet nie dopatrzy się jednej książki naszej ławce. Upiekło się nam. Potem był język ojczysty, biologia i geografia, a na koniec wf. Mogłam się wyszaleć, po tylu męczących lekcjach, człowiek pragnie odreagować. Moim konikiem była piłka ręczna, ale tym razem graliśmy w siatkówkę. Nasza drużyna tym razem niestety przegrała i zanosiła zwycięzców do szatni.
Wracałam już do domu. Zanosiło się na deszcz, przyspieszyłam kroku, żeby zdążyć przed ulewą. Udało mi się. Ledwie zamknęłam drzwi na klatce a rozpadało się.
- Tamara, już jesteś. Cudownie. Tobie został do ogarnięcia tylko pokój dla ich syna. Zajmie twój stary pokój. - cudownie. Zielone ściany i dziecinne meble.
Przebrałam się i ruszyłam by zabrać się do roboty, Mieliśmy sporo pokoi, nie wiem dlaczego mama wybrała właśnie ten. Może dlatego, że miał wbudowaną łazienkę. Otworzyłam drzwi, były zamknięte na klucz. Już od paru ładnych lat tam nie zaglądałam. Tata nie chciał ruszać tego pokoju, bo twierdzi, że lubi tu przesiadywać i wspominać jak byłam mała i jeszcze się go słuchałam. Najpierw starłam kurze, potem przyszła pora na łazienkę. Wymieniłam również pościel. Otworzyłam okno, by wpadło trochę powietrza. Na koniec podłoga. Zaczęłam ją odkurzać. Rurą od odkurzacza wjechałam pod łóżko. Nagle natrafiłam na opór. Spojrzałam co to może być. Ujrzałam małe, prostokątne pudełko. Zaciekawiona wyciągnęłam je. Usiadłam na łóżku i je otworzyłam. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to mój pamiętnik, który prowadziłam w wieku sześciu lat. Uśmiech sam wszedł na moje usta. Takie pamiątki to skarb. Poczytałam trochę, ale potem idąc z każdym wpisem wspomnienia do mnie wracały.

" Tego dnia bawiłam się z moim przyjacielem i było super. Kupił mi bransoletkę, dla siebie i dla mnie. Taką z rzemyka zakończoną Znakiem Yin, on ma taka samą tylko Yang. Jako jedność. Jeszcze bardziej go pokochałam."

Poczułam na swojej dłoni mokre plamy. Dlaczego ja płaczę. Bolało mnie to, że nie mogę przypomnieć sobie jego twarzy. Poczułam się dziwnie. Zajrzałam dalej do pudełka. Znalazłam tą bransoletkę. Założyłam, pasowała. Zdecydowałam, że jej nie ściągnę. Poczułam się jakoś dziwnie lekko. Zaraz po tym skończyłam sprzątać, a pudełko odłożyłam na miejsce. Reszta dnia minęła mi spokojnie. Poszłam jeszcze tylko pobiegać. Tym razem podczas biegania na nadgarstku czułam miły ciężar, jeżeli tak to można ująć.

Dzień przyjazdu gości.

Jak dla mnie kolejny dzień, aczkolwiek trochę się stresowałam, zawsze tak mam jak mam poznać kogoś nowego. Jedyny plus, że ze swoim stresem zmierzę się po południu. Mają być dopiero po trzynastej. Czyli kiedy ja będę w szkole.

- Jeżeli ich syn będzie przystojny to ja się za niego biorę. - uśmiechnęła się An. - Aczkolwiek ty masz lepszy start, bo on mieszka u ciebie. Żadnych macań, pocałunków ani nic dopóki ja go nie zobaczę. - prawiła mi wywody, od kiedy tylko jej powiedziałam, że znajomi rodziców mają do nas wpaść na parę dni. Rany An i tak była bardziej śmiała ode mnie i zawsze wiedziała jak zagadać na faceta. Nie zdziwię się jeżeli na nią poleci. Zresztą ja mam wypaczony gust. Kto mi nagle ześle Azjatę z nieba? Każdy w klasie wie, że Tamara kocha wszystko co z Azją jest związane.

Byłam już w domu, na placu stoi obce auto, domyślam się więc, że już są, Automatycznie zrobiło mi się ciężko na żołądku. Ale ze mnie panikara.
- Już jestem mamo. - powiedziałam. Weszłam pewnie do salonu. Trzeba zrobić dobre pierwsze wrażenie. Ujrzałam kobietę, gdzieś po czterdziestce. Była bardzo ładna. Musiała o siebie dbać. Mężczyzna również był w kwiecie wieku. Spoglądali na mnie z przychylnym wzrokiem. - Dzień dobry, Państwu. - kiwnęli mi głową. Dopiero potem mój wzrok przeszedł na ich syna. Dosłownie kopara mi opadła. To był Azjata! 
Pierwsze sekundy milczałam i wpatrywałam się w niego, był naprawdę bardzo przystojnym mężczyzną. On również wpatrywał się we mnie. Pierwsza wyciągnęłam rękę.
- Cześć, jestem Tamara. Miło poznać. - uśmiechnęłam się. 
- Jeon, mnie również miło.
Kiedy nasze dłonie się spotkały poczułam miły prąd przechodzący po moim ciele. To było przyjemne uczucie. 
- Tamara proszę zaprowadź naszych przyjaciół do ich pokoi, rozpakują się i potem zjemy obiad.
Tak zrobiłam, zaprowadziłam ich. Kiedy odsyłałam chłopaka do mojego starego pokoju, przez jego twarz przemknął cień uśmiechu. Nie wiedziałam dlaczego, ale wiedziałam, że w ten uśmiech mogłabym wpatrywać się cały czas. Sama zeszłam na dół i pomagałam mamie w przygotowaniu obiadu. Po około dwudziestu minutach wszyscy, razem siedzieliśmy przy dużym stole. Rodzice i ich przyjaciele rozmawiali ze sobą cały czas. Nie dziwię im się, nie widzieli się szmat czasu, tylko ja jakoś nie mogę ich skojarzyć.
Zerkałam na różne punkty w salonie, by tylko jakoś załagodzić zdenerwowanie jakie się we mnie kłębiło, ukradkiem spojrzałam na chłopaka. Bardzo speszyłam się faktem, kiedy ujrzałam, że on również wpatruje się we mnie, ale nic nie mówił. Szybko zmieniłam obiekt obserwacji. Ta cisza trwała jeszcze z dobre dziesięć minut, kiedy mogłam wreszcie zniknąć w czeluściach mojego pokoju. Przebrałam się w szare luźne dresy i przylegającą czarną bluzkę na ramiączka. Było mi tak wygodnie. Położyłam się na łóżku i słuchałam muzyki.  Nie wiem ile czasu minęło, usłyszałam pukanie do drzwi. Myśląc, że to moja mama znowu czegoś ode mnie chce, otworzyłam drzwi szybkim, swobodnym ruchem. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zamiast mamy ujrzałam Jeona. Cofnęłam się o krok, jakbym poczuła, że wchodzi w moją bezpieczną strefę komfortu. 
- Mogę w czymś pomóc? - zapytałam nie wiedziałam co go tu sprowadza. W tej chwili poczułam się głupio. Chłopak przyjechał do obcego domu. a ja jako, że jest gościem u mnie, zamiast go jakoś zająć schowałam się w mojej przestrzeni. Zmieniłam nastawienie. Uśmiechnęłam się na zachętę.
- Mogę porozmawiać z tobą o okolicy, nie za wiele pamiętam, dużo się tu pozmieniało. - uśmiechnął się w moją stronę. 
- Mieszkałeś tu wcześniej? - I ja go nie pamiętam? On jakby zdziwiony moją odpowiedzią, zapytał czy może wejść. Kiwnęłam głową i gestem ręki zaprosiłam go do środka. Oboje usiedliśmy na łóżku, chociaż teraz w jego oczach widziałam smutek. Tylko przez chwilę, ale dlaczego?
- Będę uczęszczał do Mily możesz mi powiedzieć gdzie to jest? - uśmiechnęłam się.
- Ja tam chodzę, możemy iść jutro razem to cię zaprowadzę. Tylko chodzę do klasy drugiej A. - chłopak uśmiechnął się, a mi od razu zrobiło się lżej.
- Nie wiedziałem, że będziemy razem w klasie. Zajmujesz się muzyką to ekstra. Kocham śpiew, potrafi sprawić, że człowiek zostaje ogołocony ze wszystkich problemów. - Zaczął mi opowiadać jak jest u nich za granicą, wyprowadził się do Korei. Tam żył, kształcił się. Rodzice dostali propozycję od starej firmy i postanowili wrócić na stare śmieci. Rozmawialiśmy bardzo długo, nim się obejrzałam była godzina dwudziesta druga. 
- Masz śliczną bransoletkę, gdzie kupiłaś? - Zmieszałam się.
- Nie kupiłam, dostałam od ważnej osoby. Tylko nie wiem czy ta osoba ma drugą część...
- Na pewno ma. - Powiedział to z przekonaniem, ale wiem, że próbował mnie pocieszyć...

Siedziałam już w szkolnej ławce, od chwili kiedy tylko weszłam z Jeonem do szkoły widziałam dziwne spojrzenia. Owszem był przystojny, ale nie wierzę, że teraz każda leci na Azjatę. On nie zwracał na nie uwagi, albo naprawdę ich nie widział. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się. 
Teraz Jeon przedstawiał się klasie, niektóre dziewczyny były wpatrzone w niego jak w obrazek. Owszem poczułam trochę goryczy. Bo wiedziałam, że moje szanse maleją w zastraszającym tempie. 
Zaraz? Jakie szanse? Czy ja chcę dać deklarację w tej wojnie, jaka może się wytworzyć? Nie, mowy nie ma. Dostałam karteczkę na ławkę od Anny. 
"Albo jesteś czarownicą, albo masz takie szczęście...serio Azjata?" Zaśmiałam się do samej siebie. Dodała mi pewności siebie. Spojrzałam na niego, a on tylko do mnie pomachał. W tej chwili, mroczne spojrzenia, niektórych dziewczyn spoczęły na mnie. Czułam się jakby na moje plecy zwalili ze sto kilogramów cegieł. Brakowało mi oddechu. Jeon usiadł po mojej lewej stronie. Każdy miał osobne ławki, więc mimo wszystko cieszyłam się, że siedzimy blisko siebie. Dzień w szkole zleciał mi niewyobrażalnie szybko.
Jeon bardzo szybko zaaklimatyzował się. Minął już tydzień, wraz z rodzicami wyprowadzili się, ale nasz kontakt się nie urwał, wręcz przeciwnie. W szkole codziennie ze sobą rozmawiamy, po szkole się spotykamy. Anna cały czas wmawia mi że podobam mu się, ale ja w to jakoś nie wierzę, traktuje mnie jak każdą inną koleżankę. Do wszystkich się uśmiecha i rozmawia. Pewnego dnia jakaś dziewczyna podeszła do niego i poprosiła o autograf. Byłam bardzo zdziwiona. Czy on jest jakiś sławny? Nie słyszałam nigdy o nim. A to naprawdę dziwne. Może moje maniactwo względem Japonii przysłoniło mi inne ciekawe kraje. 

Leżałam w łóżku i natchnęło mnie by przeczytać wpisy ze starego pamiętnika. Weszłam do mojego byłego pokoju. W progu uderzył mnie zapach Jeona. Albo miał dobre perfumy, albo specjalnie wypsikał cały pokój, żebym o nim nie zapomniała. Ech naprawdę nie musiał tego robić.
Znalazłam go. Otworzyłam go. Przeczytałam kolejny wpis.

"Drogi pamiętniku, dzisiaj przeżyłam kolejny piękny dzień razem z moim przyjacielem. A raczej wieczór. Byłam zła przez połowę dnia, mama nie chciała kupić mi wymarzonej lalki, a ja tak bardzo chciałam ją mieć...płakałam w pokoju. Usłyszałam wołanie do mojego okna. Wyszłam na mały balkonik, a tam stał mój przyjaciel. Poszliśmy razem pod nasze drzewo. Było bardzo miło, ale jeszcze bardziej miło, zrobiło mi się, kiedy zaczął grać śliczną piosenkę na gitarze. Brzmiała ona mniej więcej tak:
                                       "Remember the way you meda me feel
                                                     Such young love but
                                       Something in me knew that is was real
                                                     Frozen in my head..."             "


Znowu poczułam jak ściska się moje serce, bardzo zawiodłam się na samej sobie. Dlaczego nie mogę przypomnieć sobie jego twarzy? Jak mogłam zapomnieć o tak ważnej dla mnie osobie? Gdzie teraz możesz być? Czy jesteś szczęśliwy? I czy zapomniałeś o mnie?
Spojrzałam na moją bransoletkę, chwyciłam ją i położyłam się spać.

Sobota, poszłam pobiegać wcześnie rano. Zatrzymałam się w parku by odetchnąć. Z daleka zauważyłam Jeona, też wyszedł pobiegać, świadczył o tym jego strój sportowy. Uśmiechnęłam się, ruszyłam do biegu, przemknęłam obok niego jak strzała, Nawet się nie odwróciłam, już po sekundzie poczułam, że jest obok mnie. Uśmiechał się tym swoim rozbrajającym uśmiechem.
- Znowu próbujesz mnie prześcignął Tamara? - okej próbowałam tego już chyba z siedem razy, ale jeszcze nie udało mi się z nim wygrać, był niewiarygodnie szybki. Ścigaliśmy się do końca parku, jak zwykle przegrałam. Mogłam zobaczyć jego triumfalną minę.
- Wygrałem znowu. - westchnęłam z rezygnacją i położyłam się na trawie, on uczynił to samo. Zaczęliśmy znowu rozmawiać. W pewnym momencie nasze spojrzenia spotkały się ze sobą ponownie. Rozmowa ucichła, a my trwaliśmy w tej ciszy. Miałam teraz wrażenie jakbym naprawdę znaczyła dla niego trochę więcej. Więcej od innych. Jeon oparł się na łokciu, ale nadal nie spuszczał ze mnie wzroku, pochylił się delikatnie nade mną.
Zaraz czy...czy on chce...mnie pocałować. Nasze usta dzieliły minimetry, chciałam tego tak bardzo.
W jednej chwili odskoczył ode mnie jak poparzony, zadzwonił telefon, wyrwał nas z pięknej chwili. Miałam ochotę zabić tego co wybrał sobie akurat ten moment. Spojrzałam na wyświetlacz. "Mama"
Mogłam się tego spodziewać, nie ma mnie dłużej niż zwykle.
- Odprowadzę cię. - zaproponował Jeon, nadal jeszcze speszony z lekka zaistniałą sytuacją. Kiwnęłam głową. Po paru minutach byliśmy pod domem. Pożegnałam się z nim i weszłam. Okazało się, że mama chciała mi tylko przekazać, że śniadanie czeka na mnie w lodówce. Naprawdę, akurat wtedy to było najważniejsze, dziękuję mamo!
Postanowiłam poszperać w internecie. Standardowo facebook, instagram, czy twitter. Nagle przypomniało mi się jak dziewczyna prosiła o jego autograf. Postanowiłam dowiedzieć się kim on jest. Nie interesowało mnie to zbytnio na początku, nie chciałam wścibiać nosa w nie swoje sprawy. Ale w tym momencie zlekceważyłam swoje słowa.
" Jeon Jungkook...Koreańczyk urodzony w Los Angeles, wraz z rodziną przeprowadził się do Korei, by rozwijać karierę muzyczną. Urodziny 01.09.1997 r. Należy do zespoły Bangtan Boys (BTS). Jest tancerzem oraz wokalistą. W wolnych chwilach zajmuje się graniem na gitarze" (oczywiście to zmyślone informacje)"
Trochę mnie zaskoczył, przejrzałam zdjęcia jego i jego zespołu, przesłuchałam kilku utworów, musiałam przyznać, że są naprawdę dobre. Nie zamierzam teraz zachowywać się jak niektóre dziewczyny w szkole. Już rozumiem ich fascynację, ale ja nadal widzę Jeona, którego nadal próbuję prześcignąć w biegach, lubię z nim rozmawiać, śmiać się. Widzę w nim normalnego chłopaka. A nie gwiazdę.
Weekend minął w szybkim tempie, jak zwykle. W szkole mieliśmy dziś dzień przedmiotów artystycznych. Muzyka, śpiew i inne. To była ostatnia lekcja.
- Dobrze tym razem damy szanse wykazać się Jeonowi. Jeszcze nie miał okazji przedstawić nam swoich zdolności. Mamy nadzieję, że twoje umiejętności są równie dobre na żywo jak i w teledyskach. - Nauczyciel próbował droczyć się z nim, jak z każdym na początku. Profesor Mike był jednym z najlepszych nauczycieli w szkole, każdy cenił sobie jego uwagi. Wyciskał z nas wszystko to co najlepsze. Jungkook chwycił za gitarę. Minęło już sporo czasu odkąd do nas dołączył. Byliśmy bardzo ze sobą zżyci. Mogłabym powiedzieć, że jest dla mnie kimś naprawdę ważnym. Z czasem zaczęłam się zastanawiać czy mam u niego szanse. Wiem, że raz prawie się pocałowaliśmy. Były momenty, kiedy nagle milkliśmy, cisza w ogóle nam nie przeszkadzała. Zaprosił mnie do kina, spacerowaliśmy. W pewnych momentach potrafił chwycić mnie nawet za rękę... Czułam się wtedy naprawdę wyjątkowa. Spojrzałam na niego, stał na środku klasy, jego wzrok również powędrował w moją stronę. Kiedy zaczął grać, poczułam się tak lekko. Ta melodia dosłownie unosiła mnie w powietrze. Lecz kiedy zaczął śpiewać, wróciłam szybko na ziemię. Te słowa...

                                      "Remember the way you meda me feel
                                                     Such young love but
                                       Something in me knew that is was real
                                                     Frozen in my head..." 

On śpiewa dokładnie te same słowa, śpiewa całą piosenkę. Przyjrzałam się dokładnie, jego oczy patrzyły tylko na mnie. Nie zwracał na nic innego uwagi. Do moich oczy napłynęły łzy. Właśnie zdałam sobie sprawę z tego kto stoi naprzeciwko mnie. Kto był obok przez ten cały czas. Jak mogłam nie przypomnieć sobie. Ale czy to znaczy, że on też o mnie nie pamięta? Czy śpiewa to przypadkowo? Proszę powiedz, że to nieprawda, że znowu błądzę i szukam na siłę usprawiedliwień. Proszę...powiedz, że to ty.

Pod wieczór usłyszałam jak dzwoni mój telefon. Byłam w domu, musiałam to wszystko przemyśleć. Może to zwykły przypadek, albo los dał mi szansę. Dzwonił Jeon, prosił o spotkanie.
Szliśmy teraz przez park. Cisza, znowu, ale tym razem jej nie chciałam. Chciałam wiedzieć, dlaczego chciał się ze mną zobaczyć...Chciałam już zadać pytanie, ale wyprzedził mnie.
- Kiedy ujrzałem cię po raz pierwszy od razu cię poznałem. Kiedy tutaj wracałem, najbardziej czekałem na to, by znowu ujrzeć twoją piękną twarz, by znowu zatopić się w twoich dużych oczach. Bardzo pragnąłem usłyszeć znowu twój głos. Zmieniłaś się bardzo, na lepsze. Wyrosłaś na naprawdę przepiękną kobietę. Ale już u ciebie w domu, wiedziałem, że mnie nie poznajesz. Nie chciałem ci nic mówić, bo wiem jak skończyło się nasze ostatnie spotkanie. Płakałaś przeze mnie. Nie chciałem widzieć już smutku w twoich oczach. Ale każdy kawałek mojego ciała tak bardzo chciał cię znowu przytulić. Pragnąłem ci powiedzieć, że jestem już przy twoim boku i chcę przy nim pozostać. Sądziłem, że to bez sensu, nie będę wkraczał z powrotem w twoje poukładane życie, ale nie potrafiłem, chciałem żebyś sobie przypomniała. Przepraszam. - płakałam tak bardzo płakałam. Czułam, że mam zaczerwienione policzki, rękawem wcierałam łzy. Spojrzałam mu głęboko w oczy.
- To ja powinnam cię przeprosić. Zapomniałam o tobie. Nie mogłam nic zrobić, by przypomnieć sobie. Czułam się jakbym miała czarną dziurę w głowie. Powinnam była pamiętać, powinnam przypomnieć sobie, kiedy tylko cię zobaczyłam... - poczułam tylko jak jego ramiona otulają mnie całą. Kochałam jego zapach, kochałam go całego. Tak, kochałam go. Teraz już to wiem. Jeon nie puszczał mnie, trwaliśmy tak jeszcze parę chwil. Czułam się tak dobrze. Jakbym odnalazła swoją drugą połówkę. Właśnie połówka... Spojrzałam na jego nadgarstek, ale na żadnej nie widziałam rzemyka...
- Tego szukasz? - Jeon zaśmiał się, zupełnie tak, jakby wiedział czego szukam. - Mam go cały czas, nigdy o nim nie zapomniałem, ani o  Tobie też. - wyjął tak upragniony rzemyk i zapiął sobie na ręce. Połączyliśmy dwa znaki w całość. A potem nasze usta zrobiły to samo. Czułam się nareszcie skompletowana. Od dłuższego czasu brakowało mi czegoś. Nie wiedziałam co to jest, ale teraz już wiem. Brakowało mi ciebie...

Od Autorki; Serdecznie zapraszam do komentowania, fajnie wiedzieć czy to wam się podoba :) 

Pozdrawiam was wszystkich <3

niedziela, 24 lipca 2016

"A moim szczęściem będzie Jungkook..." (BTS)

Obudziłam się jak zawsze. O tej samej godzinie. Moje życie od pewnego czasu stało się zwykłą monotonią. Budzisz się, funkcjonujesz w dzień i idziesz spać. I tak w kółko, i jeszcze raz i znowu. Dzisiaj jednak był dzień szczególny w moim życiu. Osiemnaste urodziny. Ale tu was zaskoczę, nie moje, tylko mojej przyjaciółki. Caro była bardzo podekscytowana ponieważ to dzisiaj miała odbyć się jej podróż życia. Naprowadzając was, wyjazd na koncert jej ulubionego zespołu. Zbierałam na ten prezent około roku. Bałam się kupić jej tego biletu. Caro jest zwariowana i często, jak to kobieta, zmienna. Wiecie, kupisz jej bilet na koncert ulubionego zespołu a potem jej się odwidzi i co dalej? Biletu nie oddasz. Ale zaryzykowałam i opłaciło się. Energicznym ruchem wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Sięgnęłam po czarne jeansy z dziurami na kolanach. Na górę założyłam chabrową bluzkę z nadrukiem łapacza snów. Obiecuje, że kiedyś zrobię sobie tatuaż z tym motywem. Na sam dół poszły oczywiście air max'y. Razem z Caro mieszkamy w stanach. Nie urodziłyśmy się tu, pochodzimy z Polski, jednak naszym marzeniem było wyjechanie daleko. Mnie przywiodły tu studia. Studiuję architekturę, jestem na piątym roku. Caro studiuje anglistykę. Perfekcyjnie mówi po angielsku. Można powiedzieć, że jest poliglotką, ponieważ jej babcia była podróżniczką, jednak zamieszkała w Korei. Uczyła Caro języka. Od tamtej pory mówi jeszcze po koreańsku. Zazdroszczę, ja znam tylko dwa języki. Ale wracając do głównego tematu dnia dzisiejszego. Samolot Caro odlatuje dzisiaj o dwudziestej pierwszej. Musiałam jej zaraz wręczyć bilet. Przecież biedna musi się jeszcze spakować. Łącznie jej wyjazd ma trwać tydzień. Zeszłam na dół, w kuchni już urzędowała solenizantka. Tak mieszkamy razem, jak to studentki. Zajrzałam do środka. Caro stała przy kuchni i robiła jajecznicę z bekonem. Była blondynką o niebieskich oczach. Miała też nienaganną figurę. Długie nogi, delikatne wcięcie w talii. Wiecie książkowa postawa. Ja za to mam długie, rude włosy i zielone oczy. Od razu zaznaczę, tak naturalne. Jaką mam figurę? Nie potrafię siebie oceniać jednak nie jestem jakaś przy kości. Caro mówi bogini seksu, ale to się nie liczy. Przyjaciółki zawsze cię upiększają. Jeszcze raz spojrzałam na bilet. Muzyka k-pop'u nie była moją ulubioną. Znaczy jest parę fajnych utworów, ale jakoś tak bardzo mnie to nie porywa.
- Wszystkiego Najlepszego Caro! - a co mi tam będzie wielkie wejście. Caro z zaskoczenia prawie upuściła patelnię z jajecznicą.
- Ty wariatko chcesz żebym umarła na zawał?! - widziałam groźbę w jej oczach, jednak potem widziałam jak uśmiecha się i przytula mnie mocno. - Dziękuję za pamięć. Kiwnęłam głową i bez ogródek wręczyłam jej prezent. Spojrzała na bilet była szczęśliwa jednak coś mi tu nie pasowało. Dlaczego nie skakała jeszcze po suficie? I nie krzyczała na cały dom, że jedzie zobaczyć swój zespół i swojego idola?
- Jedziemy na koncert BTS do Korei?! Przytuliła mnie jeszcze raz, ja jednak odchrząknęłam.
- Ty jedziesz Caro. To bilet w dwie strony, ale dla jednej osoby. Uśmiechnęłam się. Nie martw się, masz zakwaterowanie, wyżywienie w kilka dni do zwiedzania państwa.
- No chyba sobie żartujesz, że moje osiemnaste urodziny spędzę bez ciebie?! Nie ma takiej opcji, dlatego... - zostawiła mnie w kuchni i pobiegła do salonu. Po chwili była z powrotem. - mam też bilet dla ciebie. - Słucham? Jak to bilet dla mnie? Skąd wiedziałaś, co ode mnie dostaniesz?
- No a czy muszę się przyznawać? - spojrzała na mnie niewinnym wzrokiem, ja za to pragnęłam mieć teraz lasery w oczach.
- Tak musisz!
- Dobra, no więc...ale od razu mówię, że to był przypadek. Sprzątałam dom w sobotę.
- Przecież ty nigdy nie sprzątasz w swoim pokoju, co dopiero dom?!
- No dlatego mówię, że to był przypadek, ale ty mogłaś pomyśleć, że prezentów nie chowa się pod chlebakiem. - spojrzała na mnie roześmianym wzrokiem.
- Nigdy bym nie pomyślała, że będziesz sprzątała dom w sobotę i tego, że twoje ambicje sięgną do tego stopnia, żeby zajrzeć pod chlebak, wybacz. - okej to był mój błąd. Tamara 0 - 1 Caro.
- Kontynuując, kiedy to znalazłam domyśliłam się, że kupiłaś jeden, na bilecie jest pieczątka biura więc pognałam szybko i wykupiłam drugi na tę samą wycieczkę. Chciałam ten dzień spędzić z tobą rozumiesz? Co to za urodziny bez najlepszej przyjaciółki?
- Czyli moje starania znalezienia dobrej kryjówki na nic. - złość ze mnie uleciała. Teraz tylko pomyślałam o jednym. Mam mało czasu, żeby się spakować! Poleciałyśmy do swoich pokoi po walizki. Pakowanie się zajęło nam około czterech godzin. Jak to kobiety. Była godzina siedemnasta, poszłyśmy coś zjeść na miasto. Nim się obejrzałyśmy stałyśmy już na lotnisku. W drodze do Korei rozmawiałyśmy kogo najbardziej chce zobaczyć. Nawet nie wiedziałam kogo najbardziej lubi. Okazało się, że najbardziej uwielbia V. Podobno jest uroczy i zabawny. Opisała mi każdego po kolei. Po trzygodzinnym locie wylądowałyśmy na głównym lotnisku w Korei Południowej.  Koncert ma się odbyć jutro o osiemnastej. Dzisiaj mamy dzień "zapoznawczy" Autobus zawiózł nas pod hotel. Był ładny nie powiem, dobra był boski kogo ja oszukuje. Pokój był urządzony w nowoczesnym stylu każda miała swój kąt. Jednak nie zagościłyśmy tam na długo, ponieważ od razu postanowiłyśmy pozwiedzać okolice. Od hotelu wystarczyło przejść parę kroków by znaleźć się w centrum.
- Tamara zwolnij nie mam siły! Ile masz pary w tych nogach. To nie są nogi normalnej nastolatki. - odwróciłam się tylko w jej kierunku. Usiadła na jakimś murku.
- Poczekaj tu na mnie kupię ci coś do picia w tamtym sklepie. - wskazałam palcem na mały budynek. Wyglądał na prywatny. Weszłam do środka był ładnie urządzony. Skierowałam się szybko do stoiska z napojami. W sklepie nie było nikogo oprócz mnie i jakiegoś chłopaka w kapturze. O dziwo zakrył się kiedy tylko na niego spojrzałam. Nie należę do osób nieśmiałych, więc gapiłam się na niego otwarcie. Sięgnęłam po pierwszą lepszą wodę. Złapałam jeszcze kilka słodkości i ruszyłam do kasy. Kiedy płaciłam, czułam na sobie spojrzenie tego chłopaka. Zdawało mi się, że aż pali. Teraz on się gapi, okej może. Odwróciłam się, szybko się jednak zatrzymałam. Nie pomyślałabym, że może stać tak blisko mnie. Spojrzałam na niego po raz ostatni, miał prawie czarne oczy. Wyglądały jak głębia bezdenna. Szybkim, lecz pewnym ruchem wyszłam ze sklepu i szłam w stronę Caro.
- Czemu tak długo? Coś cię zatrzymało?
- Tak, pani nie mogła wydać mi reszty. - po części to prawda, bo nie mogła. Spojrzałam ostatni raz na drzwi od sklepu. Jednak nie ujrzałam tego chłopaka znowu.

***

- Kookie ile można na ciebie czekać? - słychać było już V w samochodzie.
- Coś mnie zatrzymało. - uśmiechnąłem się na myśl o tej dziewczynie. Była naprawdę interesująca. Ciekawe czy jeszcze ją kiedyś zobaczę. Razem z V podjechaliśmy do domu Monstera by uzgodnić ostatnie poprawki przed koncertem. Chłopaki głośno i zażarcie dyskutowali o tym kto ma pierwszy wyjść na scenę, jakie kroki powtórzyć. Włączałem się kiedy było to konieczne, myśli zaprzątała mi rudowłosa. Chyba, a raczej na pewno nie jest stąd. Miała całkowicie inną urodę. Jej włosy były inne, była opalona. Była piękna. Chcę ją jeszcze zobaczyć.
- A teraz panowie najważniejsza kwestia. Co robimy po koncercie?
- Ja to co zawsze. - odezwał się Jin. - Znajdę ładną fankę. - zaśmiał się. Nie dziwie mu się. Każdy tak robi. Nie oszukujmy się. Takie są realia. Jeżeli tysiące lasek klei się do ciebie to dlaczego nie skorzystać? Pewnie skończę tak samo. Rutyna, ale co tam.
 Dzisiejszy wieczór potoczył się szybko przy rozmowach z zespołem i muzyką.

***

- Wstawaj Tamara! Dzisiaj nasz wielki dzień! - spojrzałam na nią z ochotą uduszenia, trzymało mnie jedynie to, że wtedy niepotrzebnie wydałabym kasę na bilet.
- Chyba twój wielki dzień, ja chcę spać. - nie mogłam dzisiaj zasnąć. Nie wiem czy to nowe miejsce tak na mnie wpływa czy jestem może czymś rozkojarzona.
- No weź nie rób mi tego jest już dwunasta. Mamy sześć godzin.
- To aż o pięć za dużo. - nie mogłam wytrzymać już dalej narzekania Caro więc wstałam z łóżka. Zachowywałam się jak zombie. Ruszyłam po kawę licząc, że mnie uratuje. Pomogło. Kocham kawę. Szybko wykonałam podstawowe czynności. Caro wywaliła na łóżko całą stertę ubrań i zaczęła je łączyć w różne kreacje.
- Jak myślisz w co mam się ubrać? W sukienkę, a może spodenki? - typowy problem. Sterta ciuchów przed tobą, ale "Nie mam w co się ubrać". Doradziłam jej żeby założyła niebieskie jeansy i szarą bluzkę z rękawem 3/4 wiązaną na przodzie i luźno puszczonym tyłem. Wyglądała na serio ślicznie. Do tego białe trampki i skromne dodatki. Ja raczej preferowałam inny styl. Na koncert zakładam Spodnie ze starego jeansu po przedzierane na udach i kolanach, Do tego mocno przylegającą bluzkę w kolorze czerni z wyciętym dekoltem w serek. Do tego moje air max'y. Nie będę się stroić. Zjadłyśmy w spokoju obiad. Nim się obejrzałam była już siedemnasta. Caro chodziła jak na szpilkach. Cała zestresowana. Zaczynała wariować. Cały czas gada o tym jak to by chciała poznać V, porozmawiać z nim. Nie chciałam psuć jej marzeń, ale to mało możliwe. Jednak Caro jest tak śliczna i cudowna, że tylko kretyn by jej nie docenił. Pojechałyśmy taksówką na miejsce w którym miał odbyć się koncert. Miałyśmy miejsce w pierwszym rzędzie. Więc może marzenie Caro jest do spełnienia. Tysiące dziewczyn, Azjatek przewijało się przed naszymi oczami. Co niektóre dziwnie na nas spoglądały, ja jednak miałam dziwne uczucie. Otacza cię tyle dziewczyn a prawie każda wygląda tak samo jak ta poprzednia. One są identyczne. Przecież od tego aż boli głowa. Ciesze się, że jestem naturalnie ruda. Ustawiłyśmy się pod samą sceną. Czekałyśmy kiedy wyjdą na scenę.

***

- To co panowie, gramy tak jak zawsze. Dajemy czadu! - oznajmił Monster. Uśmiechnąłem się. Cieszę się, że robię to co robię. Muzyka jest moim życiem, nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez niej. Ustawiliśmy się w kolejności już wcześniej omówionej. Wychodziłem ostatni. Za ścianą słychać było piski wszystkich dziewczyn.

***

Kiedy wrzaski były jeszcze głośniejsze uświadomiłam sobie, że to pewnie oni. I nie myliłam się. Wszyscy wyszli na scenę.

***

Ukradkowo rozglądałem się po scenie. W całym szumie i hałasie razem z chłopakami robiliśmy niezłe show. Szło nam świetnie jak zawsze. Zaczęliśmy śpiewać drugą piosenkę, kiedy nagle mnie zamurowało. W oczy rzuciły mi się te włosy. Te długie, rude włosy. Wydaje mi się. Ukradkowo przetarłem oczy, co było trudne bo byłem w ciągłym ruchu. Ale tak to była ona. Stała opierając się o barierkę. Jednak wyglądała tak jakby wcale nie bawiła się dobrze. Uśmiechała się od czasu do czasu do koleżanki obok, swoją drogą też całkiem ładnej. Jednak widać, że wpadła już komuś innemu w oko. Uśmiechnąłem się widząc jak V prawie pomylił kroki. Dziewczyna chyba też to zauważyła bo zaczęła się rumienić. Ta jednak, która zainteresowała mnie była inna. Wyróżniała się wśród bawiących się dziewczyn. Zacząłem się jej badawczo przyglądać, jednak jedno wiem na pewno. Nie wyjdę dzisiaj sam z tego koncertu.

***

Widząc jak ten cały V obserwuje Caro zaczęłam się cieszyć. Widać wpadła mu w oko. Mam nadzieję, że jest teraz szczęśliwa. Spojrzałam w jej stronę, widziałam te radosne iskierki w jej oczach. Zachowywała się jak małolata, ale z gracją. Widać było, że własnie spełnia się jedno z jej marzeń. Zaczynałam się naprawdę dobrze bawić. Nawet niektóre kawałki wpadły mi na tyle w ucho, że chyba pobiorę je sobie na telefon. Nagle poczułam to dziwne uczucie. Jakby ktoś mnie obserwował. Zaczęłam się rozglądać. Jednak niczego nie zauważyłam. Nadal czułam te ciarki na plecach. Spojrzałam tym razem przed siebie. Cały zespół rozglądał się w różne strony, jednak wychwyciłam wzrok jednego z nich. Patrzył na mnie. Ale czy to jego sprawka? Może akurat trafiłam na ten moment. Sprowokowałam go. Nie spuszczałam z niego wzroku. Jungkook bo tak miał na imię, z tego co mówiła mi Caro nie wydawał się zażenowany, wręcz przeciwnie też nie odrywał ode mnie wzroku. Przyjrzałam mu się dokładnie. Uśmiechał się, jednak za tym uśmiechem kryła się pewność siebie. Czy on naprawdę myśli, że jestem jego fanką i jeżeli na mnie spojrzy to będę miała kisiel w majtkach? Muszę go rozczarować. Zmieniłam obiekt obserwacji. Koncert powoli dobiegał końca. W ostatnim utworze wokaliści zaczęli integrować się z publicznością. Wiecie przybijanie piątek, schodzenie ze sceny i asekuracja ochroniarzy. V był blisko nas. Wzrokiem spoglądał na każdą dziewczynę, ale wzrok jakim patrzył na Caro był całkowicie inny. I chyba niektóre z nich zdawały się to zauważyć. W pewnym momencie poczułam jak czyjaś ręka przejeżdża mi po włosach. Był to szybki ruch, ale bardzo pewny. Spojrzałam na bok, a obok mnie znajdował się on. Uśmiechnął się zadziornie i pognał dalej. Czy on się ze mną drażni? To przecież komiczne. Widziałam jak mówi coś do ochroniarza i rusza na scenę. Na sam koniec ukłonili się w iście gwiazdorskim stylu i zeszli nam z widoku. Dało się zauważyć rozczarowanie innych dziewczyn. Ludzie zaczęli stopniowo opuszczać salę. My też zaczęłyśmy powoli kierować się ku wyjściu, kiedy jeden z ochroniarzy nagle zagrodził nam drogę i wyjaśnił, że jeszcze nie możemy wyjść.
- Jak to nie możemy wyjść? - zapytała Caro trochę zdezorientowana, zresztą wcale się jej nie dziwię.
- Poproszono mnie abym zatrzymał Panie po koncercie, to prośba odgórna.
- Odgórna? - powtórzyłam za nim.
- Tak zrobił to na naszą prośbę. - za swoimi plecami usłyszałam głos chłopaka uwielbianego przez Caro. Spojrzałam na nią kątem oka. Stała w osłupieniu, nie wiedząc co ma powiedzieć. Miałam wrażenie, że zaraz się udusi, bo nagle zapomniała jak się oddycha.
- Jak to na waszą? - wydukała po dłuższych próbach. V uśmiechnął się i wyjaśnił o co chodzi.
- Chciałem wraz z resztą zespołu was poznać. Zgaduje, że nie jesteś stąd może pokażę ci okolice ? - ostatnie zdanie szczególnie było wypowiedziane do Caro. Od razu się zgodziła. Okej ale gdzie tu moja rola? Czy nie mogę iść do domu?
- To może zrobimy tak, zabierzesz ją, oprowadzisz czy co tam jeszcze a potem podwieziesz ją do hotelu, a ja pójdę tam teraz bo jestem cholernie zmęczona.  - V starał się analizować moje słowa, momentalnie przestawiłam się na angielski. Wyglądał na trochę zdezorientowanego. No przecież mu ją oddaje powinien się cieszyć. Boże ale jestem okropną przyjaciółką.
- Tyle, że zostałyście obie zaproszone. - usłyszałam znowu inny głos, jednak ten już poznałam. Jungkook ruszył w naszą stronę już w normalnym stroju. Musiałam przyznać, że jak na Azjatę jest przystojny. Sama nie wierze w to co mówię, ale to fakt.
- Tamara proszę! - Caro spojrzała na mnie wzrokiem szczeniaka. Dobrze wie jak mnie podejść. Wredota.
- To jak Tamara? - odezwał się. Spojrzałam na niego z ognikami w oczach. Zaśmiał się. Jezu jak on mnie denerwuje. A pomyśleć, że widzę te osobę pierwszy raz w życiu.
Jeszcze raz postanowiłam analizować wszystkie za i przeciw tego planu. Jednak wzrok wszystkich przeszkadzał mi w logicznym myśleniu, więc tylko westchnęłam.
- Zgoda. - na podziękę dostałam uścisk od Caro. Rany jak ta dziewczyna przeżywa. Dobra Tamara nie bądź wredną suką, gdybyś poszła na koncert Andy'ego Black'a to wtedy płaszczyłabyś się po ziemi. Wiesz o tym. Wszyscy weszliśmy za kulisy. Podziwiałam pracę tych wszystkich ludzi. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik, żeby potem nie było problemów. Ogromna odpowiedzialność. Chłopaki prowadzili nas do ich autobusu, który wyglądał jak mini dom. Przynajmniej w środku. Poznałyśmy resztę ekipy, wszyscy byli bardzo mili. Znalazła się nawet dziewczyna Sugi. Nazywała się May. Sympatyczna dziewczyna o krótkich, brązowych włosach.
- No to co? Skoro każdy się już zna, to może zrobimy dobry uczynek i oprowadzimy dziewczyny po naszym mieście? - V  przemówił i spojrzał na każdego po kolei.
Każdy kiwał zdecydowanie głową.

***

Pokazywali nam kolejne piękne miejsca, byłyśmy nawet w pięknych parkach. Tutaj ma to swój klimat. U nas w Stanach i Polsce jest inaczej. Ludzie mało co doceniają, bo ciągle im mało. Nie każdy potrafi dostrzegać potencjał w małych, na pozór nic nieznaczących szczegółach. Caro z V szli na przodzie, widać, że rozmowa szła im zadziwiająco dobrze. Nie było między nimi ciszy. No ja szłam obok człowieka, który czochrał moje włosy. Pokazywał mi ciekawe okolice i opowiadał o sobie. Czułam zaciekawienie z jednej strony, ale czułam też tą niesamowitą pewność siebie. Uśmiechał się do mnie, był sympatyczny i ta pewność siebie miała pewien urok. Jednak na mnie to nie podziała, za mało się stara.
- Co was sprowadza do nas? - zadał mi kolejne pytanie.
- Wasz koncert, Caro kończy osiemnaście lat, a jej marzeniem było was kiedyś spotkać, a raczej...
- V? Tak to widać, zdecydowanie.
- Owszem, ale jeżeli będzie miał wobec niej jakieś zamiary a ją skrzywdzi, poczuje moją pięść tam gdzie zazwyczaj jej nie czuje. - spojrzałam mu prosto w oczy dając mu przestrogę. Zrozumiał, bo pokiwał głową.
- A ty? Masz już kogoś? - kolejne pytanie. Robił się coraz śmielszy.
- Piszesz książkę? - zaśmiałam się lekko. - Nie narzekam na brak zainteresowania, ale nikt nie jest wystarczająco dobry i inteligenty, żeby móc poznać mnie lepiej.
- Badam grunt. Do kiedy zostajecie?
- Za tydzień wracamy, mamy jeszcze trochę czasu.
- Może dasz się...
- HEJ WY TAM NA SZARYM KOŃCU, MOŻECIE PRZYSPIESZYĆ I DOGONIĆ NAS ŁASKAWIE? - krzyczał Monster. Faktycznie szliśmy spory kawałek od nich i to stało się zupełnie nieświadomie. Jungkook posyłał tylko pioruny w stronę Monstera, zachciało mi się śmiać.
- Pięknie się uśmiechasz, wiesz? - momentalnie przestałam to robić.
- Ty to wiesz jak spłoszyć dziewczynę.

Dzień powoli dobiega końca, chłopaki zaprowadzili nas pod hotel, Suga i May szli w stronę ogrodów, Monster z resztą wolnych singli w stronę klubu, a V i Jungkook zostali, żeby się pożegnać.
- A może masz jeszcze ochotę się przejść...we dwoje? - V zaproponował, a Caro tylko pokiwała głową.
- Będę czekać. - pomachałam jej na pożegnanie. Zostałam sama z nim.

***

Czekałem na to żeby porozmawiać z nią sam na sam. Wydaje się być bardzo intrygującą osobą. I do tego jest niesamowicie ładna. Mam nadzieję, że będzie chciała się ze mną jeszcze spotkać. Rozmawialiśmy, poszliśmy usiąść na ławkę w parku. Jej włosy pięknie wyglądały na tle wszystkich liści. Jednak to prawda, że Polki są najpiękniejsze. Ta lekkość z jaką przychodzi jej rozmawianie ze mną. Nie to, że jestem jakimś bossem, tylko do tej pory każda dziewczyna z którą rozmawiałem, spoglądała na mnie przez pryzmat gwiazdy. I były głupie, po prostu tego nie da się inaczej nazwać. Ona jest inna. Widać, że nie interesuje jej kim jestem. Na koncercie nawet wysyłała mi groźne spojrzenia. Szczególnie gdy ważyłem się popsuć jej fryzurę. Ale nie mogłem się powstrzymać. Jej włosy były takie...
- Miękkie. - chwila...czy ja to powiedziałem na głos? Spojrzałem na nią. Przyglądała mi się badawczo.
- Co chciałeś powiedzieć? Spytała mnie prowokująco, mrugając kilka razy pod rząd. Bawisz się w odważną dziewczynkę? Okej.
- Właśnie rozmyślałem o tym jak miękkie są twoje włosy. - powiedziałem, łapiąc za jeden z koców jej długich włosów. - Takie lśniące i miłe w dotyku. - brałem coraz większe pukle do ręki. Mogłem poczuć, że są niesamowicie mocne. Jej rumieńców nie w sposób było nie zauważyć. Wyrwała mi włosy i spojrzała na mnie.
- Z każdą dziewczyną tak się bawisz? Kołujesz takimi tekstami, a potem już nigdy się nie spotykacie?
Ech. Dziewczyno, gdybyś ty mogła usłyszeć mój wewnętrzny monolog, który wygłaszałem przed chwilą.
- Na razie jesteś jedyną, na którą tak bardzo zwróciłem uwagę. Bardzo mnie intrygujesz. - skoro idziemy już w szczerość...to powiem jej. Jej zdenerwowanie prysło jak mydlana bańka. Zaczęła się znów rumienić, ale pokazywała całą sobą, że nie robi to na niej wrażenia. A przynajmniej starała się to okazywać. - Wcześniej wspominałaś, że nikt nie był dla ciebie zbyt dobry, a skoro przy mnie tracisz głos to znaczy, że jestem wystarczająco dobry ? - Zaskoczyłem ją wiem, ale podoba mi się ten jej wyraz twarzy.
- Uważam, że jest już późno i powinnam już wracać do hotelu. - Uciekała ode mnie wzrokiem.
- Nie lubię, gdy ktoś rozmawiając ze mną nie patrzy mi w oczy. - Po tym słowach wziąłem obie ręce i przyłożyłem je do jej policzków i skierowałem jej głowę w moją stronę. Uśmiechnąłem się.
- Możesz przestać to robić? - zapytała mnie.
- Ale co? - zapytałem nie wiedząc o co chodzi.
- Właśnie to, tak się uśmiechasz i myślisz, że na to polecę? Nie jestem jak każda twoja fanka, bo w sumie to nawet nie jestem twoją fanką. Więc przestań to robić.
- Wiem, że nie jesteś jak każda inna. I dlatego mam zamiar ci to pokazać...
Na mojej dłoni poczułam delikatny pocałunek, był dosłownie tak delikatny, że ledwo go poczułam. Delikatnie chwycił moją dłoń i odprowadził mnie do hotelu. Tym razem szliśmy w ciszy. Jednak to nie była krępująca cisza. Musiałam pomyśleć, co tu w ogóle się dzisiaj wydarzyło. Nasze dłonie co kolejny krok ocierały się o siebie. Odprowadził mnie pod same drzwi pokoju, staliśmy w ciszy i tylko spoglądaliśmy na siebie. Szczerze...miałam nadzieję, że zaproponuje kolejne spotkanie. Jednak on tylko położył swoją dłoń na mojej głowie i potargał moje włosy tak jak na koncercie.
- Dobranoc Tamaro. - posłał mi ostatni uśmiech i odszedł...
Nie wiem dlaczego ale zachciało mi się płakać. Przecież ten człowiek niczego nie zmienił w moim życiu, dlaczego więc mam za nim płakać. Ogarnij się ty idiotko. Jak zawsze narobisz sobie nadziei, a ten ktoś odchodzi, odchodzi i nigdy nie wraca. Odwróciłam się do drzwi, wzięłam głęboki oddech. Nagle poczułam jak czyjeś ręce łapią mnie za moje ramiona i odwracają mnie, potem poczułam tylko bezdech. Bezdech, którego tak pragnęłam poczuć od bardzo dawna. Otworzyłam delikatnie oczy i widziałam jego przymknięte powieki, Jego lekko rozchylone usta. Poczułam, że wraca mi oddech, więc zaczęło mi to przeszkadzać. Oddałam pocałunek, tym razem był on bardzo namacalny i dosłowny. Poczułam go całą sobą i mogłam poczuć wszystkie pozytywne emocje związane z tą chwilą.
- Teraz z czystym sumieniem dodam kolorowych snów, Tam. - pocałował mnie jeszcze raz i odbiegł. Uśmiech sam wskoczył na moją twarz. Poczułam się szczęśliwa. Przyłożyłam palce do ust. Jeszcze czułam delikatne mrowienie. Oj teraz będę miała na pewno kolorowe sny. Kiedy weszłam do pokoju Caro już smacznie spała, widać musiała być bardzo zmęczona, natłokiem emocji i splotu zdarzeń. Poszłam w jej ślady.

Rano poczułam się wyspana, Caro paradowała już po pokoju ze szczoteczką do zębów.
- W końcu się obudziłaś, zaraz mamy schodzić na śniadanie. I nie myśl, że odpuszczę ci składanie zeznań z wczoraj. - puściła mi oczko, na myśl o wczorajszym pożegnaniu poczułam motyle w brzuchu. W końcu rozumiem jak to jest mieć je! Cud Panie i Panowie.
Uszykowane zeszłyśmy do naszego stolika i czekałyśmy na śniadanie. Po paru minutach dało się usłyszeć zamieszanie w głównym korytarzu hotelu. Jakiś tłum osób. Zastanawiałam się o co może chodzić. Z daleka dało się usłyszeć głos kierownika.
- Oczywiście Panowie, zaraz uszykujemy dla was specjalny stół, jakieś życzenia?
Caro otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia, nie wiedziałam o co jej chodzi, dopiero po chwili mój mózg zaczął trawić informacje. To ta kawa mówię wam. Zobaczyłam chłopaków. V i Kookie stali i rozglądali się na strony. Kiedy nas zauważyli powiedzieli coś do kierownika, który tylko spojrzał na nas i zaraz podbiegł do naszego stolika.
- Przepraszam Panie bardzo. Tamci Panowie mają życzenie usiąść z wami przy stoliku, czy istnieje taka możliwość? - Razem z Caro spojrzałyśmy na siebie.
- No nie wiem czy mam ochotę siedzieć z kimś obcym, a ty Tamaro? - zachciało mi się śmiać.
- Ja również, nie rozumiem dlaczego tamci P-A-N-O-W-I-E nie są wystarczająco odważni, żeby samemu o to zapytać. - powiedziałam to wyraźnie patrząc w stronę Jungkooka. Zmierzali właśnie w naszą stronę, przysiedli się do nas po dłuższym błaganiu (nie mogłam się powstrzymać xd).
- Co was tu sprowadza? - spytała Caro.
- Jemy śniadanie. - odpowiedział V patrząc na Caro.
- Ach co za przypadek, że to akurat w tym hotelu. - dodałam.
- Słyszałem, że mają tu dobre jedzenie i wiecie co? Nie zawiodłem się. - Jungkook jadł za trojga ludzi.
- Rany gdzie ty to mieścisz. - odezwałam się zdziwiona.
- Lepiej powiedz jak się spało. - Zmienił temat. Widziałam jego błysk w oku nawiązujący do poprzedniego incydentu. Zacisnęłam delikatnie palce u rąk i nieświadomie przygryzłam wargę.
- Spało mi się wyśmienicie, to pewnie przez tą satynową pościel. - jego mina wyrażała wszystko. Była po prostu bezcenna. V zaczął się śmiać a ja poszłam w jego ślady.  Czułam na sobie spojrzenia niektórych gości. Jakieś dziewczyny po kryjomu robiły zdjęcia, a jeszcze inne zawistnie posyłały nam spojrzenia.
- Mamy dzisiaj sporo pracy, jednak bądźcie gotowe o dwudziestej, dobrze? Wpadniemy po was.
- Dobrze, ale co macie w planach? - spytała Caro.
- To tajemnica.
- Nie, jeżeli kobieta nie wie w co ma się ubrać. - dodała.
- We wszystkim będziesz wyglądać dobrze. - po tych słowach wstali i wyszli, żegnając się z nami. Ja wraz z Caro dokończyłyśmy śniadanie w spokoju. Rozmawiałyśmy sporo o wczorajszym dniu i wieczorze. V zabrał Caro na nocne lody. I postanowili zaszyć się nad jeziorkiem, które pokazywali nam podczas oprowadzania. Opowiadała, jak rozmawiali. Byłam z niej dumna. Cieszyłam się, że może tak dobrze spędzać czas z kimś kto jej imponuje,
- A ciebie pocałował? - zapytała bez ogródek. Trochę zaskoczyło mnie pytanie. Zawiesiłam się na chwilę. - A czyli jednak tak, opowiadaj.
- O czym mam ci opowiadać? Stało się, tak po prostu. - ale ze mnie kłamczucha. - Za to ty w ogóle nie opowiadasz jak całuje.
- Było cudownie i szczerze mam nadzieję, że dzisiaj uda mi się znowu to powtórzyć.

Dzień powoli dobiegał końca i zbliżała się godzina naszego wyjścia. Nie wiedziałam jak mam się ubrać. W sumie żadna z nas nie wiedziała.
Caro zdecydowała się na kombinezon w kolorze delikatnego, lazurowego błękitu. Do tego założyła czarne koturny i biżuterię. Ja postawiłam na czarne jeansy, białą koszulkę i chabrowy żakiet. Do tego założyłam szpilki w tym samym kolorze co żakiet. Byłyśmy już praktycznie gotowe. Parę minut później usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Dobrze wiedząc, kto czeka za nimi, szybko wyszłyśmy. Chłopaki byli ubrani o dziwo normalnie, spodnie i fajne, eleganckie koszule. W drodze do wybranego przez nich miejsca rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Jungkook coraz bardziej zaczął się otwierać przede mną. Ja mogę powiedzieć to samo. Zaczęłam go naprawdę lubić. Był inny niż go sobie wyobrażałam. No cóż, mam nauczkę, nie ocenia się książki po okładce. Coraz bardziej dało się usłyszeć muzykę dobijającą się w centrum miasta. A ja miałam coraz lepszy humor. Wiedziałam, że ten wieczór będzie jednym z lepszych. Mina Caro mówiła to samo.
- Jesteśmy na miejscu, mamy nadzieję, że spodoba się wam. - V spojrzał na nas obie i po naszych minach wnioskując nie miał się o co martwić. Kiedy wysiadałyśmy z auta, chłopcy ściskali delikatne nasze dłonie, by pomóc nam wysiąść. Ale nawet nie wiecie jak się ucieszyłam, kiedy poczułam, że Jungkook wcale nie ma zamiaru puszczać mojej dłoni. Trzymał mnie i spojrzał na mnie niepewnie. Ja w odpowiedzi tyko uśmiechnęłam się. Dodałam mu pewności siebie, i zakomunikowałam, że w ogóle mi to nie przeszkadza. Był to wielki klub muzyczny, ludzie stali w metrowych kolejkach, żeby dostać się do sali w której ja będę za sekundę. Kiedy ujrzeli V oraz Jungkooka od razu zaczęli robić im zdjęcia, oraz prosić o autografy. Ale oni całkowicie nie zwracali na to uwagi.
- Czy na pewno powinniście ignorować tak swoich fanów? - zapytałam z przekąsem. Kookie tylko spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Dzisiaj jestem ze swoją ulubioną fanką. - uniósł brew, jakby ciesząc się w duszy ze swojego podrywu. Dobra nie powiem trochę podziałał...chodź wcale nie jestem jego fanką, wcale.
Muzyka odbijała się echem, byliśmy już w środku, reszta zespołu czekała już na nas. Przywitałyśmy się ze wszystkimi. Po chwili każdy ruszył na parkiet i zaczęliśmy tańczyć. Muzyka bardzo mi odpowiadała. Było mnóstwo śmiechu. Co chwila miałam na oku Caro, ale ona była bardzo zajęta V, albo to on raczej pilnował, żeby nic jej nie rozpraszało w skupianiu jej uwagi na jego osobie. Po chwili Jungkook złapał mnie za rękę i zaczęliśmy tańczyć razem. Blisko siebie, czasami aż za blisko. Wygłupialiśmy się, ale też kiedy tak na niego spoglądałam widziałam chłopaka, zwykłego chłopaka nie gwiazdę zespołu, który jest uwielbiany przez wszystkie dziewczyny. Niczym się nie różnił od innych, chciał tego samego, czyli dobrej zabawy. DJ puścił muzykę do luźnego tańczenia, więc Kookie zaczął się wygłupiać po raz setny dzisiaj. Zaczął tańczyć jak na koncercie, w teledyskach i to centralnie przede mną. To wyglądało tak jakby zaczął mnie wyzywać na pojedynek. Wzięłam to na poważnie. To czego prawie nikt o mnie nie wie: tańczę, nie profesjonalnie, ale coś tam potrafię. Uśmiechnęłam się, zdjęłam szpilki i założyłam baletki jakie miałam na zmianę. Zaczęłam tańczyć na równi z nim, nie robiliśmy z tego wielkiego widowiska, ale ludzie powoli zaczęli zwracać na nas swoją uwagę. Było to trochę krępujące dla mnie, za to Jungkook czuł się jak ryba w wodzie. Najbardziej precyzowałam się w shuffle dance. I wydaje mi się, że zrobiłam na nim wrażenie, ale oczywiście przegrałam. To było do przede wszystkim dla zabawy. Kookie złapał mnie za rękę i wyciągnął mnie na taki wielki balkon. Z góry widzieliśmy całe kolejki ludzi, samochody, ulice.
- Nawet nie wiedziałem, że tak dobrze tańczysz. To było niesamowite.
- Przestań, powaliłeś mnie na kolana. Ja ćwiczę tylko dla siebie. - wypierałam się. Tak chwal mnie, chwal.
- Naprawdę jesteś wyjątkowa. - spojrzał tylko na mnie, chwycił ponownie moją dłoń. Kciukiem zaczął zataczać kółka na jej wierzchu. Darowaliśmy sobie słowa. Poczułam jak moje serce podchodzi mi do gardła. Czy to znaczy, że zakochałam się? Nagle cała muzyka, która tak przesadnie odbijała się w mojej głowie, teraz ucichła. Jakbym była tylko ja i on. Po chwili poczułam jego ciepłe wargi na swoich. Na początku były to delikatne pocałunki, jakby bał się, że mu ucieknę. Jednak wraz z upływającymi sekundami Jungkook stawał się coraz śmielszy. Wtedy stało się coś czego się nie spodziewałam. Cały zespół pojawił się przed nami, Monster trzymał w rękach wielkiego szampana, którego otworzył, wszyscy krzyczeli teksty typu "No nasz Jungkook się zakochał" Byłam w szoku, zaczęłam się śmiać, ale z powrotem poczułam jak jego dłonie zatrzymują się na moich policzkach, i pocałował mnie, znowu. Czułam jak po całym ciele przechodzą mnie dreszcze. Poczułam się naprawdę...wyjątkowo. Chłopak własnie całuje mnie przy całym swoim zespole i innych. Po paru chwilach oderwaliśmy się od siebie, Jungkook objął mnie ramieniem i wzięliśmy szampana do popicia. Po kolejnych godzinach tańczenia  razem z Caro i May porozmawiałyśmy. Po alkoholu zaczął się nam włączać syndrom wyżaleń. Caro opowiadała o tym jak to z V rozmawiała co będzie, kiedy przyjdzie moment rozstania. Trochę posmutniała, bo nie doszli do rozwiązania, ale mam co do tego dobre przeczucia. May opowiadała jak swobodnie czuje się w związku z Sugą. A ja nie musiałam mówić, każdy wiedział i widział. Impreza powoli dobiegała końca. Kookie odwiózł mnie pod hotel, odprowadził pod same drzwi. V powiedział, że nie odda mi Caro, mam się o nią nie martwić, Okej. Tym razem Kookie bez niczego pocałował mnie. Przyszło mu to z wielką łatwością. Oddawałam pocałunki z równym zaangażowaniem co on. Włożył rękę w moje włosy. Znowu poczułam dreszcze. Jego palce przeczesywały moje pasma. Dając mi jeszcze większą przyjemność. Spuściłam dłoń, chwyciłam za klamkę i otworzyłam pokój. Z impetem wpadliśmy do niego. Nie zwracałam uwagi na nic prócz niego. Jego dłonie błądziły po moim ciele, ja wplątałam palce w jego czarne włosy. Były takie gładkie...
Rzuciliśmy się na łóżko, reszta poszła dalej sama. Rundami pozbywaliśmy się swoich ubrań. Jeszcze gdzieś w głębi moja podświadomość mówiła mi "Nie rób tego, za parę dni wyjeżdżasz, już go nie zobaczysz" Tak miałam tego świadomość, ale chciałam tego. Tak bardzo oddawałam się jego ruchom. Dobrze wiedział co lubię, mimo, że w takiej sytuacji znajdowaliśmy się pierwszy raz.
- Jesteś taka cudowna. - wyszeptał mi zmysłowo do ucha. Ja tylko przygryzłam jego płatek uszny. Zaczął mnie całować po szyi, dekolcie. Było mi tak dobrze.
Tej nocy jeszcze długo nie zasnęliśmy...
Tej nocy jeszcze długo nie zapomnę...
Tej nocy oddałam komuś cząstkę siebie...
Tej nocy poczułam się szczęśliwa...
Tej nocy poczułam się wolna...


Przyszedł moment, którego tak bardzo nie chciałam. Dzień, kiedy miałam się rozstać z osobą na której bardzo mi zależało. Pakowałam się bardzo niechętnie. Nie chciałam wracać. Nie chciałam wracać do Stanów. Chciałam zostać tutaj, z nim. Będę za nim bardzo tęsknić. Staliśmy wszyscy na lotnisku, pożegnaliśmy się z zespołem i May. Caro miała łzy w oczach. Było mi jej tak bardzo szkoda. Chciałabym zabrać jej cierpienie, ale niestety sama teraz też próbuję się z tym uporać. Spoglądałam w smutne oczy Jungkooka. Trzymał moją dłoń, mocno. Nie chciał jej puścić wiedziałam o tym.
- I co teraz będzie? - zapytałam smutna.
- Wiem jedno, oszaleję jeżeli pomyślę o tym, że kogoś innego możesz obdarzyć tymi cudownymi uśmiechami. Nie wybaczę sobie, jeżeli ktoś inny będzie trzymał twoją dłoń. I chyba prędzej umrę niż komuś pozwolę posmakować smaku twoich ust. Jesteś moja, rozumiesz? Nikomu cię nie oddam, jesteś całym moim światem. - Kiedy tak słuchałam jego słów...płakałam. W końcu znalazłam miłość, której nie szukałam. Sama do mnie przyszła. Nie pukała do drzwi. Wprosiła się, a teraz chce bezczelnie wyjść, wyrwać drzwi z zawiasów i klamkę. To boli. - Dlatego chcę, żebyś została moją dziewczyną. Jeżeli chcesz, to możesz zostać tutaj ze mną...bardzo bym tego chciał, ale nie mogę cię zmuszać. - byłam bardzo zszokowana. Mogłam się założyć, że w tych sekundach nie wszystkie informacje docierały do mnie. Jak to zostać? Z nim? A co ze szkoła, pracą, przyjaciółmi. Co z Caro?
- Nie wiem czy potrafię rzucić wszystko od tak...to ciężka decyzja. Musisz dać mi trochę czasu. - wiem co powiecie. "No tak dostaje to czego chciała, faceta, który proponuje jej zostanie, a ta wybrzydza." Tylko, że nawet nie wiecie jak bardzo nie chcę wsiadać do tego cholernego samolotu...
- Caro przyszła... - tylko na tyle było mnie stać.
- Rozumiem...mam nadzieję...będę na ciebie czekać Tam. - wiedziałam, że będę płakać, ale nie spodziewałam się, że będę czuła rozdzierający ból. Ból, który zapamiętam.

Wsiadłyśmy do samolotu, pozostało nam piętnaście minut do odlotu...Nie odzywałyśmy się do siebie. Caro spoglądała przed siebie, chciałam ją pocieszyć, ale nie mogłam...
Nagle uświadomiłam sobie, że kocham tego głupka. I nie pokocham nikogo innego. Chcę widzieć jak się uśmiecha, chcę czuć jak mnie całuje. Chcę czuć dotyk jego dłoni na moim ciele.
- Caro, posłuchaj... -  w mgnieniu oka ona wstała.
- Tamara...
- Wiem, chodź. - chwyciłam ją za rękę i pognałyśmy w kierunku wyjścia z samolotu...
Teraz chcę rozpocząć rozdział w życiu, w którym będę szczęśliwa a moim szczęściem będzie Jungkook.





Od Autorki: Piszę ten wstęp już chyba setny raz i nadal nie wiem od czego zacząć. W ogóle nie wiedziałam gdzie wrzucić tą jednopartówkę, bo nijak ma się to do tematyki tego bloga. Ale pomyślałam "trudno". Mam nadzieję, że nie zawiodłam was. Jeżeli ktoś lubi ten zespół (BTS) i zna jego członków to może być w stanie zrozumieć moje uczucia. Łatwo zgadnąć, że utożsamiam się z Tamarą, co daje do zrozumienia, że mam bzika na punkcie Kookiego. Nie wiem, ale kiedy po raz pierwszy ujrzałam tego chłopaka w teledyskach i usłyszałam jak śpiewa...odebrało mi mowę, nie mogłam przestać się w niego wpatrywać. "Fazę" na punkcie k-popu, tego zespołu mam już od dawna i kiedy chciałam przeczytać w internecie jakieś fajne opka dotyczące Jungkooka...nie znalazłam nic co by mi się podobało. (Przepraszam jeżeli ktoś też napisał cos takiego i teraz to czyta, może właśnie twojej notki nie przeczytałam, a powinnam.) Wyślij mi linka! Na pewno przeczytam. Ale na razie nic takiego nie znalazłam, więc stwierdziłam, że sama sobie to napiszę i wszyscy (czyt.ja) będą zadowoleni.

Nie opisywałam scen erotycznych aż tak...uważam, że delikatność i subtelność były tu bardziej na miejscu. I mogliście popłynąć w wodzę waszej wyobraźni. Mam nadzieję, że podobało się wam! A teraz dobranoc! Bywajcie ludziki, do następnej notki. :)

niedziela, 25 stycznia 2015

Szatańska Dziewczyna Część Druga.

Od zawsze podejrzewałam, że coś jest ze mną nie tak. Nie potrafię pozbierać myśli. Czuję jakby moją duszę piekielny ogień rozdrapywał na miliony kawałeczków. To straszne. Nigdy nie byłam w pełni akceptowana przez ludzi. Zawsze schodzili mi z drogi. Bali się takiego agresywnego dziecka jak ja. Odwracali wzrok gdy na nich spoglądałam. Nie miałam nikogo.
Dlaczego taki rozwydrzony bachor chodzi po tej ziemi?
Czemu trzymają ją w kościele?
Czy nie byłoby lepiej gdyby przestała istnieć?
Mała Diablica. Czyste zło. Jej oczy przerażają same w sobie.
Płakałam kiedy nikt nie patrzył. Powtarzałam sobie. Nie jesteś żadnym diabłem! Nie jesteś nim!

- Nie jestem twoim prawdziwym ojcem, jest nim szatan...
Zaniemówiłam. Jak to moim ojcem jest...szatan? Czyli oni mieli racje naprawdę byłam piekielnym dzieckiem,
- To ostrze nazywa się Hinomaru. Twoje demoniczne moce są w nim zapieczętowane. Przekazywany był od pokoleń. Jest to także ostrze przeciwko demonom. Jednak nie możesz go wyjąć z pochwy.
- Dlaczego? Skoro to ma zabijać demony?
- Jeżeli otworzysz miecz uwolnisz swoje moce już mówiłem. Z tym dniem zniknie całe twoje człowieczeństwo... - nie dokończył w pełni swojego zdania. Poczuliśmy głębokie trzęsienie. Szybko wybiegliśmy z kryjówki. W środku było istne pobojowisko. Ściana rozwalona. Wszystkie pomniki, ołtarz były w opłakanym stanie. Do tego na środku stała Karin, a raczej demon. Gdy mnie zauważył zaśmiał się szeroko.
- Wróciłem po Ciebie o Pani. Nie masz przed czym uciekać i tak zawsze cię znajdę. - jego oślizgły język ocierał wargi. Zrobiło mi się nie dobrze. Rzucił się w moją stronę. Moi przyjaciele bronili mnie. Udało im się go na chwilę powstrzymać.
- Sakura! Musisz stąd uciekać. - zawołał...tata? a może jednak już nie?
- Niby gdzie mam uciekać?!
- Masz! - wcisnął mi w rękę zwinięty papier. - Zaraz po wyjściu skontaktujesz się  moim przyjacielem tylko on jest ci w stanie pomóc. A teraz...schowaj się i przeczekaj tą burzę! - poczułam jak wpycha mnie do tej ciemnej nory. Zleciałam ze schodów. Bolało jak cholera. Miałam szczęście, że nie złamałam żadnej kości. Złapałam się za głowę. Musiałam pomyśleć. Dlaczego to przydarzyło się mnie. Zawsze byłam pechowym dzieckiem, ale to? Gdy inni stali w kolejce po szczęście gdzie ja stałam? No powie mi ktoś? Spokojnie -podpowiada mi moje wewnętrzne ja. W tej chwili miałam ją jednak gdzieś. Kochanie ciekawe co byś zrobiła gdybyś teraz była na moim miejscu. Jestem tobą... - słyszałam jej ironię w głosie. Cóż miała rację 1:0, wniosek? Przegrywam sama ze sobą. Cudownie. To głupie, ale... " Jeżeli sens nie ma sensu a brak sensu ma sens to, co jest bezsensowne? "Wszyscy trzymali to przede mną w tajemnicy. Jak mogli? Czuję wielki żal. Gdy byłam młodsza ludzie nie pałali do mnie jakąś pozytywną energią. Ale dawałam sobie radę. Miałam osoby na które mogłam liczyć, Tata pomagał mi zawsze. I dlatego, nie mogę go teraz tam zostawić. Muszę mu pomóc! Podniosłam się. Z całych sił zaczęłam walić w ścianę. Nie wiem ile czasu nad tym spędziłam, ale poczułam jak z moich oczu ulatniają się ciche łzy. Starłam je wierzchem dłoni. Spróbowałam ostatni raz. Rozbiegłam się. I najmocniej jak umiałam uderzyłam barkiem w boczną ścianę. Udało mi się! Wyszłam z ukrycia. Tam toczyła się walka. Moi przyjaciele odmawiali różne modlitwy. Większości nie rozumiałam. Mój staruszek pozbawiał życia Kali, kiedy wypędzał go z ciała Karin padły słowa skierowane do mnie. Nie jestem jedyny! Jestem jednym z milionów! Jesteśmy w miejscach, o których wam się nie śniło! Posiadamy kształty w które nie wierzycie. Nie ważne ile będziesz uciekać, i tak cię dorwiemy, nigdy nie będziesz wolna " I odszedł. Spojrzałam na mojego tatę.
- Teraz będziesz miała szansę uciekaj! - spojrzałam na niego. Myśl o tym, że mogę go już nigdy nie zobaczyć rozdzierała moje serce oraz paliło duszę.
- Kiedy ja nie mogę! Nie chcę cię opuszczać!
- Nie rozumiesz co do ciebie mówię?! Uciekaj! Rób co ci każę albo... - nie dokończył swojej wypowiedzi. Zadławił się. Jego ręce powędrowały do serca. Widziałam grymasy bólu na jego twarzy. Chciałam podbiec do niego, kiedy wystawił swoją dłoń na przeciwko mnie. Wyglądało to tak jakby chciał utworzyć niewidzialną barierę pomiędzy nami.
- Nie podchodź do mnie. - stanęłam w miejscu. Co się dzieje?
- Sakura uważaj! Odejdź od niego!
- Nie rozumiem co się dzieje? - spojrzałam na mojego staruszka. Jego okulary zaczęły pękać. Wokół jego ciała zapłonął ogień i już wiedziałam.
Miałam głęboko w dupie jakiekolwiek zakazy. Podbiegłam do niego. Chciałam mu pomóc.
- Hej nie poddawaj się tato! - złapałam go za ramię. W tedy on spojrzał na mnie, ale jego spojrzenie przerażało mnie. Demonie oczy. Czarne jak otchłań. Nie widać było końca.
- Tego marnego egzorcysty już tu nie ma. - zaśmiał się. Odebrał mu wszystko nawet głos. - Nareszcie mogę cię zobaczyć osobiście. Moja prawdziwa córko. - zaśmiał się. Jego śmiech ogłuszył wszystko inne wokoło. Skupiłam się tylko na nim. Zacisnęłam ręce w pięści.
- Oddaj mi mojego tatę! - nie ważne są więzy krwi. On mnie wychował. To on pełnił rolę mojego ojca, nie ta marna kreatura.
- Jestem Szatan. Władca podziemnego świata. I twój ojciec, wiesz ten prawdziwy. - znowu się śmiał. - A teraz zabieram cię do domu! - jedną ręką utworzył portal. Był niebieski. W środku widziałam pełno zjaw. Wyciągały ręce, jakby czekały na swoją ofiarę, czyli na mnie. Poczułam na sobie jego dotyk. Wzdrygnęłam się. Zaczęłam się szarpać. Moi przyjaciele ruszyli mi z pomocą, ale potem widziałam tylko jak płonęli. Łzy zaczęły skapywać z moich oczu.
- Jesteś słaba, moja córka się mazgai? Muszę jak najszybciej przywrócić twoją dawną formę. - broniłam się jak tylko mogłam. Wiedziałam, że jeżeli mnie tam wrzuci, to już po mnie. Zostanę wymazana z kart historii. Przed oczami przeleciało mi całe życie. Od momentu pierwszych urodzin do teraz. Już się nie szarpałam. Nie widziałam żadnej drogi ucieczki. Wzięłam głęboki oddech. Niech zrobi to szybko.
- Nigdy nie pozwolę ci jej skrzywdzić! - spojrzałam na mojego tatę. Czyżby zdołał oprzeć się mocy samego Szatana?
- Myślisz, że od tak możesz się mnie pozbyć? - widziałam jak oboje walczyli. Tata złapał za nóż, który trzymał w pasie. Otworzyłam szeroko oczy. Nie! On nie może...!
- Nikt mnie nigdy nie opęta. I zapamiętaj ty marna szumowino. Tylko ja jestem jego ojcem. I nigdzie go nie zabierzesz. W tym momencie przebił swoje ciało nożem.
- Ty marny egzorcysto! Jeden ruch, a ja zostałam wepchnięta w bramy do piekła. Ręce zjaw uwiesiły się na mojej szyi, rękach. Zaparłam się mieczem. Spojrzałam na ciało taty, Leżał zabity. Nie zdążyłam mu powiedzieć, jak bardzo go kocham. Wiedziałam jedno, nie mogę dać się złapać w te sidła.
- Brama do piekieł wciągnie wszystko...
 Krzyknęłam. Chciałam w ten sposób dodać sobie sił. Spojrzałam na miecz. Widziałam tylko jedno wyjście. Chwyciłam za pochwę miecza. Nie myśląc, o tym co będzie potem wyciągnęłam miecz. Mojemu ciału od razu towarzyszył ogień, ale tak jak w poprzednim przypadku nie palił mnie. Moje włosy stały się dłuższe. Oczy...inaczej spostrzegałam świat. Kolory były wyraźniejsze. Słyszałam wszystko dokładnie, aż nazbyt dokładnie. Idąc całkowicie za intuicją, odwróciłam się i wsadziłam miecz w sam środek bramy. Jednym, szybkim ruchem przecięłam wrota do piekieł. Wszystko opadło. Wszystko zniknęło. Spojrzałam na ciało taty. Leżał nieruchomo. Nie potrafiłam do niego podejść. Nie wiem dlaczego. Moje serce rozdzierał żal i rozpacz. Cała się trzęsłam.
- Tato...przepraszam.

***

- (...) O Boże, uczyń życiodajną nadzieję w naszych sercach i dozwól, aby ona pocieszyła nas w cierpieniu, którym jesteśmy nawiedzeni. - ksiądz zakończył pogrzeb słowami na które nie zwracałam uwagi. Nie potrafiłam się na niczym skupić. Cały czas przed oczami miałam jego szatańskie oczy i ten perfidny uśmiech. Zacisnęłam ręce w pięści. Niebo chciało pokazać nam, że jest z nami swoją obecnością. Płakało razem z nami. Moje mokre włosy przyklejały się do twarzy. Nikt nie widział mojej twarzy i bardzo dobrze. Chciałam pozostać sama. I po pewnym czasie tak było. Tylko ja zostałam nad grobem ojca. Miecz lekko ciążył mi na plecach, wcale nie był taki ciężki, ale swój ciężar miał. Sięgnęłam do tylnej kieszeni spodni. 
 "Zaraz po wyjściu skontaktujesz się moim przyjacielem tylko on jest ci w stanie pomóc"Wciskałam po kolei dziewięć cyfr. Sygnały na połączenie, stawały się coraz bardziej irytujące.
- Halo kotku czy to mnie szukasz?  - szukałam osoby która do mnie przemawiała. Nigdzie jej nie widziałam. - Hej tutaj jestem. - spojrzałam w górę. Facet siedział na górnej gałęzi starego dębu. Zeskoczył.
- To z tobą miałam się skontaktować? - w tym momencie zastanawiałam się czy tata nie pomylił cyferek. Przecież ten człowiek wyglądał śmiesznie. Nosił koszulę w kratę oraz spodnie w paski. Jego czerwone buty idealnie kontrastowały z białym kapeluszem.
- Nazywam się Ryu. Byłem jego najlepszym przyjacielem.
- Także jesteś egzorcystą?
- Oczywiście. Twój ojciec chciał wychować cię jak na ludzkie dziewczę przystało jednak ty nie sprostałaś jego wymaganiom. Córka Sztatana w ludzkim ciele nie ma prawa plątać się po naszym świecie, do tego w dzień, - wymierzył we mnie broń. Otworzyłam szeroko oczy. - Ja tylko wypełniam rozkazy z góry. Święte Przymierze chce się ciebie pozbyć, jesteś zbyt wielkim zagrożeniem. Chociaż przyznam szkoda będzie zabić taką śliczną buźkę jak twoją. - spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Dlaczego tata dawał mi numer do takiej osoby? Czy na prawdę uważał mnie za zagrożenie? Nie przecież sprzeciwił się samemu Szatanowi i obronił mnie.
- Czy nie miałeś mi pomóc? - on jakby nie usłyszał mnie mówił dalej.
- Albo ja zabiję cię teraz, albo sama to zrobisz. Demon nie może swobodni chodzić po tej ziemi. Więc co wybierasz?
- Żadne z nich. Chcę zostać jedną z was! - zszokowałam go. I wcale się nie dziwiłam. Gdyby, ktoś powiedział mi wcześniej, że jestem córką samego Szatana, mój przybrany, ale jak dla mnie prawdziwy ojciec umrze, kościół pozostanie ruiną i teraz będą chcieli mnie zabić, wyśmiała bym go. I w dodatku zaprowadziła na policję.
- Nie jestem córką Szatana! Moim ojcem był tylko Kobaru! Nikt inny dla mnie się nie liczy. A jeżeli go nie pomszczę nie będę mogła spojrzeć w lustro!
- Czy dobrze rozumiem? Chcesz zabić szatana? - zaśmiał się lekko.
- Owszem. Sprawię, że będzie błagał mnie o litość...- jego reakcja była natychmiastowa - wyśmiał mnie. Poczułam się zażenowana. Jeszcze chwila a ty będziesz mnie błagał o litość!- Co cię tak bawi?
- Jak to co? Ty! Córka samego Szatana chce zostać egzorcystą? Dawno się tak nie uśmiałem, ale dobrze. - jego palec znalazł się przed moimi oczyma. - Jeżeli chcesz zostać egzorcystą musisz poddać swoje emocje i siły na próbę. Ale to wszystko w swoim czasie. Jednak pewnego dnia będziesz musiała spełnić swoją obietnicę. A to nie będzie łatwe zadanie. Doskonale wiem o czym mówisz.

Akademia pod wezwaniem św. Gabriela. była szkołą najlepszą w całym Tokio. Nigdy nie pomyślałabym, że postawię tutaj swoje stopy, a jednak. Akademia ta była dużych rozmiarów. Miała aż pięć budynków. Trzy pierwsze budynki były przeznaczone na naukę dla młodzieży. Kolejne dwa to akademiki. Szkoła wyposażona była również w jadalnie oraz place. Dodam jeszcze, że jest to szkoła dla zwykłych uczniów i tych niezwykłych? Nie wiem jak mam nas nazwać. Nas...bo w sumie od tej pory się do nich zaliczam, prawda? Wszyscy zebrali się w największym budynku. Każdy zajął swoje miejsce. Dyrektor przemawiał do nas wszystkich. Jednak po chwili kazał przemawiać reprezentantom czterech klas. Dziwiło mnie to, że zaczynali od początku, ale może tutaj liczy się hierarchia? Ty się najwięcej znasz, lepiej słuchaj uważnie. Znowu to zrobiła. Zamknij się lepiej - odpowiedziałam mojej wewnętrznej ja.
-  Reprezentant klas pierwszych Uchiha Sasuke!

Od Autorki: No kochani jest część druga. Nadal nie znoszę siebie za to, że robię jednopartówkę w częściach. Ale natchnęło mnie na coś dłuższego i myślałam nawet by zrobić z tego opowiadanie, ale opowiadanie to za długie by nie było to wole jakoś ściśnić tow jednopartówkę rozpisaną na części xD wiem dziwne to xD nie długo będziecie mnie gnębić o kolejne części, ale nwm kiedy coś powstanie. Bo jak zacznie się szkoła to będzie ciężko mówię wam, także od razu się usprawiedliwiam xd. Do trzeciej części miśki! Buźki <3

piątek, 26 grudnia 2014

Szatańska Dziewczyna Część pierwsza.

Biegłam przez ciemny las. Zawsze musiałam się pakować w tarapaty. Mój szybki oddech powodował, że głos załamywał mi się. Nigdy nie pomyślałabym, że zgodzę się na tak głupi i bezmyślny zakład. Moja dumna zawsze była większa niż rozsądek i tym razem też musiałam to udowodnić. " Założę się, że nie wejdziesz do tego lasu " - te słowa przesądziły o wszystkim. Teraz mogę przypłacić to najwyższą ceną. Biegłam dalej. Nie odwracałam się. Wiem jak takie akcje kończą się na filmach i nie chciałam tak skończyć. Usłyszałam trzask łamanej gałęzi, przyspieszyłam. W normalnych warunkach nie byłabym w stanie tak biec, ale dawka adrenaliny jaka obecnie krąży w moim ciele ułatwiała mi to zadanie. Widziałam w oddali granice lasu. Promienie słoneczne przebijały się przez gęste konary drzew. Nie mam pojęcia dlaczego, ale czułam, że jeżeli wybiegnę na słońce będę bezpieczna. Tak też obrałam kierunek, gdzie obecnie promienie słoneczne najbardziej rozjaśniał najbliższy rejon. Nagle zatrzymałam się. Przed sobą ujrzałam nie wielkiej głębokości rów. Musiałam go przeskoczyć. Musiałam się rozbiec. Nie miałam chwili na zastanawianie się. Albo skoczę, ale to coś mnie złapie. Odwróciłam się na moment by ocenić graniczącą odległość jaka powinna starczyć mi na dobry skok. W tej samej chwili poczułam jak coś chwyta mnie mocno za ramie i rzuca na pierwsze lepsze drzewo. Poczułam jak ostra kora drzewa trze moją skórę przez cienką bluzkę. Bolało, przyznaję. Właśnie w tej chwili poczułam prawdziwy strach. Nigdy się niczego nie bałam. A przynajmniej starałam się tego nie robić. Nienawidziłam tego uczucia. Przez błędy przeszłości nienawidziłam siebie w pewnym stopniu. Towarzyszył mi nieodłączny strach przed popełnieniem błędów. 

[...] po raz pierwszy od wielu miesięcy ktoś patrzył na nią nie jak na przedmiot, nie jak na piękną kobietę, lecz w sposób nieuchwytny. Jakby przenikał na wskroś jej duszę, jej strach, jej kruchość, jej niezdolność do walki ze światem, nad którym pozornie dominowała, chodź tak na prawdę niczego o nim nie wiedziała.
Spojrzałam na człowieka, który tak bardzo chce mnie pozbawić życia. Moje oczy wyrażały czysty szok. Nie zauważyłam niczego w czym ta kreatura mogła przypominać nasz pierwowzór. Na pozór widziałam tylko czarną powłokę dymną. Potem mogłam jednak dojrzeć te czerwone krwiste oczy. Widziałam w nich żądzę mordu. Krzyknęłam. Łzy zaczęły lecieć mi z oczu. Nie panowałam nad sobą. Byłam słaba. Nie potrafiłam kontrolować swoich łez. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Kurwa! Dlaczego ja? Gdybym odmówiła, nie wchodziła w ten las. Byłabym teraz w kościele. Spędzałam tam większość swojego życia, ale nie czułam jakiejś specjalnej więzi z wiarą mimo to, że mój staruszek był...egzorcystą. Tak odpędzał złe duchy. Nigdy nie wierzyłam w te brednie, jednak mój tata mawiał zawsze " Wierzyć - to znaczy nie pytać, jak długo mamy iść jeszcze po ciemku " Teraz bardzo chciałabym, żeby tu był. Tato jeżeli mnie słyszysz...proszę uratuj mnie! Krzyczałam w myślach.
Już niedługo znajdziesz się tam gdzie powinnaś się znaleźć...
Spojrzałam przerażona w oczy tego czegoś. Słyszałam to wyraźnie przemówił 
do mnie w myślach. Jego głos brzmiał jak stare, grające, rozstrojone skrzypce. Chciałam odepchnąć go od siebie, jednak on ścisnął mocno moje nadgarstki. Poczułam jak jego ostre szpony przecinają moją skórę. Poczułam nieprzyjemne pieczenie. W tej chwili modliłam się. Może na koniec Pan mi przebaczy. Jednak mają rację. Człowiek w chwilach ostatecznych szuka przebaczenia u Boga. Widziałam jak to coś, nadal nie wiem jak to nazwać zamachuje się, by wymierzyć mi cios. Wstrzymałam oddech. Jedna sekunda, dwie, trzy. Nic. Otworzyłam oczy. Zauważyłam jak ten stwór rozsypuje się przede mną. W blasku promieni słonecznych zauważyłam postać, której powinnam dziękować, uratowała mi w końcu życie. Przed sobą zauważyłam pomocnika mojego ojca. Nie zdążyłam zadać mu jakiegokolwiek pytania, ponieważ ten złapał mnie szybko za nadgarstek. Syknęłam z bólu. W to samo miejsce złapało mnie to coś. Właściwie to co to było?  
Chciałam już zadawać pytania, lecz on uprzedził mnie.
- Nic nie mów. O wszystkim dowiesz się na miejscu. Ja biegnąc za nim dalej kiwnęłam tylko głową. Zastanawiałam się jakim cudem udało mu się go pokonać. Czy to jeden z demonów o których opowiadał mi tata? Czego chciał? Byłam bardzo ciekawa. Nim się obejrzałam stałam już przed bramą kościoła. 
- Nastawcie barierę gwiazdy pięcioramiennej! Nie powinny nam już zagrażać, słońce już góruje na niebie. - mimo chwilowego braku niebezpieczeństwa nasze kroki i tak były szybkie. Weszłam do kaplicy. 
- Gdzie jest staruszek? - zapytałam. 
- Już tu jedzie uczestniczył w ważnym egzorcyzmie, ale po otrzymaniu naszej wiadomości rzucił wszystko i wraca. Będzie za parę godzin. Nie obawiaj się tutaj będziesz bezpieczna.
- Kim są te stwory? Czego chcą? - zadawałam pytania jednak on nie chciał mi na nie odpowiadać. Wszystkiego mam się dowiedzieć od ojca. Mam nadzieję, że szybko wróci. Do tej chwili jednak dostałam zakaz opuszczania kościoła.
Siedziałam na ławce w ogrodzie.Nawet nie wiem ile tutaj już przesiedziałam. Promienie słoneczne tuliły moją twarz, to było takie przyjemne. Jednak wspomnieniami wracałam do chwil...w lesie. Właśnie! Te słowa " Już niedługo znajdziesz się tam gdzie powinnaś się znaleźć... " O co chodziło? Nie mam pojęcia. Do końca wierzyłam, że to tylko zwidy, nie prawda. Ale wiedziałam, że oszukiwać się nie można. Było mi głupio. Nigdy nie wierzyłam tacie. Opowiadał mi o wszystkich jego egzorcyzmach, ale ja nigdy nie brałam ich na poważnie. Teraz wiem, że myliłam się. Spojrzałam przed siebie w oddali zauważyłam te osoby których najmniej się teraz spodziewałam. Może jednak nie chciałam ich widzieć, bo nie wiedziałam czy zaraz nie wyląduje na policji. Zauważyłam jak ta czerwona wiedźma złapała za rękę małą dziewczynkę. Wstałam energicznie. Szłam w ich stronę. Jednak po chwili się zatrzymałam.

"Co by się działo, nie możesz opuszczać terenu kościoła, rozumiesz? Tak, rozumiem" Szlag muszę coś zrobić! Zacisnęłam ręce w pięści. Już nie raz obrywało mi się od taty. Przeżyję i ten raz. Robię to w dobrej wierze, mam nadzieję że zrozumie. Przekroczyłam próg. Ruszyłam w jej stronę. Karin dziewczyna, która uwielbia znęcać się nad słabszymi. Gdy ją widzę mam ochotę ją zabić. Dosłownie i w przenośni.
- Hej czterooka zostaw ją w spokoju! - dziewczynka, która była ciągnięta za włosy oderwała się szybko i podbiegła do mnie chowając się za moim ciałem.
- Czego tutaj szukasz łamago. Jeszcze tutaj łazisz, a nie miałaś być przypadkiem w lesie? - zaśmiała się perfidnie poprawiając swoje okulary. Blask odbitego światła raził mnie niemiłosiernie po oczach. Z Karin znamy się praktycznie od przeczkola. I od przeczkola mam jej dosyć. Zawsze myślała, że jest lepsza od innych, a tak na prawdę nic nie potrafi zrobić. Okej potrafi nałożyć makijaż w trzydzieści sekund, ale to żadne osiągnięcie. Najbardziej jednak gardzę nią za znęcanie się nad słabszymi. Jeszcze chwila a obiecuję, że zedrę jej ten uśmieszek z twarzy. Nim się obejrzałam zaczęło się ściemniać, a ja znalazłam się trochę dalej od Kościoła niż przypuszczałam. Kazałam małej uciekać do domu. Ona tylko kiwnęła głową i ruszyła przed siebie.
- Jeżeli jeszcze raz zobaczę, że znęcasz się nad słabszymi to...
- To co różowa? Myślisz, że możesz mi coś zrobić ty pudrowa laluniu? - spokojnie Sakura wdech i wydech i policz do dziesięciu. Moja wewnętrzna ja była ode mnie sto razy mądrzejsza.
- Zaraz zobaczysz jak to jest oddychać przez złamany nos pokrako. - widziałam jej z lekka przestraszone oczy. Nawet przez te okulary. Ona jest mocna tylko w gadce ja jednak nie tylko gadam. Nie będę stała bezczynnie, kiedy obok dzieje się krzywda, zwłaszcza małemu dziecku. Podeszłam do niej i złapałam ją za kołnierzyk. Myślałam, że to wystarczy by jej lekko pogrozić, jednak ona chwyciła za moje ręce. Nie spodziewałam się tego. W jednej sekundzie na jej twarz wszedł chytry uśmieszek. Byłam zdezorientowana. Spojrzałam w jej oczy, lecz to już nie była ona. To nie były jej oczy. Puściłam ją. 
- I co? Myślisz, że zawsze będziesz górą? Zaraz przywołam cię do porządku ty nędzna dziwko. - To nie była ona! Jej zęby...zaostrzały się. Jej przyjaciółki ewidentnie się bały. Uciekły za najbliższą przecznicę. - Nareszcie odpłacę ci się. A zaraz potem zajmę się tamtą małą dziewczyną. Myślisz, że jej nie znajdę. Doskonale wiem, gdzie się teraz znajduje. - wytrzeszczyłam oczy. A wtedy zrobię z nią to samo co zrobię z Tobą. - zaśmiała się. Ogarnęła mnie wściekłość. Jeszcze nigdy nie znalazłam się w takiej sytuacji. Powinnam się bać, a mnie ogarnia złość. 
- Nie waż się jej tknąć! Jeżeli to zrobisz powyrywam ci nogi z dupy! - poczułam dziwne uczucie. Jakby żar rozdzierał mnie od środka. Złapałam się za głowę. Poczułam jak moje zęby wyostrzają się, zaczęły wyrastać mi pazury. Spojrzałam na swoje ciało ogarniał mnie czerwony...płomień. Jak to jest możliwe? Nie pali mnie. 
- Wiedziałem, że to ty. Nie pomyliłem się. - spojrzałam spanikowana w stronę Karin. Teraz to już nie była ona. 
- Kim jesteś? - zapytałam.
- Me imię jest nieistotne, jednak jeżeli chcesz je usłyszeć Pani, zwę się Kali i to mi przypadnie zaszczyt wprowadzenia cię w twój prawdziwy świat. - ukłonił się lekko. Jaki świat? O co chodzi? - Te płomienie - wskazał na mnie palcem - są oznaką naszego Pana. Szatana. - co? Jak? Nie mogę uwierzyć, Jakie on mi tu pierdoli farmazony. Chce mi powiedzieć, że mam coś wspólnego z synem Szatana? Nagle usłyszałam czyiś głos, tak teraz wiem jak bardzo dobrze mi znany. Mój tata.
- W imię Boga Jedynego w Trójcy Przenajświętszej w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego uciekajcie złe duchy, z tego miejsca, nie patrzcie, nie słuchajcie, nie czcijcie, Albowiem Ja odsyłam was w otchłanie czeluści piekła. Amen. - widziałam jak ciało Karin opuszczają złe moce. Demon próbował się bronić, jednak nic z tego. Moc była zbyt duża. Kali opuścił ciało Karin.
- Sakura chodź! - nic nie powiedziałam tylko biegłam za nim. - Teraz jest za późno ja ukrywanie się. Musimy znaleźć się w kaplicy. Przyjdą po ciebie następni. 
Nie rozumiałam. Kim ja jestem? Dlaczego w jednej sekundzie moje życie zmieniło bieg o sto osiemdziesiąt stopni?
Kim jestem?
Kim jestem,
bez mojego świadectwa, dobrych ocen,
egzaminów.
Kim jestem,
gdy zdejmę modne ciuchy i zarzucę
nadzieję na ramiona.
Kim jestem,
siostrą, córką, przyjacielem
Kim jestem, 
w oczach tych, którzy co dzień
przechodzą obok mnie na ulicy.

Nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Biegłam jak oszołomiona. Widziałam jak mój staruszek użera się z tymi zjawami, Był w moich oczach nie tylko ojcem, ale i przyjacielem. Mogłam powierzyć mu wszystko. Przed oczami stanął mi obraz moich ósmych urodzin.
- Dalej mała pokaż co potrafisz! Tata dzielnie dopingował mnie w zdmuchiwaniu coraz większej ilości świeczek. Tort był czekoladowy. Mój ulubiony. Wzięłam głęboki oddech. Ogień zniknął ze świeczek, jednak po sekundzie znowu się pojawił. To było najdziwniejsze zjawisko w moim życiu, nie licząc dnia dzisiejszego. Pytałam o co chodzi. Widziałam wzrok moich przyjaciół. Strach, zdziwienie. Spojrzałam niepewnie na tatę. Jednak w jego oczach nie ujrzałam tego co u pozostałych. Widziałam jak zawsze ciepło i radość. 
- Tatusiu co się właściwie stało? 
- Kochanie Bóg chciał, abyś przeżyła tą piękną chwilę jeszcze raz. - uwierzyłam mu wtedy.
Teraz jednak wiedziałam, że nie powiedział mi prawdy. Znajdowałam się tuż przed kościołem. Tata nie pozwalał mi zwolnić. Wbiegliśmy do środka a tam wszyscy byli przygotowani do walki. Tata stanął przed ołtarzem. Zaczął przemawiać w języku którego nie potrafiłam zrozumieć. Nagle ołtarz zaczął się przesuwać, a tata gestem ręki kazał mi wejść do środka. Prowadziły nas betonowe schody. Wiedziałam, że mamy mało czasu. W końcu. Zatrzymaliśmy się. Świece oświetlały mały ołtarzyk. Na środku leżał pewien przedmiot. Tata odwrócił się do mnie.
- Mamy mało czasu. Posłuchaj mnie. - chwycił mnie za ramiona. - Przyjdą po ciebie następni. Tak bardzo starałem się zapewnić ci normalne życie, ale teraz wszystko stracone.
- Tato wytłumacz mi o co chodzi.
- Nie jestem twoim prawdziwym ojcem, jest nim szatan...

Od Autorki: Wiem długo mnie nie było, ale szczerze mówiąc nie chciało mi się nic napisać. Wiem zaniedbałam was koteczki, ale też musicie zrozumieć, że jeżeli pisarz nie ma weny to nie napisze nic sensownego. Do tego potrzeba czasu. Na razie wpadłam na taki pomysł. To część pierwsza. Nigdy nie chciałam, żadnej jednopartówki pisać na części, ale ta jednak byłaby taka długa, że nie dałoby się jej przeczytać na raz. Mam nadzieję, że podsyciłam ciekawość :x Do następnego razu Misie! <3



czwartek, 23 października 2014

NOTKA INFORMACYJNA!

 Cześć i czołem kochani!
Dawno mnie tutaj nie było i wiecie już tłumaczyłam się dlaczego.
(czyt. ostatnia jednopartówka " od autorki " ) Chciałabym wam coś ogłosić. Otóż...teraz każdy poleca blogi godne uwagi. Ja chciałabym zrobić to samo. Z tym, że ja chciałabym polecić wam bloga o innej tematyce. Mowa o gatunku fantasy. Jest to blog mojej najlepszej przyjaciółki. Ręczę za nią i mówię, że dziewczyna ma talent! Prowadziła kilka blogów, ale z żadnym niestety nie dotarła do końca. Teraz jednak ma być inaczej. " Mam teraz wszystko przemyślane " , żeby was troszkę zaciekawić podam wam malutki wywiadzik. Zawiera on cztery pytania. Wiem trochę więcej o tym blogu, ale wam nie chcę za dużo zdradzać.
                                        Pochwalę się ( ja jestem Cornelią *-* )
Ewa: O czym będzie opowiadać Twoja historia?
Angie: To historia czterech dziewczyn naznaczonych przez pradawną ciemność, znaną przez długi czas jako bajka czy legenda. Mają w tym swój cel, chodź głównym celem do którego dążą wszyscy wokół jest najwyższa władza, którą otrzyma tylko jedna z nich, jednak nie wiadomo która. Jednak są osoby dla których miara czyjegoś życia jest niczym w drodze do tronu.
Ewa: Jakie przewidujesz przygody?
Angie: Duchy, demony, walka z władzą, intrygi, możliwe, że anioły, ale tego nie jestem jeszcze pewna i wiele innych :)
Ewa: Co sądzisz o swoim pomyśle na bloga?
Angie: Szczerze nie jestem nim specjalnie zachwycona, jak chyba każdym z moich opowiadań, bo uważam że zawsze może być lepiej :) więc tak na prawdę ten blog nie powstałby gdyby nie przyjaciele, którzy mnie do tego namawiali. ( uwzględniam tutaj siebie :p )
Ewa: I najważniejsze! Potwierdzasz publicznie przed wszystkimi moimi czytelnikami ( igrasz z ogniem przypominam ci xD ) czy pragniesz dokończyć tego bloga? ( nie ukrywam wywieram presje )
Angie: Tak ( mówi z nożem przy gardle ) xD lepiej dla mnie bym go skończyła, nie chcę się kiedyś obudzić w bagażniku Opla. xDD

No to by było na tyle mam nadzieję, że zajrzycie a na prawdę warto, ja już ją molestuje o dodawanie rozdziałów. A wierzcie mi robię wszystko co w mojej mocy :). A teraz najważniejsza rzecz w tym poście: Klikacie tutaj. No to teraz nie pozostaje mi nic innego jak życzyć wam miłego czytania prologu i rozdziału pierwszego ! :)

" Wytańczyć życie "

Zaczynamy właśnie w szkole drugi semestr. Chodzenie do szkoły wyczerpuje gorzej niż chodzenie do pracy. Wiem, bo pracowałam i jednocześnie się uczyłam. Nie jestem w stanie pogodzić jednego i drugiego. Musiałam zrezygnować z pracy w kawiarni dla książek z biologi. Jak chciało się zostać w przyszłości lekarzem to trzeba ostro zakuwać. Wiele wydarzyło się w pierwszym półroczu. Zmieniono nam dyrektora. Jest nią teraz Tsunade. Kobieta która jest po czterdziestce, ale nadal posiada hard ducha. Powołano nowego przewodniczącego szkoły. Poprzedni niestety przeniósł się do innej. Zmieniono główny skład czirliderek. Dużo by jeszcze pisać, ale jest również jedna zmiana dotycząca naszej klasy. Do naszego grona miał dojść nowy uczeń.

Ranek. Budzik, mój wierny kompan jak zawsze budził mnie o godzinie szóstej rano. Od dziś zaczynamy pracować na oceny na świadectwie. Miałam tym razem żelazne postanowienie. Poprawić swój język angielski! Tak ten język nie szedł mi najlepiej. W sumie, szczerze mówiąc nic z niego nie umiem. Ratowała mnie moja przyjaciółka Angie. Siedziałyśmy razem w ławce. Pomagała mi na sprawdzianach, kartkówkach. Tylko dzięki niej mam dostateczny z tego przedmiotu. Ja za to byłam jedyną osoba w klasie, która biegle mówiła po niemiecku. Jak dla mnie ten język był sto razy łatwiejszy i bardziej zrozumiały niż angielski. Przenieśmy się z powrotem do mojego pokoju. Ubrana w ciemne rurki i bluzę z conversa zeszłam na dół. Nie miałam czasu na jedzenie. Gdyby była tutaj moja mama dostałabym długa reprymendę na temat najważniejszego posiłku dnia - śniadania. Mieszkam sama. Dlaczego? Po prostu. Chciałam nauczyć się samodzielności. No i w razie wizyty policji w moim domu na temat uszkodzonego samochodu tata nie musiałby się bezpośrednio tłumaczyć. Chciałam mieć samochód. Ale zanim ubłagałam, żeby puścili mnie na jazdy, a potem na sam samochód minął prawie rok. Chcieli załatwiać dodatkowe ubezpieczenie. Naprawdę jestem aż tak kiepskim kierowcą w oczach innych? Powróciłam myślami do kuchni. Woda na kawę gotowa się. Rano nie mogłam obyć się bez tego energetycznego napoju. Ciepła ciecz rozpływała się w moim gardle dając ukojenie. Odstawiłam szklankę do zlewu. Pozmywam po powrocie. Wbrew pozorom jestem bardzo zabieganym człowiekiem. Rano szkoła po południu treningi z tańca. A gdzie w tym czas a naukę? Ech...życie nie jest usłane różami. Wyszłam szybko z domu i wsiadłam do samochodu. Droga do szkoły zajęła mi dziesięć minut.
Na parkingu czekały już na mnie moje przyjaciółki. Angie o której wspominałam już wcześniej i Nami. Chyba nawet mnie nie dostrzegły, bo były bardzo pochłonięte rozmową. Ciekawe o czym tak plotkują?
Podeszłam do nich, by dowiedzieć się o co chodzi.
- Hej dziewczyny o czym tak żywo gadacie? - spojrzałam na nie. Nami zakryła ręką usta śmiejąc się cicho pod nosem.
- Hej Sakura. Podobno ten chłopak co ma dojść do naszej klasy jest motocyklistą. - obie znacząco na mnie spojrzały.
- O co wam chodzi?
- No...sama mówiłaś, że twój chłopak obowiązkowo musi jeździć na motorze. - a więc to o to chodzi. Spojrzałam na nie zamglonym wzrokiem.
- Nawet nie myślcie o tym o czym myślicie, słyszycie? Szczególnie ty Nami. - zmierzyłam ja wzrokiem. Ostatnia swatka jej nie wyszła.
- No co? Skąd mogłam wiedzieć, że zajmuje się hodowlą pająków. - założyła ręce.
- Dlatego proszę nie popełniaj tego samego błędu. - ona tylko się zaśmiała.
- Rączki mam tutaj. - pokazała mi je i jakby udawała, że wkręca żarówki.
- Chodźmy lepiej na zajęcia. - powiedziałam kierując się w stronę wejścia do szkoły.
Jest dopiero drugi semestr, a widać sporo nowych twarzy. Rany co nasza buda nagle popularna się zrobiła?
Oczywiście starzy ludzie się nie zmienili. Zauważyłam blondyna, który perfidnym wzrokiem mierzył sylwetkę mojej przyjaciółki.
- Siema, znowu spadłaś z nieba Angie? - rany czy jego teksty nigdy się nie skończą? Myśli, ze któraś na nie poleci?
- Kosuke daruj sobie swoje dziecinne odzywki. - odezwała się An. - I odczep się w końcu ode mnie! - warknęła podnosząc wzrok znad książek, które trzymała w dłoniach.
- Jestem stu procentowym facetem i nie mam dziecinnych odzywek kochanie. - podszedł do niej i objął ją ramieniem. Chyba ta rozmowa przykuła uwagę innych.
- Żeby być facetem, najpierw powinieneś sprawdzić czy masz coś w gaciach. - ha! Jakim tekstem poleciała. Ewidentnie ludzie zaczęli się śmiać. Jedni głośniej, drudzy mniej, ale wszyscy to słyszeli. Chłopak momentalnie zdjął rękę z jej ramienia i odszedł w drugą stronę. Angie zawsze przyciągała nie tych facetów co potrzeba.
- Chodźmy. - powiedziała, a ja i Nami ruszyłyśmy za nią posłusznie.
Stanęłyśmy pod klasą witając się z resztą. Nowego nie widzę, ale naszą uwagę przykuła blond czupryna, która zmierzała w naszą stronę. Nami zrobiła się lekko czerwona. Naruto, bo tak miał na imię chłopak podobał się jej już od początku liceum. Nigdy ze sobą nie rozmawiali, do czasu imprezy, która odbyła się na końcu pierwszej klasy. Wiecie chcieliśmy uczcić wakacje. Impreza odbyła się w domu Naruto. Wszyscy przyszli, ale na noc została tylko Nami. Za bardzo się upiła i sama nie wiedziała, że zasnęła w jego pokoju. Rano obudziła się obok niego, ale sam mówił i zapewniał ją, że do niczego nie doszło. Nie chciała, by doszło do czegoś między nimi wtedy kiedy była pijana. Rozumiałam ją. Ja miałam kiedyś taki przypadek, ale  w ostatniej chwili oprzytomniałam.
- Hej dziewczyny. Cześć Nami. - spojrzał na nią i uśmiechnął się promiennie. Nami delikatnie spuściła wzrok.
- Hej Naruto. - odpowiedziała. Oj jaka słodka scenka.
- Planuję imprezę z okazji spotkania się z przyjacielem. No i chciałbym go przywitać w naszym klimacie. - zaśmiałam się. Co jak co. Naruto może jest nieodpowiedzialny i ma niedorozwinięty mózg, ale imprezy robi kapitalne. No i nie myślcie, że go nie lubię. Kocham go jako przyjaciela. Jest też szczery i zawsze pomoże.
- Nie ma sprawy, przyjdziemy. - powiedziałam za dziewczyny. Naruciak tylko uśmiechnął się i odszedł.
- On ewidentnie na ciebie leci! - Angie spec od związków. Cudzych związków. Sama miała swoją miłość, ale to już przeszłość. Bynajmniej tak twierdzi. Od tamtej pory miała paru, ale z żadnym nie wytrzymała więcej niż miesiąc. Bała się zaangażować. Chciałyśmy jej otworzyć oczy, ale nie dałyśmy rady. Wspieramy ją na tyle ile możemy. Do naszych uszu doszedł dźwięk dzwonka, ogłaszający pierwszą lekcję - biologię.
Nauczycielka sprawdzała listę obecności.
- Sasuke Uchiha? - spytała, rozglądając się po klasie. Ach. Czyli tak się nazywa ten nowy.
- Jestem. - w drzwiach stanął nowy  chłopak. Wejście smoka normalnie. Każdy momentalnie zwrócił na niego uwagę. Jego chłodną aurę dało się wyczuć na kilometr, ale chyba innym dziewczynom za bardzo to nie przeszkadzało. Ubrany był w ciemne jeansy i podkoszulek z nazwą jakiegoś zespołu. Brakowało tylko dymu wokół jego osoby. I miałby wejście jak w filmie.
- Siadaj - nauczycielka rozejrzała się po klasie - obok Sakury. - wskazała palcem wolne miejsce obok mnie. Chłopak spojrzał tylko na mnie i usiadł obok nic nie mówiąc. Nawet się nie przywitał. Czytałam uważnie tekst o mikroorganizmach, który zadała nam nauczycielka, ale zauważyłam też, że nowy co chwila mierzy mnie ukradkowym spojrzeniem. Nie czułam się swobodnie. Spojrzałam na niego z tekstem mówiącym " o co ci chodzi człowieku ? " Nic nie odpowiedział, skupił się na czytaniu tekstu. Już więcej na mnie nie spojrzał. A ja wiedziałam jedno. Nie polubię tego chłopaka.
Koniec zajęć, został nam jeszcze wf, ale jak dla mnie to nie lekcja. Przebrałyśmy się z dziewczynami w stroje i bez polecenia nauczyciela zaczęłyśmy rozgrzewkę. Na początek bieganie. Oczywiście gadanie podczas biegu to podstawa.
- Sakura no i jak ten nowy? - Nami zadała mi od razu to pytanie, kiedy wysunęłyśmy się na prowadzenie.
- On? Proszę cię. Prawie całą lekcję się na mnie gapił, a kiedy dałam mu do zrozumienia, by przestał odwrócił się i już nawet nie odwrócił głowy lekko w moją stronę.
- Widziałam jak na ciebie spoglądał, ale reszta naszej klasy zamiast spoglądać na tekst gapiło się właśnie na niego.
- Szczerze to wydaje mi się, że go nie polubię. Nawet się nie przywitał. - nie interesował mnie jakiś facet, który myśli, że ma specjalne prawa.
- Nie znoszę, kiedy facet jest narcyzem. No chyba, że jest dobry w łóżku. - spojrzałam wzrokiem mówiącym " chyba sobie żartujesz " na Angie. Kocham ją, czasami nie umiem podążyć za jej tokiem myślenia.
- Nie wiem i nie chcę sprawdzać. Chodźmy, bo Anko już przyszła.
Ostatnia lekcja na dziś się zakończyła. Wszyscy idą do domu, a ja podążam przez miasto w kierunku klubu. Nie zdążyłam wam się pochwalić. Tańczę breakdance. Po raz pierwszy ujrzałam ten styl na ulicy. Pewna grupa na rynku tańczyła codziennie, a ja ich obserwowałam. Zaczęłam sama próbować i tak dziś należę do drużyny, która wygrała mistrzostwa województw. Szykujemy się na mistrzostwa kraju, ale jeszcze długa droga przed nami. Wbiegłam szybko do sali, bo uświadomiłam sobie, że jestem spóźniona. Nasza drużyna nie posiadała trenera, choreografa. Byliśmy tylko my. Sami w sobie byliśmy trenerami. Gdy weszłam do środka. Grupa już rozciągała się na środku. Gdy mnie ujrzeli, uśmiechnęli się i pokiwali rękoma, bym jak najszybciej dołączyła.
- No i jak w szkole, młoda? - nie znoszę tego przezwiska. Ale fakt byłam tu najmłodsza. Tutaj wszyscy mieli minimum dwadzieścia lat. A ja? Siedemnaście.
- Dobrze, do naszej klasy doszedł nowy. Nie polubię go. - stwierdziłam i wzruszyłam ramionami. Kapitanem zespołu był Tenshi. Chłopak, który był najlepszym tancerzem jakiego tylko znałam. To on wziął mnie do zespołu. Pewnego razu zostałam dłużej w szkole na sali i tańczyłam. Wtedy, gdy mnie podglądał byłam na niego zła, ale teraz jestem mu za to wdzięczna. Rozwijam się, a także zyskałam wiernego przyjaciela. Trening trwał jak zawsze dwie godziny. Była już szesnasta. Tenshi zaproponował, że mnie odprowadzi.
- Jak ci życie leci? Dawno się nie widzieliśmy. - tak. wyjechał na trochę za miasto w poszukiwaniu pracy. Nie układało mu się najlepiej w domu, ale jest już dobrze, z czego bardzo się cieszę.
- Wszystko dobrze. Zamieszkałam sama i nareszcie mam własny samochód. - zaśmiałam się. Szliśmy w dresach i torbach na ramie. Nasze ciała były spocone, ale nie przeszkadzało nam to. Pierwsze co zrobię to wezmę prysznic.
- A jak z sercowymi sprawami? Masz kogoś? - oho wkraczamy na niebezpieczne wody.
- Na razie nie. Nie szukam chłopaka. - jego oczach ujrzałam żal. Wiedziałam, że mu się podobam. Ale nie umiałam pokochać go jako chłopaka. Kocham go jak brata. - Przykro mi. - spojrzałam na niego.
- Nie nic się nie stało. Rozumiem. Wiesz dobrze, że mi się podobasz, ale nie mam zamiaru zmuszać cię do niczego. - byłam mu wdzięczna. Był wyrozumiały, szczery, zabawny, pomocny. Dlaczego nie mogę zakochać się w nim? Mam pod nosem człowieka idealnego. Ale przy nim nie czuję motyli w brzuchu. Nie robię się czerwona, chyba, że jestem na treningu.  Nie czuję zawstydzenia. Życie jest okrutne.
- Dziękuję. Ja lecę, do zobaczenia. - na pożegnanie dałam mu całusa w policzek.
W domu wzięłam prysznic i zaczęłam powtarzać materiał z dzisiejszych. Oczywiście otworzony laptop musi być. Nie mogłam się skupić dziś na niczym. Na treningu tez gorzej mi dzisiaj poszło. Nie mogłam zapamiętać prostego układu. Po chwili dostałam sms-a od Naruto. Pewnie dotyczył imprezy.
Naruto: Sakura impreza jest w ten weekend o godzinie osiemnastej. Nic nie przynoś wszystko będzie na miejscu. Przekażesz Angie? Nie mam do niej numeru. Nami już powiedziałem osobiście. :) 
Wcale mnie nie dziwi, że poinformował ją pierwszą. Głupek jeden po imprezie od razu było widać, że coś zaiskrzyło a bagatelizują to obydwoje. Rany, on jest ślepy, a ona niemądra. Dla odmiany teraz ja pobawiłabym się w swatkę. To w cale nie jest głupi pomysł. Można byłby ich gdzieś umówić po lekcjach, ale to będzie trudne. Nami cały czas poświęca jednemu zajęciu - jeździectwu. Konie to jej życie. Chce zostać weterynarzem, który specjalizuje się końmi. No cóż coś się wymyśli. Ale najpierw odpisze Naruto.
Sakura: Okej nie ma sprawy, to do zobaczenia. W ten weekend mam rozumieć Sobotę, prawda?
Po chwili dostałam odpowiedź.
Naruto: Tak. No czyli jak zawsze. Impreza jest jutro. Dziś piątek. Zajrzałam do szafy. Co mam założyć? Chyba zdecyduję się na czarne rajstopy, czarną spódniczkę i krótki bordowy sweter. I do tego brązowe botki. Powinno być całkiem okej. Naszykowałam rzeczy i położyłam na kanapie. Na dziś koniec nauki i zmartwień. Położyłam się na łóżku i myślałam. Nad czym? Jak zaprzyjaźniłam się z dziewczynami. Z Angie chodziłyśmy razem do gimnazjum. Nie kolegowałyśmy się, ale podobał się nam ten sam facet. Tak na początku miałyśmy ochotę wydrapać sobie oczy. No bo jak? Podoba jej się ten sam facet co mnie? A więc wojna! Nasza rywalizacja trwała ponad miesiąc. Potem nasz konflikt został zażegnany. Rey, bo tak miał na imię chłopak o którego się kłóciłyśmy okazał się być zwykłym dupkiem. Na początku zarywał do mnie, a potem do Angie. Leciał na dwa fronty. Nie znoszę takiego zachowania. Kopnęłyśmy go w dupę. Ale na coś się jednak przydał. To przez niego zostałyśmy przyjaciółkami i przyrzekłyśmy sobie nigdy nie pokłócić się z powodu płci słabej. Z Nami znam się za to od liceum. Poznałyśmy się zaraz na początku, bo siedziałyśmy razem na chemii. Nie znoszę tego przedmiotu, a ona go uwielbia. Pomagała mi, a ja jej w niemieckim, Angie też. No i tak od słowa do słowa, od spotkania do spotkania. Teraz jesteśmy nierozłączne. Ja, Nami i Angie. Zamknęłam oczy. Wymyślałam znowu scenariusze, dialogi, które i tak nigdy się nie spełnią. Z wymarzonymi obrazami usnęłam.

Obudził mnie dzwonek do drzwi. W piżamie otworzyłam drzwi. W progu stały dziewczyny.
- Wiesz która jest godzina? - spytała mnie oburzona Nami.
- Nie wiem, a co? - spojrzałam na nie niezrozumiale.
- Jest dwunasta! Obiecałaś nam, że pójdziesz z nami do centrum. Musimy kupić coś na imprezę. - o cholera, faktycznie. Zapomniałam.
- Ajć. Wybaczcie. Wejdźcie, róbcie co chcecie ja zaraz się ogarnę i zejdę do was. - po tych słowach zostawiłam je, a sama pobiegłam na górę i ubrałam się. Szybkim ruchem zeszłam do kuchni. Przy stole czekały dziewczyny.
- Cztery minuty. Rekord. - odezwała się Angie. - bardzo zabawne.
- Serio mierzyłaś? Nie mogłaś za ten czas zrobić mi kawy? - ona tylko wskazała palcem na blat. Stał tam kubek. Posłałam jej wdzięczne spojrzenie. Kto jak kto, ale kawy Angie są najlepsze. Sama pije jej więcej niż ja.
- Dobra wypita, idziemy.

- No i co? Znalazłaś już to czego szukasz? - odezwałam się do Nami. - o rany zakupy z nią to samobójstwo.
- No jeszcze nie. To musi być to coś. To ma do mnie krzyczeć. Weszłyśmy do ostatniego sklepu. Na wejściu Nami stanęła i spojrzała w jeden punkt. Razem z Angie powtórzyłyśmy jej czynność. Na serio? Krzyczą do niej akurat buty? Wpatrywała się w nie jak w największe ciacho, które zobaczyła.
- Muszę je kupić! - wzięła szybko odpowiedni rozmiar i przymierzyła. Okej muszę przyznać, że nogi w tych szpilkach miała zajebiste.
- No i co sądzicie, dziewczyny? - Angie wydawała się zaniemówić. Chyba owe szpilki przypadły jej do gustu.
- Dwa słowa - odezwała się po chwili. - Pożyczasz je. - dodała. Kocham te dziewczyny i nie wiem co bym zrobiła, gdybym ich nie poznała.
Wyszłyśmy ze sklepu z nową zdobyczą Nami. Chciałyśmy być już w domu. Jak dobrze mieć samochód. To takie wygodne. Po chwili byłyśmy u mnie w domu. Pokazałam dziewczyna moją kreację na imprezę.
- No super będziesz wyglądać. - pochwaliła mnie An. Dziewczyny też prezentowały się zjawiskowo. An ubrała czarną sukienkę z baskinką. Górę miała ćwiekowaną i miała po środku suwak. Piękna. Do tego niebieskie szpilki, które pasowały do torebki. Nami jako jedyna założyła lekko przecierane jeansy, czarną koronkową bluzkę z prześwitującymi, luźnymi rękawami i szpilki świeżo zakupione. Wszystkie wyglądałyśmy pięknie.
- No to co dziewczyny, jedziemy? - zapytałam z uśmiechem, obracając w dłoniach kluczyki.

Rany, nie ważne ile razy tutaj byłam dom Naruto zawsze będzie mnie szokował swoją wielkością. Jego tata jest lekarzem a mama prowadzi własną firmę, dlatego się nie dziwić. Często nie ma ich w domu, ale kiedy już są starają się cały swój czas poświęcać blondynowi.
- Nigdy się nie przyzwyczaję. - jęknęła Nami. Jakby czytała mi w myślach.
- Szykuj się, niedługo sama tu zamieszkasz. - powiedziała An i dała lekkiego kuksańca w bok Nami. Zaśmiałam się, bo biedaczka zrobiła się czerwona i nie widziała co odpowiedzieć. An musiała dodać swoje pięć groszy, ale to zabawne. Nie raz potrafi przygasić człowieka swoimi tekstami z górnej półki. Przykład mieliście w szkole. A to tylko kropla w morzu. Nami była z reguły cicha i spokojna. Na pozór. Przy nas potrafiła się wyluzować, a kiedy trzeba pokazuje pazurki.
- Hej dziewczyny, czekałem na was! - z daleka można było rozpoznać jego głos. Organizator imprezy przybył. - Świetnie wyglądasz Nami. - pierwsze co zrobił to przywitał się z nią, no bo jakby inaczej. Dał jej buziaka w policzek. Widziałam jej już czerwoną twarz. Dopiero swoją uwagę skierował na nas. - Też wyglądacie zniewalająco. Chodźcie poznam was z moim przyjacielem. - chwycił za rękę Nami i kazał nam iść dalej. - Jak oni słodko wyglądają. Wyczuwam miłość w powietrzu. Chciałabym jeszcze tylko mieć strzały amora, by ich jeszcze popchać w swoim kierunku. Już się postaram o to by Nami  też dziś została. Przeciskaliśmy się przez tych wszystkich ludzi, by dotrzeć do centrum zabawy. Ogrodu. Naruto ciągał za sobą Nami, a ona starała się dotrzymać mu kroku w tych butach. Ja bym nie dała rady tak biegać. Dlatego preferuje koturny. Nareszcie blondyn zatrzymał się, a my zaraz za nimi.
- Dziewczyny przedstawiam wam Sasuke. - no to chyba jakieś żarty.  Serio to on jest przyjacielem Naruto? On chyba był tak samo zdziwiony jak ja, ale nie dał tego po sobie poznać.
- Sasuke to jest Angie, Nami i Sakura. - przedstawił nas.
- My się już znamy, ale nie tak oficjalnie, bo ktoś nie raczył się nawet przedstawić. - prychnęłam. On tylko spojrzał na mnie spod byka i wyciągnął rękę.
- Sasuke Uchiha. - uścisnęłam ją chcąc nie chcąc.
- Sakura Haruno. - odwróciłam głowę teatralnie. Wyobraźcie to sobie. Dwie osoby z niechęcią się sobie przedstawiają a inni przyjaciele gapią się na ciebie jakbyś przed chwilą wywołała wojnę domową.
- Sasuke siedzi z Sakurą na biologi. - wyjaśniła Nami Naruto, bo on chyba nic nie rozumiał.
- Ach... no okej powiedzmy, że rozumiem waszą niechęć. - Angie położyła mi rękę na ramieniu.
- Idziemy na drinka? - spytała.
- Nawet nie musisz pytać. - odpowiedziałam. - Nami idziesz z nami? - spytałam. Ona nie zdążyła nic powiedzieć, bo wyręczył ją Naruto.
- Wy idźcie, a ja ją porywam na parkiet. - zasalutował i uśmiechnął się i pobiegł z naszą przyjaciółką na parkiet. Sasuke odszedł, a my z An poszłyśmy na drinka.
On ma nawet barmana? Serio? Nie było tu ostatnio nikogo takiego. Czy Naruto stwierdził, że lepiej będzie, że jedna osoba ma się tym zajmować. W sumie dobry pomysł.
- Hej dwa mocne drinki proszę! - krzyknęłam barmanowi do ucha. A był nawet przystojny. Uśmiechnął się i zrobił nam po drinku.
- Aż tak nie przypadł ci do gustu? - zapytała mnie An. Czemu ma zamiar rozmawiać akurat o nim?
- Nie. A ty jak tam masz kogoś na oku? - odbiłam piłeczkę. Widziałam jej minę. Nie była zachwycona, że odwlekam temat.
- Jest ktoś taki, ale nic ci nie powiem, dopóki ty nie powiesz mi za co dokładnie go nie znosisz.
- No bo widzisz go. Zachowuje się jak narcyz, pała do mnie niechęcią, to ja nie mam zamiaru sie przed nim płaszczyć. Nie będę jedną z tych wszystkich dziewczyn. - wskazałam palcem na tłum dziewczyn, które oblegały nowego.
- Swoją drogą całkiem nieźle się rusza. - powiedziała An. Okej nie ruszał się źle, a raczej zawodowo. Te kroki były dobre. Ale wydaje mi się, że gdzieś je już widziałam. Ale chyba publiczność reagowała zbyt energicznie. Nie pokazał jeszcze nic aż tak efektownego. Prychnęłam.
- Och znam to spojrzenie. - uśmiechnęła się. - No idź i pokaż mu kto tu jest najlepszy. - o nie. Ja nigdzie się nie ruszam. Po prostu mierzyłam go wzrokiem. W jednej chwili nasze spojrzenia się spotkały. Moje pogardliwe, a jego zbyt pewne siebie. Chyba trochę już wypił, bo jego mroczna aura zniknęła a pojawiła się aura pewnego siebie dupka. Odwrócił się w moją stronę. Jakby chciał powiedzieć " No chodź ". Nie wiem czy to ten jeden drink dał mi trochę odwagi czy ostre słowa An, ale wstałam i kierowałam się w jego stronę. Przez całą drogę mierzył mnie wzrokiem. Ludzie lekko usuwali mi się z drogi. Sasuke czekał na mnie. Kiedy stanęłam na przeciwko niego uśmiechnął się w moja stronę. Ten uśmiech był taki zabójczy. Muzyka zmieniła się na jeszcze szybszą. Sasuke wyciągnął ku mnie rękę. Ujęłam ja, a on szybko mną obrócił. Po chwili poczułam jego rękę na mojej talii. Prowadził mną. Był to taniec trochę inny bo oczywiście musiał dodać własne akcenty. Czy ty mi rzucasz wyzwanie? Okej. Odpowiedziałam. Zaczęłam tańczyć w rytm muzyki. Gwizdanie, oklaski jeszcze bardziej mnie nakręcały. On zamiast odpuścić zacząć odpowiadać. Nasz taniec był jak połączenie ognia z lodem. Niedopasowany a jednak zawsze razem. Ludzie zrobili nam miejsce na parkiecie. A ja nawet zauważyłam w tym tłumie twarz Nami i Naruto. Chciałam jej powiedzieć, żeby nie zwracała nawet na to uwagi, ale brunet odciął moją uwagę. Ponownie chwycił mnie za rękę i położył ją na swojej szyi. Swoją położył na mojej talii i poczułam jak opadam w dół. Zaplątałam moją nogę o jego, by uniknąć upadku, ale poczułam jak zatrzymuje się przy samej ziemi. Jego ręka jeszcze bardziej przylgnęła do mojego ciała. Muzyka ustała. Oddychałam ciężko tak jak on. Spoglądał na mnie inaczej. W jego wzroku nie mogłam dopatrzeć się chłodu i obojętności. Widziałam coś innego. Jakby iskrę. Jego oddech też powoli się uspokajał. Wszyscy bili nam brawo. Ludzie byli zachwyceni. Do tej pory nikt nie wiedział, że tańczę oprócz dziewczyn i Naruto. Cały czas byłam pochylona do dołu. Sasuke nie przenosił spojrzenia. Obserwował mnie.
- Jesteś świetna. - szepnął mi do ucha. I poczułam jak z powrotem staję w pionie. To zdecydowanie była najdziwniejsza impreza.
Zabawa powoli dobiegała końca. Wszyscy powoli się zwijali. Miałam zrealizować swój plan. Cholera! W tłumie ludzi przewinęła mi się An. Wzięłam ją pod ramię.
- Miałam sprawić by Naruto i Nami poszli dalej w swoim kierunku. Mam zamiar to zrobić. Pomożesz mi? Jeszcze nie jest za późno. - błagałam ją.
- Wtedy kiedy ty zabawiałaś się z Sasuke ja zdążyłam już wszystko zrobić. - co? Czy An też od początku myślała o tym samym co ja?
- Co zrobiłaś? - byłam bardzo ciekawa.
- Po prostu kazałam Naruto pogadać z nią, a dodałam tylko, że Nami jest na górze. - zaśmiała się.
- Nie zgadnę, a Nami powiedziałaś, że Naruto chce z nią pogadać i czka na górze, prawda? - kąciki moich ust podniosły się ku górze.
- Dokładnie. Jak myślisz będzie na nas zła, gdy dowie się, że ją zostawiłyśmy? - wątpię.
- Nie chyba nie. Ale idziemy, by nie zdążyła nas zobaczyć, chociaż i tak wątpię by teraz akurat spędzała czas na szukaniu nas. - zaśmiałyśmy się i ruszyłyśmy w stronę mojego domu.

Nie obyło się bez bólu głowy. Obudziło nas walenie w drzwi. Co? Przecież jest niedziela rano. Zeszłam na dół, myśląc czym zabić dobijającego się człowieka. Otworzyłam drzwi z miną istnego mordercy, ale szybko moja mina uległa zmianie.
- Nami co tu tu robisz? - miałaś być u niego, no!
- Zabije was i uduszę. Pokroję i tak od nowa. - podrapałam się po głowie.
- Wiesz teoretycznie to jak nas najpierw zabijesz to nie ma sensu nas dusić. - odezwałam się. Widziałam jak zaciska ręce w pięści. - widzicie! O takiej złej Nami wam mówiłam! Już nie żyję.
- Znowu to zrobiłyście! Mam normalnie ochotę was zamordować. Musicie sprawiać, że muszę zawsze lądować w jego pokoju? - słyszałam jak po schodach schodzi An.
- Kto się tak drze o tak wczesnej porze? - zapytała zła, ale jej reakcja na widok Nam była taka sama jak moja. Znaczy ja powiedziałam co innego.
- Nami? No i co wieczorne balety w łóżku wyszły? - zapytała z szatańskim uśmiechem. Ja obserwowałam jak twarz Nami staje się cała czerwona, a ona sama nic nie powiedziała. Otworzyłam szeroko oczy.
- Nami...poważnie? - zapytałam, jej brak reakcji mówił wszystko! - An udało nam się! Przybiłam sobie z nią żółwika. Byłam taka zadowolona! Nareszcie poszli w dobrą stronę. Teraz to już żadna nie jest dziewicą. Zaśmiałam się ze swoich myśli. Tańczyłam taniec zadowolenia.
Weszłyśmy do kuchni i zaczęłyśmy gadać.
- No i jak to było? - An naciskała. Musiała wiedzieć w końcu sama ich popchnęła ku temu. Nami lekko zarumieniona zaczęła opowiadać.
- No...po prostu jak oboje znaleźliśmy się w pokoju to zrozumieliśmy, że nas wrobiłaś. Miałam już schodzić na dół, ale w ostatniej chwili, Naruto powiedział, że nie ma ochoty na tańce. Zaproponował film, no to ja się zgodziłam i oglądaliśmy ten film i ...
- I nie wiesz jakie było jego zakończenie, bo byłaś zajęta czymś innym. - zaśmiała się. An była bezpośrednia.
- Ale ja nie wiem, jak mam się teraz przy nim zachować.
- Proste, od teraz możesz nazywać się jego dziewczyną. - powiedziałam. No przecież to było oczywiste. Naruto nawet nie oglądał się za innymi. W jego głowie była tylko ona.
- Zgadzam się z Sakurą. Zobaczysz, że ty nic nie musisz robić. On sam podejdzie do ciebie, nie znasz go? Jeszcze ogłosi to wszystkim. - Nami otworzyła szeroko oczy i schowała głowę w kolana.
- Oj daj spokój. Chodziło mi o to że ogłosi wszystkim, że jesteście parą. Zobaczysz będzie okej. Dasz radę. W końcu teraz powinnaś myśleć o nim jak o rycerzu. - dodała. - W sumie każdy facet ma coś z rycerza.
- Tak...szkoda, że najczęściej jest to zakuty łeb. - odezwałam się. - Ale to nie tyczy się Naruto. - wywinęłam się, gdy ujrzałam wzrok mojej przyjaciółki.
- A jak tańczyło ci się wczoraj z tym zakutym łbem? - teraz to Nami postanowiła mnie podręczyć.
- Nijak. Dobrze tańczy i tyle.
- Tak jasne, nigdy nie pokazywałaś, że potrafisz tańczyć, a on się pojawia na parkiecie a ty tańczysz razem z nim. - dobra tu mnie masz.
- Musiałam mu pokazać, jak się tańczy na prawdę. - wzruszyłam ramionami i wstałam by zrobić kawę. Nie mogłam jednak z głowy wyrzucić tych kroków. Na bank je już gdzieś widziałam.
- Dobra, dobra, przyznaj się, że na niego lecisz Sakura. - An przewróciła oczami. Zaśmiałam się.
- Ja w nim? Proszę cię, masz zamiar porównywać mnie do tych pustych lasek, które nie zamieniły z nim ani słowa, a już wyobrażają sobie, że jadą razem w kierunku tęczy?
- Wiesz dla ciebie mogę spalić im tę tęczę. - powiedziała gładko An. Spojrzałam na nią spod byka.
- Dzięki, będę pamiętać. - odpowiedziałam z pomrukiem. - Nie wiem jak wy. - powiedziałam upijając ostatni kawy. - Ale ja się przebieram i idę na trening. - dodałam. Włożyłam szklankę do zlewu.
- Dzisiaj też masz trening? Rany dziewczyno zwolnij trochę.
- Nie mogę opuścić treningu. Tenshi powiedział, że grupa rywalizująca chce rewanżu o to kto wystąpi na zawodach krajowych. A i chce mnie o czymś poinformować. - wzruszyłam ramionami.

Dziś trenowaliśmy ciężej niż zazwyczaj. Wszystkie układy powtarzaliśmy po kilka razy. Każdy najmniejszy błąd był wyłapywany przez Tenshiego. Nie wiem dlaczego dziś mamy taką napiętą atmosferę. Nawet Kiba bał się odezwać, a ona robił za głównego żartownisia tej drużyny.
- Dobra koniec. - odezwał się nasz kapitan. Spojrzałam na niego kontem oka. Każdy spakował swoje rzeczy i powoli wyszedł z sali. Bez pożegnania. Wzięłam torbę. Wszystko mnie bolało. Dzisiejszy trening zdecydowanie był jednym z najcięższych. Może mu przejdzie.
- Sakura, zostań. - wydał mi polecenie, ale tym razem nie usłyszałam rozkazu w jego głosie. Spojrzałam na niego. Wydawał się zmieszany, jakby nie wiedział co ma zrobić.
- Słucham? Mam nadzieję, że nie będziesz na mnie krzyczał. Jesteś nie w humorze, ale to nie znaczy, że musisz się na nas wyżywać. - powiedziałam stanowczo. On tylko pokręcił głową, usiadł na sali i poklepał miejsce obok siebie. Po chwili już mówił mi o co chodzi.
- Posłuchaj, wyjeżdżam. Nie wiem na ile. - co on do mnie przed chwilą powiedział?
- Jak? Przecież mamy rewanż i musisz nas przygotowywać do mistrzostw. Tensi co się dzieje? - spojrzałam na niego uważnie.
- Moja rodzina znowu ma długi. Muszę im pomóc. Wiem, że dacie sobie radę. Jesteście dobrze przygotowani.
- Dobrze, a kto ma nas trenować? - spytałam. Nie wyobrażałam sobie całej tej sytuacji.
- Odpowiedź jest całkiem prosta. Ty będziesz od teraz nowym kapitanem. - że co? Czy on sobie ze mnie żartuje?
- Ja? Ja nie potrafię trenować naszych. Poza tym nie mają do mnie respektu takiego samego jak do ciebie. I hello jestem tu najmłodsza. Masz lepszych tancerzy ode mnie w zespole. - Tenshi pokręcił tylko głową.
- Nie, ty się nadajesz na to w sam raz. Widziałem cię na ulicach i wtedy na sali. Wiedziałem, że będziesz świetną tancerką i nie myliłem się. Jesteś perfekcyjna. Masz dobrą technikę i unikalne figury. Tylko musisz pokazać, że nie dasz wejść sobie na głowę. - dla mnie jednak wciąż było to nierealne. Ja siedemnastoletnia licealistka ma trenować starszych od siebie o parę lat? Nie, no po prostu nie.
- Gdzie wyjeżdżasz?
- Do Stanów, norma. Sakura proszę obiecaj mi, ze się zgodzisz. Nie znam lepszych na to stanowisko. Jeżeli się nie zgodzisz grupa się rozpadnie, a na krajowe pojedzie drużyna Itachiego. Tego chyba nie chcesz, prawda? - no tak owszem nie chcę, ale nadal nie wyobrażam sobie siebie na pozycji kapitana. To wielki obowiązek. Nie ma mowy nie zgodzę się!
- Dobrze, zgadzam się. - nie jestem asertywna. Powinnam nauczyć się odmawiać. Poczułam mocny uścisk. Byłam smutna, że znowu od nas odchodził. Ale w jego rodzinie na prawdę nie jest kolorowo. Mieliśmy się pożegnać, ale wpadło mi coś do głowy.
- Tenshi, poczekaj! Mam dylemat. Możesz mi powiedzieć czy ty tez widziałeś już gdzieś te kroki? - odtańczyłam kawałek kroków Sasuke. Starałam się wykonać je jak najlepiej.
- No oczywiście, że znam. Te kroki wymyślił Itachi na naszą walkę finałową do turnieju. Był bardzo blisko wygranej dzięki tej kombinacji. Gdzie je widziałaś?
- Na imprezie był taki chłopak, który tańczył te same kroki. - powiedziałam. Tylko skąd Sasuke zna te kroki? Czyżby coś ich łączyło?
- Nie wiem skąd je zna. Może ich się po prostu nauczył. Występy były filmowane. - możliwe. W końcu to wydarzenie było jednym z głośniejszych w tamtym roku.
- Może. No to kiedy wylatujesz?
- Dziś wieczorem. - czyli to pożegnanie. Oczy mi się zaszkliły. Nie lubię, kiedy odchodził. Przytuliłam go. Odprowadził mnie pod sam dom. Pogadaliśmy i jeszcze raz życzyłam mu wszystkiego dobrego i by jak najszybciej wrócił. " Nie bój się Sakura, nawet się nie zorientujesz, a ja będę już z powrotem. " Trzymam cię za słowo...

Poniedziałek. Znowu kolejny tydzień szkoły. Sasuke nie wydawał się być już taki oschły dla mnie. Nawet czasami pogadaliśmy na biologii. Kiedy zaczepił mnie na korytarzu wszystkie dziewczyny miały ostre ogniki w oczach. Nie wiem o co im chodzi. W cale się nie dziwię Sasuke, że nie ma ochoty z nimi gadać. Gapią się jak na najlepszy towar.
- Sakura, podwieźć cię? - obok mnie zatrzymał się samochód i spod przyciemnianych szyb usłyszałam znajomy głos. O wilku mowa.
- Cześć Sasuke, pewnie, dzięki. - wsiadłam. Samochód miał serio luksusowy. Nie powiem wam jak się dokładnie nazywa, bo kompletnie się na tym nie znam, ale wiem tyle, że to BMW. Jechał wolno, chodź ulice były puste.
- Czemu jedziesz tak wolno? - zapytałam. Spojrzał tylko na mnie i uśmiechnął się.
- Bo jak przyśpieszę, będziemy mieli mniej czasu na pogadanie. - uśmiechnął się. Uśmiechnął się? Jeszcze nie widziałam uśmiechu na jego twarzy.
- To o czym chciałbyś pogadać?
- Na imprezie pokazałaś klasę. Ruszasz się fenomenalnie. - czy on mi schlebia?
- Dziękuje, ty też dobrze tańczysz. Szczególnie twoje ostatnie kroki mnie zainteresowały. - spojrzał na mnie. - Tak nauczyłem się ich od brata. - brata?! Itachi ma brata? W sumie...jakby się przyjrzeć to są nawet podobni. Bracia. Dlaczego ja na to nie wpadłam?
- Coś się stało? Zareagowałaś dosyć dziwnie. - spojrzał na mnie uważnie.
- Nie po prostu...musisz mieć zdolnego brata. - zagadnęłam.
- Tak, Itachi jest już kupę lat w tym stażu. Nie znam lepszego tancerza od niego. Szczerze mówiąc to nawet dla niego tu przyjechałem. - a to ciekawe.
- Co masz na myśli?
- Powierza mi swoją grupę. Mamy zamiar wygrać z grupą, która wygryzła ich w rundzie do mistrzostw krajowych. Mam zamiar pokazać im gdzie jest ich miejsce. Nie mają z nami szans. - słucham? Nie mamy szans? Moja mimika uległa zmianie. Z wesołej na pochmurna i złą.
- Czy coś się stało? - zapytał mnie.
- Nie...nic się nie stało. Życzę powodzenia. - uśmiechnęłam się sztucznie.  Przyda wam się. 
- Dzięki.

- Sakura, Sakura! - szłam nikogo nie słuchając. W głowie mam już scenariusz jak rozwalić Sasuke na dogrywce. Przerwałam swoje rozmyślenia, bo poczułam jak Nami wiesza mi się na ramieniu.
- No zatrzymaj się żeż w końcu! - zawołała mi prosto do ucha, a ja jak na komendę się zatrzymałam.
- Słucham? - nie wiedziałam co jest takie ważne, żeby wyrywać mnie z pogrążania drużyny Sasuke.
- Angie ma chłopaka! - orzeźwiłam się momentalnie.  Kiedy ona się zdążyła umówić?
- Nie mam chłopaka tylko poznałam jednego takiego... - widziałam jej minę. Niby ją to nie ruszało, ale w środku toczyła się wojna sprzecznych emocji. Skoro Angie się nim zainteresowała to chłopak musi być wyjątkowy.  
- Jak się nazywa i jak go poznałaś? - czy mi się wydaje czy ona lekko się zaczerwieniła?  
- Nazywa się Jake. Jest studentem. Studiuje pedagogikę. W przyszłości chce zostać nauczycielem. Fajny facet. Spotkałam go, jak ty wyszłaś na trening. Szłam do domu i na niego wpadłam. Przeprosił i w ramach tego zaprosił mnie na kawę. I to tyle. - czyli to tylko zwykłe spotkanie. Nami jak zwykle przesadza.
- No i zaprosił mnie do kina. - dodała po chwili z uśmiechem na ustach. Okej, teraz zwracam jej honor. Czyli spodobała się studencikowi? Ciekawe. Spojrzałam na nią swoim jedynym spojrzeniem mówiącym " jeżeli się z nim nie umówisz wydrapie ci oczy " Chyba zrozumiała moje przesłanie.
- Dobra, dobra, ale teraz ja ci sprzedam newsa. Nami idzie na noc do Naruto. Wiesz " Maraton " - powiedziała w cudzysłowie An. - Dobrze wiemy co będą robić. - zaśmiała się An. Okej ja jej towarzyszyłam to było zabawne.
- Nie prawda, masz tak zaniżony poziom myślenia An. Ludzie nie wszędzie widza sytuacje do seksu tak jak ty. - skoszona An i to w dodatku przez Nami. Co tu się dzieje? Ziemia staje się płaska? Ona nie wiedziała co odpowiedzieć. Resztę dnia spędziłyśmy na rozmowach. Ja natomiast wyłapywałam spojrzenia Sasuke, ale nawet jego głębokie oczy nie przeszkodziły mi w realizowaniu mojego planu.

Właśnie szykowałam się do wejścia na trening. Bałam się jak cholera. Nie wiem jak zareagują na nie w nowej roli. Mam nadzieję, że nie będzie aż tak źle. Złapałam za klamkę i wzięłam głęboki oddech. W środku znajdowali się już wszyscy. Na mój widok zaprzestali wykonywania jakichkolwiek czynności.
- Cześć wam. - przywitałam się ze wszystkimi.
- Witamy panią kapitan. - odezwał się Kiba. Wiedzą? - Tenshi nas powiadomił o tym, że wyjeżdża i o tym, że od dziś to ty przejmujesz stery mała. - zaśmiał się i przyjaźnie objął mnie ramieniem. Powiedział im? I widać przyjęli to na spokojnie. Całe szczęście.
- A tu jest list do pani kapitan. - Sash podała mi kopertę. Otworzyłam. Miejsce, data, godzina spotkania. Rewanż.
- To już za tydzień. - powiedziałam. Mamy tylko tydzień na przygotowanie choreografii. Najciekawsze jest to, że wybrał ciekawą ulicę. Wiśniowa. Tam zaczynałam moją przygodę z tańcem.
- Posłuchajcie, mamy tydzień do rewanżu. Tydzień ciężkiej pracy, potu i łez. Musimy to wygrać! - krzyknęłam i zgniotłam kartkę. Wszyscy kiwnęli głowami. Zabieramy się do pracy! Ćwiczenia, ćwiczenia i jeszcze raz ćwiczenia.
Pod koniec obiecaliśmy sobie jedno. Nigdy się nie poddamy.
Dni mijały szybko. Szkoła, trening, szkoła, trening i tak w kółko. Nie żyłam niczym tylko wygraną. Przygotowaliśmy naprawdę dobry układ. W dodatku ostatnio zdarzyła się pewna rzecz, która zmiotła mój cały optymizm. Wyobraźcie sobie, że zanurzacie się w mojej pamięci...
- Sakura musimy pogadać. - Sasuke złapał mnie za rękę i pociągnął w głąb korytarza. Oczywiście nie obyło się bez wścibskich spojrzeń dziewczyn. Ale to było chyba ważne, bo mocno ściskał moją dłoń. Bo jakbym miała w planach uciec. Gdy już dotarliśmy do celu. Puścił mnie i bez owijania w bawełnę powiedział.
- Musisz ze mną zatańczyć na pewnym rewanżu. - co? Nie no nie wierzę! Czy on w ogóle wie do kogo o tym mówi?
- Dlaczego akurat ja? I dlaczego mi to proponujesz?
- Jesteś bardzo dobra. Opanowałabyś szybko układ. Wymyśliłem dobre zakończenie i potrzebuję do tego ciebie. - spojrzał w moje oczy po chwili ujął moje dłonie. Romantyk się znalazł. Pokręciłam głową.
- Sasuke wybacz mi, ale jestem zajęta i nie mogę ci pomóc.
- Nawet nie wiesz, kiedy to jest. - nie, nie, nie jak mam mu odmówić? Przecież nie powiem " nie masz o co prosić, bo właśnie gadasz z kapitanem twoich przeciwników "
- Wybacz, ale prosisz niewłaściwą osobę. Puściłam jego dłonie. Nie mogę ci pomóc. - chciałam odejść, ale on mi nie pozwolił.
- Sakura. - jego głos był inny. Czyżby wrócił zimny Sasuke? Złapał mnie za ramię i obrócił. Znalazłam się przy ścianie. Jego ręce znalazły się po obu stronach mojej głowy. - zrozum, że jesteś jedyna, która może sprostać temu układowi. - spojrzał w moje oczy. - Chyba podobało ci się jak ze mną tańczyłaś. Mogłabyś nawet dołączyć na stałe.  Od razu bym cię przyjął. - przy ostatnim zdaniu kącik jego ust podniósł się do góry. Chyba zmierzamy ku innym wodom. Udało mi się uwolnić z " pułapki " i powiedziałam...
- Nie! Sasuke nie przyjmuje twojej propozycji. Nie chcę z tobą tańczyć. - odeszłam jak najszybciej.
Byłam zszokowana i do tej pory jestem. Wydawało mi się, że jego prośba miała drugie dno, ale jakie to nie mam pojęcia. Jedno wiem, dni zleciały jak z bicza strzelił, a rewanż jest już jutro...
Razem z drużyna ćwiczyliśmy po parę godzin. Nie mamy zamiaru tak łatwo się poddać, ba przegrana nie wchodzi w grę.

A co jeżeli nam się nie uda? W pewnym momencie człowiek mimo ciężkiej pracy wątpi. Nie jest w stanie ocenić na co go stać. Życie to niekończąca się przygoda. Porażki, zwycięstwa wszystko co robimy - robimy dla nas. Dlatego musimy dążyć do naszych marzeń, spełniać je by pod koniec naszej wędrówki przez życie iść z podniesiona głową. Wiedzieć, że zrobiliśmy wszystko co mogliśmy. Na dworze panowała lekka szarówka. Zastanawiałam się jak to wszystko się potoczy. Z Sasuke na prawdę łapałam dobry kontakt. Chciałabym taki utrzymać bez względu na to jaki będzie koniec. Ale w głębi duszy chcę z nim wygrać. Dla Tenshiego. Chciałabym pokazać mu, że może na mnie liczyć i mogę poprowadzić drużynę do zwycięstwa.
Weszliśmy w bramę. Krótki ciemniejszy korytarz dzielił nas od celu. Temperatura spadała z każdą minutą. Słyszałam głos motywujący przeciwną drużynę. Moje serce zaczęło szybciej bić. Nogi lekko drżały. Nie chcę go stracić...
Pokazaliśmy się. Na przód naszej drużyny wyszedł Kiba. Oczy naszych przeciwników zwróciły się na bruneta. Wraz z kapitanem.
- Chcę rozpocząć rozmową z kapitanem. - odezwał się Sasuke. Z jednej strony nie mogłam doczekać się jego zdziwionej miny, ale z drugiej...
Wzięłam głęboki oddech, a moje nogi prowadziły mnie przed szereg. Miałam kaptur na głowie. Spojrzałam na Sasuke. Widziałam, że przygląda mi się, ale nie spodziewał się chyba mnie. Ach...miejmy to już za sobą. Zdjęłam kaptur. Spod niego uwolniła się kaskada różowych włosów. Spojrzałam prosto w jego oczy. Zdziwienie ogarnęło całą jego twarz.
- Cześć Sasuke. - dlaczego tylko takie słowa przyszły mi do głowy? Jego przymrużone oczy zwiastowały mocne wiatry.
- Dlatego nie chciałaś ze mną tańczyć? Bo tańczysz z nimi? - spojrzał na mnie spod byka. Ocho zaraz się zacznie. Dlaczego on nie może być ugodowym człowiekiem?
- Tak tańczę z nimi. I widzę, że nie za bardzo ci się to podoba. - moja postawa również uległa zmianie. Panowała cisza tylko my zawieraliśmy głos. Nasi członkowie czekali na nasze polecenia, jednak jak na razie na nic się nie zanosiło.
- Gdybyś tańczyła z nami, mogłabyś nauczyć się o wiele więcej. Na prawdę chcesz tańczyć z nimi?
- Po pierwsze: Przegraliście z nami za pierwszym razem i dopilnuję byście i teraz przegrali. Po drugie: nimi? To są moi przyjaciele i to oni przyczynią się do waszej porażki. - odwróciłam się i machnięciem ręki dałam im znak by zaczynali. Muzyka rozpoczęła się wraz z pierwszymi krokami. Cała "scena" była nasza. Toprocki spowodowały, że drużyna Sasuke stała lekko zdezorientowana, ale wiedziałam jedno nie poddadzą się tak łatwo. Wraz z lekką pomyłką w krokach drużyna Sasuke ruszyła do kontrataku. Dynamiczne kroki z gestykulacją były na wysokim poziomie. Crossover w połączeniu z Hulsterem wyglądały niesamowicie. Dlatego uznałam, że teraz nasza kolej. Ruszyłam na sam przód. 1990, Headspin. Obroty na głowie, na jednej ręce w pozycji wyprostowanej. Słyszałam głos moich kolegów. Dopingowali mnie. Uśmiechnęłam się i zakończyłam bellymillsem. Jest to windmill z przejściem na brzuch. Jego mina mówiła sama za siebie był wkurzony. Nie pozostawił tego bez odezwu. Halo, Flary, wszystkie jego figury były imponujące. Widać, że odziedziczył pasję po starszym bracie. Musiał go podziwiać. To tak jak ja Tenshiego. Tańczyliśmy już dłuższy czas. Każdy zaczął opadać z sił. Jedni tańczyli wolniej, inni mylili kroki. Tak jak i z mojego zespołu, jak i z Sasuke. Ja i on nie przestawaliśmy. Dawaliśmy z siebie dwieście procent. Po kolejnych minutach zostaliśmy sami na "scenie" Teraz on albo ja. Zaczęliśmy od Freezów. Air Jordan, Baby Freeze Open, Ninja Freez. W życiu jak w tańcu - każdy krok ma znaczenie. Nie mogłam pokazać mu, że i ja jestem już u kresu wytrzymałości. Po tych wszystkich słowach, które mu powiedziałam, nie mogę przegrać. Taniec to mój świat, w którym zostawiam wszystkie swe smutki i odcinam się od rzeczywistości. To jest coś w czym jestem na prawdę dobra. Tak jak ekstaza umożliwia przekraczanie własnych granic, tak taniec jest sposobem unoszenia się w przestrzeni. Spojrzałam na Sasuke raz jeszcze. Był skupiony na swoich krokach, a ja pomyślałam, że rusza się jak Bóg. Przypomniał mi się moment naszego pierwszego tańca. Na dyskotece. Chciałam mu wtedy pokazać, że nie jest najlepszym tancerzem w domu Naruto, ale wtedy też chciałam z nim zatańczyć...bo chciałam. To jest bardziej skomplikowane niż wygląda. Spojrzałam w jego oczy. On zrobił to samo. Nasze ruchy były tak płynne i zgrane ze sobą, że ktoś z zewnątrz mógłby pomyśleć, że to wszystko jest zaplanowane. Ale tak nie było. Widziałam jak Sasuke w jednym momencie odskoczył. Ja zrobiłam to samo. Zaczęliśmy biec do siebie i w ostatnim momencie stanęliśmy na przeciwko siebie. Muzyka ucichła. Inni nie spuszczali z nas wzroku. Nasze ciężkie oddechy zgrywały się ze sobą. Nasze ciała chciały odpoczynku i wyraźnie to akcentowały. Nadal nie wiemy kto wygrał.
- I co? - postanowiłam zadać to pytanie pierwsza. W moich myślach przewijały się nikłe uśmiechy Sasuke. Nikt ich pewnie nie dostrzegał, ale ja owszem. Zamiast jego głosu usłyszałam głos Kiby.
- Uważam, że kolejny rewanż nie ma sensu. I tak żadne z was się nie podda. - w tym samym momencie usłyszałam mruknięcie bruneta.
- Nie chętnie, ale przyznaję mu rację. - spojrzałam na niego z niemałym zdziwieniem w oczach. - Jednak, remis to nie wygrana, ale i nie przegrana. - no fakt tu ma racje.
- No to co robimy? - poszło pytanie z tłumu. W tej chwili poczułam, że muszę zrobić coś szalonego, bo może to mieć pozytywne skutki. A, że ja zawsze słucham swojej intuicji to...
- Może utworzymy jedną grupę? - tak o tym mówiłam. Szalone co nie? Wzrok wszystkich utkwił na mnie. Niskiej, spoconej, kudłatej dziewczynie, która rzuca (nie)realne propozycje. No, ale czy to jest zły pomysł? Nikt z nas nie wygra tego rewanżu. Ja a tym bardziej Sasuke - mowa o jego męskiej dumie nie odpuści. Ale czy przyłączając się do wrogiej drużyny to nie to samo? Wyciągnęłam do niego rękę. Sasuke spojrzał na moją dłoń, potem spojrzeniem obrzucił swoja drużynę i moją.
- Nie wydaje mi się, aby wasz wcześniejszy kapitan był zadowolony. - odparł na jednym wdechu. Postanowiłam powiedzieć jedno zdanie godnego przywódcy ( chyba )
- Tenschi wyjechał. Nie ma go tu z nami. Gdyby był poszło by łatwiej. Więc to ja jestem kapitanem i on nie ma nic do powiedzenia. - uśmiechnęłam się. Nie wiem dlaczego. Poczułam, że powinnam to zrobić. Wzrok Sasuke spoczął na mnie. Bacznie mnie obserwował. Minęło trochę czasu, ale poczułam to. Uścisk dłoni. Nie wierzę, że to się stało! Postanowiłam zrobić kolejny niemożliwy czyn. Z radości rzuciłam mu się na szyję. Nie spodziewał się tego. Razem upadliśmy na ziemię. Inni członkowie naszych zespołów podchodzili do siebie, ale najpierw musieli się z nas zaśmiać. No bo jakby inaczej.
- Masz szczęście już ręka zaczynała mi powoli mdleć. - usiadłam na nim, a on leżał na ziemi. On tylko przekręcił oczami i ...uśmiechnął się! Tak prawdziwie i na dłużej. Nie mogłam się napatrzeć. W jednej chwili zdałam sobie sprawę z jednej ważnej rzeczy. Podoba mi się Sasuke Uchiha.
- Powinieneś częściej się uśmiechać, do twarzy ci z nim. - teraz to ja się zaśmiałam. Chciałam z niego zejść, ale w tym samem momencie poczułam jak jego dłoń ciągnie mnie z powrotem w dół. Jednak tym razem wylądowałam trochę inaczej. Nasze usta się spotkały. Nie mogę uwierzyć w to co się właśnie wydarzyło. Jego pocałunek był taki namiętny. Oddałam go, nie musiał długo czekać. Trwał krótko, ale wiedziałam, że tak prędko tego nie zapomnę. Z tego wszystkiego nie mogłam wydusić ani słowa.
- Długo na to czekałem. - powiedział mi do ucha. Przyjemne dreszcze przeszły przez moje ciało. Uśmiechnęłam się i dałam mu pstryczka w nos. Nie mogłam się oprzeć. Jego mina jak u małego dziecka. Wstałam z niego i podałam mu rękę on przyjął ją i razem z resztą grupy zaczęliśmy się poznawać.

Tego samego dnia spotkałam się z Sasuke w parku. Długo rozmawialiśmy, o tańcu, pasjach, życiu i o naszym pocałunku włącznie. Długo na to czekałem... Te słowa zapadły w mojej pamięci. Byłam lekko onieśmielona, ale radość zdecydowanie przeważa w tym zestawieniu. Muszę jeszcze dodać jedną, małą ale istotną rzecz. Podczas spaceru chwycił mnie za rękę. Pozwoliłam mu ją trzymać. Było to bardzo miłe uczucie. Jakby dotykały cię skrzydła motyla. Byłam szczęśliwa.
Szliśmy w cieniu. Słabe światło dawały tylko lampy, które były daleko od siebie. Z daleka ujrzeliśmy ławkę, postanowiliśmy tam usiąść.
- Nie sądzisz, że to piękny widok?  - zapytałam. Mnie osobiście urzekał. - Oczywiście ja miałam na myśli jego oblicze. Miałam nieodparte wrażenie jakbym rozmawiała z innym człowiekiem. Ten uśmiech wydawał się taki naturalny, jakby robił to setki razy, oboje wiemy, że to nie prawda.
- Tak, ty też jesteś piękna. - zarumieniłam się, gdy usłyszałam te słowa. Chyba zrozumiał moją przenośnie. Schowałam nos w szal, który owijał moją szyję. Zapadł na chwilę moment ciszy. Trwaliśmy tak parę minut. Wsłuchiwałam się w wieczorny poryw wiatru, w odgłosy natury, jednak po chwili dane mi było usłyszeć jego głos.
- Wiesz, kiedy po raz pierwszy cię ujrzałem wiedziałem, że moje życie tutaj nie będzie nudne.
- Podjąłeś ciekawy temat. Co ty tutaj tak właściwie robisz? Oprócz rewanżu i drużyny co cię tu trzyma? Mieszkałeś w innym mieście niedaleko.
- Tutaj mam bliżej do wszystkiego i mogę cię częściej widywać. - mów do mnie jeszcze. - Kiedy tańczyłem z tobą na imprezie poczułem, że to jest to. Wiedziałem, że muszę z tobą tańczyć.  Ty tak jak ja czujesz taniec swoim sercem i duszą. Widać to po twoich ruchach i emocjach jakie okazujesz swojemu partnerowi, a wtedy pokazałaś mi zawziętość. I to mnie urzekło. Twoja szczerość. - nie wiedziałam co powiedzieć.
- Faktycznie na imprezie musiałam ci pokazać kto tu rządzi. - moje nieskromne oblicze w końcu się odezwało. Zaśmiałam się na sam koniec. Po mojej wypowiedzi milczeliśmy. Znowu. Wpatrywaliśmy się w siebie, ja uległam po chwili i spuściłam wzrok. Jednak po chwili poczułam jak ręka Sasuke chwyta delikatnie mój podbródek. Musiałam wglądać jak wystraszone dziecko, bo jego mina wyrażała lekkie rozbawienie najwidoczniej moja osobą. Lecz to nie trwało długo. Poczułam muśnięcie jego warg. Pod wpływem impulsu moje dłonie powędrowały na jego policzki. Pocałunek przestał być delikatny. Iskra przemieniła się w żywy ogień. Nie przejmowała się tym, że ktoś może przejść obok nich. Liczyła się tylko ta chwila. Po chwili jednak jego pocałunki zaczęły stopniowo maleć. Wiedziałam, że nie czas i nie miejsce na to. Poczułam jak wewnętrzna część mnie została rozbudzona i niezadowolona.
- Odprowadzę cię. - pokiwałam tylko lekko głową i ruszyliśmy w stronę mojego domu.  
 
Tak ten dzień zdecydowanie mogę uznać za szalony. Wiem, że łączą mnie z Sasuke głębsze relacje, ale czy mogę się uznać za jego...dziewczynę?  Musiałam się poradzić z ekspertami w tej dziedzinie. 
- No oczywiście, że jesteś jego dziewczyną! - usłyszałam w słuchawce głos Nami.
- Angie, znowu urządzacie sobie nockę beze mnie? - odparłam lekko zawiedziona.
- Nie chciałyśmy ci przeszkadzać, miałaś ważną rozgrywkę w tańcu. A w ogóle i jak poszło?
- Może wpadnę do ciebie i tam wam wszystko opowiem?
- Dobra, czekamy.
30 minut później...  
- (...) I wtedy mnie pocałował. - skończyłam wygłaszać swój monolog. Dziewczyny siedziały w jednym miejscu a ich buzie otwierane były do nienaturalnych rozmiarów. Pierwsza otrząsnęła się Nami.
- Hm...nie można zaprzeczyć, że coś was łączy. Ale z kolei oficjalnie nie poprosił cię o chodzenie prawda?
- Prawda. - no tak...nie wypowiedział trzech istotnych słów. " Będziesz moją dziewczyną? "
- Nami jesteś staroświecka. Ty już całowałaś się z Naruto i uprawialiście seks a i tak nie chodziliście ze sobą. Mamy XXI wiek. - Nami na jej wypowiedź zrobiła się czerwona. Sama już nie wiedziałam co z tym wszystkim mam zrobić.
- Może zrobisz tak jak ja? Zobaczysz jutro w szkole. Będziesz obserwowała jego postawę wobec ciebie. - to była mądra myśl.
- Tyle, że nie licz, że rzuci ci się na szyje tak jak zrobił to Naruto. Oni są całkowicie inni. - powiedz coś czego nie wiem... Pogadałyśmy jeszcze i poszłyśmy spać.

Stałyśmy z dziewczynami przed szkołą. Czekałyśmy na Naruto. Chwilę później widziałyśmy jego uśmiechniętą twarz, ale obok niego szedł Sasuke. Moje serce odruchowo przyśpieszyło swój bieg. Naruto podszedł do Nami i przywitał się z nią czule. Sasuke podszedł tylko do nas ale nic nie powiedział. Zmartwiłam się. Stałam lekko przybita, ale dzwonek na lekcje pobudził moje nogi do działania. Lekcja minęła mi w zastraszająco szybkim tempie. Wychodziłam ostatnia z sali. Nie chciałam myśleć o tym dlaczego Sasuke nie chciał niczego po sobie pokazać. Zostałam gwałtownie wyrwana z moich myśli, bo poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę. Ten korytarz był niemal pusty. Byłam zaskoczona, nie kontaktowałam przez chwilę. Nagle, gdy skręciliśmy w korytarz odzyskałam zdolność myślenia. Spojrzałam przed siebie...wyrwałam się.
- Dlaczego mnie tutaj prowadzisz? - Nie usłyszałam odpowiedzi tylko poczułam jak moje usta milkną w błogiej ciszy. Chciałam tego, pragnęłam, ale nie zrobił tego czego oczekiwałam. Przestałam oddawać pocałunki, po chwili i on przestał.
- Coś nie tak? - zapytał mnie. Nie...wczoraj się całowaliśmy, mówiłeś mi te wszystkie ckliwe teksty, zabrałeś mnie na spacer i odprowadziłeś pod sam dom, a dziś nic. Nie nic się nie dzieje...wszystko jest jak w najlepszym porządku. Daje się wyczuć sarkazm? Mam nadzieję.- Sasuke, kim ja dla ciebie jestem? - postanowiłam wyłożyć karty na wierzch. Nie odpowiedział. - Jeżeli masz zamiar traktować mnie jako swoją koleżankę do spraw seksualnych, to mówię od razu nie licz na nic. Nie mam zamiaru robić czegoś...  - nie dokończyłam. Jeden, krótki, ale gorący pocałunek.
- Jesteś dla mnie bardzo ważna, Sakura. - spojrzał na mnie. Chyba widział moją niepewność. Zaśmiał się. - Mam ci to udowodnić? - nie czekając na moją odpowiedź, chwycił mnie za rękę i wyszliśmy z bocznego korytarza na główny. Cały czas trzymał moją rękę. Nie obyło się bez spojrzeń innych i gadania za plecami. Szłam jak szara myszka. Sama stwierdzam, że to do mnie nie podobne, ale tym razem obecna sytuacja...nie pozwalała mi na inne zachowanie. Wyszliśmy na dziedziniec szkoły. Przy drzewie czekali nasi przyjaciele. Czekałam tylko na ich spojrzenia. Pochwyciłam wzrok An, potem Nami. Uśmiechały się. Ostatnim gapiem był Naruto, który zrobił coś na miarę jego możliwości.
- Co to ma być?! - krzyknął, że cała szkoła spokojnie mogłaby go usłyszeć. Wskazał palcem na nasze splecione dłonie. Złapał się za głowę.
- Nie ja nie rozumiem, ten świat zmierza w złym kierunku. - chyba nie załapał sytuacji.
- Tak ja i Sakura jesteśmy razem. - na uwieńczenie tych słów, Sasuke podarował mi delikatny pocałunek w policzek. Zarumieniłam się. Naruto spoglądał to na nas to na nasze dłonie.
- Zaraz...to ja modliłem się byście wytrzymali do pierwszego semestru razem na biologii, szykowałem bunkier na wypadek wojny, kupiłem nawet zapas ramenu, a wy mi mówicie, że jesteście razem?!
- Y tak? - co miałam powiedzieć? Naruto zrobił minę jakby myślał, wszyscy wiemy, że udawał.
- To dziś po szkole ramen u mnie! Trzeba to uczcić!
- Wybacz Naruto, ale dziś po szkole nie możemy, jesteśmy zajęci. - Na prawdę?
- Ech szkoda, to zjem z dziewczynami. - biedak więcej ramenu dla ciebie.

Po zajęciach udałam się z Sasuke na parking. Wsiedliśmy do samochodu. Nie wiedziałam gdzie mnie zabiera. Ale po chwili poznałam drogę. Ulica Wiśniowa. Na sentymenty ci się zebrało Sasuke?
- Co tutaj robimy? - zapytałam.
- Musimy się z kimś spotkać. - Już niedługo potem wiedziałam o kogo chodzi...
- Itachi?! - jego spodziewałam się najmniej. Co ja mam do rozmowy braci? Zdziwiłam się widząc go tutaj. Z tego co wiem pozostawił drużynę Sasuke.
- Witaj Sakura, dawno się nie widzieliśmy. - pokiwałam głową. Czekałam co ma do powiedzenia.
- Zanim zacznę musimy poczekać na jeszcze jedną ważną osobę. Czekaliśmy parę minut.
- Przepraszam za spóźnienie. - ten głos...co tu się dzieje? Odwróciłam się. W moją stronę szedł Tenshi. Przecież on miał być w Stanach. Nie rozumiem...
- Co ty tutaj robisz Tenshi?
- Cześć Sakura. Tylko się nie wściekaj proszę. - uniósł ręce w geście obrony.
- Skoro jesteśmy już wszyscy to musimy wam coś powiedzieć. - głos znów zabrał starszy Uchiha.  - Razem z Tenshim wcale nie jesteśmy wrogami jak wam się wydawało cały ten czas. Jesteśmy przyjaciółmi. - okej...to się zdziwiłam. Sasuke jak widać też o niczym nie wiedział. - Przekazaliśmy wam drużyny, ponieważ oboje dostaliśmy się do najlepszego studia tanecznego w Nowym Yorku. Na ten sam wydział. - stałam i nie mogłam niczego powiedzieć.
- Ale po co ta cała szopka? Nie rozumiem, nie mogliście załatwić tego inaczej? - Sasuke zadawał pytania.
- Dokładnie. Tenshi nie miałeś być w Stanach?
- Wybacz Sakura musiałem coś wymyślić byś przejęła drużynę.
- Nie mogłeś po prostu na spokojnie mi tego wszystkiego powiedzieć?
- Gdybym to zrobił nie przejęłabyś ekipy. Znalazłabyś tysiąc innych powodów by się wymknąć. Hm...ma rację.
- Wcale nie prawda!
- Sakura, dobrze wiesz, że prawda. - jego wzrok...mówi wszystko.
- Okej, okej prawda. - podniosłam ręce w akcie desperacji.
- Ale widzimy, że zrobiliście rewolucje w ekipach, dobrze zrobiliście. Teraz na sto procent wygracie krajowe.
- Czyli, kiedy wylatujecie? - istotne pytanie...
- Samolot mamy za dwie godziny. - co? już?
- Ale jak to? Tenshi...kiedy ja cię zobaczę? - łzy zaczęły wzbierać mi się w oczach. Nie bacząc na nich podbiegłam i przytuliłam go.
- Nie przejmuj się mała, daj mi cztery lata. Będę cię odwiedzał, a teraz przynajmniej jestem spokojny o twoje bezpieczeństwo. - ostatnie kilka słów wypowiedział mi na ucho. Wiedziałam o co chodzi. Kiwnęłam głową.
- Powodzenia. Wiem, że razem będziecie najlepsi. - uśmiechnęłam się. Sasuke również pożegnał się z bratem.
- Na nas już pora. Musimy jeszcze dojechać na lotnisko. Sakura zajmij się moim bratem a jak coś to wiesz...- zaśmiał się pokazując zabawne gesty. Wiedzieli o nas? Nie ważne, teraz istotne jest to, że mojego przyjaciela będę widywała najrzadziej w życiu. Zanim wsiedli do samochodu krzyknęłam jeszcze.
- Gdy wrócicie wracacie do zespołu! Słyszycie mnie? Tutaj jest wasz dom! - łzy zaczęły cisnąć mi się z powrotem do oczu. Sasuke objął mnie ramieniem. Gdy odjechali zostaliśmy jeszcze chwilę a potem odjechaliśmy. Podwiózł mnie pod sam dom...

4 lata później...
Zdobyliśmy krajowe. Możemy nazwać siebie mistrzami. Skończyliśmy liceum. Nawet nie wiecie jakie mieliśmy szczęście w życiu. W Tokio zostały utworzone studia o kierunku tanecznym. Razem z Sasuke dostaliśmy propozycję kształcenia się tam. Od razu przyjęliśmy ofertę. Nami i Angie wybrały inny kierunek studiów. Artystyczne. Brakuje mi ich, ale codziennie rozmawiamy przez telefon. Naruto poszedł na inne studia, ale do tego samego miasta. Blondyn nadal wiąże przyszłość ze sportem i...Nami. Zaręczyli się. Wiedziałam, że to będzie coś co przetrwa do końca. Angie zaczęła spotykać się z Jekiem. Ciekawe czy coś z tego będzie, koleś wydaje się być miły. Nasze zajęcia dzisiaj kończyły się o osiemnastej. Jestem padnięta. Mieszkam razem z Sasuke. Uparł się, żebym zamieszkała w jego domu. Weszłam do środka, pierwsze swoje kroki skierowałam do kuchni. W środku czekała na mnie największa niespodzianka życia.
- Wszystkiego Najlepszego Sakura! - nie mogła uwierzyć w to co widzę. Wszyscy moi przyjaciele, tutaj. W naszym mieszkaniu. Angie, Nami, Naruto, Sasuke, nawet Itachi i Tenschi! Nie wiedziałam co mam zrobić. Stop wiedziałam - popłakałam się jak dziecko. Odśpiewany sto lat sprawił mi największą radość. Itachi i Tenshi wrócili ze studiów. Dostali pracę w profesjonalnym studio tanecznym. Ale tańczą nadal w naszym zespole. Coś czuję, że szykuję się długi weekend... Cieszę się, że mam tak wspaniałych przyjaciół.

* Jednopartówka zawiera pojedyncze inspiracje z poszczególnych stron internetowych/książek.

Od Autorki: Chyba muszę was przeprosić za moją długa nieobecność. I jestem prawie pewna, że nie ma dla mnie usprawiedliwienia. Dlaczego prawie? Ponieważ mam przygotowane usprawiedliwienie :)
Nauka i szczerze brak chęci. Przez pewien okres czasu straciłam całkowicie ochotę na pisanie, a brak czasu nie pomagał mi w tym wcale. Do tego Ewcia trenuje w ekstraklasie <chwali się> xD I kończy treningi o 19.00 czasu miejscowego. Wybaczcie rozszerzona geografia daje się we znaki. Ale wracając. Z tego wszystkiego nie pamiętam czy mówiłam czy chciałam zrobić niespodziankę NAMI za to, że umieściła moją osobę w swoim opowiadaniu. Moje podziękowania - przepraszam, że tak długo czekałaś. Ale mam nadzieję, że się podobało. Umieściłam tutaj jeszcze postać mojej BFF ANGIE obiecałam, że kiedyś cię opiszę? Obiecałam :3 Jeszcze raz gomen za moją nieobecność, ale nie wiem kiedy dodam kolejną notkę. Możliwe...a nawet nie chce mówić bo na prawdę nie wiem. Czekam na wasze opinie mordki! <3

                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                   
LAYOUT BY OKEYLA